VADEMECUM BLOGERA

Życie Zero Waste – czy to jest jeszcze możliwe?

Życie Zero Waste – czy to jest jeszcze możliwe?

ZERO WASTE,

Ostatnio z rozrzewnieniem wracam pamięcią do wspomnień z mojego dzieciństwa.

To z pozoru nie było łatwe czasy.

Początek lat osiemdziesiątych, stan wojenny, puste sklepy, puste sklepowe półki, gigantyczne kolejki, jak coś – cokolwiek do nich rzucili.

Ten medal miał drugą stronę: ludzie żyli prościej. Nie, nie chcę nikomu udowadniać, że tamte lata były dobrym czasem dla Polski.

Raczej chciałabym przypomnieć, że były i to wcale nie tak dawno czasy, kiedy żyliśmy inaczej, żyliśmy w taki sposób, że dzisiaj wydaje nam się nie do pomyślenia.

A jednak – jak szybko przyzwyczajamy się do dobrego….

Pamiętam jakim luksusem były wówczas plastikowe reklamówki przywiezione przez moją ciocię ze Szwecji.

Z jakim prawie że religijnym namaszczeniem mama układała je w specjalnej szufladzie.

Z której ja z jeszcze większą przyjemnością je wyciągałam, przeglądałam.

Bo one miały w sobie posmak innego życia, do którego wtedy aspirowaliśmy. W sumie bezkrytycznie i nie do końca świadomie. A w owych czasach jeszcze w przekonaniu, że jest to nieosiągalne.

Paradoks istoty ludzkiej, która jest chodzącym paradoksem kłębiących się w nim pragnień (nie zaspokajalnych – bo apetyt rośnie w miarę jedzenia) i emocji.

To, co wtedy wydawało mi się szarą codziennością dzisiaj wspominam z nostalgią.

Moja mama miała zwyczaj, który przypuszczam był typowy dla ówczesnych mam – gospodyń domowych – pań domu – wykładała kosz śmieci przeczytaną gazetą, żeby to, co do niego będzie wrzucać nie kleiło się do dna.

Plastikowe woreczki, które w owych czasach były raczej rarytasem, niż walącą się drzwiami i oknami codziennością, starannie myła i prawie że nabożnie suszyła.

Gromadziła je w specjalnie przeznaczonej do tego kuchennej szufladzie. Tyle, że przez całe lata uzbierało się ich tyle, ile dzisiaj człowiek zgarnia tego w tydzień.

Te woreczki plastikowe były przydatne. Ale szanowało się je, wykorzystywało powtórnie, a raczej kilkakrotnie.

Gdyby ktoś pokusił się i zrobił taką analizę porównawczą, czy wiwisekcję ówczesnego kosza na śmieci, raptem 35 lat wstecz i tego współczesnego, mam przeczucie, że wyglądało by to zupełnie, ale to zupełnie inaczej.

Kosz na śmieci wyłożony gazetą, a nie jakimiś workiem plastikowym.

W tamtych czasach tym, co lądowało w śmietniku były zwykłe obierki.

Potem ten kosz wypelniony obierkami – moja mama wynosiła bezpośrednio na zbiorczego kosza na śmieci – luzem. Nie w jakimś plastiku.

Mama zawsze nosiła w torebce – tekstylna torbę na zakupy i owszem plastikowe woreczki – te z odzysku (starannie myte i składane)

Wszystko, co lądowało w torbie na zakupy, lądowało w niej luzem: warzywa na wage, pieczywo…

🥔🥬🥝🍑Mięso na wagę owinięte w papier – wtedy.

Kontra dzisiaj – już poszatkowana i osobno plasterek po plasterku pozawijana wędlina.

🍞Wtedy bochenk chleba w całości, bez zbędnych opakowań, kontra dzisiaj bochenek chleba juz poszatkowany, opakowany w plastik.

Nikomu nawet nie śniły się takie jednorazowe plastikowe opakowania.

Współcześnie – same opakowania, bo tak jest wygodniej.

Widać ten odcisk społeczeństwa singli, wszystko podporządkowane naszej wygodzie i wszechobecnemu konsumpcjonizmowi: uprzednio poszatkowane, popakowane plasterek po plasterku, posiłek przygotowany, odmierzony, tylko rozpakować, wrzucić na patelnię i konsumować.

A kolejne opakowania wyrzucać, jedno za drugim. 🌭🍔🍔🌯🍗🥗🥗🌭

Wychowałam się na prostym bochenku chleba, który mama kupowała codziennie, przy okazji innych zakupów, podsuwając ekspedientce swoją tekstylną torbe na zakupy.

Mam 46 lat. I teraz wyobraźcie sobie, że ja jeszcze doskonale pamiętam czasy; kiedy żyliśmy zupełnie inaczej: prościej, skromniej, bez tego całego balastu jednorazowych plastików.

Co z tego, że z pozoru tak żyje się nam łatwiej, skoro to ma swoją cenę.

Cenę dla naszego zdrowia (rykoszetem), dla naszej planety (ten klimat, który stale nam się rozregulowuje).

Gdy człowiek ma mało uczy się szacunku dla tego, co ma.

Gdy ma to, co chce – i tak chce coraz więcej.

Wszystko, co łatwo przychodzi z pozoru ma swoją ukrytą cenę i odbywa się kosztem czegoś.

