linki tygodnia, VADEMECUM BLOGERA

Czy to jeszcze marketing, czy już manipulacja. Linki tygodnia.

marketing a manipulacja

marketing a manipulacja

Zgadnij, kto przyjdzie dziś na kolację.

Jedziemy z mężem w gościnę do znajomych. Mocno spóźnieni. Taka mała wpadka organizacyjna. Wiecie: dzieci, pieluchy i te sprawy. Czasami trudno to na czas ogarnąć i zawsze zajmuje więcej czasu, niż sobie założymy. Wtedy mój mąż (a jesteśmy już prawie pod domem znajomych), dzwoni do nich, przeprasza za spóźnienie, narzeka na korki i oznajmia, że dojedziemy dopiero za godzinę. A tam kolacja już stygnie na stole. Wszyscy ostrzą sobie na nią zęby. Ale czują, że powinni poczekać.

5 minut później jesteśmy na miejscu. Znajomi zamiast wypominać spóźnienie, są zadowoleni, że goście dotarli szybciej niż przewidywali. Może to i ryzykowna zagrywka, ma coś z manipulacji, ale działa.

Tymbardziej, że czasami dojazdy zabierają więcej czasu niż sobie założyliśmy. A do tego trzeba jeszcze zaparkować. A jak parkować ma kobieta. To jak z zachodem słońca: można na to patrzeć bez końca.

MARKETING A MANIPULACJA

Kiedyś znajomy podesłał mi do obejrzenia taki « sympatyczny » filmik z You Tube. Który cieszył się tam sporą popularnością.

Babeczka za kierownicą, chyba na parkingu jakiegoś amerykańskiego supermarketu. Po raz n-ty do potęgi robi podejście do parkowania. Wycofuje się i próbuje na nowo. Niestety znowu klapa. A za nią rośnie « kolejka » samochodów, które muszą poczekać aż skończy. Bo przy okazji zajechała im drogę.

Jak na egzaminie na prawo jazdy. Szkoda, że egzaminatorzy nie mają tyle cierpliwości. Bo babeczka za kierownicą ma. Niezrażona zajeżdża. Znowu nie wyszło, wycofuje się. Robi kolejne podejście. Bez końca.

Widocznie bez końca, dla gościa czekającego w pierwszym samochodzie. W końcu wyczerpuje się ta jego cierpliwość. Sam wycofać się nie może, bo stojące za nim samochody odcięły mu drogę. A tu baba za kierownicą, no wiecie, parkuje się i nie może zaparkować.

Nerwy mu puszczają. Wysiada z samochodu, podchodzi do babeczki, bierze od niej kluczyki, wsiada do jej samochodu i bezbłędnie parkuje go za pierwszym podejściem. Babeczka cała w skowronkach. Chce podziękować wybawicielowi. Ale faceta już nie ma. Ani się obejrzała – odjechał. Wyraźnie nie ma problemów z parkowaniem, ani odpalaniem samochodu.

[Tweet “Są dwie rzeczy, na które można patrzeć bez końca : zachód słońca i parkującą kobietę.”]

Nie wiem, czy ten filmik został specjalnie spreparowany, by potwierdzić prawdziwość, czy może raczej złośliwość powiedzenia: Są dwie rzeczy, na które można patrzeć bez końca: zachód słońca i parkującą kobietę.

Znalazłam je u Ani, w bardzo fajnym wpisie Puch marny, a jednak cieszy. Kobieta pod lupą. W którym znajdziecie wiele innych sympatycznych cytatów o kobitkach.

A propos samochodów. Uważajcie na niedoszłych samobójców, przepraszam autostopowiczów, którzy beztrostko łapią okazje na pasie rozbiegowym autostrady. To u Pawła we wpisie Podrzucic kawalek?

marketing a manipulacja Coco Chanel

Marketing, czy manipulacja.

Ale jak śmiać się, to czemu zawsze z tych biednych, bezbronnych babeczek? No, bo przepraszam : kto wrobił nas w tę z góry skazaną na przegraną walkę z wciąż przyrastającą liczbą kilogramów, zmarszczek i świeczek na torcie urodzinowym? Ktoś przecież zbija na tym pieniądze. A kobieta jest tu konsumentką (a może raczej ofiarą) … idealną. Bo tak łatwo daje sobie robić wodę z mózgu.

Czy zastanwialiście się dlaczego w przymierzalniach domów towarowych panuje nastrojowy półmrok? Ten sekret rozgryza Justyna we wpisie Sklepowe lustra klamią

Bo w tym przytulnym półmroku, nie widać tych wszystkich zbędnych fałd, zmarszczek i innych niedoskonałości. Które negatywnie mogły by wpłynąć na nasze decyzje zakupowe.

Tak nam w tym ładnie (w tym seksownym półmroku), że pędzimy do kasy i kupujemy w ciemno.

Ale tak to już jest.

Marketing, psychologia, czy zwyczajna manipulacja. A może po prostu chwyty marketingowe dopasowują się i zręcznie wpisują w swoją epokę. Bo zawsze we wszystkich epokach byli ludzie, którzy potrafili na czymkolwiek zbić pieniądze. Co było tym czymś w czasach rewolucji francuskiej? Nie zgadniecie.

Kto kupi gilotynę?

Gilotyna – narzędzie, które jest niemal synonimem rewolucji francuskiej w okresie swojej największej chwały, nie kojarzyła się wcale negatywnie. Była bohaterką ścinającą „chore gałęzie zdrowego drzewa narodu”. Gilotyna stała się symbolem rewolucyjnej popkultury. Można było kupić guziki w kształcie gilotyny. Na stole modnym gadżetem były mini gilotynki do krojenia warzyw, podobizna gilotyny zdobiła ceramikę. Gdyby działo się to dziś – wylądowałaby na tiszertach. Panie nosiły kolczyki – gilotyny ze zwisającymi główkami. Były też broszki-gilotynki, czy grawerowane w gilotynę tabakierki. Podczas obiadów bawiono się w dekapitację mini-laleczek odzwierciedlających wrogów.

To ze świetnego wpisu o popkulturze i modzie w czasach rewolucji na blogu Laury Marii.

marketing a manipulacja crochet ponczo

Sierpień z lekkim przymrużeniem oka.

Taka mała zmiana na blogu. Sierpień miał być tu miesiącem jeszcze bardziej pogodnym i koniecznie z lekkim przymrużeniem oka. Czeka Was jeszcze kilka niespodzianek. Pod moją nieobecność.

A do zmian namawia nas także Gaja z mojego ukochanego bloga  Plantacja Pozytywnych Myśli.

Bo wakacje są po to, by poszaleć, wyłamać się z codziennej rutyny, wyjechać choćby 5 kilometrów od domu. To wszystko robi nam dobrze, bo pomaga naładować wewnętrzne akumulatory na kolejny rok. By znowu cierpliwie stawiać czoła codziennej rutynie.

Może właśnie dlatego w wakacje taką popularnością cieszą się motywy etniczne: hawajskie koszule, zwiewne egzotyczne sukienki, indiańskie poncza z frędzelkami. Te ostatnie zawsze chwytają mnie za serce. Co chyba widać, ale niech tam wrzucam jeszcze jedną fotkę.

Na blogu będzie mnie trochę mniej. Ale postaram się, by coś się działo pod moją nieobecność. Tyle, że trochę inaczej. Zresztą zobaczycie.

A w międzyczasie zapraszam Was do zapisywania się na mój długo obiecywany newsletter. Ruszy we wrześniu. Długo szukałam na niego pomysłu. Postaram się, by było krótko, teściwie i na temat (głównie blogowania). Z dobrymi linkami i podpowiedziami. Tak jak u moich ukochanych Amy Lynn Andrews i  Urszuli Phelep, na których cotygodniowe newstelletery czerkam z niecierpliwością. Ja chyba ograniczę się do newslettera raz na miesiąc. Zapraszam już we wrześniu. 

Serdecznie pozdrawiam
Beata

 

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(11) Komentarzy

  1. O super, czekam z niecierpliwością na newsletter:) Udanego wypoczynku, dziękuję:*

    1. Justyna, to ja dziekuje, zawsze dobrze bawie sie przy Twoich tekstach.

  2. W półmroku pewne odcienie lepiej komponują się z naszą skórą w połączeniu z wyszczuplającymi lustrami faktycznie mogą zrobić nam genialną metamorfozę.
    Zapisałam na newsletter 😀 już nie mogę się nań doczekać. Pozdrawiam serdecznie 🙂

    1. Dziekuje i pozdrawiam. Beata

  3. Jak zwykle wyłowiłaś perełki. Tą mistrzynię parkowania już kiedyś widziałam. Ja tak rzadko jeżdżę, że być może nie byłam bym lepsza 🙂

    1. Karolina ja chyba tez. Pozdrawiam serdecznie Beata

  4. Mówi sie, że jakaś część kobiet jeździ beznadziejnie, sama byłam takim beznadziejnym kierowcą, że w końcu rzuciłam to na dobre i może dopiero po przeprowadzce na wieś, gdzie można przejechać 20 km i nie minąć sie, z żadnym samochodem, ponownie wsiądę za kółko, bo te przestrzenie i brak autobusów mogą mnie zmotywować 😉 Pewna moja znajoma rozwaliła ato na parkingu, bo zamiast wbić wsteczny, energicznie ruszyła do przodu i wjechała w ścianę. Ja kiedyś jechałam na hamulcu ręcznym, zastanawiając się, co tak słabo ciągnie samochód. Ale i kolega pomylił benzynę z ropą (chociaż to nie jest prowadzenie samochodu, więc się nie liczy…)
    P.S. Dziekuję 🙂

  5. Fragment o gilotynie zdominował dla mnie wpis. Latem miewam filozoficzny nastrój. Udanych wakacji, bawcie się z rodziną i porządnie wypocznijcie!

  6. Dziękuję za wzmiankę o moim spotkaniu z autostopowiczami 🙂
    Kobiet będę bronił, zazwyczaj jeżdżą bezpieczniej i spokojniej niż mężczyźni. Kłopoty z parkowaniem? Hm, może to kwestia tego, że chłopaki zawsze bawią się autkami i tysiące razy parkują je i przodem, i tyłem i bokiem 😉 I taki młodzieniec, który dostaje prawo jazdy już teoretycznie parkował tysiące razy 😀

  7. zamiastburzy says:

    Bardzo dziękuję za wzmiankę o wpisie. Wiesz, szukałam tego filmiku, ale nigdzie nie mogę na niego natrafić!

  8. Dziękuję za wzmiankę o mnie ;). Ja w te wakacje na razie tylko pracuję, więc nie mogę się doczekać ich końca.
    ps. zawsze wychodzę wcześniej z domu, bo wiem, że parkowanie zajmie mi 10-15 minut.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *