To działo się latem 1967 roku. Był piękny słoneczny dzień. Paul Anka jechał samochodem po malowniczym południu Francji. Saint Tropez i te klimaty. W radiu leciała piosenka lokalnego artysty, niejakiego Clauda Francois. Paul Anka podkręcił głośność. Z uwagą wsłuchiwał się w melodię i znacząco kiwał głową. Piosenka dobiegła końca. Paul Anka nie przestawał kręcić nosem i mruczeć pod nim:
Jak można tak zepsuć taki dobry temat (muzyczny).
Jak to jest źle śpiewane, źle zaaranżowane. Ale z tego można zrobić COŚ.
Zaraz poleciał do Paryża, by wynegocjować prawa do usłyszanej piosenki. Nabył ją za symbolicznego dolara. Zabrał ze sobą do Stanów. Lekko przerobił melodię, przearanżował. Napisał nowy tekst z myślą o Franku Sinatrze. W ten sposób powstał światowy szlagier, jedna z najbardziej znanych piosenek XX wieku, MY WAY.
Kto dziś zna “Comme d’habitude” Clauda Francois? No, dobra Francuzi i frankofile na pewno znają. Ale poza tym?
Kto zna MY WAY śpiewane przez Franka Sinatrę do tekstu Paula Anki?
Każdy.
https://www.youtube.com/watch?v=kl4Uh5nOFAg
Co je różni? Emocje.
Paul Anka do płytkiej, banalnej piosenka Clauda Francosi o szarej codzienności “Comme d’habitude” dorzucił EMOCJE.
Przerobił ją w dramatyczne rozliczenie umierającego człowieka, który jeszcze raz z dystansem patrzy na swoje życie. I nie żałuje niczego.
I did it MY WAY. Zrobiłem to, przeżyłem je na swój sposób i nie żałuję.
Czy na Twoim blogu są emocje?
EMOCJE są kluczem. Umieć poruszyć czytelnika, poruszyć odbiorcę, poruszyć słuchacza. To sekret wielkich artystów. Jak to pisze Kominek (dziś Jason Hunt) w swojej książce:
Twórczość bez emocji, bez umiejętności wzbudzania reakcji, pozostawia twórcę obojętnym, nijakim. Czy to na blogu, czy to na Facebooku, czy pod budką z piwem.
Emocji pragną czytelnicy.
Dobry bloger wie, jak grać na emocjach.
Emocje. Jak często zaniedbywałam je w swoim blogowaniu.
Koncentrowałam się na suchym, odtwórczym przekazywaniu wiedzy. Jakiej w sieci wiele. To było moim celem. Moją wizją na pisanie kolejnego nudnego bloga. Kolejny suchy tekst z suchą dawką wiedzy.
I znowu zacytuję Wam Kominka (dziś Jason Hunt)
Przekazując znaną informację, znaną opinię, nie przekazujesz niczego.
Suchą wiedzę (suche fakty) zapamiętuje się gorzej niż porcję wiedzy, która pobudziła w nas wspomnienia, skojarzenia, emocje. A jeżeli już czytelnik zapamięta taką suchą wiedzę, to jest spora szansa, że zapomni źródło, w którym je znalazł.
Dlatego STORYTELLING, czyli opowiadanie historii, które działają na wyobraźnię, a jeszcze lepiej na emocje, sprzyja zapamiętywaniu faktów. Bo ludzie zapamiętują historie.
Moje najbardziej emocjonalne posty z minionego roku.
Pewnie dlatego w minionym roku wpisy, w które włożyłam swoje emocje, osobiste przemyślenia i przeżycia, wywołały największy odzew w postaci komentarzy, lajków, udostępnień.
W ramach tegorocznych wspominek chciałabym podsunąć Wam i przypomnieć kilka z nich.
Paryż – mieszkam w oblężonym mieście.
Chyba największe poruszenie (mierzone liczbą udostępnień -39 i 142 lajki na Facebooku) wywołał ten tekst. Bo też dotyczył niecodziennych zdarzeń. Pisany na gorąco po zamachach w Paryżu.
Na podstawie relacji ludzi, których te wydarzenia bezpośrednio dotknęły. Którzy znaleźli się gdzieś na drodze terrorystów i jakimś cudowem – uszli z życiem. W ten feralny piątek 13 listopada 2015.
Jeżeli zapytacie mnie dlaczego w Paryżu rodzą się terroryści, opowiem Wam moją historię.
Post, który napisałam wiele miesięcy przed tymi wydarzeniami (krótko po zamachu na Charlie Hebdo). Tekst, w którym chciałam wyjaśnić dlaczego coś takiego jest możliwe we Francji. Skąd biorą się terroryści. Bo ja sama przez wiele lat mieszkałam pośród nich. W jednej z takich dzielnic, w której się rodzą.
Jestem rasistką
Tekst o przewrotnym tytule Jestem rasistką, bo czasami jestem i czuję się taką. Bo to złożony temat. Bardzo złożona jest francuska sytuacja. Czasami łatwo ulegamy stereotypom i wrzucamy wszystkich emigrantów do jednego worka. To jeden z najczęściej czytanych (moich) tekstów w tym miesiącu. Według Google Analytics. Kontorowersyjny tutuł robi swoje.
Czy zdążyłabym?
Pamiętacie tę kampanię/klip fundacji Mamy i Taty Nie odkładaj macierzyństwa. Swego czasu narobił sporo zamieszania w sieci.
Wypowiadały się, hejtowały go osoby, które nigdy przez coś takiego nie przechodziły. Ten problem ich nie dotyczy. Na dziś. Kto wie, co będzie jutro.
« Przecież ta babeczka z filmu ma najwyżej 35 lat. Jeszcze zdąży trójkę dzieci urodzić. »
Musiałam to powiedzieć. Czy zdążyłabym? Wiecie co: problem jest w tym, że wiele osób tak myśli. Tylko, że ja przez to przechodziłam. To moja historia. Moje rozterki. Moje zwątpienia. I moje wyniki. Jeżeli komuś w podobnej sytuacji dadzą nadzieję, to proszę: bierzcie ją sobie.
Ale nie odkładajce macierzyństwa.
Czy kampania Fundacji Mamy i Taty, od której huczał cały internet jest dobra? A czy to dobrze, że w kraju w którym rodzi się za mało dzieci, a państwo od lat nie ma sensownej polityki prorodzinnej, coś nagle skłoniło ludzi do gorącej dyskusji na temat macierzyństwa?
Odpowiedzcie sobie sami.
Już mnie to nie dziwi. Zrozumiałam.
Jeden z moich tekstów, w których wspominam swoją mamę. Właściwie miał to być zwyczajny post z przepisem na ciasto morelowe. Ale ja zastanawiałam się, jak przekazać to inaczej. Morele przywołały mi na pamięć wspomnienie mamy, która w czasach siermiężnego komunizmu najlepsze owoce oddawała dziecku. A sama zadowalała się piekielnie kwaśnymi morelami. Bo
Miłość rodzicielska jest złym rachmistrzem. Nierówno dzieli. Zawsze tak, by dla dziecka było więcej i to, co najlepsze. I dalej z uśmiechem robi swoje.
Nie umiem pisać dobrych tekstów parentingowych. Ale ten tekst, wspomnienie miłości matczynej, dostał się do pierwszej dziesiątki wyróżnionych tekstów na stronie Mądrzy Rodzice. Dwa razy udał mi się taki wyczyn.