VADEMECUM BLOGERA

Spełniła swoje największe marzenie dzięki nieruchomościom. Jak oszustka zrujnowała moje życie.

Jak oszustka zrujnowała moje życie. Spełniła swoje marzenia dzięki nieruchomościom, korzystając, żerując na naiwności innych ludzi.

Jak oszustka zrujnowała moje życie.

Spełniła swoje marzenia dzięki nieruchomościom, korzystając, żerując na naiwności innych ludzi.

I tutaj opowiem Wam długą historię, która stoi za tym, że przestałam działać w sieci (zapuściłam bloga Vademecum Blogera), podupadłam na duchu, dopadła mnie długa i przygnębiająca depresja, mentalnie siadłam, pogodziłam się z porażką, zestarzałam się, podupadłam na duchu, rozczarowana życiem i ludźmi.

Ta historia zaczęła się w roku 2018, kiedy zmarł mój tata, który na łożu śmierci prosił mnie o to mnie o to, żebym nie pozbywała się domu, który zbudował własnymi rękoma. Dom był oczkiem w głowie taty. Taka latami dopieszczał go i cały czas rozbudowywał, po powrocie z pracy na okrągło coś w nim majsterkował, dobudowywał: a to domek gospodarczy na podwórzu, a to dodatkowy pokój, własnorecznie kładł boazerię, czy kafelki, malował, wiercił, szlifował, polerował…

Jednym słowem – znalazł sobie pasję, którą realizował w czasie wolnym od pracy. Co w czasach mojego dzieciństwa stanowiło dla mnie duży problem. Dlatego, że no nigdy po szkole i w weekendy nie miałam pewności, czy uda mi się zaznać chwilki ciszy i spokoju.

Tata namiętnie majsterkował, pukał, stukał, wiercił, włączał coraz to bardziej ambitne gabarytowo i technologicznie wiertarki, czy docelowo (w miarę upływu lat) profesjonalne młoty pneumatyczne.

A jednocześnie, ponieważ cały czas coś tam przy domu: budował, rozbudowywał i potrzebował na to kolejnych środków finansowych, oszczędzaliśmy na wszystkim innym: na ubraniach, na wyjazdach, na ogrzewaniu (przez całe życie zimą w mieszkaniu chodziłam w zimowych kurtkach). Ja szukałam ciszy i spokoju, a tata rozwijał swoje ambitne plany i projekty budowlane.

Ironia losu, po latach zdałam sobie sprawę, że odziedziczyłam dryg taty do majsterkowania. Choć przelewam go bardziej na projekty rękodzielnicze, którymi jest zawalone moje mieszkanie. Ale też lubię dłubać przy malowaniu ścian, szpachlowaniu i innych czynnościach, do których rwie się moje serce, ręce, no i spragniona tego dusza.

Z upływem lat, zdobywając mądrość życiową i dystans do rodzicielskich błędów (sama też sporo ich popełniłam) chciałam uszanować wolę mojego zmarłego taty, dzieło jego życia – dom, który mi zostawił, chciałam jak najlepiej się nim zaopiekować, by mimo mojej nieobecności na miejscu, pozostawał w dobrych rękach.

Z racji tego, że tak się ułożyło moje życie, że w zasadzie szukając spokoju od tego ciągłego budowlanego rozgardiaszu, wyjechałam za granicę i tutaj ułożyłam sobie życie: założyłam rodzinę, mieszkam od 20 lat w podparyskim miasteczku, pracuję, przeszłam emigracyjną szkołę życia.

Nazywam emigrację – szkołą życia, bo ta dobrze daje po czterech literach, uczy pokory, ciężkiej pracy, wstawania wcześnie rano, domykania miesiąca w niewielkim budżecie, co uczy kreatywności, zaradności i życiowej wytrzymałości.

Dlatego po śmierci taty szukałam rozwiązania, jak na odległość zaopiekować się domem, który mi pozostawił, wiedząc, że z jednej strony posiadanie domu, stanowi pewne wyzwanie logistyczno – organizacyjne (opłaty, podatki, utrzymanie go w stanie użyteczności), ale też stwarza możliwości. Tu z racji zapotrzebowania na mieszkania.

Choć akurat w roku 2018, ta sytuacja na rynku mieszkaniowym była co nieco inna. Dlatego z mojej emigranckiej perspektywy dom stanowił bardziej wyzwanie niż okazję.

I wtedy spadła mi z nieba ONA – moja wybawicielka…

Nie, życie nie jest bajką. To właśnie dlatego na co dzień sprawy, które na starcie mają przedsmak bajki, w szarej codziennej rzeczywistości zazwyczaj koszmarnie się komplikują. Ale o tym za chwilkę.

Okazało się, że wynająć komuś duży dom jest piekielnie trudno. Chyba żeby przekształcić go na kwatery pracownicze.

Choć z racji dzielącej mnie odległości od kraju całe przedsięwzięcie nie zapowiadało się łatwo. Ale zależało mi na wypełnieniu zobowiązania względem zmarłego taty.

Jako nieznająca tematu nieruchomości w Polsce, zdecydowałam się powierzyć ogarnięcie tematu profesjonalistom. Zwróciłam się do profesjonalnego biura nieruchomości. Już w zasadzie podpisałam wstępną umowę z firmą, która miała wziąć w zarządzanie mój dom, przekształcając go, czy to na 3 niezależne mieszkania, czy kwatery pracownicze (choć to drugie może mniej chętnie, bo oznaczałoby dla mnie jako dla właściciela ogromne zużycie mojej nieruchomości).

Tutaj mówimy o okresie jeszcze przed wojną, końcówka roku 2019. Choć już wtedy istniało pewne zapotrzebowanie na mieszkania dla pracowników, nawet w takich mniej centralnych miastach, jak moja rodzinna Bydgoszcz.

Kiedy byłam na dobrej drodze (na ostatniej prostej) do podpisania umowy z profesjonalną firmą, wtedy w moje życie weszła ona. Diabli ją przynieśli. A właściwie mój bratanek, młody człowiek, nagle odkrył w sobie pasję do nieruchomości, a raczej trafił na tęże babeczkę, która tak skutecznie nakreśliła przed nim sielsko – anielskie wizje ekspresowego wzbogacenia się na nieruchomościach (na flipach i podnajmach).
W efekcie czego, musiałam zawiesić (już prawie dopięte) rozmowy z profesjonalnym biurem nieruchomości. Bo czyż można odmówić rodzinie?

Tym bardziej, kiedy twój własny bratanek tak rozentuzjazmowany pomysłem, dzwoni pełen energii (która niestety szybko wyczerpała się w obliczu trudności i zostawił mnie samą na lodzie):

“Ciociu, mam fantastyczny pomysł na biznes, powierz mi twój dom w zarządzanie na kwatery pracownicze”.

Oczywiście, tutaj mogły zapalić się we mnie kolejne czerwone lampki, które powinny postawić mnie na baczność.

Stare powiedzenie, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach, a biznes to już inna sprawa. To pikuś.

Mój bratanek co prawda nie miał żadnego doświadczenia w nieruchomościach. Równolegle pracował na etacie, miał małe dzieci i prowadził swoją działalność gospodarczą – swój gabinet paramedyczny, który był jego pasją.

Skąd u niego to nagłe zainteresowanie tematem nieruchomości?

Mogłam podejrzewać tu słomiany zapał. Czego dowiódł czas. No ale jak pogodzić tyle różnych działań i pasji w życiu jednego młodego człowieka? Mogłam podejrzewać manipulacje ze strony osób trzecich (tego też dowiódł czas).

No ale czułam się niezręcznie – jak tu odmówić rodzinie? Niestety, nie za bardzo potrafię mówić NIE. No dobra w codziennym życiu mam od tego męża, który robi to za mnie. Ale nie w moim własnym kraju i nie tak na odległość.

CYTATY WARREN BUFFET

No ale jeżeli chodzi o te zapalające się i ostro brzęczące lampki ostrzegawcze:

osoba, którą przedstawił mi jako swoją przyszłą wspólniczkę, która przeszła wzdłuż i wszerz wszelkie możliwe szkolenia różnych Youtubowych guru powinna była wzbudzić moje wątpliwości.

Po pierwsze – tu już powinien mi zadzwonić w głowie ogromny dzwon ostrzegawczy.

Ale zadzwonił tak nieśmiało. Bo mocno i pozytywnie wierzyłam w ludzi. Wierzyłam w to, że człowiekowi trzeba dawać drugą, trzecią i kolejną szansę. Bo może się podnieść, poprawić, zacząć jeszcze raz od nowa, ale lepiej. No i po prostu nie można przed nikim zamykać drzwi.

Nie możesz zawrzeć dobrego układu ze złą osobą.

Warren Buffet


Co prawda pani w rozmowie przyznała się, że w przeszłości, na pewnym etapie swojego życia została wyrzucona z systemu bankowego, jako osoba, która no “przedobrzyła” z wydatkami, zawaliła serię płatności, co doprowadziło ją do zakazu posiadania karty bankomatowej. Czyli znalazła się na czarnej, czy czerwonej liście banku. Ale to już zostało naprawione i wymazane. Co pokazuje, że nawet osoby najbardziej przebiegłe potrafią się rozgadać i powiedzieć za dużo.

Tę informację (po czasie) potwierdził mi również były życiowy partner tej pani: rzeczywiście na pewnym etapie swojego życia została wyrzucona z systemu bankowego, jako …. kompulsywna i niepoprawna zakupoholiczka.

Będąc osobą z natury oszczędną i żyjąca skromnie nie zdawałam sobie sprawy, czym to grozi, do czego ta przypadłość może doprowadzić. No i nie zapaliła się we mnie czerwona lampka.

Ważne jest, aby wiedzieć to, co wiesz i czego nie wiesz.

Warren Buffet


A może nawet nieśmiało próbowała się zapalić, ale jako że nie miałam doświadczenia biznesowego. Byłam idealnym jeleniem.

Tymbardziej będąc na takim etapie życiowym, kiedy naiwnie i bezkrytycznie spijałam treści motywacyjnych guru z internetu.

Więc naiwnie i bezkrytycznie wierzyłam, że każdemu człowiekowi trzeba dać drugą, trzecią, czwartą … szansę.

Tym bardziej, że pani potrafiła się sprzedać. A raczej emanowała z niej taka pewność siebie, która imponowała mi, jako osobie chorobliwie nieśmiałej, której do tego stopnia brakuje wiary w siebie, że prędzej zaufa innym niż samej sobie i swoim umiejętnościom.

Pani na tamtym etapie mojego życia wydawała się perfekcyjnym partnerem biznesowym. Choć po prawdzie to ja byłam dla niej perfekcyjnym jeleniem.

Tym bardziej, że pani szeroko rozpływała się nad tym, ile to przeszła różnych kursów z zakresu nieruchomości u grających pierwsze skrzypce na You Tube internetowych guru.

Praktyka okazała się inna: wszystkie kwatery pracownicze tej pani (mimo że pozornie ładnie wyglądają na zdjęciach) okazały się totalną porażką logistyczno – organizacyjną – budżet wyłożony przez łatwowiernych inwestorów poszedł na cos innego. Również dlatego, że pani lubi mieć “lifestyle” na pokaz, a kwatery przecież wytuszuje się na zdjęciach.

Dzisiaj wiem z zaufanych źródeł, że poważne firmy na rynku kwater pracowniczych w Bydgoszczy już nie chcą z nią współpracować, bo nie zapewnia pracownikom odpowiedniego standardu życia.

Wszystko się u niej na kwaterach sypie. U mnie w domu raptem po 2 latach użytkowania go przez nią – przecieka dach, a pani nawet nie raczyła mnie o tym poinformować (wiem z innych źródeł).

Natomiast rownolegle, bez skrupułów w odpowiedzi na moje zastrzeżenia wysyła mi poprzez swojego prawnika odpowiedź, że przecież przejęła dom w stanie ruiny (dziwne, bo przy podpisywaniu protokołu zdawczego nie miala żadnych zastrzeżeń, co do jego stanu technicznego), i że to ona sfinansowała prace remontowe (tylko, że sfinansowała je z moich środków, przesyłanych na jej prywatne konto, bo niby gdybym przesłała jej na jej konto firmowe, to musiałaby założyc kasę fiskalną, a ja idealny jeleń –  zawsze chciałam iść jej na rękę).  Jak to mawiał mój szef: dobre uczynki,  mszczą się już za życia

Ale prawda jest taka,  że ta kobieta nie potrafi tego zorganizować, ani nawet jakoś w stopniu podstawowym ogarnąć. Szkolenia od YouTubowych guru raczej tylko odbębniła, niż gruntownie przeorała.

Tu jeszcze pojawiło się kolejne ostrzeżenie, które podobnie jak poprzednie – zignorowałam. Szwagier, który od lat pracuje jako konsultant ds strategii i logistyki w dużych francuskich korporacjach (robi dogłębne audyty), mówi mi:

Słuchaj, chcesz powierzyć swoją nieruchomość osobie, która podaje się za profesjonalistę z zakresu nieruchomości. Wiarygodność takiego profesjonalisty można w prosty sposób zweryfikować. Jeżeli taka osoba niby tak długo i skutecznie działa w nieruchomościach, jaki ona ma majątek? Czy sama posiada nieruchomości? Jakie ma za sobą zrealizowane projekty? Jakie ona ma referencje?

Niestety, na tamtym etapie w CV tej pani było dużo buńczucznego gadania i brak innych konkretnych dowodów – projektów. Do tego dodajcie bezmiar mojej naiwności i łatwowierności oraz nazwisko wielkiego youtubowego guru, który nagrał promujący ją (jako swoją kursantkę) film. No i wpadłam jak śliwka w kompot …..

Dodatkowo w mojej głowie rozbrzmiewała jeszcze ta melodia: Jak mogłabym powiedzieć NIE rodzinie. Szczególnie, że sama, po latach rozlicznych, mniej lub bardziej owocnych prób zbudowania własnej działalności i własnej marki w sieci, dobrze wiem jak czasami potrzebny byłby malutki impuls, bezinteresownie wyciągnięta pomocna dłoń ze strony innych ludzi.

Tym bardziej, że mój bratanek wydawał mi się być młodym, obiecującym człowiekiem pełnym energii i dobrych chęci (chociaż akurat te chęci rozkładały się na sporo różnorodnych projektów z rozlicznych dziedzin). No ale skoro teraz chce zaangażować się w nieruchomości. Na poważnie. No to przynajmniej dom pozostanie pod opieką rodziny.

A przecież mój szwagier, który jest Francuzem, no i w związku z tym, który prawdopodobnie analizuje biznesy poprzez standardy zachodnioeuropejskie. A przecież Polska wciąż Zachodem nie jest.

Dzisiaj, po tym czego doświadczyłam powiedziałabym:

Polska wciąż, miejscami (jeżeli chodzi np o nieruchomości) to jest Dziki Wschód.

Ale ponieważ każdy kij ma 2 konce, Dziki Wschód też stwarza pewne możliwości (łatwiej tutaj coś zacząć, tyle jest tu pozytywnej energii i ludzi, którym wciąż się chce i ktorzy wierzą w swoją szczęśliwą gwiazdę). No ale to też stwarza spore zagrożenia (szczegolnie dla osób niedoświadczonych i zbyt naiwnych).

Do dzisiaj płacę gapowe, żałuję, że lekceważyłam dochodzące do mnie z różnych stron ostrzeżenia.

Zaangażowałam się w umowę na lata i na wszystkie moje oszczędności, z kobietą, którą ledwo znałam, która nie miala żadnych referencji, prócz swojego nadmuchanego ego i pustego gadania. Bez marki w sieci, której szkoda byłoby jej stracić. Bez środków, które sama mogłaby zaryzykować. To ja wykładałam swoje, odłożone na stare lata środki w jej biznes, żeby umożliwić jej start.

Moja Naiwność i Łatwowierność.

A ja jeszcze wierzyłam, że ta kobieta spadła mi z nieba po to, żeby rozwiązać mój problem i zobowiązanie względem mojego zmarłego taty.

Ona tak sprytnie potrafiła zamanipulować rozmową, żebym dogłębnie w to uwierzyła. Tu argument, który najbardziej we mnie wybrzmiał i docelowo mnie przekonał:

“Będę zajmować się Twoim domem, jak swoim własnym.”

Tak, tu potrafiła zagrać na odpowiedniej strunie. Co z tego, że jak zawsze teoria rozminęła się z praktyką. A praktyka okazała się o lata świetlne odległa od obietnic.

Wtedy chciałam usłyszeć, że ktoś zdejmuje ze mnie ten problem. Choć w praktyce nakłada dużo większy:

Kobieta płacąc mi symboliczną stawkę za wynajem dużego domu w sporym mieście (Bydgoszcz), w zamian za opiekę, przekształciła go w hostel – kwatery pracownicze, maksymalizujac swoje zyski, bez oglądania się, co stanie się z nieruchomością.

CYTATY WARREN BUFFET

3 lata później, mój dom jest w stanie ruiny, z przeciekającym dachem, zadłużony na ogromne kwoty z tytułu pobieranych, a nieuregulowanych mediów. Żadna poważna agencja pracy już nie chce umieszczać w nim swoich pracowników.

Pani, która w międzyczasie dorobiła się w naszym mieście opinii oszustki, ucięła ze mną jakikolwiek kontakt. Ślad po niej zaginął.

Pewnie za jakiś czas pojawi się gdzie indziej jako nowa firma z youtubowymi kontaktami, na innym rynku, w innym mieście, polując na świeże, niedoświadczone jelenie. Miejcie sie na baczności, jelenie.

Fizycznie nie mogąc odebrać jej swojej nieruchomości, muszę bezradnie patrzeć jak dom i dorobek życia moich rodziców niszczeje w rękach beztroskiej najemczyni w idealnym państwie Prawa i Sprawiedliwości. A tymczasem w tej całej historii, to ja jestem osobą fizyczną, a pani – niby profesjonalną (ale tylko we własnej opinii) firmą.

O naiwności.

Naiwność liczenia na inne osoby. Zamiast liczenia na siebie i inwestowania w siebie.

Jestem tego klasycznym przykładem. Zainwestowałam wszystkie oszczędności w biznes tej pani, pracujący na nią, bo brakowało mi wiary, by zainwestować w samą siebie.

Nie, nie licz na to, że ktoś w Ciebie uwierzy, że ktoś w ciebie zainwestuje, że da Ci tę szansę, jeśli brakuje Tobie wiary w siebie i nie zrobisz tego pierwszego kroku, by coś zacząć.

Twoja najlepsza inwestycja to inwestycja w samego siebie. Nie ma niczego innego, co można by z tym porównać.

Warren Buffet

Moja głupota.

Idąc tym tokiem myślenia: tak bardzo pragnęłam przejść na wyższy etap rozwoju w moich działaniach online (które od tamtego czasu zupełnie porzuciłam), – o naiwności – że chciałam dać szansę innej osobie, która wtedy tego potrzebowała.

A jednocześnie chciałam pomóc komuś z mojej rodziny, kto deklarował chęć zaangażowania się w nową dziedzinę (kwatery pracownicze) i widział potencjał w pomocy, z jaką mogłam mu przyjść. Tym bardziej, że zawsze najtrudniejszy jest pierwszy krok.

Zasada numer 1 to nigdy nie tracić pieniędzy, druga zasada to nigdy nie zapominać o pierwszej zasadzie.

Warren Buffet

O naiwności. Dopóki miałam oszczędności, naiwnie przelewalam środki, tak na gębę, na konto tej pani, bo jeszcze trochę potrzeba… żeby ona z bratankiem mogli uruchomić te kwatery pracownicze i mieć biznes. Poszło 50 000 zł z roku 2019.

Bez myślenia, co ja będę z tego mieć. Bez zastanowienia się:

 

Umiejętność mówienia „NIE” jest wielką zaletą dla inwestora.

Warren Buffet

A może to jest tylko próba naciągnięcia mnie i wyciągnięcia tego, co uzbierałam w swoim dotychczasowym życiu.

Mam za to tylko – według zaufanego eksperta, który oglądał wykonane prace – zestaw kuchenny z OBI za raptem 400 zl.

Jak proroczo dzisiaj w moich uszach brzmią słowa mojego bratanka, który chcą przekonać mnie do powierzenia domu w zarządzanie rodzinie, zamiast profesjonalnej agencji nieruchomości – użył tych słów, które do dzisiaj brzmią w moich uszach:

– Ciociu, a Ciebie nikt nigdy nie oszukał?

Nie, jakoś tak nie…. Siedziałam cicho, żyłam bardzo skromnie, chodziłam w dziurawych tenisówkach i pieczołowicie odkładałam wszelkie nadwyżki na czarną godzinę.

No i w sumie miałam spokój ducha. Aż zachciało mi się INWESTOWANIA…

Ostrzeżenie: uważajcie, są ludzie, którym środki bardzo szybko się rozchodzą.

Ale w momencie, kiedy wyczują, że ktoś ma oszczędności, oni już mają na nie swój własny pomysł (z korzyścią dla samych siebie). Nie dla upatrzonego jelenia.

Jak czasami łatwo wpaść w sidła takich osób. Tak potrafią rozpalić w człowieku – nie powiem – pazerność – ale tak przekonująco kreślą wizje ekspresowego zarobku, czy łatwego zarobienia sumy, której odłożenie, czy wypracowanie na etacie zajmuje długie miesiące.

Bądź bojaźliwy, gdy inni są chciwi. Bądź chciwy, gdy inni się boją. Warren Buffet

Pani tutaj rzeczywiście zaczęła snuć przede mną wizje: że ja przecież mogę na tym w domu zarabiać. Ale oczywiście najpierw muszę wpompować w dom, nie przepraszam w biznes tej pani wszystko, co mam.

Na tamtym etapie mojego życie byłam zupelnie zielona i to jeszcze z daleka od kraju.

Dzisiaj wiem, że istnieją inne rozwiązanie i inne możliwości. Jak również istnieje, co by o tym nie mówić: dźwignia kredytowa. A w umowie, którą podpisuje się na wiele lat, to nie ja powinnam wykładać środki po to, aby najemca mógł moim kosztem wygodnie sobie zarabiać, maksymalizujac swoje zyski, doprowadzając przy tym mój dom do ruiny.

No ale przecież, musiałam sięgnąć do kieszeni, by pozwolić mojemu bratankowi rozwinąć swój biznes.

Do tego zaproponowałam, czy zaproponowano mi, a ja się na to zgodziłam dość symboliczny czynsz. Ten czynsz byłby prawdopodobnie dużo niższy, gdybym wcześniej nie kontaktowała się z profesjonalną agencją nieruchomości, która przynajmniej na tym poziomie ustawiła poprzeczkę, ale nie na wynajęcie domu pod kwatery pracownicze, tylko na wynajęcie domu jednej osobie lub młodej parze.

Do tego wierzyłam, że mój dom po takiej inwestycji stanie się trwałym aktywem, które będzie przynosić długoterminowo korzyści.
Oczywiście po części jest to prawda.

To zależy od zawartej umowy. Ale ta akurta była dla mnie dalece niekorzystna.

Ja, co najwyżej odpracowywałam środki włożone w jej biznes.    

Bo wyobraźcie sobie dom na 28 miejsc noclegowych. W centrum Bydgoszczy. Po 700 zł za jedno miejsce noclegowe płacone mojej najemczyni przez firmy. Razem prawie 20 000 zl. Z czego dla mnie niewiele ponad 2 000 zl. I to tylko kiedy najemczyni spinał się budżet pod koniec miesiąca. A przez pierwsze 2 lata to była rzadkość. Bo ona tak bardzo lubiła mieć “lifestyle” na odpowiednim poziomie. Dopiero potem przejrzałam na oczy.

Tutaj strategia pani była prosta: co miesiąc, kiedy zbliżał się termin płatności, bratanek dzwonił do mnie:

Ciociu, w tym miesiącu nam nie idzie, czy możesz nam odpuścić czynsz?

No i jak tu odmówić…

Od tego jeszcze odprowadzam 8,5% podatku. Plus muszę opłacić ubezpieczenie, podatek od nieruchomości, podatek dla miasta itp itd, nieprzewidziane wydatki.

Plus wieczne pretensje, przerzucane na mnie koszty mediów – np zwalone na mnie koszty zużycia wody na kwaterach poprzez sfałszowanie mojego podpisu w odpowiednim urzędzie.

W międzyczasie mój dom nadprogramowo się zużywał (dzisiaj jest w stanie ruiny). A tymczasem zyski inkasowała ona. Zawczasu skutecznie fortelem zniechecila bratanka do udziału w prosperującym w kraju biznesie kwater dla pracowników.

Wyłożona na start czyjegoś biznesu gotówka, cała nasza rodzinna poduszka finansowa, podobnie jak wiara w ludzką uczciwość – przeminęło z wiatrem.

No a potem przyszedł koronawirus. Przecież nie miałabym serca dobijać raczkujący biznes mojego bratanka i pani, domagając się należnego mi czynszu.

Mój bratanek co prawda już nie śmiał dzwonić. Więc dzwoniła pani, że przecież koronawirus, że pierwszy rok ich działalności, że no się nie da…, że nikogo w domu nie ma na tych kwaterach.

Aż w końcu przyjechałam do Polski (rok 2020, świeżo po kowidzie) na kilka dni, jakiś rok po podpisaniu naszej współpracy. Kiedy wciąż dopłacałam do czyjegoś biznesu z nadzieją, że dla mnie kiedyś też coś skapnie.

Co nie było łatwe, szczególnie w trudnych czasach czasach. Szczególnie, bo sama mam wielodzietną rodzinę (czwórkę dorastających dzieci), którą trzeba wyżywić, ubrać, wyprawić do szkoły.

CYTATY WARREN BUFFET

No i przyjechałam do Polski.

Pani na szybko oprowadziła mnie po moim domu (wg umowy bez niej nie mogłam do niego wejść).

Wtedy dopiero zrozumiałam: że król jest nagi:

że wysyłane przeze mnie z zagaranicy środki poszły gdzie indziej, na pewno nie w remont, który mi obiecywano i co do którego mnie zapewniano.

Wtedy bratanek się już do biznesu zniechęcił, a raczej sprytnie został zniechęcony, skoro pieniądze nie wpadały same, a on nie miał czasu się tym zajmować i tak po prawdzie nie był już pani potrzebny. Raczej przeszkadzał jej kosić hajs.

Dom, za który od miesięcy nie są w stanie mi zapłacić najmniejszego czynszu, bo podobno nikogo w nim nie ma. A tymczasem dom jest pełny. Z 20 chłopa chodzi po chałupie, albo siedzi w ogrodzie. Ale pani idzie w zaparte:

No, nie mogę Ci płacić czynszu, bo tutaj nikogo nie ma.

Mój szczyt naiwności: niby wierzę / nie wierzę własnym oczom, ale wciąż mam wątpliwości, no może nie powinnam zbyt wiele wymagać dla siebie od raczkującego biznesu.

Choć po prawdzie: chce mi się płakać. Nie pokazuję tego po sobie.

Zupełnie nie wiem, na co poszły moje oszczednosci, które kosztowały mnie pół życia i tyle wysiłku i które naiwnie przelewałam tej pani.

Jak oszustka zrujnowała moje życie. Spełniła swoje marzenia dzięki nieruchomościom, korzystając, żerując na naiwności innych ludzi.

PS Post scriptum

A ja jeszcze z własnych środków, poświęcając na to sporo własnego czasu, w tym nieprzespanych nocy konfigurowałam tej pani jej stronę www, znowu z nadzieją, że może wykorzystam jako moją pierwszą wizytówkę dzięki której zdobędę odpowiednią wiedzę i może przy okazji rozkręcę biznes tworzenia stron internetowych. Dotychczas byłam tylko zwykłą blogerką. Ale marzyło mi się przejście na wyższy poziom.

A może raczej bylam perfekcyjnym jeleniem.

Ale żeby jelen pozostał jeleniem powinno brakować mu wiary w siebie.

Pani choć do dzisiaj wykorzystuje w zarysie przygotowaną przeze mnie koncepcję graficzną i wymyśloną przeze mnie nazwę domeny, w podziękowaniu napisała mi tylko, że jestem beznadziejna (nie zwracając żadnych kosztów). Prosząc tylko, żebym to wszystko przekazała profesjonalnej firmie, do której mnie przekieruje. Bo ja i tak się do tego nie nadaję….

A ja, zdołowana, ze zdeptaną wiarą w siebie, po prostu zrobiłam to.

Tak, 2 lata temu umarło Vademecum Blogera, umarła energiczna grupa dla blogerów na Fb, umarła ambitna blogerka z 10 – cio letnim stażem, poszły w zapomnienie moje projekty, plany, nadzieje związane z budowaniem swojej marki w sieci.

Dzisiaj ten post jest OSTRZEŻENIEM.

UWAGA

Jest w Polsce taka osoba, która prędzej czy pózniej wypłynie w tym, czy innym miescie. W Bydgoszczy jest już skonczona. Z wiadomych względów nie mogę podać jej namiarów…

Ale miejcie się na baczności. Tak, są tacy ludzie.

Nie wierzcie ślepo internetowym guru, którzy tak zręcznie wabią Was obietnicą szybkich, ekspresowych zysków.

Do miejsc, do których warto dojść, nie ma drogi na skróty.

Choć, nie wiem jak bardzo chciałoby się w to uwierzyć.

Nie wszystkim ludziom można zaufać.

Mamy w sobie pokłady intuicji, które będą uruchamiać się w nas od czasu do czasu, by nas przed czymś, bądź przed kimś nas ostrzec. Warto wsłuchać się w siebie.

Po każdej rozmowie z tą panią, czułam się niekomfortowo. Nie rozumiałam dlaczego. Przecież ona jest taka wierząca… , że nawet planuje wyjechać na misje… Mistrzyni PR – u 

Nie potrafiłam, a może nie chciałam połączyć kropek. Dawałam się ponieść ekscytującym wizjom dużego, ekspresowego zarobku…

Tymczasem w biznesie, pieniądze płyną od niecierpliwych do cierpliwych.

Pewnie czasami trzeba się zmoczyć, zaliczyć spory doł, mocno walnąć o glebę, tak az nami potrząśnie, po to, żeby na własnych 4 literach pobrać lekcje życia i biznesu.

Uczenie sie na własnych błędach mocniej zapada w pamięć. Uczenie się na cudzych błędach jest mnie bolesne.

Dlatego na umierającym od 2 lat blogu, dzisiaj pojawia się ten post.

Głęboki wdech i odrobina trzeźwego spokoju, by nie dać się ponieść zbyt rozdmuchanym wizjom:

Co nagle to po diable.

Pieniądze płyną od niecierpliwych do cierpliwych

Bezcenne lekcje biznesowe od Warrent Buffeta:

Cytaty o biznesie. Warren Buffet

Zasada numer 1 to nigdy nie tracić pieniędzy, druga zasada to nigdy nie zapominać o pierwszej zasadzie

Nigdy nie inwestuj pieniędzy w biznes, którego nie rozumiesz.

Umiejętność mówienia „NIE” jest wielką zaletą dla inwestora.

Ważne jest, aby wiedzieć to, co wiesz i czego nie wiesz.

Cena jest tym, co płacisz. Wartość jest tym, co otrzymujesz.

Po prostu kup coś za mniej, niż jest warte.

Bądź bojaźliwy, gdy inni są chciwi. Bądź chciwy, gdy inni się boją.

Dopiero podczas odpływu okazuje się kto pływał bez majtek.

Nie możesz zawrzeć dobrego układu ze złą osobą.

Tak jak w przypadku małżeństwa, niespodzianki pojawiają się po powiedzeniu przysłowiowego “tak”

Najlepszym sposobem na myślenie o inwestycjach jest przebywanie w pokoju z samym sobą. Jeśli to nie zadziała, nic innego nie zadziała.

Twoja najlepsza inwestycja to inwestycja w samego siebie. Nie ma niczego innego, co można by z tym porównać.

Bogaci zawsze będą mówić: daj nam więcej pieniędzy, a my pójdziemy i wydamy je, a one potem spłyną w dół do reszty was, ale to nie działa i opinia publiczna zaczyna to rozumieć.

Dwadzieścia lat trwa budowanie reputacji, a 5 minut jej zrujnowanie. Gdy o tym pomyślisz będziesz postępował inaczej.

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *