BLOGOWANIE, VADEMECUM BLOGERA

Nie zamykaj się na sobie, bo sam sobie kładziesz kłody pod nogi…

urlop macierzyński

urlop macierzyński

Nie zamykaj się na sobie.

Bo to sekret blogowania, który powraca do mnie niczym bumerang.

Nie zamykaj się na sobie… Ani w życiu, ani w blogowaniu. Bo to prowadzi donikąd. To tylko niepotrzebnie Cię ogranicza. Zamiast chronić – osłabia. Wręcz przeciwnie: otwarcie się na nowych ludzi i nowe doświadczenia oznacza rozwój.

Tak też stało się z moim blogowaniem. W pewnym momencie zamknęłam się na sobie. Trochę z braku czasu… Bo wciąż chciałam tyle samo (a może nawet więcej pisać), a inne sprawy w życiu zaczęły wymagać ode mnie więcej czasu. Więc tylko pisałam… tak sobie na bloga. Tak, jak kiedyś.
Pisałam i tylko pisałam, a nie zauważyłam, kiedy wszystko w sieci diametralnie się pozmieniało…

Może i przegapiłam pewien moment… Może też trochę zabrakło mi odwagi, by podjąć to WYZWANIE. By wskoczyć do tego pędzącego pociągu….By pisać mniej. Ale za to częściej pokazywać się na żywo, robić live, webinary….

Bo każdy, kto bloguje nie tylko musi wymyśleć się raz… Czyli musi znaleźć pomysł na siebie. Ale też cały czas nieustannie musi wymyślać się na nowo. Pozycja, czy rozpoznawalność w sieci nikomu nie są dane raz na zawsze. Cały czas trzeba udowadniać, że ma się coś ciekawego do przekazania… Blogowanie, taki niekończący się maraton.

Ale żeby nie zabrzmiało to znowu tak dramatycznie, zdanie, na które ostatnio wpadłam na prawie samym końcu książki Kominka (tj Jasona Hunta): Blog, Pisz, Kreuj, Zarabiaj:

Nie potrzebujesz wiedzieć, w którym kierunku podąży blogosfera, bo…

[Tweet “Jeśli jesteś dobry, w tym, co robisz, dostosujesz się bez problemu do każdej epoki.”]

– a ponieważ nie lubię wycinać jednego zdania z jego kontekstu, ciąg dalszy brzmi następująco –

Pod warunkiem, że zawsze będziesz miał plan, co robić, by mieć więcej i dawać więcej.

Dawać z siebie więcej. Nie zamykać się na siebie.

Otworzyć się na drugiego człowieka, na kontakty, wymianę, nieustanną naukę. A jak trzeba to  i – za każdym razem wymyślać się na nowo.  

Co skłoniło mnie do tych rozważań i do wyciągnięcia z nich wniosków dla siebie. Otóż….

We francuskiej prasie ostatnio przeczytałam fajne rozważania pewnego znawcy Japonii na temat przyszłości tego kraju. Wcale nie takiej świetlanej, jak to by się nam wydawało.

Bo Japończycy jakby mieli ochotę popełnić ten sam błąd, który swego czasu pogrążył starożytne Chiny. Te odcięły się wysokim murem od całej reszty (mniej w owym czasie rozwiniętego) świata. 

Świat poszedł naprzód, a Chiny stały w miejscu, czyli de facto cofały się.

Japonia też coraz bardziej wykazuje taką tendencję: odcinania się do reszty świata, od jego problemów, jak np problem emigrantów….

Oczywiście… póki co Japonia chyba przez każdego z nas jest postrzegana jako kraj super ultra mega nowoczesnych technologii. Kraj, gdzie nawet zwykłe sałaty, zamiast na polu, są hodowane w ultra sterylnych laboratoriach.

Nie, nie pod folią, czy w szklarni. Ale dosłownie w laboratorium z dala od jakiegokolwiek pola i malutkiej dawki natury.  Co w pewnym sensie, w kontekście skażenia kraju substancjami radioaktywnymi po Fukoshimie jest może i uzasadnionym wyborem. Niemniej.

Owszem to daje co prawda warzywa uprawiane bez dodatku chemii. Ale też i bez słońca, bez wiatru, bez szkodników, bez tych atakujących uprawy i podgryzających zewsząd robaczków. Czyli bez odrobiny przeciwności losu, które pomogłyby wyrobić w sobie rzeczonej sałacie – tzw charakter.
Tzn wyposażyć ją w substancje, w które, że tak ujmę to poetycko natura wyposaża rośliny, by radziły sobie w życiu. A które rykoszetem lądują w naszym talerzu i robią nam dobrze. Te słynne przeciwutleniacze: polifenole … Akurat sałata to bardziej chlorofil.

Ale wyobraźmy sobie, że w przyszłości Japonia rozszerzy tę formę uprawy na … wszystko. Tu nie chodzi o uprawę w szklarni, czy po folią… Ale w sterylnej fabryce odciętej od świata, od powietrza, od natury, od przeciwności losu, które kształtują charakter i siłę rośliny. Tak, życie takiej sałaty pod kloszem jest bardzo spokojne. Spokojne, ale pozbawione wyzwań.

A dopiero przeszkody, wyzwania, przeciwności – wydobywają z nas to, co najlepsze – siłę charakteru.

Japonia w pewnym sensie też chce być dla swoich mieszkańców takim bezpiecznym kloszem, odcinającym ich od reszty świata. Zamiast podejmować wyzwania… Bo życie jest takim nieustającym wyzwaniem… Zamiast tego można szukać schronienia pod kloszem. Odciąć się od świata. Odciąć się od napływającej emigracji…. Siedzieć sobie, jak u Pana Boga za piecem. U siebie w domu.

Zero emigracji. Model, który wybrała Japonia.

Ale ten model ma swoje ograniczenia. Co więcej pod pewnymi względami ten model jest czystą fikcją. Bo:

  • po pierwsze mimo wszystko w Japonii przebywa sporo emigrantów.

Nielegalnych emigrantów, którzy przyjechali tu za chlebem z biedniejszych krajów regionu. Przefarbowanych na wiecznych stażystów. Bo tak wypada taniej japońskim firmom. Są tu np Koreańczycy, którzy żyją w ten sposób od pokoleń… Bo dostęp do japońskiego obywatelstwa jest niezmiernie trudny.

A że Japończycy po prostu nie chcą wykonywać pewnych prac. Wykonują je za nich emigranci z Filipin, Korei czy Iranu… Ta emigracja (w pewnym sensie ukryta, zamaskowana pod statustem wiecznego stażysty) ma wyzwolić Japończyków od niedogodności życia codziennego. Ta emigrancja nigdy nie zostanie zasymilowana….

Co w kontekście tego, co dzieje się na przedmieściach Paryża, Brukseli czy Manchesteru – może i wydawać się dobrym wyborem. Ale to tak się właśnie zaczęło na tamtych wybuchowych europejskich przedmieściach. To była taka emigracja przewidziana do najgorszych prac. Tyle że z czasem tak się rozrosła….

Ale… teraz jeżeli spojrzymy na Stany Zjednoczone, gdzie emigracja tzw emigracja wybrana ze względu na swoje kwalifikacje i talenty jest motorem postępu.

I tak japońska polityka  ZERO EMIGRACJI nie tylko w praktyce okazuje się ułudą.

A jeszcze tutejsi emigranci przemalowani na wiecznych stażystów niewiele wnoszą… Bo tradycyjnie zostają oddelegowani do najgorszych prac, czyli takich, którym rasowym Japończykom już nie chce się wykonywać….

Właśnie tak swego czasu robiła też Francja, a dzisiaj ma z tego tytułu problemy, które ją przerastają. Nie robią tego Stany Zjednoczone, które z całego świata pompują najwybitniejsze mózgi i najlepsze pomysły.

A teraz jeżeli jeszcze weźmiemy pod uwagę to, że  japońskie społeczeństwo coraz bardziej starzeje się…. Bo co trzeci Japończyk ma ponad 65 lat… Jeżeli weźmiemy pod uwagę to, że Japończycy mają bardzo mało dzieci. Społeczeństwo, którego ubywa, nieuchronnie traci swoją dynamikę, swoją moc…
Obawiam się, że to zamykanie się na siebie w pewnym momencie może zachwiać potężną z pozoru Japonią.

Bo siedzieć bezpiecznie pod kloszem to w sumie jest bardzo nęcąca perspektywa. Ale jak to mówią:

 

 

 

Kto nie posuwa się naprzód, cofa się wstecz….

 A jeżeli w pewnym momencie, Japonia podobnie jak wiele wieków wstecz Chiny, obudzą się z ręką w nocniku… Bo okaże się, że dały się wyprzedzić innym. Bardziej otwartym na świat…

Bo znowu młodzi Japończycy coraz mniej chętnie wyjeżdżają na studia za granicę. Coraz gorzej “speakają” po angielsku. Coraz bardziej zamykają się na sobie.

Nie liczę tu oczywiście tych Japonek, które tłumie przyjeżdżają do Paryża. Zapisują się tu na Sorbonę. Marzy im się, by złapać męża Europejczyka i wyrwać się właśnie z tamtego hermetycznego świata… Który poniekąd im ciąży. A ponieważ w Europie funkcjonuje stereotyp bardzo ułożonej Japonki… Taki męski fantazm erotyczno-kuchenny…

Kiedyś opowiadano mi anegdotkę o tłumach młodych mężczyzn, cierpliwie wyczekujących przed wyjściem paryskiego wydziału japonistyki na Inalco. Tak, niektórzy właśnie w ten sposób polują sobie na japońską żonę…

Studiuje tu sporo Japonek, które w ten sposób szlifują język francuski,  co przy okazji zapewnia im kartę pobytu… A może nawet całkiem często mają nadzieję na coś więcej.

Znowu znam sporo Japonek, które zostały w Paryżu… Przyjechały tu na studia, znalazły męża… W pewnym sensie chciały być wolne, czy bardziej wolne niż mogłyby być w japońskim tradycyjnym społeczeństwie…

Ale… One bardzo mocno kochają swój kraj. Choć pewne rzeczy im w nim ciążą. Z drugiej strony życie w Europie wcale nie jest dla nich łatwe. Japonki, które znam, tu w Paryżu, choć mają mężów Europejczyków, nadal pracują w japońskich firmach, obracają się we własnym światku…  

Ale to nie jest tematem tego wpisu….

Czas pokaże, jak Japonia poradzi sobie z tym wyzwaniem….  Czy zmieni swoje podejście, bo okaże się, że aby utrzymać się na pewnym poziomie, po prostu trzeba wciąż nieprzerwanie być w kontakcie z zewnętrznym światem….

Być otwartym na ludzi, nowe możliwości, kontakty.

Widzę to po swoim blogowaniu. Bo w moim blogowaniu miałam różne etapy. Bloguję już od ponad 5 -ciu lat. I tak na początku pisałam, pisałam i nie oglądałam się na nikogo. A mój blog niewzruszenie stał w miejscu.

Potem otworzyłam się na innych blogerów: dużo komentowałam, podpatrywałam, chłonęłam, organizowałam u siebie LINKOWE PARTY, polecałam innych twórów… Wtedy też mój blog przeżywał największy rozwój.

Ostatnimi czasy podjęłam się mozolnego zadania poprawienia wszystkich wpisów na moim blogu MODA NA BIO … Wciąż się zastanawiam, czy ta gra jest warto świeczki. Ale zawsze chciałam pisać o zdrowiu, zdrowym stylu życia… Mimo, że nie umię dobrze gotować, nie jestem jakimś tam mega sportowym talentem (raczej zawsze uważałam się za sportowy antytalent)… A jednak.

W rezultacie przestałam chodzić po blogosferze. Zamknęłam się na siebie, a mój blog znowu stanął w miejscu…

Dlatego, jeżeli z własnego doświadczenia miałabym dać Wam jedną jedyną, najważniejszą radę dotyczącą Waszego blogowania:

[Tweet “Nie zamykaj się na sobie.”]

Buduj, pielęgnuj kontakty, ucz się, chłoń, inspiruj i dostarczaj inspiracji. No i polecaj innych.

Bo dlaczego z pewną obawą polecamy innych?

Że zabiorą nam mozolnie wypracowany zasięg? Na podstawie własnego doświadczenia zauważyłam, że byłam częściej polecana, kiedy sama częściej polecałam innych. To działa właśnie w tę stronę.
Zamykamy się na sobie, bo podświadomie boimy się otworzyć na innych. Boimy się otworzyć, bo…. Tu można dopatrywać się różnych powodów. Bo to wymaga od nas wysiłku, wyjścia do ludzi….

Obawiamy się, że druga strona wykorzysta naszą otwartość. Bez czegokolwiek w zamian.
Zazdrośnie trzymamy swoje pomysły tylko dla siebie. Nie pozwalamy im rozkwitnąć. Tymczasem dobre pomysły są wszędzie. Czasami po prostu wystarczy po nie sięgnąć…..

Czasami dopiero otwarcie się na drugiego człowieka, choćby przypadkowa rozmowa z drugą osobą sprawia, że wykluwa się pomysł, który gdzieś tam w zarysach chodził nam po głowie.
Paul Arden powiedział takie fajne zdanie: Dzielcie się tym, co wiecie, a dowiecie się drugie tyle. Nie siedźcie na dobrych pomysłach, na pracowicie zdobytej wiedzy. Nie czekajcie, aż się to wszystko zdezaktualizuje. Dzielcie się, by najlepiej je wykorzystać.

Kurs fotografii. 10 pomyłów na ciekawsze zdjęcia.

LINKI TYGODNIA.

No i po tym przydługim wstępie moja tego tygodniowa polecajka. Mam nadzieję, że będę potrafiła zmobilizować się, by podrzucać ją Wam częściej.

Wyrwane z kontekstu.

Bo jeżeli czytacie mojego bloga, to wiecie że ja uwielbiam bloga Asi i polecam go tak od deski do deski.

Przychodzi klient do freelancera i nudzi tak

Polecam ten tekst na poprawę humoru, niezależnie od tego, czy staniecie po stronie copywritera, czy jego klienta. Po prostu uwielbiam to poczucie humoru i zwinność (już nie powiem lekkość) pióra Macieja Wojtasa.  Copywriter do rany przyłóż, albo na dobry początek dnia. Wyzdrowienie z podłego humoru gwarantowane. Bez recepty.

10 uniwersalnych zasad tworzenia dobrych treści

Czyli niezastąpiony i niepowtarzalny Jacek Kłosiński. Bo nawet ” jeśli poruszasz tematy, które były omawiane już miliony razy, musisz przemycić w nich coś od siebie – swój unikalny charakter, pomysł, podejście. Odbiorca nie obrazi się jeśli opowiesz mu kolejny raz tę samą historię, pod warunkiem, że zrobisz to w sposób, który go zaskoczy. Nie ma miejsca na kopie i bezmyślne klony. Zmień, odwróć, zmieszaj, zrób po swojemu, inaczej niż inni”.

Agnieszka Skupieńska z bloga To się opłaca

W swoim newsletterze podrzucila link, do

bloga o fotografii ulicznej Erica Kima,

w którym po prostu się zakochałam. Sama jako miłośniczka tej  fotografii.

I tu rada Ericka na temat blogowania, którą moim zdaniem warto wziąć sobie do serca.

Write from your heart. Don’t try to be professional. Try to be real.

Pisz z serca. Nie staraj się być profesjonalny. Staraj się być realny.

SEO dla początkujących – jak pozycjonować bloga na blogspocie?

Bardzo rzetelnie przygotowany wpis przez moją niezastąpioną Klaudynę.

Marta Pisze o spełnianiu marzeń

Bo Marta ostatnio jako Codziennie Fit wydała książkę. Jaka szkoda, że tego lata nie przyjeżdżam do Polski, bo to była by moja pierwsze pozycja na liście MUST HAVE.

Lubię czytać o osobach, które spełniają swoje marzenia. Marta tak cudownie o tym pisze….

Nie dajcie sobie wmówić, że wasze marzenia są nie do osiągnięcia. Pewnie – niektórych rzeczy nie przeskoczymy, ale to, na co mamy wpływ, możemy zrobić, zmienić, stworzyć. Spełnianie marzeń to w głównej mierze wcale nie szczęście czy znajomości, ale ciężka, regularna praca i nie poddawanie się nawet wtedy, kiedy wydaje się, że to już bez sensu.

Lekka Zmiana Mamy

Czyli lekko o social mediach. Must have blogera…

Ale żeby już nie przedłużać….

Do miłego…

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(11) Komentarzy

  1. Coś w tym jest, ja całkowicie się zamknęłam na blogosfere (prawie całkowicie), bo straciłam trochę swoją tożsamość blogerki dziergającej na drutach czy robiącej jakiekolwiek diy. I z jednej strony żal mi tych lat blogowania, a z drugiej strony już mnie ten temat nie cieszy, więc siłą rzeczy zamknęłam się jak to piszesz na siebie, a cała blogosfera poszła do przodu i już mam z nią niewielki kontakt.

    1. Magda, ale Ty ciągle dziergasz i organizujesz WCiD, a jednocześnie poszerzasz temat. Mi się to bardzo podoba. Pozdrawiam cieplutko Beata

  2. Bardzo dziękuję za polecenie! 🙂

  3. W pełni się z Tobą zgadzam. Przez ostatni miesiąc postanowiłam rozwiązać szereg problemów technicznych jakie miałam z blogiem, nie mając przez to czasu na “aktywność towarzyską” i od razu odbiło się to na statystykach. Ale też byłam świadoma, że tak się to skończy a problemy trzeba kiedyś rozwiązać.

    1. Agnieszka, myślę podobnie. Trzeba rozwiązać problem, nawet jeżeli przez czas jego rozwiązania stoimy w miejscu. Pozdrawiam cieplutko Beata

  4. “Bo każdy, kto bloguje nie tylko musi wymyśleć się raz… Czyli musi znaleźć pomysł na siebie. Ale też cały czas nieustannie musi wymyślać się na nowo.”

    Tworzyć coraz to nowe wersje siebie?

    1. Maciej, bo czasy się zmieniają i wciąż trzeba na nowo się wymyślać. Widzę to po swoim blogowaniu, to co działo kiedyś już nie działa…. Trzeba stale wynajdować nowe rzeczy, rozwiązania, które chwytają, które działają. A w sieci to jeszcze dzieje się dość szybko…. Pozdrawiam serdecznie Beata

      1. Rozumiem, faktycznie tak jest.

  5. Czasami trzeba dostać kopa, żeby iść dalej i robić coś lepiej. Porażki w sumie mają nas uczyć, czasami przestrzegać. Wszystko zależy od nas jak je zinterpretujemy i jak będziemy działać 😉

  6. Monika BeactiveBehappy says:

    Wspaniały Blog! Skorzystałam z wielu rad. Dziękuję za nie 🙂
    Pozdrawiam!

  7. Beata, chyba życie tak właśnie wygląda – masz pomysł, realizujesz go, sprawdzasz czy wychodzi, jeżeli nie, to szukasz nowego pomysłu. Negatywne doświadczenie też jest potrzebne. Jedną z największych wartości twojego bloga jest nie tylko poradnictwo internetowe, ale też umiejętność pokazania raf i mielizn, o które się otarłaś, błędów, które popełniłaś.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *