BLOGOWANIE, dziecko, VADEMECUM BLOGERA

Czy da się pisać bloga, albo rozwijać biznes w sieci z małym dzieckiem?

praca w domu przy dziecku

Czy da się pisać bloga, albo rozwijać biznes w sieci z małym dzieckiem?

Czysto teoretycznie – nie da się.

Wielu kobietom się to jednak udaje, bo są siłaczkami.

O nadludzkich możliwościach i nadludzkich mocach przerobowych.

Ale to generuje przyziemny i prozaiczny stres.

Nie da się tego zrobić tak racjonalnie. I to nawet przy większych dzieciach.

Moja najmłodsza pociecha ma 4 lata.

Ale….

praca w domu przy dziecku

Dziecko potrzebuje mamy.

I wyglada to mniej więcej tak….

Kiedy wychodzimy do parku, mały człowiek potrzebuje tego tlenu dla swojego dopiero co ugruntowującego się poczucia własnej wartości:

Mamo zobacz, jak to robię. 🍒🌸🍇

I w tym momencie taki mały człowiek zawisa w wymownym geście ze zjeżdżalni (nie, on jeszcze nie potrafi przeczytać instrukcji obsługi – może więc stąd to nieporozumienie).

A mama przeżywa dylemat. Zachęcać do robienia rzeczy niekonwencjonalnych i łamania schematów, albo wkroczyć do akcji, jako głos rozsądku i wyperswadować nieprawomyślne formy wykorzystania narzędzia użytku publicznego – jakim jest zjeżdżania.

Szczęśliwie wszystkie paryskie place zabaw dla dzieci są wyłożone gąbką. To pozwala mi zachować pozory zimnej krwi – w większości takich mrożących mi krew w żyłach sytuacjach.

Ale czasami zdarza się sytuacja odwrotna – Czasami taki mały człowiek przeżywa moment zwątpienia w swoje umiejętności, albo po prostu sprawdza na ile jest ważny dla mamy.

Mamo pomóż mi – nie umiem tego zrobić. 🍒🍎💦🍬

Albo bardziej dobitnie:

Mamo ratuj, bo spadam. 😇😘😍

I wtedy taki mały człowiek wymownie zwisa, a wszystkie oczy zwracają się na mnie – jak te światła reflektorów. Dlaczego nie lecę do dziecka, bo przecież ono zaraz spadnie?

Na nic mówienie:

Nie wiesz, jak zejść – nie wchodź.

Nie wiesz, jak sobie poradzisz – kiedy zawiśniesz, nie zawisaj.

To w sumie nie jest złe – takie przekraczanie własnych granic, kiedy dziecko ma w zanadrzu uspakajającą perspektywę dobiegającej na czas mamy w tle.

Bo mama zawsze dobiegnie – ona jest na posterunku – 24 godziny na dobę – dobiegnie do ześlizgującej się kołderki i dobrze ją nasunie.

Mama zawsze musi być w pogotowiu i na posterunku.

Owszem czasami chciałaby popracować – w przerwach między kolejnym dobieganiem. Taka praca to sprawdzian dla nerwów – szarpanina. Taka praca ma swoją cenę.

I tak wracam z parku wypompowana …. nerwowo. A i tak już tylko słucham podcastów..

Nie wiem, czy jest jakiś sposób rozwijania bloga przy małym dziecku. Pewnie tak – robienie tego w swoim rytmie.

Jest jeszcze inny – ale go nie polecam – zarywanie nocy.

Ja tego nie robię. Owszem robiłam, i to przez lata. A niestety, o ile szybko można sobie podkopać zdrowie zarywając noce, wrócić do zdrowia, odzyskać równowagę już wymaga dużo, dużo więcej czasu.

Przez lata cierpiałam z powodu bólu głowy, który był właśnie wynikiem okołoblogowego zarywania nocy. Potrzebowałam kilku kolejnych lat, by się go pozbyć.

Dlatego dzisiaj – bloguję – bez spiny – na luzaka – dla przyjemności.

Dla przyjemności blogowania. Dla przyjemności plotkowania w mediach społecznościowe, dla przyjemności podglądania, co robią inni i dzielenia się tym, co mi przez myśl przejdzie.

Podchodzę na spokojnie. Czy kiedykolwiek coś „większego” z tego wyniknie? Czas pokaże.

Ja mam satysfakcję z blogowania, uczę się wielu rzeczy, także o sobie samej.

Biznes z bloga? Jeżeli kiedykolwiek tak się stanie – to poczeka. Mam inne sprawy na głowie – czasami w sensie dosłownym.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(2) Komentarze

  1. Helena says:

    Dobrze napisane. Ja wciąż pracuję na swoją markę: pomiędzy karmieniami, edukacją mego Misiaka czy po prostu między wolnym czasem jakim spędzam ze swoją rodziną. Dla cierpliwego moim zdaniem jest wszystko do osiągnięcia. Trzeba nie raz wiele wyrzeczeń przetrawić ale da się.. ;P

  2. Karolina says:

    Zgadzam się z tym tekstem. Jestem mamą półtorarocznego syna, bloguję. Czy się da? Owszem, ale nie na taką skalę i nie z takim zaangażowaniem jak bym chciała. Jak więc powstają te słynne parentingowe blogi? Skąd te mamy mają czas na to wszystko? Coraz więcej większych blogerek wyznaje wprost, że ich dzieci mają nianie. I dobrze, że o tym mówią, bo inaczej człowiek wpadłby w kompleksy 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *