PO PROSTU BABA

NIE KAŻDY MOŻE ZOSTAĆ FREELANCEREM.

jak zostać freelancerem

Bo wiecie co, gdzieś tam po zakamarkach moich namotanych zwojów mózgowych, tymi krętymi korytarzami pełnymi niebezpiecznych zawirowań od kilku lat krąży taka myśl:

ZOSTAĆ FREELANCEREM.

Ta wolność, by wstawać, kiedy się chce. By pracować, kiedy się chce. Najlepiej nigdy. W jakiej piżamie się chce.

Szczególnie zbiera mi się na takie przemyślenia, kiedy wracam z pracy na rzęsach. Bo wiecie, pracuję w turystyce. Nogi zachodzone. Ręce zamachane. Jak człowiek cały dzień w najróżniejszych obcych językach rozmawia, nie dziw, że po koniec dnia rąk nie czuje. Od tego nimi wymachiwania.

A potem, jak tak stoję sobie pod jesienną mżawką, czekając kiedy w końcu podjedzie ten niepodjeżdżający autobus. A jak podjechał, to jednym machnięciem koła w kałuży przerobił mnie od stóp do głów w dalmatyńczyka. Cała jestem w kropki.

A póki jeszcze tak stoję sobie pod jesienną mżawką, czuję że łapie mnie jakieś choróbsko. I siłą perswazji, rzeczywiście złapało.

Aż końcówki palców zaczęły mi przymarzać do skarpetek.

Ale jak to mówią wszystko zaczyna się w głowie. Marzenia i ich wstępna weryfikacja.

Odbyłam długą pielgrzymkę w głąb siebie. W efekcie … Wzięłam w troki te swoje szacowne 4 litery rozleniwione tym snuciem planów o nic nie robieniu.

Biegam, lepiej się odżywiam, staram się być otwarta na ludzi.

Teraz lubię stać z głową w jesiennej czy zimowej mżawce. Co tam sama głowa, ja cała.

 

 

Już nie czuję, że ładuje się we mnie choróbsko. Czuję jak ładuję się cała, tymi dobrymi dla zdrowia ujemnymi jonami, których jak na lekarstwo. A ja pośrodku tej mżawki niczym samozwańcza elektrownia atomowa. Chłonę ten deszcz.

A wkoło ludzie przyklejeni do swoich telefonów ładują powietrze na odwrót: jonami dodatnimi.

Stoję w kolejce, facet obok mnie niby z kimś rozmawia, coś tam gestykuluje. Ale to dla niepoznaki…. Bo on mózg ma schowany do telefonu. Wydaje się to dopiero, kiedy przychodzi do płacenia. Wkłada kartę bankową…. i gdzie szuka do niej kodu? No przecież że w telefonie.

Już więcej nie boję się chłodu. Bo jak prześledzimy bieg historii, okazuje się, że chłód jest motorem postępu. Bo jak człowiek nic nie musi robić, to nie robi nic. Ale jak musi się dopasować do warunków klimatycznych to od razu wymyśla coś, co zrobi to za niego.

Gdyby było mu wystarczająco ciepło, nawet palcem w bucie by nie ruszył, po to by się ogrzać. Zresztą w jakim bucie. Po co mu wtedy byłyby buty? Nie było by butów…

A tak… Chłód sprzyja rozwojowi myśli technicznej. I tak ja np patrzę na życie przez pryzmat reakcji chemicznych chemicznej. Takie skrzywienie poznawcze. Dopóki współczynniki się zgadzają jest to niegroźne.

Ale dla mnie każdy jest jedną taką mobilną reakcją chemiczną. Te humory od skoku hormonów. Nie raz doświadczamy empirycznie, zupełnie nieświadomi zataczającej wielkie koło reakcji łańcuchowej.

Dlaczego w tych niezmienionych skarpetkach przymarzają nam palce? Bo stopa się poci. Nawet w takie zimno. A jak się poci, wydziela się wilgoć. Aż ta wilgoć zaczyna nam ziębic palce. A wtedy zostaje zmienić skarpetkę. I to działa. Taki prosty hack: Noście w mrozy zapasowe skarpetki.

No i już dochodzę do sedna.

Gdybym była freelancerem….

nigdy nie dałabym sobie tego kopa, by ruszyć te swoje szanowne 4 litery, by wyjść na dwór, w świat, do ludzi. Bo przecież siedziałabym cały dzień przed komputerem.

A wtedy nigdy nie robiłabym rzeczy, których mi się nie chce, ale które robią mi dobrze. Bo tak parafrazując opisałam Wam, jak wygląda moja etatowa praca w turystyce. A ja lubię moją pracę.

Może i chciałbym zostać freelancerem. Ale paradoksalnie boję się, że straciłabym wtedy wolność np wrzucania na Facebooka bezsensownych notek z cyklu piszę głupoty i tracę obserwujących. Bo wiem, że po tej notce znowu ich stracę. Bo wszystko było by wtedy skalkulowane jako biznes.

A tak mam wolność. Wolność słowa. Prawo do zdrowego dystansu do tego, co robię dla swojej przyjemności.

I przy okazji przemycania kilku porad odnośnie zdrowia. O które właśnie najbardziej w tej notce mi chodziło. Ruszajcie się i nabierzcie odrobinę dystansu do życia. Bo z tej perspektywy życie jest bogatsze i nabiera rumieńców. Alleluja. Na nie do końca na poważnie….

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(4) Komentarze

  1. W pełni się z tym stwierdzeniem zgadzam i miałam się okazję przekonać 🙂 Ale warto było spróbować.

  2. “Ta wolność, by wstawać, kiedy się chce. By pracować, kiedy się chce. Najlepiej nigdy. W jakiej piżamie się chce.” fakt, faktem każdy by chciał, jednak nie każdego stać na taką mobilizację 🙂

  3. Swietny post 🙂 ze mnie raczej nie bedzie freelancera…ale wszystko co robie w Internecie robie zgodnie ze soba, jestem w tym wolna, nie mam presji, nacisków, rozmieniania sie na drobne, ustepowania… 🙂 to dopiero jest wolnosc-ale związana z niezarobkowaniem na tym 🙂

  4. Ostatnio gdzieś w sieci czytałam tekst, w którym autorka oznajmiła, że wcale nie zgadza się ze stwierdzeniem, że najfajniejsza jest praca, która jest naszą pasją, sprawia nam przyjemność. Bo gdy w grę wchodzi zarabianie, aby utrzymać się z tej pracy, to jednak dużo z tego “romantyzmu i lubienia” ucieka, bo nagle trzeba często być twardym, wyzbyć się sentymentów. Więc lepiej jest mieć “normalną” pracę, która pozwoli nam spełniać swoje pasje. No i trzeba przyznać, że coś w tym podejściu jest. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *