Jak organizuję swoją pracę nad blogiem i wokół bloga?

Zasady, których staram się trzymać, które wypracowałam przez lata blogowania, które przynoszą mi najlepsze efekty.

1. Nie siadam do komputera bez planu.

Nie ma nic gorszego. Totalna dezorganizacja, klikanie gdzie popadnie.

Frustrujące, dezorganizujące miotanie się po internecie w poszukiwaniu właściwie nie wiadomo czego.

Nie. Do tego, by działać efektywnie potrzeba: planu, wytyczenia celów, ustalenia priorytetów i trzymania się tego, co mam do zrobienia.

Działając w internecie tak łatwo dać się zwieść na manowce i godzinami bezwolnie scrolować po social mediach. Tylko po co?

Tu punktem wyjścia jest wiedzieć: po co. Dlatego najpierw:

2. Ustalam priorytety.

  • Co jest moim priorytetem na najbliższy dzień, tydzień i 3 -miesiące?
  • Jaki cel chcę osiągnąć w najbliższej przyszłości?

To pozwala spojrzeć na to strategicznie i rozeznać to.

Zamiast zagrzebać się po uszy w robocie głupiego, bo taką jest przekopywanie internetu bez wizji, celu i planu.

Zastanawiam się, co jest moim celem, jakie są moje priorytety i dopiero z tej perspektywy przygotowuję listę rzeczy do zrobienia. Na bieżąco analizując, czy to, co do niej dopisuję mieści się w moich priorytetach.

Dla przykładu: we wrześniu chcę przygotować lekcję języka francuskiego na temat kuchni francuskiej.

Więc spośród tematów, które chciałabym podjąć na moim blogu o Paryżu, wybieram te:

  • które dotyczą tej dziedziny,
  • które albo będę mogła zawrzeć w mojej lekcji,
  • albo przy pomocy których będę starała się zachęcić osoby obserwujące mnie na fb i instagramie do zainteresowania się produktem, nad którym pracuję, kiedy ten będzie gotowy.

Zaletą trzymania się priorytetów jest po pierwsze to, że wiem dokąd zmierzam, sprawy rzeczywiście namacalnie, mierzalnie posuwają się naprzód, nie koncentruję się na pozornych miernikach blogerskiej próżności, tylko na wykonaniu swojego planu.

Co chroni przed ta podświadomą frustracją, o którą tak łatwo działając w sieci.

Bo internet nie ma końca.

Bo w przełożeniu na nasze bardzo ograniczone moce przerobowe, zawsze można tu mieć poczucie, że tyle jest do zrobienia.

Ale koncentrowanie się na priorytetach, pozwala poczuć, że jestem na dobrej drodze, robię to, co mam do zrobienia, a więc posuwam się naprzód. Zamiast bezwolnego miotania się po social mediach.

Ustalenie priorytetów działania sprawia, że zamiast rozmieniać się na drobne (robiłam to przez lata, co prowadziło donikąd), koncentruję się na ważnych – strategicznych działaniach.

Dzięki czemu więcej udaje mi się doprowadzić do końca.

Tu chciałam zwrócić uwagę na specyfikę działań w sieci: z której na początku mało kto zdaje sobie sprawę.

Internet jest studnią bez dna. Bez priorytetów i wizji można tu przepaść na długie godziny, miotając się po social mediach, bez ładu, bez składu.

Ale zamiast tego można konsekwentnie robić swoje.

Ale do tego trzeba nakreślić wizję, cele i drogę do nich krok po kroku.

3. Ustalam listę zadań na dzień, na tydzień, na 3 miesiące.

Numeruję, wyznaczam kolejność działań. Mając na uwadze ustalone priorytety.

Siła takiej “to do” listy tkwi w tym, że kiedy idziemy według niej nie rozpraszamy się na rzeczy nie do zrobienia, które potrafią pochłonąć nas po drodze…

Co nie znaczy, że pod koniec dnia nie przepisuję na kolejny czegoś z dzisiejszej listy.

Ale w pewnym sensnie utrwala to we mnie przekonanie do wykonania danego działania.., ugruntowuje mi je w pamięci….

Ale też zauważyłam, że jeżeli coś znajdzie się na mojej liście, ma większe szanse zostać doprowadzone do końca.

Dłuższe projekty, które przepisuję z jednej listy na drugą, ale przez to nie przestaję nad nimi pracować i które często z perspektywy czasu okazują się tymi krokami milowymi, dzięki którym coś rzeczywiście się ruszyło.

4. Krytycznie analizuję listę pod kątem ustalonych priorytetów.

Bo działając w sieci łatwo dać się wciągnąć w działania, które donikąd nie prowadzą.

Dlatego, zanim wezmę się za coś z listy, stawiam sobie pytanie:

Czy rzeczywiście to wpisuje się w moje priorytety i prowadzi do ich realizacji?

Czyli po co właściwie miałabym to zrobić: czy to jest projekt, który rzeczywiście czemuś służy, czy tylko zajmie mi sporo czasu.

5. Zasada 2 minut.

Jeżeli mogę coś zrobić od razu i w kilka minut, robię to od ręki i wykreślam z listy.

Czasami to są takie drobne, upierdliwe, czy niewdzięczne zadania, do których aż się nie chce usiąść.

Przynajmniej ja potrafię wymyślać przed samą sobą tysiące dobrych powodów, dla których nie mogę tego zrobić teraz, więc odłożę to na później (i co gorsza, odkładam tak bez końca – a przecież wystarczyło by kilka minut, by mieć to z głowy).

Ale wewnętrzne ja, któremu się nie chce przekonuje, że przecież zamiast rozmieniać się na drobne, usiądę do czegoś większego. A tamto (mniejsze) poczeka…

Ale zdałam sobie sprawę, że to są wymówki, przez które problemy się nawarstwiają. SAME:

  • niewygodny telefon, którego obawiam się wykonać,
  • email, na który niezręcznie mi odpisać… aż chciałoby się odkładać w nieskończoność.

A tymczasem zrobienie tego od ręki, zdejmuje kamień z serca, podnosi poczucie wartości, podbudowuje wiarę w siebie.

Z tą łatwiej podejmować coraz to trudniejsze wyzwania, a więc posuwać się naprzód.

A najczęściej po prostu rozwiązuje problem, który odłożony skutecznie narasta, czy pokazuje nowe perspektywy, które otwierają oczy na nową drogę.

Takie trudne, a …. takie proste. Wystarczyło zmobilizować się i zrobić to w 2 minuty, zamiast odwlekać….

Tymczasem chodzi o rzeczy, które kiedy już się do nich usiądzie, są właściwie zrobione.

Najtrudniej jest usiąść i zmierzyć się z nimi, podjąć niewygodny temat. Ale im dłużej odkładamy, tym bardziej to ciąży…

Pozornie wygodnie jest odsuwać to w perspektywie, pozostawić to w takim zawieszeniu, bo szkoda czasu.

Ale to po pierwsze ciąży, bo wisi gdzieś tam na sumieniu, po drugie może boleśnie się zemścić, kiedy ratowanie sytuacji, czy porządkowanie, kiedy się posypie jest dużo bardziej czasochłonne.

Dlatego tymbardziej umieszczam takie drobne zadania na liście rzeczy do zrobienia.

Żeby mi nie umknęły, żeby z rozmachem moc je odkreślic z listy.

Czy warto wpisywać drobiazgi na listę rzeczy do zrobienia?

W moim przypadku się to sprawdza.

Niektóre rzeczy, do których bez tego bym nie usiadła, realizuję choćby dla przyjemności wykreślenia z listy. Dla tego poczucia zadowolenia z samej siebie, które potrafi zmotywować do sięgania wyżej.

5. Pracuję w blokach czasowych.

Tzw technika Pomodoro.

Czyli siadając do pracy, zakładam sobie, że skoncentruję się na danym zadaniu przez 20 – 30 min i konsekwentnie będę je realizować, a potem 5 minut na relaks i zrobienie czegoś przyjmnego.

Wiedząc, że ta perspektywa jest bardziej motywująca, niż np gdybym miała cały dzień przesiedzieć nad jakimś zadaniem. Co pewnie sprowadzało by się do tego, jak tu zająć ten dzień, żeby jak najszybciej zleciał. Mniejsza o to, jakie będą tego realne efekty.

A kiedy skupiam się przez 30 minut i intenstywnie pracuję, a potem robię sobie zasłużoną przerwę.

Po czym okazuje się, ze posunęłam daną rzecz do przodu bardziej niż sobie zakładałam, albo rzeczywiście wciągnęła mnie i siadam do niej ponownie w kolejnym bloku czasowym, ale już bardziej w to zaangażowana.

Zagłębiam się w nią na nowo, a potem robię sobie kolejną przerwę.

Odkryłam te metodę (no dobra: nie ja odkryłam technikę Pomodoro), ale przekonałam się do jej skuteczności naturalnie.

Kiedy moje dzieci były małe, jeżeli udawało mi się wygospodarować czas na pracę nad blogiem, to jedynie w takich króciutkich blokach czasowych: w czasie półgodzinnej, czy godzinnej sjesty moich pociech (jeżeli akurat udało mi je zsynchronizować).

I wtedy przez ten czas szłam jak burza: spinałam się i robiłam to, co miałam do zrobienia. To oczywiście wymagało wcześniejszego ustalenia planu działania. Ale najczęściej miałam go w głowie w oczekiwaniu na ten czas dla siebie…

Przypuszczam, że mamy będą wiedziały, co mam na myśli.

Ale to chyba w sumie każdy zna z autopsji.

Kiedy mamy ograniczoną ilość czasu, albo deadline łatwiej spiąć się i zrobić to. Kiedy nadmiar czasu w pewnym sensie rozleniwia.

Bo robić coś, jeszcze nie oznacza zrobić to…

Bo czasami pozornie zajmujemy się czymś, bardziej dla spokoju sumienia, niż dla efektów.

Tymczasem praca w blokach czasowych wykorzystuje naturalną skłonność naszego mózgu do pozostania skoncentrowanym na czymś przez ograniczoną ilość czasu.

Tę technikę np wykorzystuje się w nauce języków obcych, powtarzaniu słówek codziennie, a przynajmniej regularnie, ale przez 20 minut dzienie.

6. Grupuję podobne działania.

Kiedy odpisuję na maile, czy edytuję zdjęcia, robię to jednym ciągiem.

Łatwiej się zmobilizować do zrobienia czegokolwiek, kiedy już siedzę w tym, niż usiąść do czegoś nowego.

Bo znowu jak to mówią: najtrudniejszy jest ten pierwszy krok. Potem idzie z górki.

Grupowanie podobnych działań wykorzystuje tę naturalną skłonność natury ludzkiej: łatwiej jest nam zabrać się do czegoś znanego i oswojonego.

7. Przyznaję sobie czas na rozwój.

Bez inwestowania we własny rozwój, nie ma postępu. Bez tego nie ma posuwania się naprzód.

Tymbardziej sprawdza się to w sieci, gdzie nie można raz a dobrze osiąść na laurach.

Za dużo się tu dzieje, za szybko wszystko posuwa się naprzód…

Dlatego czasami wręcz potrzebny jest czas na pozorne miotanie się, szukanie swojej drogi, próbowanie i odkrywanie rzeczy nowych.

Danie sobie czasu na zagłębianie się w nowe zagadnienia, nawet jeżeli w praktyce oznacza to posuwanie się po omacku, badanie gruntu. Jednym słowem uczenie się.

8. Doceniam to, co zrobiłam.

Wykreślam zrobione z listy. Podsumowuję to, co udało mi się zrobić i nauczyć. Czerpię z tego motywację.

Doceniam siebie i swoją pracę.

Bo człowiek jest w sumie takim samonapędzającym się perpetum mobile.

Jeżeli widzi, że coś przynosi efekty, chce tego coraz więcej.

Chodzi o to, by dobrze to ukierunkować. Stąd płynie nieustanna motywacja do dalszej pracy i rozwoju.

Sekret w tym, by zatrzymać się na chwilę, docenić siebie, docenić małe rzeczy, które robimy na codzień, a które z czasem potrafią doprowadzić do rzeczy większych.

Byle się nie zniechęcić. Byle czerpać z tego niesłabnącą przyjemność. Byle trzymać się ustalonej drogi. Byle realizować swoje priorytety. Posuwać się naprzód według listy i poszerzać swoje horyzonty.

Pozostaje życzyć szerokiej drogi.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

 

 

 

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

7 komentarzy

  1. Nie wiem czy podchodzę do bloga aż tak strategicznie jak Ty, ale tez pewne rzeczy mam uporządkowane. Zawsze mam w zanadrzu temat na kolejnego posta – nie siedzę więc i nie szukam bezwolnie tematu, ale raczej zastanawiam się, jak go ograć, jakich zdjęć potrzebuję, co muszę zrobić.

    Robię sobie również rozpiskę postów w social mediach na cały tydzień – to też pozwala mi się przygotować pod względem grafik, zdjęć, tematów. Taki plan bardzo ułatwia działanie.

    Na totalnym spontanie daleko bym nie zajechała, bo blogowanie to strasznie czasochłonne i energochłonne zajęcie. Acz przyjemne.

  2. Ja tak ogarniam całe życie 🙂 jak siad to bloga to tylko do bloga i też mam plan. A blogowy plan mam ujęty w swoim planie dnia. Chyba tylko dlatego przy moich wszystkich zadaniach mam jeszcze czas na odpoczynek 🙂

  3. Jeżeli wszystkie wymienione metody udaje ci się regularnie stosować, to jestem pod wrażeniem. Dla mnie najbardziej pomocna i skuteczna jest technika pomodoro. A reszta? Cóż, od czasu do czasu. Zapisuję plany, które niekiedy realizuję. Staram się krótkie sprawy załatwiać natychmiast, ale… list do wysłania leże już prawie tydzień w przedpokoju. Bardzo pomaga mi w organizacji pracy, nie tylko przy blogu (pracuję w domu) metoda prowadzenia dziennika zaproponowana przez Jacka Kłosińskiego na jego blogu, ale stosuję ją zrywami. Za mało dbam o rozwój… ech…

  4. Tak jak piszesz, najważniejsza jest strategia bloga. Oczywiście jeśli myślimy o nim poważnie, a nie w kategorii hobby. Cierpliwość, systematyczność to pomaga w dojściu do celu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version