Czyli Dobra treść nie obroni się sama.
Nie w globalnej wiosce, przepraszam w globalnej sieci, gdzie codziennie dodawanych jest po kilka milionów nowych postów.
Bo takie mamy czasy, że każdy, albo prawie każdy coś sprzedaje. A jak nie sprzedaje to przynajmniej promuje czyjeś produkty. Czyli de facto wychodzi na to samo.
Przekazy sprzedażowe naskakują na nas z każdej otwartej strony. I tak większość ludzi się na nie uodporniła. A jeżeli nie uodporniła się sama, to przynajmniej uodporniła na nie swoje komputery, instalując różne Adblocki.
Sama nie potrzebuję żadnego Adbloka. Po prostu na takie komunikaty już nie reaguję. Nawet ich nie zauważam. A w skrajnych przypadkach, kiedy już zaczynam je zauważać, bo stają się do tego stopnia “inwazyjne”, po prostu wypisuję się z namolnego newslettera. Nie tędy droga do mojej portmonetki i nie tylko mojej.
Bo może ludzie nie kupują od Ciebie dlatego, że tak bardzo chcesz im coś sprzedać?
Dlatego marketingowcy inwestują w content marketing. Bo ludzie kupują od tych, do których mają zaufanie i o których wiedzą, że dobrze im poradzą. A w razie potrzeby, czy napotkania problemu dysponują fachową wiedzą, by im pomóc. Bo ludzie też przed dokonaniem zakupu (szczególnie takiego “poważniejszego” finansowo) szukają informacji … w sieci.
Stąd w sieci od dawna już trwa wojna na CONTENT MARKETING.
Czyli wojna na tworzenie treści. Mamy ich tu coraz więcej. I to dosłownie na każdy temat.
Dlatego potrzeba czasu, cierpliwości, systematyczności, wkładu pracy w tworzenie nie tylko dobrej. Czyli w potocznym znaczeniu rzetelnie przygotowanej, żeby nie powiedzieć treściwej. Ale też ciekawej. Ale to też już nie wystarczy. Bo dobra treść nie obroni się sama.
Tu zaczyna się kolejna wojna na SEO, linki i jak najlepsze pozycjonowanie stron.
Bez dbania o SEO, bez wiedzy na jakie słowa kluczowe, czy na jakie tematy chciałbyś być znajdywany w sieci, daleko nie zajedziesz.
Bo bez SEO można pisać w sieci … sobie a muzom. Sama tak właśnie pisałam … przez lata.
Bo jakieś 5 lat temu wymyśliłam sobie, że będę pisać bloga o naturalnych metodach na zdrowie. Bo ten temat od zawsze mnie pasjonował.
Dodawałam na niego rzetelnie, pracowicie, systematycznie coraz to nowe treści. Bez żadnej troski o SEO, bez budowania kontaktów w blogosferze, nawet bez bycia w social mediach.
Po co? Po prostu pisałam. Bo jak chciałam pisać. Ale w głębi ducha też chciałam być czytana. A nawet chciałam, by tamten blog otworzył przede mną nowe możliwości….
Pozycjonowanie stron. Bez żadnego SEO?
Dlatego mówiłam sobie, że to niszowy temat, że moda na niego jeszcze przyjdzie. A wtedy przyjdzie zapotrzebowanie na tego typu treści i mój blog chwyci. Nigdy nie chwycił. Ale odkąd wyrwałam się z błogiej nieświadomości w kwesti SEO, zaczął się na nim robić coraz większy ruch.
Bo właściwie na pewnym etapie porzuciłam tego bloga. Po co? Dla kogo miałabym go pisać? Skoro nikt na niego nie zagląda?
Niedawno wróciłam i postanowiłam poeksperymentować. Zamiast dorzucać wciąż nowe treści, lepiej ogarnąć te, które już na nim mam. Chociażby pod kątem SEO.
[Tweet “Bo może siedzisz na żyle złota, a wcale o tym nie wiesz.”]
Rzeczywiście po kilku tygodniach poprawek, zreszą spójrzcie sami na ten grafik. Ruch skoczył mi z 200 osób dziennie na 600. Co oznacza 3 krotny wzrost statystyk, tylko dzięki SEO. Siedziałam na żyle złota, tylko nie miałam o tym pojęcia.
Jak pracowałam nad blogiem? Tu dodam, że jestem dopiero na początku drogi, bo poprawiłam niewielki ułamek swoich wpisów. Mam ich tam łącznie ponad 400. Zebrało się przez kilka lat pisania. Ale bez żadnego SEO te 400 wpisów generowało mi około 200 wejść dziennie. Po rozpoczęciu poprawek jestem przy 600. A co będzie dalej, czas pokaże.
Zaczęłam od wpisów, które najlepiej rokują.
Tych o i tak największej oglądalności. Bo to jest jakby moja wizytówka, wizytówka mojego bloga. Większość odwiedzających trafia na nie i to na ich podstawie wystawia sobie jakąś opinię o mnie i o tym, jak piszę. Ale nimi zajęłam się już kilka miesięcy temu. Stąd ten pierwszy skok w statystykach.
W drugiej kolejności wzięłam się za wpisy, które mają niewykorzystany potencjał.
Tzn generują całkiem spory ruch, mimo tego, że znajdują się na dalszych pozycjach w wynikach wyszukiwania. To sprawdzałam za pomocą Google Console.
No i wreszcie sięgnęłam po te wpisy zupełnie zapomniane, w których przygotowanie włożyłam sporo czasu i serca. A jednak zupełnie przepadły w czeluściach internetu. Chciałam dać im kolejną szansę. Tym razem korzystając z mojego już kilkuletniego doświadczenia w blogowaniu.
Jak poprawiałam archiwa swojego bloga?
Po pierwsze sprawdzałam w Google Planerze na jaką frazę kluczową najlepiej opłacałoby mi się pozycjonować dany tekst. Czyli jak fraza jest najczęściej wyszukiwana przez internautów.
[Tweet “Pisz o tym, czego szukają ludzie.”]
Taką radę udzielił mi kilka lat temu pewien spec od SEO. A jeżeli tak jak ja, już napisałaś, czy napisałeś niejeden tekst w błogiej nieświadomości SEO, wróć do niego i popraw właśnie pod tym kątem.
Readability i SEO by Yoast.
Jak? Wklejam wytypowaną (znalezioną w Google Plannerze) frazę kluczową w opisach do zdjęć, jako tag, jak się do to i w tytule, a jeszcze w tytule jakiegoś nagłówka. No i wreszcie w miarę dyplomatycznie staram się podrzucić ją gdzieś w treści wpisu.
Dalej pracuję nad tzw Readability, czyli nad prezentacją tekstu. Tak, by wypadał bardziej czytelny, bardziej przejrzysty. A szczególnie by był czytelny również dla tych, którzy tylko przeskanują go wzrokiem. Tu chodzi o wyróżnienie w formie nagłówków kolejnych paragrafów (znacznik H2, H3…) – to dla wyszukiwarek i pogrubienie czcionki tych nagłówków – to dla realnych ludzi.
W ten sposób codziennie poprawiam jeden, góra dwa teksty. Publikuję je na nowo. Tzn z bieżącą datą. Nie wiem, czy to akurat ma jakieś większe znaczenie. Prócz tego, że ludzie może są bardziej skłonni wierzyć, czy ufać bardziej aktualnym treściom. Też dzięki temu docierają do osób, które śledzą mnie, mojego bloga MODA NA BIO (bo o nim jest tu mowa) na Bloglovin (jakieś 100 osób).
Po drugie, robię to dla siebie samej. Dzięki temu zabiegowi, dzięki temu, że publikuję te teksty z nową datą, wiem, które teksty poprawiłam, a które zostają mi jeszcze do poprawienia.
Suma sumarum coś drgnęło mi w statystykach.
A działam w ten sposób raptem od miesiąca. Jeszcze mam do dyspozycji sporo niewykorzystanych, tzn nie poprawionych tekstów.
A jeszcze nawet nie zdążyłam pospamować linkami do nich w różnych social mediach. Tylko udostępniłam je na Facebooku i na Twittrze. Ale patrząc na to, jak FB tnie zasięgi, to i tak jakbym nie miała żadnego zasięgu. Wiem, trochę wyszedł mi z tego czarny humor…
Ale mam ten wzrost w statystykach, a jeszcze zupełnie nie zajęłam się ich promocją w dwóch social mediach, które według mojego doświadczenia najlepiej sprawdzają mi się przy pozycjonowaniu treści. Czyli Google Plus i Pinterest.
Wykorzystaj social media w pozycjonowaniu stron.
Pinterest, bo to jest wyszukiwarka wizualnego kontentu. A każdy pin, każde kolejne jego przepięcie – to kolejny link prowadzący na stronę.
Google Plus, no cóż może to medium społecznościowe nie spełniło ambicji jego twórców. Popularnością dalego mu do Facebooka. Ale Google Plus to przecież jest dziecko Google. Jeżeli wiecie, co to jest … nepotyzm, po znajomościach …. To pewnie wcale nie zdziwi Was to, że mój post o pomidorach, pod którym dość przypadkowo zebrałam ponad 200 lajknięć na Google Plus, stał się jednym z najpopularniejszych postów na tym blogu o blogowaniu.
Jak nie nepotyzm, to co? Nie żebym na ten nepotyzm się uskarżała. Absolutnie nie. Chcę go dalej wykorzystywać. Do dalszego pozycjonowania swoich treści. Podczas gdy inni zabijają się o lajki na Facebooku, ja stawiam na Google Plus.
Ale tak konkretnie, reasumując jakie narzędzia warto tu poznać.
Pozycjonowanie stron krok po kroku.
- Po pierwsze Google Planner.
- Po drugie Google Console.
- Po trzecie Google Trends.
Bo w fajny sposób można tu porównać, które wyrażenia cieszą się największym wzięciem z punktu widzenia SEO. Np tutaj porównałam 3 frazy:
ból pleców, ćwiczenia na kręgosłup, ćwiczenia na plecy.
Tak oto poprawiam starsze wpisy i staram się wycisnąć z nich jak największy ruch. No i mam nadzieję, że już wkrótce będę mogła pokazać Wam całkiem, ale to całkiem imponujący wzrost w moich statystykach na MODA NA BIO.
Liczy się konwersja. Czy prowadzisz newsletter?
Ale tu zatrzymam Was…
Działanie w sieci nie ogranicza się do samego generowania ruchu. Tu liczy się konwersja. Co z tego ruchu, jeżeli tylko jest, sobie przepływa przez naszą stronę, a nie zapisuje się na newsletter, nie kupuje, nie zostaje z nami na dłużej.
Konwersji służy, czy konwersja to jest np powiększanie listy mailingowej. Zdobywanie adresów subskrybentów, do których potem już bezproblemowo będzieci mogli docierać do skrzynki mailowej. A to zapewnia już bardziej intymny kontakt z odbiorcą. Dużo bardziej intymny niż na zahukanym Facebooku, gdzie jeden przekrzykuje, a przynajmniej przebija drugiego świeżą notką.
Wtyczka Add Widget After Content.
Wtyczka Add Widget After Content. Testuję ostatnio na blogu rozwiązanie, za pomocą którego można automatycznie dorzucić formularz zapisów na newsletter pod każdym postem.
Jakoś nie mogę się zdecydować, czy zrezygnować z naskakującego Facebooka i zastąpić go naskakującymi zapisami na newsletter. A może powinnam zrezygnować z jednego i drugiego: żadnych pop-up -ów, bo Google podobno ma zacząć krzywo patrzeć na strony, które je stosują.
Zamiast tego jakimś tam rozwiązaniem jest przypominanie o możliwości dołączenia do newslettera pod każdym kolejnym wpisem. Przy ponad 20 000 U.U. miesięcznie co prawda nie mam wrażenie, że to rozwiązanie jakoś szczególnie działa. Ale przynajmniej mam poczucie, że robię wszystko, co w mojej mocy, by uniezależnić się od Facebooka i to docelowo bez denerwujących pop-up ów.
Z perspektywy kilku tygodni od zainstalowania tej wtyczki. Z 286 zerejestrowanych subskrybenów w październiku 2016, przeszłam do 386 na dzisiaj. A zapisy na newsletter uruchomiłam jakiś dobry rok temu. Gdy w poprzednie miesiące miesięcznie na mój newsletter zapisywało się średnio pod 20 osób (miesięcznie). W październiku zaobserwowałam dwukrotny wzrost. Przybyło mi 40 nowych subskrybentów. A jeszcze nie sfinalizowałam darmowego e-booka, który mam zamiar dołączać do zapisów na newsletter. No i dopiero (aż wstyd się przyznać wysłałam jeden newsletter. Ale tu zamierzam się poprawić.
Odnośnie statystyk:Może nie jest to jakiś spektakularny wzrost, ale codziennie, regularnie, przybywa mi nowych subskrybentów. Czego Wam również życzę i pozdrawiam Was serdecznie.
Beata
Enregistrer
Enregistrer
Enregistrer
Enregistrer
Enregistrer
Enregistrer
Enregistrer
Enregistrer
Enregistrer
Enregistrer
Enregistrer
Jak zwykle jestem pod wrażeniem, brawo! Żebym jeszcze tylko mógł dokonfigurować mój szablon 🙁 tak jak ja chcę a nie tak jak mój szablon chce 😉
Pawel, dziękuję serdecznie i pozdrawiam swiątecznie. Beata
Mam dwa pytania, jeśli można 🙂
1. Publikujesz treści na nowo, czy tylko zmieniasz datę publikacji?
2. Co myślisz wyłączeniu części treści na okres “liftingu”? By ludzie nie wchodzili na takie niepoprawione i odrzucające treści?
Ad. 2 – wydaje mi się, że to za dużo pracy i nie jest opłacalne z punktu widzenia pozycjonowania – jednak te adresy są już w sieci zaindeskowane, mają jakieś zaufanie Google. Poza tym – zawsze możesz komuś pomóc – nawet, jeśli treść brzydko wygląda :).
Wyłączyć to się da, ale zastanawiam się właśnie, czy to ma sens, jeśli są zindeksowane. Z drugiej strony jak ktoś będzie przechodził do starszych wpisów takich bezpłciowych, to to może zniechęcać.
Jeśli są zaindeksowane to wyłączenie ich z google nie ma żadnego sensu.
W dłuższej perspektywie czasu stracisz link i po opublikowaniu poprawnej treści będziesz zaczynać wspinać się po drabince wyników wyszukiwania od zera.
Tez tak mi się wydaje, tylko wypadną z obiegu, a to oznacza utratę ruchu.
Macie rację. Zostawiam jak jest i będę poprawiać sukcesywnie.
Tak, ale z drugiej strony, jezeli na dane wpisy wchodzą ludzie, tzn ze Google dobrze zaobserwowalo, ze wywolują jakies tam zainteresowanie, inaczej w ogole by nie podsuwalo ich odwiedzającym. Teraz juz tylko mozna je ulepszac. Pozdrawiam serdecznie Beata
Karolina, zmieniam datę publikacji. W ten sposob wiem, co poprawilam, a co jeszcze czeka na poprawki. Myslę, ze jezeli wylączysz tresci na czas liftingu (u mnie w takim tempie, jak to robię, potrzebny jest mi na to jeden rok), tylko niepotrzebnie zdezorientujesz Google i tylko stracisz przyznaną Ci pozycję w wynikach wyszukiwania. Tak sobie sama myslę?
Beata, dziękuję za odpowiedź. A to nie miesza potem w archiwach? Czy nie ma to dla Ciebie znaczenia?
Bardzo ciekawy wpis, przeczytałem z prawdziwym zainteresowaniem
Dziękuję Tomku i pozdrawiam cieplutko. Beata
Bardzo pożyteczny i praktyczny wpis. Sama wiem ile czasu, ile godzin spędzonych nad lektura różnych publikacji o pozycjonowaniu poświęciłam by promować moj sklep online. Żadna agencja mi tego nie zapewni co bede wiedziała sama. To co opisujesz jest ciekawe a ja robię dokładnie tak samo jedli chodzi o używane narzędzia i media społecznościowe. Tez stawiam na Google plus.
To rzeczywiscie trudna sztuka dobrze wypozycjonowac tresci. Z drugiej strony wiele tez zalezy od zapotrzebowania na dany temat, czy dane slowo kluczowe. Bo najpopularniejszy blog o hodowli motyli nigdy nie wygeneruje takiego ruchu jak lekko popularny blog np o slow life. Bo to jest dzisiaj modnym trendem. Pozdrawiam serdecznie Beata
Ciekawy wpis – szernięte 🙂
Pawel, dziękuję za szernięcie i pozdrawiam serdecznie Beata
Z tego co czytałam, dla wyszukiwarek nie ma znaczenia data publikacji posta. Jeżeli się w nim coś zmienia, one i tak go widzą. Nie wiem, jak jest z czytelnikami.
ma ogromne znaczenie
Data sama w sobie nie jest wyznacznikiem. Dla wyszukiwarek liczy się data aktualizacji np. posta. Aktualizacją jest zmiana czegoś, a nie daty, która wyświetla się dla czytelnika.
Tak, bo Google lubi blogi regularnie aktualizowane. Data moze ma większe znaczenie dla czytelnikow, bo gdy jest aktualniejsza to mowią sobie, ze to są aktualniejsze, a więc moze i prawdziwsze tresci. Pozdrawiam serdecznie Beata
Mam zamiar uruchomić newsletter, więc proponowana przez Ciebie wtyczka na pewno mi się przyda.
Ja myslę, ze tu pewnie jeszcze lepsze, jeszcze skuteczniejsze są wtyczki z naskakującymi zapisami na newsletter, bo tych w zaden sposob nie mozna obejsc. Z drugiej strony, jezeli Google zacznie w pewnym sensie mniej promowac strony z tymi denerwującymi pop – up ami, to jest to jakies bezkonfliktowe i na pewno mniej inwazyjne rozwiązanie. Pozdrawiam serdecznie Beata
Beatka, Ty wciąż mnie zaskakujesz! Jestes tak ambitna i pracowita, że uwielbiam jak inspirujesz Nas do działania;))
Justynko, rozpieszczasz mnie, dziękuję i pozdrawiam cieplutko Beata
Całkowicie się zgadzam. Twój poprzedni wpis o Google Search Console pomógł mi znacznie zwiększyć ruch na stronie i ten zaczynam zauważać już tego efekty 🙂
Serio? Dawid, cieszę się bardzo i pozdrawiam serdecznie Beata
Tak 🙂 Z 20 wejść organicznych dziennie zrobiło mi się ich ponad 70. Zrozumiałem czego dokładnie szukają czytelnicy w danym temacie.
Beata, Ty to masz wyczucie chwili 🙂 Miałem dziś szukać wtyczki dodającej po każdym wpisie formularz mailingowy albo okienko facebooka, a tu proszę mam poleconą. Dzięki.
Cieszę się bardzo i pozdrawiam serdecznie. Beata
Ostatnio właśnie zaczęłam przeredagowywać stare wpisy i ich tytuły pod kątem SEO. Teraz mam pytanie: Czy Google Analytics i planner i reszta, o której piszesz są darmowe w stu procentach? Ilekroć wchodzę w google planner karze mi wybrać metodę płatności. 🙁 Dziękuję Ci za ten wpis , bardzo mi pomógł.
Tak, to darmowe narzedzia. Google Planner ma np sluzyc reklamodawcom do okreslenia najodpowiedniejszego slowa kluczowego. Ale wlasnie na etapie okreslania tego slowa kluczowego (a to jest nam potrzebne przy pozycjonowaniu) jest darmowe. Pozdrawiam serdecznie Beata
Beata podpowiedz jak najlepiej zalogować się Google Planner? W kolejnych krokach jest wymagane podanie danych do karty płatniczej. Da się to jakoś ominąć skoro będę korzystała tylko z określania słów kluczowych bez wykupienia reklamy?
Aga, poszukaj w wyszukiwarc Keyword Planner, moze ja po prostu zle podalam tu link. Pozdrawiam serdecznie Beata
szukałam. Google Planner chce aby podać nazwę strony, określić co chcemy reklamować, napisać reklamę (nagłówek1, nagłówek2 oraz opis) oraz określić miesięczny budżet wynoszący min.100 zł. Ostatnim krokiem jest podanie danych dotyczących karty płatniczej. Bez podania tych danych nie można przejść do pola dotyczącego słów kluczowych.
i jeszcze po utworzeniu konta są takie dwa etapy jak:
Etap drugi: Wybierz słowa kluczowe i przygotuj teksty reklam dla Twoich produktów lub usług. Ten etap jest najważniejszy. Musimy wprowadzić hasła, które ściśle określają produkty i usługi świadczone przez Państwa firmę. Proszę pamiętać, że dobór tych haseł jest pewną wytyczną, tzn. w jaki sposób i kiedy, bądź ile razy wyświetli się Państwa reklama. Po ustaleniu słów kluczowych musimy napisać teksty reklam. Pamiętając o zasadach redakcyjnych Google tworzymy takie teksty, które najlepiej przyciągną potencjalnego Klienta.
Etap trzeci: Wprowadź dane rozliczeniowe. Wprowadzamy dane rozliczeniowe takie jak adres, nazwę firmy bądź swoje imię i nazwisko, numer nip, standardowe dane do fakturowania.
Sporo danych do wypełnienia pod konkretną usługę i płatności 🙁
Mam taki problem z google planerem, że
wyświetla mi tylko okrojoną wersję,
pokazuje tylko pojedyncze słowa.
Nie wiesz może jak przejść do pełnej wersji?
Ehhh, SEO mam zielone przy wszystkich wpisach, a czytalność… szkoda gadać. Muszę popracować nad promocją.
Czy przy zakładaniu konta na “addWords” jednoznacznie będę musiała płacić za tzw. klikniecie? Musze określić stawkę, ale boje się ze będę musiała coś zapłacić, a ze dopiero zaczynam swoja przygodę ze światem blogów itd., chciałabym zobaczyć jak to działa zanim pójdę dalej.
Nie od dzisiaj wiadomo, że pozycjonowanie jest bardzo istotne jeśli chcemy rozwijać swoje strony. Pomaga to internautom w łatwiejszym odnajdywaniu naszych stron.
Swietny i naprawdę przydatny artykuł, pozdrawiam.