Czy dopadł Was już kiedyś burn out?
Mnie tak. Nie jestem żadnym maklerem giełdowym, nie biegnę na czele wyścigu szczurów (z wywieszonym językiem i na szpilkach). Nie mam z tego tytułu żadnej zadyszki. A jednak dopadł mnie burn out i przewrócił dotychczasowe wyobrażenie o tym zjawisku.
Bo burn out dotyka również kobiety (i to nawet dość często). Dotyka również te zwyczajne gospodynie domowe (spełnione lub raczej nie), małe kasjerki, których pracy i włożonego w nią wysiłku i tak nikt nie doceni. Dopada te, które po raz kolejny zarwały kolejną noc, bo płakały ich małe dzieci. Te, których ta robota tak na prawdę w ogóle nie pasjonuje, no bo niby co w niej jest pasjonującego.
U mnie przynajmniej zaczęło się to tak….
Brak satysfakcji, brak uznania ze strony kogokolwiek, brak spełnienia (zawodowego), przemęczenie i burn out gotowy. Wypalenie, obojętność, totalny brak uczuć.
Bo burn out – wypalenie zawodowe, to nie depresja.
Burn out, czyli wypalenie zawodowe (w przeciwieństwie do depresji) nie jest uczuciem smutku, ale brakiem uczuć.
[Tweet ” Burn out nie jest uczuciem smutku, tylko brakiem uczuć.”]
Smutek sam w sobie jest zdrowym uczuciem (niezdrowym jest jego brak).
Czasami w takim stanie ducha telepiemy się przez całe życie. Bez większego entuzjazmu jakoś pchamy ten nasz wózek. Byle do przodu. Ale wystarczy iskra, by wypaliły się resztki zapału i energii życiowej. No i mamy burn out.
U mnie taką iskrę podłożyła dobra koleżanka z pracy. Która domyślacie się już taką dobrą koleżanką dzisiaj nie jest. Ale która po prostu wspięła się o szczebelek wyżej i … wymyśliła sobie nową misję życiową: udowadnianie wszystkim, że pracują źle, a przynajmniej gorzej od niej.
Do dziś pozostała mi nieufność do wody sodowej, która niektórym w niewyjaśnionych okolicznościach (i nie wiadomo skąd) uderza do głowy.
Coraz mniej chętnie zaczęłam chodzić do pracy, która coraz bardziej mi ciążyła. Burn out zakradł się podstępnie, aż obudziłam się w środku cyklonu. Choć burn out to nie żadne burza uczuć, ale totalny ich brak. Jałowa gleba.
Wypalenie zawodowe – jak przezwyciężyć ten stan?
W końcu schwyciłam się resztek instyntku samozachowawczego (który każdy ma w sobie) i rozpoczęłam mozolne wypływanie na powierzchnię.
Ratunek znalazłam w naturze i w bliskości z nią. Na tej fali (wiary w cudowną moc natury) powstał mój blog MODA NA BIO.
Mieszkam w sercu wielkiej aglomeracji, moja codzienność to szare blokowiska. Ale zobaczyłam ogromny potencjał w skraweczku balkonu. Nakupowałam najróżniejszych poradników ogrodniczych i z zapałem zaczęłam obrabiać te moje “wyimaginowane” hektary na balkonie. Było z tego trochę bazyli, kilka pomidorków i dużo dobrej zabawy, która przywróciła mi apetyt na życie. Razem z bazylią dodaną do pomidorka, pychotka.
Od tamtego czasu przeprowadziliśmy się. A mój nowy balkon wciąż nabiera mocy urzędowej. Póki co z zazdrością podglądam inne skrawki zieleni w szarzyźnie blokowisk i motywuję się, żeby zakasać rękawy i podłubać w glebie. Już widzę (oczami wyobraźni) te szydełkowe serwetki i szydełkowe otulacze na doniczki.
A póki co żeby jeszcze bardziej się rozmarzyć kilka podpatrzonych aranżacji balkonów….cudzych. Sama nie mam się czym pochwalić. No chyba że kilkoma nowymi serwetkami na szydełku. To dziergająco. A czytelniczo wyciągnęłam z lamusa te moje książki o ogrodnictwie i wzięło mi się na wspominiki.
CZY BLOGOWANIE JEST ANTIDOTUM NA BURN OUT/wypalenie zawodowe?
PS. Nie wiem czy blogowanie jest antidotum na burn out. Na pewno w blogosferze można znaleźć tyle inspiracji, motywacji i dzięki temu wykrzesać w sobie tyle pozytywnej energii. Ja sama mam ochotę nauczyć się tylu nowych rzeczy (druty, haft, art journal). Bo jak to powiedział ktoś mądry:
[Tweet “Najlepszą metodą na smutek jest nauczenie się czegoś nowego.”]
Tyle że burn out to nie uczucie smutku, ale brak uczuć.
Z drugiej strony wiem po sobie i z tego, co podsłyszałam od innych blogerek, że blogowanie wciąga tak, że czasami siedzimy nad blogiem “po godzinach”, zarywamy noce, by wrzucić kolejny post, przejrzeć ulubione blogi, dorzucić na nich komentarze … A stąd już krok do ogólnego przemęczenia. A to stanowi idealny teren pod burn out.
Czujesz się zniechęcony, a może dopadł Cie burn out?
Kilka faktów o burn-oucie z wpisu na MODA NA BIO. Kogo dotyka syndrom burn out?
Ofiarą wypalenia padają osoby zaangażowane w życie zawodowe, pracowite i ze skłonnością do perfekcjonizmu. Często nie potrafią powiedzieć nie. Dlatego dają zwalić sobie na głowę nadmiar zadań (swoich i cudzych).
Syndrom wypalenia dotyczy także kobiet. I to częściej niż mężczyzn.
Dziwi Was to? Czyżby? Statystyki są tu niepodważalne: Kobiety są częściej dotknięte syndromem „burn out”. Na wyczerpanie zawodowe cierpi 1/3 kobiet (37%). I tylko 1/4 mężczyzn (dokładnie 24%).
Jak to wytłumaczyć? Od kobiet wymaga się wiele. A w zdominowanym przez mężczyzn społeczeństwie (co by nie mówić o równouprawnieniu) są one-kobiety ostatnie w kolejce po promocje, czy jakąkolwiek inną forme uznania (namacalną – finansową, czy nawet słowną).
Co zrobić w sytuacji “podbramkowej”, by uniknąć przegrzania?
- Spojrzeć z dystansem na sprawy zawodowe, łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.
- Zacząć uprawiać jakis sport.
- Wziąć szefa na sposob. Poprosić go o pisemne instrukcje: niczego nie będzie mógł nam bezpodstawnie zarzucić.
- Stworzyć przyjazną atmosferę na stanowisku pracy. Czasami wystarczy odrobina zieleni, by poczuć się lepiej.
- Poprosić o pomoc.
- Pamiętajcie, że w każdym tkwi instynkt samowyleczenia.
Pozdrawiam serdecznie
Beata
Podobne wpisy:
Wiem, że tekst jest o czymś innym, ale moją uwagę przykuł odmieniony wygląd bloga! I nowe kategorie… no, no, no 🙂 dzieje się 🙂 bardzo fajnie!
A nie to nie grozi 🙂 mam super pracę w fantastycznym miejscu, robię to co lubię i mam fajnych szefów. Czego i inntm życzę.
Nie wiem, czy mi się przydarzył taki jeden duży burn out. Może co jakiś czas pomniejsze kryzysy? Ale staram się łapać równowagę w miarę na bieżąco. No, ale gdy mnie już coś takiego dopadnie, będę wiedziała gdzie zajrzeć, żeby się zmotywować 🙂
Coraz ładniej tu u Ciebie :*
Najlepiej szukać dobrej energii w ludziach, dlatego tu zaglądam. Ps:piękna nowa szata graficzna:)
Moja babcia mówiła zawsze, że na głupoty w głowie najlepsza jest robota 😉 no i że wariata to robota sama znajdzie 🙂 tak więc nie mam czasu zazwyczaj na zastanawianie się nad swoją sytuacją, bo ciągle się u mnie coś dzieje 🙂 Malutka skutecznie doatarcza mi zajęć, radości, nerwów i smutków. Pełna gama 😉 polecam!
Ja mam tak jak edi.es ( czyżby też Edytka szczęściara?)- super praca i świetne szefowe. Dodatkowo praca daje mi zdrowy dystans i podejscie do życia bo w porównaniu z moimi pacjentami to naprawdę nie mam na co narzekać. Ale wiem o czym mówisz, miałam taki okres w życiu na myśl o pójściu do pracy chciało mi sie płakać, na szczęście to już za mną. Masz boskie sandały!!! Ściskam serdecznie.
Aleś ty spostrzegawcza, aż musiałam się cofnąć, by wyszukać sandały na zdjęciach:-)
Mój problem jest chyba jednak ciut inny, chociaż spowodowany jest między innymi pracą. Raczej jest na drugim końcu – za bardzo wszystko biorę do serca i się denerwuje. Tutaj też staram się zachowywać dystans – mam hobby, trochę sportu (ostatnio), staram się budować poczucie własnej wartości, ale wystarczy czasami czyjeś “miłe” słowo i nawet hobby nie bawi 🙁
Podobnie jak u Madzi mnie zżera nadwrażliwość. Przydałaby się jakaś skorupka 😉
Hmm, czesto po proszu nie mam ochoty na nic, najczesciej siedzialbym i nie robila nic. Co to takiego? Bournout? lensistwo? Do tego czesto dopada mnie smutek z nieokreslonego powodu…
Chyba z jednej gliny jesteśmy ulepione.
Tak… mi też przydałaby się jakaś skorupka i trochę życzliwych ludzi dokoła, bo ile by człowiek nie zrobił i tak zawsze jest źle lub za mało… Chwilami ręce opadają, a łzy same cisną się do oczu…
Po pierwsze – podobają mi się zmiany na blogu 🙂
Po drugie – mi też się marzy piękny balkon z roślinkami ale jak na razie potrafię nawet kaktusa zasuszyć więc to chyba jeszcze nie pora na ogrodnictwo 🙂
Po trzecie – dla mnie cała blogosfera jest bardzo inspirująca i motywująca. Kiedy się siedzi z dzieckiem w domu to wpada się w rutynę, a blog to fajne okno na świat 🙂 i odskocznia od rzeczywistości.
Po wyjściu z pracy staram się już o niej nie myśleć, raz, że za nadgodziny nie płacą, a dwa i tak poza biurem nic nie załatwię, to po co się spinać?
Zmiany na blogu zdecydowanie na plus!
Rzeczywiście zmiana szaty graficznej….nie wytrzymałaś. Nowa, bardzo delikatna w różach i fioletach, podoba mi się . Czekam na zdjęcia balkonu, wystarczy parę doniczek i kąt do siedzenia. Czekam tylko kiedy ja się wypalę i przestanę gotować 🙂
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Bardzo mnie ten wpis poruszyl. Spodziewalam sie po tytule tekstu dotyczacego tylko blogowania, a Ty ujelas temat bardzo szeroko. Od siebie, do czynnikow popychajacych nas do tego “zjawiska”, dodalabym powazne choroby I smierc bliskich. Dla to byly przyczyny przez ktore bylo mi trudno byc systematyczna w blogowaniu, a w zyciu zawodowym podcielo skrzydla i poprzestawialo priorytety. Ale tak jak na koncu piszesz. Organizm czlowieka ma zakodowane, ze trzeba dazyc do rownowagi i zdrowia. Suchajmy naszego wewnetrzego i rozsadku:)
Serwetki piekne I powstaja w zawrotnym dla mnie tempie;)
Doskonale wiem o czym mowa… Zgadzam się z tym, że mamy w sobie instynkt samowyleczenia, tyle że nie zawsze to wystarcza. Widzę, że Ty poradziłaś sobie sama, znalazłaś sposób. Mi tak dobrze nie idzie, ale jedno mamy wspólne – “grzebanie w ziemi” też na mnie działa 🙂 chociaż mi także muszą wystarczyć donice 🙂 Pozdrawiam ciepło. 🙂
Na szczęście obok mojego bloku jest las, więc w każdej chwili mogę wyjść na spacer i naładować baterie. Pobyt na świeżym powietrzu w otoczeniu zieleni poprawia nastrój. Warto też w domu dodać więcej świeżych kwiatów i roślin doniczkowych, tym bardziej, że jesień przed nami i nie zawsze będzie ochota na wyjście na zewnątrz.
Znam, przeszłam…. w korporacji po kilkunastu latach. Wprowadziłam zmiany w moim życiu zawodowym, odpoczelam Dziś mam plan, w końcu wiem czego chce. Mam też hobby i mojego bloga, który pozwala mi się oderwać od problemu zawodowego. Doskonale antidotum na burn out.
Niestety, syndrom wypalenia także i mnie nie ominął. Na szczęście bardzo szybko uwolniłam się od korporacyjnych ograniczeń, które ściągały mnie w dół. Zaczęłam pracować na własną rękę i natychmiast powróciła chęć do życia i nowych wyzwań zawodowych. 🙂