Już nikogo nie dziwią te dziwne choroby i zupełnie nie pasujące do pewnego wieku – choróbska.

Ostatnio miga mi po drodze ogromny plakat, który daje do myślenia:

mały chłopiec i prosty komentarz: rak w wieku siedmiu lat? Poważnie?

Bo nasz sposób życia zmienił się. I to na przestrzeni jednego ludzkiego życia.

Teraz wyobraźcie sobie, czym jest takie jego życie ludzkie w skali naszej planety – jakiś nic nie znaczący ułamek sekundy.

Owszem, już wtedy zachód, kraje zachodnie funkcjonowały inaczej. Ale też znowu nie na taką skalę, jak dzisiaj.

Dzisiaj wydawałoby się, że wyrzeczenie się tego to byłaby rezygnacja z pewnego standingu życia.

Ale to sprowadza się do prostych codziennych gestów, jak np noszenie torby na zakupy, czy kupowania więcej produktów luzem i na wagę.

Obserwuję, jak coraz więcej osób staje się orędownikami tzw zero waste.

Ironia historii – coś, co było normą raptem trzydzieści kilka lat temu, dzisiaj staje się objawieniem.

Jako trochę starsza dziewczyna pamiętam to dobrze.

Owszem dogoniliśmy zachód… Ale jaki dziwny jest ten świat.

Aspirowaliśmy do czegoś te 35 lat temu, co było synonimem postępu.

Tymczasem starą sprawdzoną metodą pozostaje proste życie.

Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Trzeba się napracować, by do czegoś dojść.

Wszystko nie będzie spadać nam z nieba.

Plastikowe jednorazowe opakowania nie spadają z nieba.

Tym czasem my długofalowo podcinamy gałąź, na której siedzimy.

Bezmiar tych wszystkich plastików. Które powoli czynią nasze życie coraz bardziej sterylnym (coraz wiecej par ma problemy z poczęciem), a nasze środowisko coraz bardziej toksycznym.

No ale cóż : uzależnil nas ten styl życia. Tymczasem kiedyś żyliśmy inaczej prościej. Raptem 35 lat temu.

Tymczasem niektórym dzisiaj wydaje się, że tak się nie da żyć. Albo, że tak już nie potrafilibyśmy żyć.

Tymczasem ocenia sie, że jeżeli nic się nie zmieni:

oceany w 2050 roku będą zawierać wagowo więcej plastiku niż ryb.

Do przemyślenia.

Pozdrawiam serdecznie Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(8) Komentarzy

  1. Ja nie żyję w duchu zero waste. Mam katering dietetyczny, a wraz z nim plastikowe sztućce. Codziennie. 😉

  2. Jesteśmy jedno pokolenia. A ostatnimi dniami mam takie same przemyślenia jak Ty. Ta masa opakowań, woreczków foliowych mnie przeraża. Mam postanowienie na nowy rok, jeszcze bardziej skupić się na zero waste

  3. Chyba mamy podobne roczniki 🙂 I ja ostatnio często wracam wspomnieniami do czasów dzieciństwa. Teraz mam swoją rodzinę i jest cudnie, ale czasem chciałabym choć na chwilę cofnąć się do tych lat 80…

  4. Dietetyk Na Walizkach says:

    Masz dużo racji. Czasami nawet się nad tym nie zastanawiamy, ale faktycznie ciężko jest coś kupić “luzem”. Kupujesz warzywa/owoce – pakujesz je do foliówki lub kupujesz na tackach. Kupujesz chleb – niemal zawsze zapakowany jest w folię. Wszędzie opakowania, jednorazowe rozwiązania. Warto się nad tym pochylić i poszukać bardziej długofalowych rozwiązań. Ja, np zaczęłam od tego, że noszę ze sobą swoją torbę na zakupy i jak mogę to kupuję rzeczy luzem.

  5. Magda says:

    Bardzo ważny temat i świetny artykuł! 🙂

  6. Podobno w Japonii jest miasteczko, któremu się udaje recyklingować ok. 90 % śmieci. W każdym domu są 44 kubły, żeby te śmieci segregować…. Szaleństwo. Dlatego ja też tęsknię do czasów, gdy pakowaliśmy rzeczy w papier i kupowaliśmy marchewkę tak, że była wrzucana do materiałowej torby, a nie do plastiku.

  7. Ostatnio mam sporo przemyśleń na ten temat – wiele z nich podobnych do Twoich. I staram się eliminować z mojego życia to, co się da. Przestałam kupować wodę w plastikowych butelkach, piję filtrowaną z kranu. Gdyby każdy z nas zrobił chociaż to, ile plastikowych butelek mniej lądowałoby na śmietnikach.

  8. Pamiętam te czasy, wszystko pakowane w szary papier. Mleko w szklanych butelkach. Potem nastąpił zachwyt plastikiem, kolorowe i lekkie pojemniki na żywność itd. Na szczęście zaczyna do nas docierać, że ogrom plastiku wcale nie jest niezbędny do życia. Segregację śmieci mamy już od wielu lat. Za woreczki plastikowe płacimy coraz więcej, za to nie drogo można kupić ładne torby tekstylne. Rośnie też świadomość konsumentów i producentów, odnośnie składu artykułów spożywczych. Oby tak dalej 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *