Wylali go z pracy i dopiero wtedy znalazł swoją drogę

Czasami trudne doświadczenia wywracają nasze życie do góry nogami po to, żeby wepchnąć je na nowe tory

Czasami myślę sobie, że trudne doświadczenia i bolesne zdarzenia, które spadają na nas i sprawiają, że nasze życie wywraca się do góry nogami, paradoksalnie czasami mogą być szansą / okazją do tego, żeby popchnąć nasze życie na nowe tory.

Po to, żebyśmy spróbowali czegoś innego, czegoś nowego. Tu: wszechświat, Pan Bóg, zbieg okoliczności, los … zmuszają nas do tego trochę tak na siłę (pozornie wbrew nam samym). Chociaż w danym momencie może wydawać się nam, że dane zdarzenie nas przerasta, że jest zbyt bolesne, zbyt trudne i że nie damy rady. Ale …

Kiedy naprawdę musimy sobie poradzić – poradzimy sobie.

Czasami takie trudne doświadczenia mogą być szansą, żeby zacząć robić to, co jest naszym powołaniem: może już mocno przyduszonym, przydeptanym w zakamarkach naszej duszy, ale wciąż gdzieś tam jeszcze obecnym w nas.

Wylali go z pracy i dopiero wtedy znalazł swoją drogę

Spotkałam ostatnio dawnego kolegę z pracy, który został z tej pracy wyrzucony, a w zasadzie podziękowano mu ze względu na zaogniające się z jego udziałem konflikty między koleżeńskie. To miało miejsce już kilka lat temu.

Mimo, że mój kolega czuł się wówczas spełniony w tym, co robił i po prostu lubił swoją pracę. Nawet jeżeli – powiedzmy to eufemistycznie – nie był osobą najłatwiejszą w relacjach międzyludzkich, czytaj potrafił zrobić z igły – widły, czy wywołać burzę w szklance wody, a czasami wręcz nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
Więc ostatecznie podziękowano mu.

No ale w tym momencie jego świat się zawalił. To był bardzo trudny moment, dlatego że rzeczywiście, kiedy człowiek chce coś robić i nagle okazuje się, że ta droga się przed nim zamyka: mur, koniec, nie. To jest zejście do bram piekła…

Ale patrząc na to z pewnej perspektywy – dzisiaj jesteśmy już kilka lat po tym wydarzeniu.

Dziś mój kolega ma swój zakład fryzjerski i czuje się spełniony w tym, co robi.

Oczywiście w momencie, kiedy stracił pracę nie miał zielonego pojęcia, że w ogóle chciałby być fryzjerem. Na szczęście w Europie mamy odpowiednie instytucje, procedury, istnieje ogromne wsparcie. Wszystko po to, by osobę na takim etapie życiowym zrecyklować na rynku pracy.

No i w sumie jakimś dość specyficznym trafem w biurze pośrednictwa pracy, do którego z urzędu trafił, ktoś zaproponował mu z długiej listy szkoleń… szkolenie z zakresu fryzjerstwa (które chyba raczej nie jest najczęściej oferowaną w takiej sytuacji opcją).

Tu nagle u mojego kolegi zapaliła się taka wibrująca lampka i wspomnienie, że przecież kiedy był dzieckiem, coś takiego mu się przecież marzyło.

Ale wiecie jak to jest w życiu: często porzucamy marzenia, żeby robić to, czy tamto, bo jakieś inne zawody mają lepsze perspektywy. A wtedy niekoniecznie słuchamy tego, co nam w duszy gra. Raczej słuchamy osób, które uważamy za mądrzejsze od nas na danym etapie naszego życia, czyli rodziców, nauczycieli, czy osoby, które mają większe doświadczenie życiowe.

A wtedy często z braku odwagi porzucamy nasze marzenia (a tym samym być może nasze wewnętrzne powołanie).
Czytałam kiedyś w książce Briana Tracy, by wrócić do tego, kim chcielibyśmy być mając gdzieś między 7 a 14 lat. Bo w tym wieku mamy niezmąconą, w zasadzie intuicyjną świadomość swoich własnych predyspozycji i spontanicznie przeczuwamy w sobie swoje powołanie. Póki to nie zostało jeszcze zaburzone przez zewnętrzne wpływy, naciski, sugestie, dobre rady w zasadzie dobrze nam życzących osób. Ale , które może przerzuciły na innych swoje marzenia, których nie udało się im zrealizować.

I tak młodzi ludzie nasiąkają może niespełnionymi marzeniami swoich własnych rodziców, czy dokonują życiowych wyborów kierując się bardziej pragmatycznymi rachubami, że może dany fach będzie lepszy.

Suma sumarum mój kolega w tym momencie, na życiowych rozdrożach usłyszał, dostrzegł, zareagował na ten gdzieś głęboko upchnięty i skrupulatnie dociśnięty w zakamarkach świadomości głos – marzenie, żeby zająć się fryzjerstwem.
No i właśnie potrzebo było tego rozdroża, żeby to marzenie wreszcie przebiło się do jego świadomości … w wieku 40 stu lat. Kiedy był już na takim etapie życia, że myślał, że miał jasno obrany kierunek (dotychczasowa praca) i zanim to wszystko się posypało.

No i myślę, że w sumie to było takim szczęściem w nieszczęściu, że nie zostawiono go w tej pracy jeszcze na kolejne 10 lat, mówiąc że no może jakoś to się ułoży, może on się dogra…, a jeśli jednak nie, to dopiero wtedy boom i wylatujesz.
Ale to już może nie będzie ten moment, żeby zacząć wszystko od nowa i zdobyć nowy fach.

Czyli jak to mówią: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nawet, jeżeli w danym momencie, kiedy wali się i pali, trudno to dostrzec. Dopiero potrzeba czasu, który zagoi rany i dystansu, by zrozumieć, że to było nam potrzebne, by wejść na nową drogę, czy popchnąć nas w kierunku nowych, jeszcze nieznanych horyzontów.

Do przemyślenia.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

SEKRETY SUKCESU Co odróżnia tych, którzy osiągają sukces, od tych, którzy pozostają w tyle?

Co odróżnia tych, którzy osiągają sukces, od tych, którzy pozostają w tyle?

Sekret tkwi w ich zdolności do wychodzenia poza własne ograniczenia, w ciągłym dążeniu do doskonałości i gotowości na nieustanny rozwój…

To właśnie wyróżnia ich spośród tłumu – gotowość do podjęcia wysiłku i ryzyka w imię realizacji swoich marzeń.

Sukces nie jest dziełem przypadku, czy szczęścia. To efekt ciężkiej pracy, poświęcenia, nieustannej chęci doskonalenia się i niestrudzonych wysiłków mimo kolejnych niepowodzeń, porażek. Czasami wręcz wbrew wszystkim i wszystkiemu.

Na drodze do sukcesu musisz być gotowy na walkę i na porażki. Musisz nauczyć się wyciągać z nich wnioski i czerpać siłę do dalszego działania. Zamiast dać się im pogrążyć i stłamsić w sobie wolę walki.

Pamiętaj, że sukces nie jest celem, ale procesem, który odzwierciedla twoją determinację i wytrwałość. Sukces nie przychodzi do tych, którzy czekają. Musisz mieć odwagę marzyć i jeszcze większą odwagę działać.

Nie zatrzymuj się na przeszkodach, lecz ucz się i rozwijaj dzięki nim i idź dalej. To właśnie z trudnych doświadczeń rodzi się prawdziwa siła. No i przede wszystkim nigdy nie trać wiary w siebie i swoje możliwości.

Pamiętaj, że każdy dzień jest nową szansą na osiągnięcie sukcesu. Wystarczy tylko, że w to uwierzysz i będziesz działać z determinacją.

Czy imigranci są szansą dla Polski?

Dlatego właśnie uważam, że imigracja może być taką siłą i szansą i czymś, co niesie pozytywną energię. To jest kapitał ludzki, który ma w sobie dużo wewnętrznego zapału i energii, która może przysłużyć się krajowi, który przyjmuje taką imigrację.

I owszem mieszkam we Francji, wiem jak wyglądają imigranckie przedmieścia i zdaję sobie sprawę, że mogą być ludzie, którzy przyjeżdżają tylko po to, żeby wykorzystać system, czy skorzystać z systemu. Ale znając wielu imigrantów, muszę powiedzieć, że to są często ludzie, którzy chcieli coś więcej niż to, co mogli znaleźć w swoim kraju i często to jest ich siła. To, że oni są gotowi wyjść z pewnej strefy komfortu, przede wszystkim przejść te wszystkie bariery administracyjne, bo często zdobycie wizy, czy uzyskanie prawa pobytu to jest bardzo bolesny bieg z przeszkodami przez administrację. A jeszcze nauczyć się języka, zaaklimatyzować się, znaleźć jakąś pracę… W momencie, kiedy udaje im się to wszystko zrobić i odnajdują się w jakimś takim szarym życiu, wielu mówi sobie: ” Nie, no przecież to wszystko nie było po to, muszę robić coś więcej”.

No i jeszcze jest też ten aspekt, czy jest ta rodzina, która zostaje w kraju, której trzeba udowodnić, że to przecież nie było tylko po to.

Więc mam znajomych imigrantów, którym owszem często w swoim kraju udało się osiągnąć jakąś tam pozycję socjalną. Dlatego, że trzeba mieć pewne środki, zasoby, żeby zorganizować chociażby podróż do Europy (szczególnie tutaj mówię o krajach np. azjatyckich). Mam koleżankę z Pakistanu. Więc jej rodzina np. osiągnęła pewien poziom społeczny w swoim kraju. No i dzięki temu mogła sfinansować podróż i wizy do Europy.

Nawet jeżeli to jej tato, to pokolenie jej rodziców przyjechało na początku lat 2000 do Francji i jej rodzice troszeczkę musieli spuścić z tonu: jej tata pracował fizycznie przez całe swoje życie we Francjis. Ale nie zadawalał się tym, jak to robi większość. Np. widzę to po Francuzach, po moich francuskich kolegach z pracy, którzy no robią tą swoją pracę, ale po pracy chcą korzystać z życia: chcą po prostu pójść do kina, wyjść na spacer, oglądać telewizję i nie mają tej motywacji, żeby chcieć czegoś więcej. Oni chcą zrobić swoje, mieć czas dla siebie i mieć święty spokój. Imigrant, który już raz zdobył się na to, żeby wyjść ze strefy komfortu, robił to po coś, więc teraz musi przed samym sobą i przed swoją rodziną udowodnić, że to miało jakiś sens, że to było po coś i rzeczywiście czemuś służyło. A nie tylko po, to żeby odwalać czarną robotę w obcym kraju.

Więc np. tata mojej koleżanki z Pakistanu, który pracował fizycznie we Francji, który miał tam taką pospolitą, słabo wynagradzaną pracę, ale jednak … po pracy, mając skromne zarobki, jednak miał w sobie tyle uporu, wytrwałości i kupował kolejno jakieś mieszkania do całkowitego remontu i powoli w nich majsterkował, a później wynajmował to. No i tak powoli zbudował sobie pakiet mieszkań na wynajem, który dzisiaj dostarcza mu dodatkowy dochód. No a już jak jedzie do siebie, do Pakistanu, żeby spotkać się z rodziną, to jakby może pokazać, że jednak to było po coś, że owszem może zmienił status społeczny we Francji na niższy. Ale no nie zatrzymał się, bo cały czas chciał czegoś więcej.
We Francji owszem są imigranckie przedmieścia, które może rzeczywiście, jak to mówił kiedyś Manuel Valls, że to jest taki: no man’s land. Ale często problemem nie jest to pierwsze pokolenie. Bo to pierwsze pokolenie przyjechało po to, żeby pracować i pracowało często w takiej nadziei, że ich dzieci będą żyć lepiej.

To z kolei to trzecie pokolenie, często właśnie wnuki, które może właśnie było przyzwyczajone do takiego życia.

Jest takie powiedzenie: trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy. Jeżeli ci silni ludzie przybywają skądinąd, bo może my już jesteśmy przyzwyczajeni do lepszych czasów, więc może to nas tak troszkę rozleniwia. A ci silni ludzie tworzą dobre czasy. A z kolei dobre czasy – rozleniwiają, więc tworzą słabszych ludzi.
Więc fajnie byłoby wziąć tę energię tych silnych ludzi, którym się chce robić coś więcej.

A wyobraźcie sobie, bo np. mój mąż ma kuzyna w Iranie. Mój mąż pochodzi z Iranu i ma kuzyna w Iranie, który prowadzi tam biznes (nawet całkiem fajnie prosperujący biznes). Ale żeby robić biznes w takim kraju, jak Iran, żeby tam coś załatwić w administracji, to – to nie jest papierologia tak, jak w Europie. Tylko to jest papierologia plus jeszcze znalezienie odpowiednich “wejść”.

Co tu dużo będę mówić: to jest tak, jak u nas za komuny, że się szło z jakąś kopertą. Tyle że dzisiaj w Iranie, taki przedsiębiorca jeszcze musi wyczuć, jaka powinna być kwota w tej kopercie. Tyle żeby w ogóle zacząć rozmawiać, a później dopiero będzie papierologia.

Ale wiecie: taki przedsiębiorca, który to właśnie poznał w swoim kraju, kiedy przyjeżdża do Europy – to dla niego ta papierologia, te wszystkie dyrektywy Unii Europejskiej to jest pikuś, to jest nic, to jest sama przyjemność. Więc wyobraźcie sobie, ile pozytywnej energii mogą przynieść takie osoby.

Tym bardziej, że one chcą coś udowodnić. Bo przecież nie po to zmieniały życie, nie po to zamieniały codzienną sprawdzoną rutynę w swoim kraju na nowe wyzwania, bo przecież trzeba wyjść ze strefy komfortu, nauczyć się języka, przejść przez tą całą procedurę wizową, procedurę przyznania karty pobytu i karty pracy. I to nie po to, żeby do końca życia pracować w takie takiej ciężkiej, szarej pracy.

Owszem niektórzy tak robią. Ale wtedy nadzieję lokują w swoich dzieciach: że zapewnią swoim dzieciom edukację – i to też jest jakiś motor zmiany.

Ale to jest też ta pozytywna energia, która przychodzi do danego kraju – tutaj myślę o Polsce – którą można ściągać do swojego kraju po to, żeby służyła nam wszystkim.

Owszem imigracja wiąże się z pewnymi wyzwaniami i trudnościami. Bo na pewno imigracja to jest takie sito. Na tym sicie znajdą się osoby, które chcą się przemknąć i chcą skorzystać z systemu. Bo takie nęci ich pozornie idealne życie podpatrzone w jakichś zachodnich serialach.

Ale też jest bardzo dużo ludzi, którzy chcą coś udowodnić. W momencie, kiedy już są na emigracji, czują taką potrzebę, że muszą udowodnić: i przed samym sobą, i przed swoją rodziną, która została w kraju, że przezwyciężenie tych wszystkich przeszkód było na coś i czemuś miało służyć

Więc takie tam moje gadanie o imigracji…

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version

Fatal error: Uncaught wfWAFStorageFileException: Unable to verify temporary file contents for atomic writing. in /home/beatared/public_html/vademecumblogera.pl/wp-content/plugins/wordfence/vendor/wordfence/wf-waf/src/lib/storage/file.php:51 Stack trace: #0 /home/beatared/public_html/vademecumblogera.pl/wp-content/plugins/wordfence/vendor/wordfence/wf-waf/src/lib/storage/file.php(658): wfWAFStorageFile::atomicFilePutContents('/home/beatared/...', '<?php exit('Acc...') #1 [internal function]: wfWAFStorageFile->saveConfig('livewaf') #2 {main} thrown in /home/beatared/public_html/vademecumblogera.pl/wp-content/plugins/wordfence/vendor/wordfence/wf-waf/src/lib/storage/file.php on line 51