PO PROSTU BABA, PODCAST, VADEMECUM BLOGERA

Przydałby mi się telefon, co da mi po łapach, jak za często będę po niego sięgać.

polacy na emigracji

polacy na emigracji

Bo ja przez kilka lat, dokładnie przez 5 lat, żyłam trochę odcięta od świata: urlop wychowawczy. Moje życie kręciło się wokół: dzieci, przydomowych zakupów, przewijania pieluszek, spacerów do pobliskiego parku. Aż pewnego dnia – skończyło się – wróciłam do pracy. A to oznacza, że po raz pierwszy po latach (5- ciu) wsiadłam do pociągu, wyszłam poza codzienny krąg: dom – dzieci – piaskownica.

I w tym momencie przeżyłam istny szok cywilizacyjny.

Jak ten świat się zmienił. I nie myślę tu wcale o tym, że w pracy zainstalowali nam toalety na fotokomórkę. Sama po sobie spłukuje. Taki postęp.

Ale wsiadam do pociągu. A tam dzisiaj już prawie nikt nie czyta. Tzn wszyscy z nosem zanurzonym w smartfonie. Niby coś tam czytają. Niby, bo w rzeczywistości skanują newsy na Facebooku. Takie newsy….. FOMO. Fear of missing out. Strach, by czegoś nie przegapić.

Ale czytelnictwo takie tradycyjne, staromodne, papierowe  – wymarło. Niczym dinozaury. Bo teraz życie, a nawet życie towarzyskie, choćby i w pociągu przeniosło się na smartfona. Siedzą obok siebie, każdy z nosem w swoim telefonie. Tak ze sobą rozmawiają.

Życie towarzyskie przeniosło się na smartfona.

Podobnie podczas przerwy obiadowej. We Francji to świętość. Zakaz rozmawiania o pracy. Zawsze jakiś nadgorliwy wyrwie się z tematem. I tak nawet na przerwie obiadowej rozmawiamy o robocie. Ale….

Rozmawiają ze sobą tylko takie tradycyjne staromodne dinozaury, co to jeszcze nie przeszły ewolucji smartfonowej. Bo reszta …. stracona dla świata. Z nosem w smartfonie, nie w talerzu. Do talerza zaglądają przy okazji, by coś z niego skubnąć. Taką przerwa telefonowo obiadowa.

I tak sobie myślę, że niejednemu to przydałby się taki telefon, co będzie dawał po łapach…

Mi pierwszej przydałby się.

Pracuję w turystyce. I tak odkąd wróciłam do pracy (w porównaniu z tym, co było kiedyś): obserwuję taką ewolucję zachowań.

Jeżeli jeszcze kilka lat temu najczęściej zadawanym pytaniem (przez turystów – osobom pracującym w turystyce) było: Gdzie jest toaleta?  Bo jak człowiek przyjeżdżał za granicę to najpierw chciał się kulturalnie wysikać w toalecie. A nie za budką z piwem.Dzisiaj tym pytaniem jest:

Gdzie jest wifi.

Where is wifi? Jak tu złapać zasięg?

Wysika się dopiero jak to wifi złapie. Inaczej, on taki zagubiony, że toalety i tak nie znajdzie…

Dlatego wszyscy rozpytują: WHERE IS WIFI….

Gdzie? Tam.

Teraz wszyscy tłoczą się we wskazanym miejscu. Z telefonami wzniesionymi ku niebu. W pobożnym geście:

Panie Boże, ześlij nam wifi, zasięg, połączenie.

Bo dzisiaj człowiek bez telefonu jest jak bez ręki. I bez oka. Takie to nasze trzecie oko. I bez mózgu… Bez telefonu: Nic nie widzi. Niczego nie słyszy. Niczego nie wie i nie rozumie. Staje się taki bezbronny, zagubiony, niczym jaskiniowiec wysłany na księżyc…

A tu mówię o człowieku, który teoretycznie jest na wakacjach. Bo ja takich codziennie spotykam w pracy. Pracuję w turystyce…

Ale tak naprawdę na tych wakacjach go nie ma. Wszyscy myślą, że jest. Facebook go namierzył. Geolokalizacja. Wszyscy wiedzą,że jest w RIO, Paryżu, czy New Yorku…

A on mało co to wie… Znalazł wifi, wsiąkł w telefon, zapomniał, że przyjechał tu po to, by wypoczywać. Teraz on jest tu na tych wakacjach takimi przebłyskami. Jak straci zasięg. A tu Wieża Eiffla. No, to snap.

Niestety, chyba wielu z nas tak ma. Świadomie, czy nie. Ja pierwsza.

Mi pierwszej przydałby mi się taki telefon, co to będzie mi dawać po łapach, jak za często będę po niego sięgnąć.

Tak, śmiejcie się. Ale tak może będzie wyglądać kolejna generacja smartfonów.

Już podobno teraz obserwuje się taką tendencję – ucieczkę offline.

Odrodzona turystyka – ucieczka offline.

Bo o ile kiedyś, jak człowiek przyjechał na wakacje na taką wiochę zabitą dechami, że zero zasięgu. To albo w płacz. Albo dziką awanturę organizatorowi urządzał. Że on nie może pracować. A niby na co jechał na wakacje? Pytanie czysto retoryczne.

Ale teraz przeciwnie. Są takie specjalne formuły wakacji – pobyt w hotelu, zero wifi. Konfiskowanie przy samym wejściu urządzeń potencjalnie mogących złapać zasięg.

Odbierają Ci je przy rejestracji w hotelu. Nie ma, że telefon w skarpetkach przemycisz. Namierzą.
Ale za tą usługę – odcięcia człowieka od sieci (choćby i na siłę) jeszcze każą sobie słono płacić. Bo taki luksus kosztuje. A przynajmniej powinien mieć swoją cenę.

Tak, bo świat tak galopująco się zmienia….

A kiedy te nasze dzieci tak szybko dorastają?

A jak dorastają…. O ile kiedyś wołami nie można było ściągnąć ich do domu z podwórka. Teraz to działa w drugą stronę. Wyciągnąć gdzieś na dwór, na spacer, tzn oderwać od komputera. Wołami… I jeden wół nie wystraczy…

Bo dla nich życie towarzyskie toczy się w Scratchu. To taki program – medium społecznościowe dla nastolatków uczące ich podstaw programowania przez zabawę. Przez zabawę i przez gry. Grywalizacja fenomen, o którym pisze Paweł Tkaczyk

Grywalizacja – moja 4-latka w jeden weekend opanowała cały alfabet. Nie w przedszkolu. W domu, na tablecie. Bo znajomość alfabetu była jej potrzebna do przejścia na kolejny etap gry ze spadającymi literkami. Na swoim pierwszym tablecie. Co prawda bezzasięgowym, bez wifi, z wgranymi na niego grami edukacyjnymi.

Świat się zmienia. Zmienia nas ta technologia. Podobno połowy zawodów, które będę funkcjonować na rynku pracy już w roku 2030 – jeszcze nie znamy. Takie mamy czasy. Galopujące.

Tylko jeszcze, żeby przy tym niekończącym się galopie, takie telefony wymyślili, co to będą dawać po łapach.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(7) Komentarzy

  1. Wiesz, chyba wymyślą, bo coraz więcej ludzi będzie tęsknić za brakiem zasięgu. Mój siostrzeniec, człowiek młody, sam sobie narzuca dni w tygodniu bez internetu. Więc te telefony dające po łapach, to może być niedaleka przyszłość 🙂

  2. Beato, a jak nazywa sie ta gra do nauki alfabetu? Mam 4letniego siostrzenca, uzaleznionego od glupich gier na talbecie i chcialabym, zeby spedzal czas przynajmniej robiac cos pozytecznego… Rozumiem, ze Twoja corka nauczyla sie alfabetu francuskiego?

    1. Monika, wiesz co to jest taki zwyczajny tablet dla dzieci (kosztowal 20 euros) w Auchanie, czy Carrefourze z grami… Wiesz jest na nim napisane: vtech, kidisecrets mini… I wlasciwie wiecej nie wiem, co to za marka. Pozdrawiam serdecznie Beata

      1. Jasne, w takim razie popatrze. Mamy w domu awantury o tableta, bo siostrzeniec oszalal na punkcie jakichs gierek i nie mozna go oderwac… z drugiej strony, ja moglam kiedys ogladac jeden film na video przez caly dzien, wiec moze to taka faza.

  3. Michał Woroniecki says:

    Nie ma co się oszukiwać. Bez telefonu, bardzo trudno funkcjonować w teraźniejszości. Praca, biznes czy załatwienie codziennych spraw jest dużo łatwiejsze z urządzeniem mobilnym. Ja w dalszym ciągu czytam książki i staram się traktować telefon tylko do dzwonienia i mailowania:)

  4. Danuta Brzezińska says:

    Rzeczywiście, kiedy jeżdżę pociągiem czytam sama w przedziale. Większość zajęta jest tabletami, telefonami lub śpi.

  5. O tak! Pierwsza taki kupię. I żeby automatycznie padał po 22:00 i 50 metrów od sypialni 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *