BLOGOWANIE, VADEMECUM BLOGERA

Od bloga do biznesu

OD BLOGA DO BIZNESU

W tym nagraniu chciałam podzielić się moim doświadczeniem odnośnie przechodzenia od bloga, takiego typowo hobbystycznego do traktowania bloga jako projektu biznesowego i w związku z tym: konsekwentnym i strategicznym rozwijaniem tego projektu.

Ta droga u mnie rozciągnęła się na długie lata i w zasadzie dość powoli posuwałam się po niej naprzód. Bloguję od 2012 r.
Niemniej ostatecznie, po latach uczenia się blogowania – wypuściłam swoje produkty na moich blogach tematycznych: akurat taką wybrałam strategię: tzn skoncentrowałam się na tworzeniu blogów tematycznych:
o blogowaniu – Vademecum Blogera, o nauce języka francuskiego – BeataRed i na temat diety bezglutenowo bezmlecznej – Moda na BIO.

Mam też odpowiednio 3 produkty, po jednym w tym każdym z wspomnianych powyżej zakresów.

Z perspektywy tego doświadczenia, z perspektywy nie raz popełnianych po drodze błędów – chciałam powiedzieć o 3 rzeczach, na które warto zwrócić uwagę przy przechodzeniu od bloga typowo hobbystycznego do biznesu wokół takiego bloga.

Pierwszą rzeczą jest zmiana sposobu myślenia i postrzegania tego, co robisz.

Zauważyłam to u siebie i obserwuję u koleżanek blogerek: im dłużej blogujesz, im więcej dostarczasz wiedzy, treści, materiałów, rozwiązań za darmo, tym trudniej jest Ci przełamać się i stworzyć swój pierwszy płatny produkt, czyli produkt:
który wreszcie w namacalny sposób wycenisz, za który wreszcie poprosisz o choćby o jakąś symboliczną cenę, która może nawet nie pokryje wszystkich poniesionych kosztów, ale i tak będzie dla Ciebie aktem odwagi. Dla niektórych może i aktem Twojej pychy, ale machnij na nich ręką, bo w przeciwnym razie nigdy nie ruszysz z miejsca. A chodzi o to, byś wreszcie zdobył się na wewnętrzną odwagę i docenił siebie – chociażby mówiąc:

Słuchajcie, tym razem nie dzielę się wiedzą za darmo, ale stworzyłam kompendium wiedzy w pigułce, stworzyłam produkt, który przekazuje w pigułce taką, czy inną wiedzę, czy dla osób, które chciałyby ze mną pracować mam do zaoferowania konsultacje – odpłatnie… Choćby symbolicznie odpłatne. Ale tym stawiasz pierwszy krok, za którym pójdą kolejne.

To może okazać się trudne – szczególnie na początku, kiedy dopiero dokonuje się w Tobie ta wewnętrzna przemiana.

Dlatego prawdopodobnie wyda Ci się to trudne do zaakceptowania: zarówno przez Ciebie samego wewnętrznie, jak i przez grupę, która się wokół Ciebie zebrała. Bo skoro przyzwyczaiłeś ludzi do tego, że dotąd cały czas dawałeś wszystko za darmo i można było od Ciebie pobrać multum wiedzy, multum materiałów za darmo. I to wcale nie musi ulec zmienia – patrz Pani Swojego Czasu, która obok prosperującego jak na drożdżach sklepu, rozdaje tony darmowego wsparcia. A sama chyba jeszcze nic od niej nie kupiłam, bo ja wciąż nie rozumiem, jak moje życie czy planowanie mógłby odmienić jakikolwiek planer. Ale bardzo wiele się od Oli nauczyłam – zupełnie za darmo.

Dlatego szczególnie odpowiada mi ten model, bo nie odcinasz się od osób, które w danym momencie nie mogą zainwestować w Twój płatny produkt, którym wciąż masz coś fajnego do zaoferowania. I to nie tylko im. Bo równolegle proponujesz pogłębione i w związku z tym płatne – rozwiązania. Taka przemiana może wymagać zebrania się na odwagę i w pierwszym rzędzie musi dokonać się w Tobie.

Niemiej ta zmiana jest niezbędna: zmiana sposobu myślenia, przestawienia się na bardziej biznesowe tory, ale też zebrania się na odwagę – tak jestem gotowa, wiem wystarczająco dużo, jestem wystarczająco dobra, żeby poprosić choćby o jakąś symboliczną opłatę za tę wiedzę zebraną, posegregowaną, uporządkowaną, podaną w pigułce na tacy Twojemu odbiorcy. Więc to wymaga przełamania się w sobie i banalnego, prozaicznego, jakże przyziemnego, a czasami ogromnie trudnego zdobycia się na odwagę.

Tutaj słowa Granta Cardone:

To nieprawda, że aby coś zarobić najpierw trzeba mieć pieniądze, trzeba mieć odwagę.

Chodzi o to, żeby mieć dość odwagi, żeby zaproponować to, co wiesz, żeby wyjść z tym, co umiesz robić do ludzi i po prostu stworzyć swój pierwszy produkt.

Wystarczy zebrać się na odwagę, a dalej samo się potoczy.

Tutaj podzielę się moim własnym doświadczeniem: bo sama bardzo długo zwlekałam ze stworzeniem swojego pierwszego produktu. Wydawało mi się, że będzie to ogromnym wyzwaniem od strony technicznej. Ale nie. To wcale nie jest takie trudne w dzisiejszych czasach. Nie od strony technicznej:

Stworzenie swojego ebooka, czy chociażby stworzenie swojego pierwszego kursu jest w zasięgu ręki właściwie każdego, nawet osoby bardzo nie technicznej. W sieci dostępnych jest sporo, często darmowych narzędzi, które są – że tak powiem dla małpy. Wystarczy odrobina dobrej woli. Wystarczy co nieco – zdobyć się na odwagę, przełamać wewnętrzne opory, co nieco przysiąść fałdów. Ale z zasady bardzo szybko da się z nimi oswoić, przezwyciężyć techniczne trudności i stworzyć coś fajnego, co będzie służyć innym ludziom.

Pierwsza rzecz to zebranie się na odwagę i uwierzenie w samego siebie.

Druga rzecz to zastanowienie się, co z tego co robisz może przydać się innym ludziom.

No i jak docierać (np z tworzonymi przez siebie treściami) do tych osób, które potencjalnie byłyby zainteresowane Twoim płatnym produktem, skorzystaniem z niego, czyli po prostu tworzenie z jednej strony treści do sieci, które będą zaadresowane właśnie do tej wstępnie “założonej” grupy osób, które przekonają je, że znasz się na tym, o czym piszesz, mówisz, nagrywasz vloga, czy podcast.

Szczególnie jeżeli dasz im zaczątek wiedzy (w postaci treści regularnie publikowanych na blogu, czy podsyłanych im do skrzynki mailowej w postaci newslettera), treści które przekonają te osoby do Ciebie, pokażą, że znasz się na tym, co robisz.

Ale też dadzą im zaczątek wiedzy z danej dziedziny. Te osoby najpierw czerpiąc z darmowych zasobów wiedzy dostarczanych przez Ciebie, z jednej strony utwierdzą się w Twoim kompetencjach na danym polu.

Z drugiej strony – tzw Ekonomia Wdzięczności, z pewną taką wdzięcznością będą Ciebie wspominać, cały czas ucząc się od Ciebie. Początkowo korzystając z darmowych materiałów będą chciały uczyć się od Ciebie dalej, będą chciały pracować z Tobą dalej. A na pewnym etapie będą gotowe Ci zapłacić za dostarczoną przez Ciebie wiedzę, rozwiązanie, czy chociażby skonsultowanie swoich pomysłów.

Czyli właśnie myślenie o swoim blogu, może dotychczas prowadzonym czysto hobbystycznie w kategoriach biznesu, w kategoriach tego, co Ty możesz dostarczyć innym osobom, które byłyby gotowe za tę wiedzę, za tę pigułkę wiedzy, za to rozwiązanie zapłacić.

Zmiana myślenia o tym, co robisz – to podstawa.

W momencie, kiedy przeorganizujesz swoje myślenie, chodzi o działanie w taki sposób, żeby docierać do osób, które są potencjalnymi odbiorcami dla Twojego produktu, czyli np. jeżeli planujesz wypuścić ebooka, kurs, czy po prostu zacząć od płatnych konsultacji.

Chociażby np u mnie, w przypadku bloga Moda na Bio – to był ebook z przepisami w ramach diety bezglutenowej bezmlecznej. Ale żeby ludzie zainteresowani tym tematem docierali na moją stronę i zaglądali do mojego sklepu, który jest z tą stroną połączony, na moim blogu zaczęłam dostarczać pomysłt na obiady, dania, ciasta bez glutenu i bez mleka. A więc po prostu zaczęłam pisać na ten kontkretny temat, dzieląc się swoim doświadczeniem, przemyśleniami i praktycznymi rozwiązaniami.

Właśnie na temat swoich własnych doświadczeń związanych z tą dietą, na temat: jak i dlaczego – jak to się stało, że zaczęłam zmieniać swój sposób odżywiania i dlaczego akurat na dietę bezglutenowo – bezmleczną, docelowo co mi to dało: jakie obserwuję u siebie zmiany.

Więc wszystko to, co odpowiada na najbardziej typowe pytania, które zadają sobie osoby, które z tych czy innych powodów (tu też warto zglębić te powody i tworzyć odpowiednie treści – w poszukiwaniu odpowiedzi, np czy rzeczywiście dieta bezglutenowo – bezmleczna przynosi konkretną poprawę np w schorzeniach autoimmunologicznych) chcą zmienić swój sposób odżywiania i które może docelowo będą zainteresowane skorzystaniem z pigułki wiedzy, czyli właśnie z mojego zestawu przepisów, który pomoże im zacząć stosować tą dietę w praktyce.

Czyli: zmiana sposobu myślenia na bardziej biznesowy i ukierunkowanie tworzonych przez siebie treści – gdziekolwiek w sieci: tj na stronie i w mediach społecznościowych na skierowane do osób, które byłyby skłonne skorzystać z Twojego płatnego produktu. Czyli żeby docierać do odpowiednich osób – z punktu widzenia opracowanego przez Ciebie produktu i budować z nimi skuteczną: tj. głębszą, opartą na zaufaniu relację.

Newsletter, czyli narzędzie do budowania pogłębionej relacji

Tu bardzo fajnym narzędziem jest newsletter. W czasach zmieniających się algorytmów we wszelkich możliwych mediach spolecznościowych i coraz mniejszej uważności scrolujących po nim jednym ciągiem użytkowników, newsletter jest takim fajnym narzędziem do budowania pogłębionej relacji z nimi.

Z jego pomocą możesz dzielić się z Twoimi subskrybentami, czyli z osobami zapisanymi na Twoją listę mailingową w bardziej osobisty sposób, bo trafiasz bezpośrednio do skrzynki mailowej Twojego czytelnika.

A w momencie, kiedy nowa osoba zapisze się na Twój newsletter, dla każdego nowego subskrybenta możesz mieć skonfigurowaną tak zwaną powitalną sekwencję maili, czyli przygotować taki mini zestaw listów – maili, który uruchamia się jak w momencie, kiedy ktoś dołącza do Twojej listy mailingowej.

Czyli przygotować się taki mini – zestaw maili, który uruchamia się w momencie, kiedy ktoś dołącza do Twojej listy mailingowej.

Tak np ta osoba, pierwszego dnia po zapisaniu się (kiedy na świeżo Cię kojarzy, a nie po roku, kiedy w ogole nie wie, już do czego Ciebie przyczepić, skąd masz jej adres mailowy i dlaczego zaśmiecasz jej skrzynkę) dostaje pierwszego maila, który prezentuje dane zagadnienie, kolejnego dnia, czy w następnym tygodniu dostaje kolejnego maila, w ktorym dostarczasz jakieś fajne porady… czy dalej dzielisz się swoją wiedzą z danego zakresu, czy podejmujesz inny zakres wiedzy z danej danego tematu.

W ten sposób możesz poprowadzić daną osobę przez sekwencję kilku maili, które budują Twoją wiarygodność, zaufanie do Twojej osoby. A następnie być może tę sekwencję maili zakończysz mailem sprzedażowym, w którym po prostu przedstawisz produkty, które są poszerzeniem tych rozwiązań, które dotychczas dostarczyłeś (w poprzednich mailach i w załączonych do nich materiałach) za darmo. Ale w ten sposób – dzieląc się darmową wiedzą – też zapadniesz w pamięć danej osobie jako ktoś, kto publikuje wiedzę z danego zakresu, czy jako osoba, do której w razie co można zwrócić się po większą porcję informacji, czy pomoc w danym zakresie.

No i właśnie dlatego newsletter jest bardzo fajny, bo pozwala budować bardziej osobistą relację, niezależnie od zmieniających się algorytmów mediów społecznościowych i niezależnie od przelotowości tak typowej dla relacji w social mediach.

Gdzie każdy pośpiesznie scroluje, goni nie wiadomo dokąd, bo FOMO – fear of missing out, czyli to dopadające tu chyba każdego poczucie, że muszę się pospieszyć, przescrolować, żeby wszystko przejrzeć. W przeciwnym razie coś ważnego (bliżej nieokreślonego, ale podświadomie niepokojącego) mi ucieknie, albo w porę go nie zobaczę.

A newsletter – odłożony w skrzynce mailowej – stanowi taki moment zatrzymania się….

Bo kiedy ktoś zdecyduje się otworzyć Twojego maila, to chociażby przescroluje – przeleci go wzrokiem. A jeżeli jeszcze umiejętnie zainteresujesz daną osobę, czy wprowadzisz w dany temat (np dobrze rozplanowując wyróżnione i mocno rzucające się w oczy podtytuly) może nawet przeczyta go w całości.

No a żeby rozbudować swoją listę mailingową, czyli docierać do coraz większej liczby coraz to nowych osób i zacieśniać z nimi tę szczególnie uprzywilejowaną relację – tu znowu powrót do punktu drugiego, czyli po prostu musisz zastanowić się, kto jest Twoim odbiorcą docelowym i publikować na swoim blogu, na swoich kanałach w mediach społecznościowych treści, które będą zaadresowane do tego odbiorcy i które będą przyciągać go na Twojego bloga.

A w momencie, kiedy będzie na Twoim blogu – skutecznym rozwiązaniem może okaże się właśnie …. wyskakujący pop up.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wszyscy nienawidzą / nienawidzimy pop up -y. Sama też je nienawidzę, kiedy jestem czytelnikiem i muszę się przez nie przyklepać, żeby w ogóle móc doczytać to, co mnie zainteresowało…

Ale muszę przyznać, że bardzo dobrze to nieustępliwe i naskakujące narzędzie sprawdza mi się na moim blogu. Odkąd je tu zainstalowałam, lista osób zapisujących się na mój newsletter zaczęła przyrastać jak na drożdżach.
Więc w tym kontekście kocham pop up -y.

Bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Więc pop – up -y są może denerwującym rozwiązaniem, kiedy wyskakują ni stąd ni zowąd, kiedy chcemy sobie tylko coś spokojnie poczytać. Ale mimo wszystko pop up -y są skutecznym narzędziem, które przekłada się na szybszy przyrost skrupulatnie zbieranej z poziomu bloga listy mailingowej.

Tym bardziej, jeżeli taką propozycję dołączenia do Twojego newslettera wesprzesz dodatkowo wabikiem, obietnicą jakiegoś małego prezentu – tzw lead magnetu, czyli kiedy dodatkowo za zapisanie się na Twój newsletter zaproponujesz danej osobie tak zwany lead magnet, czyli jakie może brzydko to nazwę – wabik, coś, co może zachęci daną osobę do pozostania z Tobą w dłuższym kontakcie, bo np. zaproponujesz jej darmowy ebook, który będzie pierwszą częścią, czy wstępem do Twojego płatnego produktu (ebooka, czy kursu).

Chociaż tutaj, no może ebook w tym miejscu nie jest najlepszym rozwiązaniem. Bo generalnie z ebookiem to jest tak, że kiedy dostajemy coś za darmo, chętnie chomikujemy, czyli zapisujemy to sobie gdzieś na komputerze, czy na telefonie, ale później nigdy do tego nie zaglądamy. Z kolei mamy dużo większą motywację do otworzenia ebooka, za który zapłaciliśmy po to, by nie stracić zainwestowanych w niego pieniędzy.

Więc tutaj jako tzw. lead magnet, czyli prezent za zapis na newsletter lepszym rozwiązaniem będą jakieś prostsze rzeczy, które zapisujący się na Twoją listę mailingową – Twój subskrybent będzie w stanie ogarnąć jednym rzutem oka na taśmę, jak to się mówi, czy jak się właśnie tego nie mówi.

Czyli po prostu jakaś check lista, czy jakiś naprawdę króciutki dokument, który będzie wart błyskawicznego zainteresowania się nim, tzn będzie na tyle fajnym wabikiem, że skłoni Twojego czytelnika do zapisania się na listę mailingową i skorzystania z podrzuconego mu materiału (bo to zapada w pamięć).

No, a jeżeli jeszcze dalej przygotujesz sekwencję maili, które będą dalej drążyć temat, być może dana osoba na dłużej zostanie z Tobą w kontakcie.

OD BLOGA DO BIZNESU

Podsumowanie

Więc zmiana sposobu myślenia, zebranie się na odwagę, myślenie strategiczne, myślenie o swoim blogu w kategoriach tego, jaki produkt docelowo będziesz w stanie zaproponować Twoim odbiorcom, Twoim czytelnikom. Jak dotrzeć do osób, które byłyby zainteresowane Twoim produktem, a dalej mozolne, konsekwentne, przemyślane i strategiczne budowanie, pogłębianie z nimi relacji poprzez właśnie newsletter, który jest takim bardziej osobistym sposobem docierania do ludzi: coraz bardziej zabieganych, coraz pobieżniej scrolujących media społecznościowe.

Pozdrawiam serdecznie

Beata Red Redzimska

 

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(8) Komentarzy

  1. Monika Wysocka says:

    Beata, jak bym czytała o sobie -> trzeba mieć odwagę żeby stworzyć płatny produkt i wyraźnie powiedzieć, że od teraz cześć wiedzy już nie będzie za darmo, jak dotąd, tylko będzie płatna. Dojrzewam do tego.

  2. Hej! Podziwiam siłę przebicia w stworzeniu płatnych produktów, a przede wszystkim w oferowaniu konsultacji – myślę, że to nawet większa przyjemność i satysfakcja, gdy dzięki działalności blogowej można spotkać się z kimś twarzą w twarz, pomóc tej osobie, a potem jeszcze wystawić rachunek 😉 Ciekawe jest też to, co piszesz o newsletterze, z zasady zamawiam tylko newslettery branżowe, żeby być na bieżąco, ale o newsletterze jako sposobie na budowanie relacji nie pomyślałem… Może napiszesz wpis o tym, jak przekonać ludzi do czytania newslettera? 😉

  3. Bardzo pożyteczne informacje, podkreślające iż bez odwagi daleko do przodu się nie pójdzie – wielkie dzięki za tę dawkę wiedzy!

  4. Dla mnie blogowanie to portfolio, dzięki niemu dostaję masę zleceń.

  5. Tak się przygotowuję, aby blog był podwaliną mojej działalności, ale na to muszę poczekać z różnych powodów jeszcze prawie rok. Dlatego tez chłonę jak gąbka wszelkie porady, uwagi, sposoby itp, itd. Na pewno się przyda. Zresztą bardzo pomogłaś mi w początkach mojego blogowania! Za co dziękuję!

  6. Muszę przyznać, że nigdy nie myślałam o założeniu Newslettera. To rzeczywiście może zbudować bardziej trwałe relacje z czytelnikami. Na marginesie: miło usłyszeć Twój głos! 🙂

  7. Mam stare, pasjonackie a nie biznesowe podejście do bloga, i pewnie dla tego nie robię tego co sam nie lubię. Nie lubię mail od serwisów i blogów, budzą u mnie raczej złość niż zainteresowanie, sam nigdy ich nie czytam. Dla tego nie korzystam z tego narzędzia.

  8. Ekonomia wdzięczności – fajne pojęcie 🙂 Właśnie chyba z tej wdzięczności mam w domu cały zestaw plannerów od Oli Budzyńskiej, choć mogłabym kupić zwykłe zeszyty 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *