OPOWIADANIA, VADEMECUM BLOGERA

Wszystko się kiedyś kończy.

prawdziwe historie o miłości

prawdziwe historie o miłości

Wszystko się kiedyś kończy.

W końcu przychodzi ten moment, kiedy marzenia zderzają się z rzeczywistością. A wtedy:

  • albo następuje bolesne przebudzenie,
  • albo jak to mówią Francuzi: potrafimy wziąć odwagę w swoje ręce.

I stajemy twarzą w twarz ze swoim marzeniem.

I tak teraz na przeciw niej stał ON.

Wpatrywał się w nią wyczekująco. Może też zbierał się na odwagę, by powiedzieć coś więcej.

………………………………………………………….

Nie wiedziała, kiedy dokładnie pojawił się w jej życiu. Ani jak to się stało, że zajął w nim tak szczególne miejsce.

Tak, jak mijają się codziennie tysiące ludzi w ściśle określonym punkcie czaso-przestrzeni. Znajomi nieznajomi.

Dopisujemy im charakter, którego nie mają. Wiemy o nich tylko to, co podsunie nam spragniona takiego segregowania, szufladkowania – faktów, zdarzeń i ludzi – wyobraźnia. Która intuicyjnie rozkłada ich sobie, po sobie tylko znanych szufladach, na podstawie pobieżnie odczytanych poszlak, czy przesłanek.

A wtedy zaczynamy się do nich uśmiechać. Oni odpowiadają odruchowym kiwnięciem głowy. Tworzymy podświadome więzi.

Te postacie stają punktami kontrolnymi w naszej codziennej rutynie: weryfikacją tego, czy wszystko przebiega zgodnie z planem…

I tak w tej perfekcyjnie rozplanowanej czasoprzestrzeni pojawił się ON.

Aż stał się tym elementem chaosu.

Burząc jej wewnętrzny spokój:

Przyspieszone bicie serca, to wewnętrzne zamieszanie i podświadoma, choć pieczołowicie skrywana radość…..

Jeżeli kiedyś z wybiciem pory obiadowej pośpiesznie zbiegała w dół, do pobliskiego baru po ten sam zestaw kanapkowy. I tak, jak szybko zbiegała, nie tracąc chwili wbiegała na górę, by w zaszyć się gdzieś w kącie, z książką. W spokoju…

Teraz zbiegała z przyśpieszonym biciem serca, z tą nieuświadomioną nadzieją…

Już nie pragnęła spokoju. Tylko tej burzy … emocji, palpitacji, o którą przyprawiało ją jedno spojrzenie, przelotem uchwycony uśmiech.

Resztę dopisywała jej spragniona tych przelotnych spotkań – wyobraźnia.

Nie chciała wiedzieć o nim więcej. To, co wiedziała wystarczyło, by czuć się szczęśliwą.

Chciała móc jeszcze raz na niego spojrzeć. Nacieszyć to głupie serce….

Jego umięśnione ramiona, spracowane i mocne dłonie, delikatny uśmiech – z pozoru nieśmiały i niepewny. Jaki zadziwiający kontrast z całą posturą. Jej codzienny promyk słońca.

Jaki ma sens przypisywanie nieznajomym osobom – cech, których najprawdopodobniej nie mają. Budowanie obrazu człowieka, który w zderzeniu z rzeczywistością okaże się iluzją….

Wiedziała, że w końcu przyjdzie ten dzień, zdarzy się to coś, co pozbawi ją złudzeń.

Ale póki mogła nacieszyć się nimi. Jeszcze jeden dzień…..

Nawet jeżeli dobrze wiedziała, że to do niczego nie prowadzi, że kiedyś będzie musiała stanąć twarzą w twarz ze swoim marzeniem…

Ale nie wiedziała, że to nastąpi właśnie dzisiaj.

Bo on chciałby się z nią pożegnać. Przecież tak codziennie mijają się.

To znaczy ona codziennie przychodzi do tej samej kafejki o tej samej porze obiadowej.

On tu dorabiał sobie podczas studiów…

Teraz wraca do swojego kraju. Na drugim końcu świata.

Czy warto w takich chwilach mówić cokolwiek, oprócz zdawkowych życzeń powodzenia?

Wyrzucić z siebie tę platoniczną miłość, która narosła w niej przez ostatnie miesiące do rozmiarów, nad którymi straciła kontrolę….

Skoro to już niczego nie zmieni….

To mogła być piękna historia miłości.

Wyrzucić to z siebie, by jeszcze bardziej wzmącić swój pozorny spokój?

Zdobyć się na odwagę, albo zamknąć to w sobie na zawsze. Zostawić tak, jak jest.

Czy choćby nic nie dało się z tym zrobić – jednak spróbować, dać szansę swoim marzeniom?

 

Wszystko się kiedyś kończy. W końcu przychodzi ten moment, kiedy marzenia zderzają się z rzeczywistością. A wtedy albo następuje bolesne przebudzenie, albo jak to mówią Francuzi: potrafimy wziąć odwagę w swoje ręce. I stajemy twarzą w twarz ze swoim marzeniem. I tak teraz na przeciw niej stał właśnie on. Wpatrywał się w nią wyczekująco. Może też zbierał się na odwagę, by powiedzieć coś więcej. ………………………….. Nie potrafiła powiedzieć, kiedy dokładnie pojawił się w jej życiu. Ani jak to się stało, że zajął w nim tak szczególne miejsce. Tak, jak mijają się codziennie tysiące ludzi w ściśle określonym punkcie czaso – przestrzeni. Znajomi nieznajomi. Dopisujemy im charakter, którego nie mają. Tworzymy podświadome więzi. I tak w tej jej perfekcyjnie rozplanowanej i opanowanej czaso – przestrzeni pojawił się on. Aż stał się elementem chaosu. Jeżeli kiedyś z wybiciem pory obiadowej pośpiesznie zbiegała w dół, do pobliskiego baru, po ten sam zestaw kanapkowy. I tak, jak szybko zbiegała, tak nie tracąc chwili wbiegała na górę, by w zaszyć się gdzieś w kącie, z książką. W spokoju… Już nie pragnęła spokoju. Tylko tej burzy … emocji, palpitacji, Nie chciała wiedzieć o nim więcej. To, co wiedziała wystarczyło, by czuć się szczęśliwą. Jego umięśnione ramiona, spracowane i mocne dłonie, ten delikatny uśmiech – z pozoru nieśmiał. Jej codzienny promyk słońca. Resztę sama dopisywała jej spragniona tych przelotnych spotkań – wyobraźnia. Nawet jeżeli dobrze wiedziała, że to do niczego nie prowadzi, że kiedyś będzie musiała stanąć twarzą w twarz ze swoim marzeniem… Ale nie wiedziała, że to nastąpi właśnie dzisiaj. Bo on chciałby się z nią pożegnać. Przecież tak codziennie mijają się. To znaczy ona codziennie przychodzi do tej samej kafejki o tej samej porze obiadowej. On tu dorabiał sobie podczas studiów… Teraz wraca do swojego kraju. Na drugim końcu świata. Czy warto w takich chwilach mówić cokolwiek, oprócz zdawkowych życzeń powodzenia? Wyrzucić to z siebie, wzmącić swój pozorny spokój? To mogła być piękna historia miłości. Zostawić tak, jak jest? Choćby nic nie dało się z tym zrobić – spróbować, dać szansę marzeniom.

Une publication partagée par BEATA REDZIMSKA (@beataredzimska) le

 

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(2) Komentarze

  1. Monika says:

    Pięknie napisana historia – gdyby ją rozwinąć, powstałoby może opowiadanie, albo i cała powieść? Bez względu na to, jakie byłoby jej zakończenie.

  2. Monika says:

    Pięknie napisana historia – bez względu na jej zakończenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *