Miałam napisać o 5-ciu osobach, które odmieniły moje życie, ale moje myśli popłynęły w inną stronę. Może to nazywa się wena, a może przeznaczenie. Przypomniało mi się jak kilka lat temu bardzo starałam się zajść w ciężę. Choć lekarze nie dawali mi już dużo nadziei. Stało się to moją obsesją. W końcu trafiłam do pewnej pani doktor Wietnamki, która leczyła akupunkturą. Pani doktor miała 2 zasady:

Czy na prawdę chcesz sobie pomóc?

Leczyła tylko osoby, którym na prawdę zależało na wyzdrowieniu. Bo tylko takie miały dość motywacji by za każdym razem odczekać po 6-7 godzin w poczekalni (ja miałam). Ci, którym mniej zależało po prostu nie wracali. W ten sposób robiła się naturalna selekcja. Pani doktor czuła, że tylko takim osobom może pomóc. Czyli osobom, które aktywnie angażują się w walkę o swoje zdrowie (i są gotowe na pewne wyrzeczenia).

Czy potrafisz zaakceptować to, co masz?

Druga zasada sprowadzała się do pytania, którym po prostu mnie zastrzeliła. A jeżeli Twoja droga jest inna? Jeżeli coś innego zostało dla Ciebie przewidziane. Czy potrafisz to zaakceptować. Bo akceptacja życia takim, jakim jest (i pokochanie go takim, jakim jest) jest kluczem do odnalezienia wewnętrznej harmonii i szczęścia. 

Pozbycie się obsesyjnego pragnienia, które jest źródłem nieustannego (i blokującego coś w organizmie) stresu jest największym wyzwaniem dla kobiety, która bezskutecznie zmaga się z bezpłodnością. 

To błędne koło: im bardziej tego pragniemy, tym większy stres, tym większa presja i tym skutecznie maleją nasze szanse. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. 

Z perspektywy czasu wiem, że najlepszym rozwiązaniem jest odpuścić sobie, dać sobie na wstrzymanie. Odnaleźć wewnętrzny spokój.

Ale odnajdziemy go dopiero wtedy, gdy zaakceptujemy, że nie wszystko, co chcemy i nie dokładnie tak, jak chcemy będzie nam dane. Co wcale nie znaczy, że powinniśmy przestać próbować. Nie.

Powinniśmy robić to, co słuszne, nawet jeżeli nie widzimy natychmiastowych korzyści.

Bo czasami tak jest, że bardzo czegoś chcemy i bardzo nam to nie wychodzi. Wtedy dobrze wziąć głęboki oddech. Robić swoje, cieszyć się życiem. I jeżeli taka ma być nasza droga, to nam się to zdarzy. Jeżeli nie, może coś lepszego jest przewidziane dla nas, tylko że trochę później.

Biłam się z myślami, czy mam poruszać na blogu taką bardzo osobistą historię ? Ale jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że komuś może w tym momencie jest to potrzebne. Na Facebooku przeczytałam taką myśl: “Quando Dio intervienne la fa in modo perfetto”.

[Tweet “Kiedy działa Bóg, robi to w perfekcyjny sposób.”]

Rób to, co słuszne, nawet jeżeli nie widzisz natychmiastowych korzyści. 

Niemożliwe zostaw Panu Bogu, a sam weź się za to, co możliwe.

W końcu w upragnioną ciążę zaszłam (a potem w kolejną). Stało się to wtedy, kiedy po prostu sobie odpuściłam. Zaczęłam żyć czymś innym, znalazłam nową pracę … Chyba wtedy coś odblokowało się w moim organiźmie. Nieustanny stres i obsesyjne pragnienie mi w tym nie pomagało. Miesiącami zatruwałam sobie życie, do dziś płacę zdrowotnymi konsekwencjami. 

A tymczasem najprościej było by przyjmować życie takim, jaki jest i cieszyć się nim takim, jakim jest.

To przesłanie książki, którą ostatnio czytam japońskiego lekarza Hiromiyo Shinya. Żeby być zdrowym musimy dbać o nasz kapitał enzymatyczny. Służą mu wszystkie pozytywne emocje (miłość, wdzięczność, radość), a zubażają go te negatywne (zazdrość, zawiść, złość). Kiedy wyczerpuje się nasz kapitał enzymatyczny, kończy się nasze życie. 

Nie wiem, czy mi to wyszło, bo miała być motywującą historia w ramach wyzwania postawionego mi przez Marię Tamarę. Dalej chciałabym przekazać pałeczkę i nominować do niego 3 osoby:

Proste mitenki na szydełku.

Robótkowo w końcu wykończyłam 2 pary mitenek dla dziewczynek według tego wzoru :

Dla 1,5 roczniaka nabrałam 35 oczek na drutach nr 3, zrobiłam 4 rządki ściągaczem (na przemian oczko prawe i lewe), a dalej już na szydełku 3,5 jechałam 5 rządków według tego wzoru. W ostatnim rządku wbijamy po 7 słupków w co drugiej muszelce i łączymy z brzegu zostawiając miejsce na palec.

Dla mojej 3,5 latki nabrałam 41 oczek na drutach 3. Zrobiłam 6 rządków ściągaczem, a dalej pojachałam na szydełku 3,5 według wzoru (6 rządków), kończąc w ostatnim rządku po 7 słupków w co drugiej muszelce.

PS Pewne rzeczy zebrałam we wpisie Naturalne metody na bezpłodnosć. Jak naturalnie zwiększyć szanse na poczęcie dziecka.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Jeżeli pomogłam, zaciekawiłam lub rozbawiłam proszę polub mnie na FB:

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

20 komentarzy

  1. Z bezpłodnością to często tak bywa, że kiedy ludzie już odpuszczą, a czasami nawet zdążą zaadoptować dziecko, to wtedy pojawia się upragniona ciąża. Nieodgadnione są tajemnice naszego umysłu 🙂 Dziękuję za nominację! Będę miała niezły orzech do zgryzienia, ponieważ w moim życiu faktycznie dużo się działo, ale mam opory przed podejmowaniem takich bardzo osobistych wynurzeń na forum publicznym… Może wymyślę coś do marca. Na luty posty mam już napisane, bo od połowy tego miesiąca będę żyła na walizkach 😉

  2. “Niemożliwe zostaw Panu Bogu, a sam weź się za to, co możliwe.”
    Zgadzam się z tym. WIele osób pyta mnie jak sobie radzę mając tak chore dziecko. A ja? Ja po prostu skupiam się na tym jak mu mogę pomóc, jak ulżyć, jak dać szczęście. I choć nie jestem głęboko wierząca, to wiem, że w pewien sposób ktoś gdzieś ma plan, którego nie zmienimy…

  3. Ja się dokładam do Twojej drugiej kropki w głosowaniu! 🙂 Powodzenia!!
    PS.Twój blog jest pierwszym – ‘niehandmejdowym’, do którego uwielbiam wracać!!!..
    pozdrawiam!!

  4. Beatko,absolutnie zgadzam się z Tobą i nadprzyrodzoną mocą Boga.Wiem coś o tym,odczułam Jego działanie na własnej skórze:) Kiedy pozwoliłam Mu działać,kiedy Mu zaufałam zaczęły dziać się w moim życiu cuda (małe i duże).Życzę Ci, abyś na swojej drodze życia nadal spotykała dobrych ,prawdziwych ludzi. Pozdrawiam:)

  5. mitenki super. A wpis jak zaczełam czytac kurcze jakbym czytała o sobie. 5 lat starń o drugie dziecko i nic . Stres płacz co miesiąc. Po 5 latach pogodziłam sie ztym ze bedziemy mieli jedno dziecko i mam wspaniała córkę( pierwsza i po 10 latach jest syn .:) Uważam ze wszystko co piszesz jest bardzo prawdziwe. trzeba zyć i cieszyc sie tym co mamy. Marzyc bo marzenia czasami sie spełniają. Nic na siłę a wszystko bedzie dobrze

  6. Śliczne mitenki 😉 a co do ciąży, to znam nawet parę, która właśnie długo się starała, w końcu adoptowała córeczkę, a parę miesięcy później urodził im się synek 😉 Więc faktycznie, czasem trzeba sobie dać na luz 😉 sama też zauważyłam, że jak coś sobie odpuszczam, bo wiem, że i tak tego nie przeskoczę, to wszystko się samo jakoś układa 🙂

  7. Czasami im bardziej chcesz, tym bardziej nie możesz. Ale zgadzam się z powyższą maksymą. Czasami trzeba odpuścić bo nie wiadomo do czego jesteśmy przeznaczeni i jaka ma być nasza droga.

  8. I u jednej z moich ciotek tak było, że gdy bardzo chciała dziecka, to nie mogła go mieć. Niektórzy nawet mówili, że to przez jej zawód – była położną, odbierała porody i to niby miało ja zablokować. Gdy w 1997 powódź dotknęła Wrocław, ciotka uznając, że i tak jej się do niczego nie przydadzą, spakowała wszystkie maleńkie ciuszki, jakie miała kupione i przekazała je powodzianom. Niedługo potem zaszła w ciążę, kilka lat później w następną i dziś jest mamą dwóch nastolatek.

  9. Rzeczywiscie bardzo osobista historia, ale ciesze sie, ze sie nia z nami podzielilas tutaj… Jaka piekna plueta- piszesz o bezplodnosci, a pod koniec wpisu pokazujesz dwie pary mitenek dla Twoich dzieci…

  10. Czasem rezygnacja nie jest czymś niewłaściwym jak to się nam wmawia w świecie nieustannej walki o spełnianie marzeń. Pozostaje jedyną rzeczą, gdy to wszystko trwa za długo mimo, że przy każdej szansie jestem jak najwytrwalsi pacjenci tej lekarki. To i tak nie pomaga. Sama zastanawiam się co jest mi pisane, dlaczego nic mi się nie zmienia mimo starań, czy nastąpi to później czy wogóle się to uda. Na szczęście obszaru dzieci obecnie nie dotyczy. 😉
    Ale to dla Ciebie powód do dumy, nie mieć czegoś długo i nagle się udaje. Jak ktoś skomentował “Zaczynając wpis o bezpłodności a kończąc na szydełkowych ubrankach dla dzieci”. Fajne podsumowanie. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version