Po niezbyt optymistycznym i pochlebnym poście “Co zdziwi Was w Paryżu?”(no wiecie: brzydota, smród, brud, tutejsze żule i emigranci – dzieci gorszego Boga), czuję, że muszę zrehabilitować się i zrehabilitować Paryż.
Dlatego dzisiaj chciałabym pokazać Wam Paryż od tej innej strony, niekoniecznie od tej bardziej słoneczne (bo niektóre fotki są dość deszczowe), ale przynajmniej od tej romantycznej, klimatycznej, nostalgicznej i ogólnie jesiennej. Wyzwanie fotograficzne u Natali zobowiązuje i motywuje do regularnego fotografowania. Dlatego ten post będzie bardziej fotograficzny. Wytrzymacie?
Ale najpierw
Za co kocham Paryż?
Mogłabym to zebrać w kilku podstawowych punktach.
Za ten szczególny klimat.
Artystyczno-intelektualno-globtroterski, który ściąga z 4 krańców świata do Paryża specyficzny typ emigracji. Tzn taką z zacięciem artystycznym. Bo Paryż jest miastem bardzo kosmopolitycznym. Bywając w Paryżu, spacerując po tutejszych uliczkach, a jeszcze lepiej mieszkając tu przez jakiś czas, można odbyć podróż dookoła świata w pigułce. Dosłownie.
Pełno tu egzotycznych sklepików prowadzonych przez egzotycznych (tzn przybyłych z egzotycznych jak dla nas zakątków) sprzedawców. Z drugiej strony ta emigracja (zwabiona do Paryża jego artystyczną legendą), ze swojej strony przyczynia się do jej podtrzymania.
Artyści, uliczni rysownicy, komicy, mimowie … No i te kafejki, antykwariaty, bukiniści jak to wszystko działa na wyobraźnię i współtworzy taką specyficzną, przesiąkniętą kulturą atmosferę.
Kafejki to smaczek Paryża.
Uwielbiam … patrzeć na nie, fotografować je, chłonąć ich specyficzną atmosferę. Jak to działa na wyobraźnię. To nieodłączny element paryskiego lajfstajlu.
Paryżanie mają w zwyczaju przesiadywanie (czy wysiadywanie) przy kawiarnianych stolikach, poustawianych bezpośrednio na chodniku. Obok przeciskają się przechodnie. Pewnie ze smakiem zaglądają im do talerza (i pewnie też przy okazji narobią sobie smaku – w sumie to taka fajna żywa reklama dla danej kafejki).
Marzy mi się: tak się raz zasiedzieć przy kawiarnianym stoliku, zapatrzeć się na paryską ulicę, zatopić w lekturze czy po prostu w laptopie. Póki co nie mam ku temu okazji: uganiam się za moimi pociechami. Ale tak sobie obiecuję, że jak podrosną, nadrobię « te zaległości ». Znajdę czas, by w ten sposób « celebrować » paryski lajfstajl.
Paryski szyk.
Czy istnieje coś takiego jak paryski szyk? Coś w tym jest.
Paryżanki na pewno mają lepszą linię (statystycznie). Obiad jest tu o 12-stej w południe, czyli obywa się bez tego wiecznego pojadania do sycącej obiado-kolacji wieczorem.
Temperatury są łagodniejsze. Nie trzeba opatulać się szalami, kufajkami i Bóg wie czym jeszcze. Tak że człowiek (kobieta też człowiek) już niczego nie przypomina. Sylwetka totalnie się rozmywa i przypomina bezkształtny kokon.
Paryż przyciąga specyficzną emigrację, taką z artystycznym zacięciem, znęconą mitem paryskiego szyku. A gdy ta emigracja zżyje się z Paryżem (staje się jego częścią), poczuwa się do paryskiego szyku. No i nosi się tak, by sprostać temu wyzwaniu.
Miejsca, które kocham.
Jest ich kilka.
Katedra Notre-Dame, mam do niej sentyment jeszcze z czasów, kiedy odwiedziłam Paryż jako turystka. Wtedy jakoś tak szczególnie mnie zauroczyła.
Ogród Luksemburski. To miejsce naszych rodzinnych wypadów (to właśnie stąd pochodzi najwięcej moich paryskich fotek). Jakoś tak się składa, że prawie zawsze, kiedy jedziemy do Paryża (mieszkam na przedmieściach) zahaczamy o to miejsce. Może dokładnie nie zahaczamy, ale lądujemy tutaj na dobre kilka godzin. Bo to idealne miejsce na spacer z rodziną. Ale nie tylko.
Można tu przyjść z przyjaciółmi, by wreszcie nagadać się na łonie natury w centrum wielkiej aglomeracji. Czujecie klimat?
Można tu przyjść samemu, z książką czy laptopem. Przysiąść na którymś z rozstawionych specjalnie w tym celu krzesełek. Niektórzy wybierają się tutaj, by pobiegać, poćwiczyć, ostentacyjnie (lub nie) porobić pompki na tutejszym trawniku. Czy po prostu pospacerować, dotlenić się, odprężyć. Naładować wewnętrzne akumulatory. Przynajmniej na mnie tak to działa.
Co warto wiedzieć o Ogrodzie Luksemburskim? Ano to, że zawsze jest zamykany przed zapadnięciem zmroku. Czyli godzina jego zamknięcia zależy od pory roku. Teraz, jesienią jest zamykany już gdzieś w okolicach godziny 17-tej.
Romantyzm.
Nawet jeżeli zdjęto większość kłódek wiecznej miłości z Mostu Sztuk Pięknych (Pont des Arts – jego balustrada groziła zawaleniem), to Paryż ciągle przyciąga zakochane pary. Narzeczonych, nowożeńców, którym marzą się nastrojowe fotki do rodzinnego albumu, albo po prostu porcja romantycznych wspomnień.
Hotelarze, uliczni sprzedawcy kwiatów itp sprytnie podsycają tę specyficzną atmosferę. Np w hotelach o pewnym standingu prawdopodobnie znajdziecie płatki róży, artystycznie rozłożone na poduszce czy nocnym stoliku (jeżeli rezerwujecie pokój dla dwojga).
Za pogodę.
To prawda, że w Paryżu często pada. Ale nawet gdy pada, temperatury są w miarę łagodne (przynajmniej o tej porze roku). Poza tym często zdarza się takie indiańskie lato (“été indien”). Kiedy późną jesienią jest tak ciepło i słonecznie, jakby dopiero co skończyło się lato. A to wspaniała okazja do łapania paryskich fotek.
No i kolejne zestawienie do wyzwania u Natali. No i do wyzwania u Maknety pt Podziwiam (ja podziwiam Paryż)

















































































Pozdrawiam serdecznie
Beata
Wiecej fotek na moim Instagramie.
Nie byłam jeszcze w Paryżu, ale to jedno z tych miejsc, które w przyszłości bardzo chcę odwiedzić 🙂 Te cudne miejsca, ten klimat… tyle o nim słyszałam 🙂
Agnieszko, mysle, ze warto. A ja serdecznie dziekuje za odwiedziny u mnie i pozdrawiam. Beata
Mi Paryż kojarzy się tylko dobrze. Chociaż nigdy nie zwiedzałam miasta latem, pogoda była raczej kapryśna, to zawsze towarzyszył nam specyficzny nastrój, nawet bym rzekła – romantyzm. Fajne zdjęcia Beato. Mają klimat. 🙂
Dziekuje Iza. Pogoda jest tu kaprysna, tzn dosc czesto pada. pozdrawiam serdecznie Beata
Nigdy nie byłam w Paryżu, ale chętnie kiedyś go odwiedzę. Kafejki są przeurocze. Widać że mają swój klimat. Zorganizowałam u siebie Rozwojowe Linkowe Party, zapraszam do udziału w zabawie :))
Ewelina dziekuje za zaproszenie, bylam i sie dorzucilam. Pozdrawiam serdecznie beata
Kiedyś się tam wybiorę:)
Przepiękne zdjęcia. Niestety jeszcze nie miałam okazji być w Paryżu, ale planujemy odwiedzić. Prezentuje się przepięknie z jesiennymi kolorami. Magia!
Chciałybyśmy kiedyś odwiedzić Paryż, to oczywiste. Teraz nabrałyśmy na to jeszcze większej ochoty.
Piękne zdjęcia. Szkoda, że na blogu nie ma funkcji “Lubię to” 🙂 Byłam w Paryżu jako dziecko (na wycieczce szkolnej), z całego wyjazdu najbardziej zapamiętałam to, że zepsuł mi się aparat… pod samą wieżą Eiffla! A nauczyciel, który chciał go naprawić prześwietlił mi całą kliszę… 🙂
Jak dobrze jest tu zajrzeć i poczuć tę atmosferę. Oprócz tego wszystkiego co wymieniłaś, chciałabym mieć możliwość na spokojnie zwiedzić i to kilkakrotnie Muzeum Orsay. Kiedy byłam w Paryżu nie interesowałam się jeszcze malarstwem, ale i tak pamiętam je najlepiej z całej kilkudniowej wycieczki.
Lubię ten Twój Paryż… bez pośpiechu.
Piekne zdjęcia. Aż chce sie tam jechac. Szkoda,ze w tym momencie dzieją sie tam takie straszne rzeczy.
Paryż na zdjęciach jest cudowny… na żywo niestety mnie nie zachwycił 🙁