🎄🎄🎄🎀Przedświąteczny okres to taki szalony okres, w jak najbardziej szalonym w tym okresie życiu rodzica przedszkolaczka. Tyle szkolnych przedstawień, akademii, deklamacji i wspólnego śpiewania kolęd do obkolędowania.
Uwieńczonych za każdym razem – kolejnym podwieczorkiem.
🎁🎁🎁🎁🎁🎁🎀🎀🎀Na taki podwieczorek każdy rodzic z osobna i wszyscy razem, jeden po drugim – taszczą na plecach, tu znowu każdy z osobna i wszyscy po kolei (jak jeden mąż) – kolejny regał ze słodyczami, wyniesiony z pobliskiego supermarketu.
Za każdym razem z osobna i co raz na raz.
A jaka radocha. Tymbardziej, że adrenalina mi opadła. Tak, mam kupione prezenty. Grubo przed deadlinem. Na całe 3 dni przed. Teraz jestem Panią Swojego Czasu. Pełną gębą.
🎄🎄🎄🎀Teraz zostają mi tylko szkolne podwieczorki do obkolędowania.
Taka jedna malusieńka świąteczna czekoladka znowu aż tak wrednie w biodra nie pójdzie. Tym rykoszetem. 🎂🎂🎂🎂🍰🍰🍰
Przyznaję, że ja na takich imprezkach generalnie czuję się, jak słoń w składzie porcelany. Szczęśliwie wszystkie napoje są tu serwowane w plastikowych kubeczkach. Bez żadnej porcelany.
Ale i tak nie wiem, gdzie się podziać. Bo gdziekolwiek się podzieję, zaczyna się karkołomna reakcja łańcuchowa. Lawina kataklizmów. A ja pośrodku, w samym oku cyklonu, niczym ten katalizator.
🎇🎆🎇🎆🎇Bez katalizatora (czyli beze mnie) nie byłoby tej reakcji. No wiecie, jestem chemikiem. Za każdym razem z osobna i co rusz na raz, kiedy tylko nie trzeba – wychodzi ze mnie to przekleństwo. Zboczenie zawodowe.
[Tweet “Nobody is perfect.”]
Siedziałam sobie cichutko, jak ten słoń pod miotłą w składzie porcelany.🎄🎃🎃🎃
Teraz dyskretnie wstaję, by wycofać się po angielsku.
Francuzi mają takie fajne wyrażenie: filer à l’anglaise. Co jest dla nich równoznaczne z dyskretnym opuszczeniem terenu. Bez wywoływania zniszczeń ubocznych, tzw collateral damage.
🎇🎇🎇I tak wycofuję się. Ach, żeby to było po angielsku…. A jest raczej na Jasia Fasolkę. Też po angielsku. Taki sobie Mr Bean.
Wstaję ukradkiem, żeby czegoś nie potrącić. I potrącam czyjś łokieć. Tu zaczyna się karkołomna lawina wypadków… Prawdziwy karamblol.
🎇🎇🎇Dalej impuls biegnie samoistnie i lawinowo w kierunku nadgarstka, dzielnie dzierżącego kubek z kawą. Ten przechyla się i wylewa (prawo Murphego – zawsze tak samo nieubłagalne) na wyprasowaną na kant (i na picuś – glancuś) białą koszulę przedszkolaczka… Cała zalana kawą…. Reszty możecie się domyślać.
Dalej nie chcę tego widzieć. A jednak ponosi mnie moja rozszalała wyobraźnia. Tym swoimi przenikliwymi inaczej oczami wyobraźni widzę, jak właśnie wszczęłam trzecią wojnę światową.
Mama ofiary – wzrokiem rozszalałej pantery przygważdża winnego. A potem wbija go nim w glebę. Na pal. Wiecie, takie średniowieczne narzędzie tortur.
Ten wbijając się w glebę, zupełnie niechcący przygniana swoimi szanownymi czterema literami – stół. I tak już cały przygnieciony słodkaśnymi pysznościami. Jeszcze nie dość zdążyliśmy go odciążyć. Mimo obopólnych i namolnie usilnych starań.
Obecni na sali desperacko rzucają się na ratunek padającym bezwładnie na glebę – ciastom, drożdżówkom, cukierkom, Fatnom, Colom…. itp itd….
Ale mnie tam już nie ma. Jeszcze ostatni raz oglądam się za siebie. Nie wierzę własnym oczom. Błogi spokój. Wszyscy zgodnie dyskutują.
I tym razem poniosła mnie ta moja rozgalopowana – wyobraźnia. Poza kawą rozlaną na białej koszuli, innych szkód nie ma. Ufffffffffffff.
🎄🎄🎄🎀W moim miasteczku jest świąteczny jarmark. A na tym świątecznym jarmarku jest gwiazdor, który rozdaje czekoladowe cukierki.
A niektórzy, i wcale nie piszę tu tylko o sobie, dwoją się i troją, przemierzają ten sam jarmark wzdłuż i wszerz. W tę i we wtę. Tam i z powrotem. Po co? Po to, by dostać kolejną porcję tej rozpływającej się w ustach czekoladowej słodyczy.
A robią to pozoru tak zupełnie niechcący i tak zupełnie mimochodem. Dyskretnie delektując się i kontemplując swój poziom sprytu.
Z pełną premedytacją… przechodzą obok nieświadomego tej podwójnej gry – gwiazdora, z miną niewiniątka, strzelając do niego tymi zdradliwie rozsłodzonymi oczami. I tak kolejna czekoladka ląduje tam, gdzie trzeba….
W końcu wychodzę: w tę i we wtę, tam i z powrotem. Prawda?
🎄🎄🎄🎀 Tymbardziej, że gwiazdor ma tajne zaplecze, w którym co rusz uzupełnia zapas czekoladek.
🎄🎄🎄🎀Ale po co biedaczek ma to wszystko taszczyć na grzbiecie, skoro można zjeść od ręki i na miejscu….
Spryt ma krótkie nóżki. Najdalej zajdziesz – potem. Potem – narzędnik od słowa pot.
W tym miejscu chciałabym podziękować losowi, że postawił mnie tam, gdzie dzisiaj jestem….
Bo w naturze wszystko jest tak dobrze pomyślane.
Choć poplątanymi kolejami namotanych powikłań losu, to jednak, jak przychodzi co do czego, odnajdujemy właściwe sobie miejsce w życiu. Bo wyobraźcie sobie tylko mnie na herbatce u angielskiej królowej. No przecież, wykończyła by mnie ta etykieta….
Pozdrawiam serdecznie
Beata
Świetne wideo. Wesołych świąt!
Świetny tekst… A dla czekolady człowiek zrobi wiele! 😉 Mam nadzieję, że Twoje Święta były udane! 🙂