Robię coś, czego dotychczas nie robiłam. Coś, co zawsze odradzam innym. I czego pewnie wkrótce po opublikowaniu tego postu będę żałować: Publikuję na gorąco. Bez odłożenia tego wpisu do następnego dnia. Aż uleży się w mojej głowie….

Po co miałabym go odkładać? Czekając na inspirację, która nie przyjdzie. Po co? Skoro i tak nie mam weny, pomysłu i tematu, który przebudził by we mnie na nowo chęć pisania.

Dopadł mnie blogowy kryzys.

Nie taki powierzchowny, który minie po kilku dniach. Takie kryzysy już przechodziłam. Dobrze znam ich symptomy i sposoby radzenia sobie z nimi. Mój obecny kryzys jest dogłębniejszy. Ciągnie się za mną od kilku ładnych miesięcy: tracę wiarę w jakikolwiek dalszy sens mojego blogowania. Co nie znaczy, że zamierzam rzucić blogowanie. Bo bez tego pewnie będę odczuwać jeszcze większą pustkę.

Pewnie każdy z nas blogujących doświadczał, czy doświadczy takiego kryzysu. Kryzysy blogowe przydarzają się na różnych etapach blogowania. Na samym początku, kiedy blog nie przyrasta tak, jakbyśmy tego chcieli. Taki kryzys (jeżeli mimo wszystko czujemy, że blogowanie jest naszą drogą) jest stosunkowo łatwo przezwyciężyć. Jeżeli jeszcze nie dopadło nas zmęczczenie materiału, czy  wyczerpanie tematu, czy tematem.

Im dalej w las…, tym z jednej strony trudniej jest przezwyciężyć taki kryzys. Z drugiej strony też trudniej jest rozstać się z blogowaniem. Możemy być  rozczarowani ogromem pracy, który włożyliśmy w pisanie bloga i nikłymi rezultatami, które  z tego wynikły.  Z drugiej strony może to prowadzić nas do niełwaściwych wniosków: Bo skoro włożyliśmy tyle czasu i pracy, to szkoda to (bloga i blogowanie) porzucać.

Czasami taki kryzys jest okazją, by zatrzymać się na chwilę. By odejść od danego tematu, danej rzeczy. By siłą rzeczy nabrać do niej zdrowszego dystansu. A wtedy widzimy jaśniej. Może taki kryzys skłoni nas do pewnych zmian.  Bo np stwierdzamy,  że pewnych rzeczy wcale nie musimy robić. A jeżeli dotychczas je robiliśmy to bardziej z przyzwyczajenia, z rozpędu… niż dlatego, że do czegokolwiek  nas prowadziły. A kiedy przestaliśmy, okazało się, że świat wcale się od tego nie zawalił.

Taki kryzys może mieć w sobie oczyszczającą moc. Czasami skłania nas do zmiany kierunku. Bo dotychczas szliśmy za czymś … owczym pędem. A tak na prawdę chcieliśmy robić coś zupełnie innego, np pisać na inne tematy. Przyszedł kryzys… Ale okazał się okazją do tego, by jak to genialnie ujął Steve Jobs:

Wsłuchać się w swoje serce i swoją intuicję. Bo one najlepiej i to od zawsze wiedzą, do czego Ty tak na prawdę chcesz dojść.

Mój kryzys jest dogłębniejszy niż wszystko to, co dotychczas przechodziłam.

Skąd to wiem? Bo ja  już nie tylko z  dystansem, ale i z coraz większą obojętnością patrzę na to swoje blogowanie. Ten stan trwa już od ładnych kilku miesięcy.  I wciąż mi nie przechodzi. Aż coraz bardziej zaczynam sobie myśleć, że to na prawdę jest już koniec….

Takich kryzysów blogowych przechodziłam już kilka. Bloguję od 5-ciu lat. Nie raz zmieniałam koncepcje, wizje, otwierałam nowe blogi, porywałam się na nowe tematy. Kiedyś nawet myślałam o parentingu. Ale wtedy blog przestałby być dla mnie tym, czym miał być z założenia – odskocznią od macierzyństwa. Choć na samym początku…

Zaczęłam pisać bloga, bo chciałam podzielić się swoją koncepcją zdrowia. Wydawało mi się, że to co mi pomogło w walce z chorobą – mogło by pomóc innym ludziom. Tyle że zupełnie nie wiedziałam, jak przekazać to, co mam do przekazania. Pisałam bardzo fachowo. Może właśnie dlatego, że wcale nie jestem fachowcem na tym polu. Ale wydawało mi się, że tylko tak – wzbudzę zaufanie. Guzik prawda. Wikipedia może i jest (z racji swojej fachowości) wiarygodnym źródłem. Ale nikt nie dokonuje w swoim życiu gwałtownej przemiany pod wpływem suchej, lakonicznej i choćby najbardziej fachowej notki przeczytanej w Wikipedii.

Jakoś tak zupełnie na marginesie tego mojego blogowania o zdrowiu MODA NA BIO pojawił się ten blog o blogowaniu (czyli ten). Który zaczął żyć swoim życiem (a miał służyć tylko mi, tylko do przechowywania moich blogowych doświadczeń). Który zaczął skupiać wokół siebie swoją własną społeczność.

Na pewnym etapie chciałam rozszerzyć go o tematy, które leżą mi na sercu, czyli zdrowie i motywacja. Ale znowu ogranicza mnie tutaj nazwa Vademecum Blogera i przyjęta na samym początku koncepcja. Te pierwsze bardziej techniczne i skądinąd najlepiej wypozycjonowane wpisy, które ściągją tutaj osoby na początku swojej przygody z blogowaniem.

Tyle że w pewnym momencie temat się kończy.

Mam wrażenie, że doszłam do takiego punktu, w którym się powtarzam. Nawet jeżeli staram się powiedzieć to samo – inaczej. To jednak już kiedyś to powiedziałam….

Myślałam, że podobnie jak wcześniej: kryzys blogowy po prostu sam z siebie mi przejdzie. Nie przeszedł. Trwam w nim od kilku miesięcy.

  • Cały grudzień przejechałam na wpisach przeniesionych z bloga Moda na Bio. 
  • W styczniu było odgrzewanie starych tematów.
  • W lutym robię to, co robi człowiek, który już nie ma świeżych pomysłów i weny:

Szukam ich u innych i robię mnóstwo mechanicznych czynności, nie wymagających ani myślenia, ani kreatywności. 

Dorzuciłam brakujące polskie czcionki w multum starszych wpisów na Moda na Bio. Wyciągnęłam je, choć na chwilę z zapomnienia, przypominając w social mediach.

Sporo chodzę po innych blogach. W poszukiwaniu inspiracji. 

O ile kiedyś potrafiło obudzić to we mnie zew pisania. Bo w końcu trafiałam na temat, na który miałam sporo do dopowiedzenia i rozwijałam to w oddzielny post.

Teraz reaguję zupełnie inaczej. Zamiast znajdować w tym inspirację. Nabieram coraz większych wątpliwości w sens dalszego swojego pisania. Tyle osób działa w sieci. Tyle osób ma tu tyle ciekawych rzeczy do powiedzenia. Tyle osób tak fajnie pisze. Z czym ja tutaj się ładuję? Czy nie lepiej powinnam ograniczyć się do samego czytania tego, co napisali inni? I w ten sposób, w jakiś tam sposób rozwijać się i ubogacać wewnętrznie.

Czy oznacza to, że powinnam przestać pisać bloga?

Co ostatnio podpowiada mi mój wewnętrzny głos. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie bez blogowania?

Blogowanie na prawdę wiele mi dało.

Nie w taki namacalny, wymierny sposób: powiem bez ogródek: nie mówię tu o pieniądzach. Bo tych dzięki blogowaniu zarobiłam zero. Słownie zero. Przez 5 lat blogowania na blogu, który oscyluje między 20 – 30 000 U.U. (plus inne mniejsze blogi) jakichkolwiek propozycji współpracy (wynagradzanej) dostałam 2 albo góra 3. Zarabianie na blogu, na współpracy z markami… to jest mit, który funkcjonuje w blogosferze. Ale który w panującym obecnie natłoku w sieci działa, czy sprawdza się tylko u nielicznych.

Niemniej

  • Blogowanie wypełniło mi w jakimś tam stopniu samotność, którą odczuwa każdy emigrant.
  • Blogowanie dało mi dodatkowe poczucie własnej wartości i spełnienia, które po jakimś czasie zaczyna odczuwać każda mama, która przez jakiś czas zostaje w domu przy dzieciach. I tylko przy dzieciach. Bez równoległej aktywności (i spełnienia) zawodowego. Albo choćby: tak jak w moim przypadku przy aktywności zawodowej na pół gwizdka, czyli na pół etatu. A  trochę tego siedzenia przy dzieciach się u mnie zebrało. Wtedy blogowanie było jakąś odskocznią i namiastką życia towarzyskiego i społecznego.
  • Blogowanie wypełniało mi czas w chwilach, kiedy wracam do pustego mieszkania, bo odprowadziłam dzieci do szkoły, czy przedszkola, a  do pracy idę na późno. Pracuję w turystyce, więc czasami i mam kosmiczne godziny i dni pracy.
  • Blogowanie pomogło mi lepiej zrozumieć samą siebie: co jest dla mnie ważne, na czym tak na prawdę w życiu mi zależy, jakie są moje predyspozycje. Co w tym zakresie podpowiada mi mój wewnętrzny głos…

Mam poczucie, że dzięki blogowaniu żyłam pełniej.

Spróbowałam rzeczy, na które bez tych przypadkowych spotań w blogosferze nigdy bym się nie odważyła.

Doceniam to. Pewnie dlatego nie rzucę blogowania. Bo bez niego będę odczuwać jeszcze większą pustkę w swoim życiu. Ale coraz mniej mam poczucie, że jest to antidotum. Bardziej środek zastępczy. A może po prostu zwyczajny złodziej czasu.


Ale

LINKI TYGODNIA

Mam dla Was kilka fajnych linków – może trochę z  takim dyktowanym nastrojem chwili komentarzem. Niemniej…

 No i mamą trojaczków. WOW. Rozmowa o blogowaniu i rozkręcaniu bloga. Dopiero dzięki przy tej okazji tak na prawdę odkryłam i poczytałam sobie tego bloga. Przy okazji naszła mnie taka myśl: Gdybym tylko potrafiła tak pisać….  W tej rozmowie też pojawia się fragment o burn oucie. Nie Dagmara przez bodajże 2 lata blogowania nigdy go nie przechodziła. Bo zdecydowała się na bardzo szeroką tematykę. Dlatego nigdy nie dotarła do punktu, w którym czułaby, że ta nisza ją ogranicza i temat się jej kończy.

Ten wpis jest genialny. Genialny w swojej prostocie. Podpisuję się pod nim rękoma i nogami. Właśnie to chciałam przekazać przez 5 ostatnich lat na moim blogu Moda na Bio. Jakże chciałabym umieć tak to napisać. A jednak… nigdy nie potrafiłam.

  • Agnieszka z Biznesowe Info zmienia nazwę.

To już nie z Biznesowe Info tylko To się opłaca. Agnieszka zmienia nazwę, by nie czuć się ograniczona pewnym tematem. To, co jest tu moją bolączką na Vademecum Blogera – temat, który do mnie przylgnął. A który w tym momencie, mam poczucie, że wyczerpałam.

Bardzo fajny motywujący wpis. Jak najbardziej weźcie go sobie do serca i szukajcie swojej drogi. A na tej drodze wybierajcie to, co lubicie robić najbardziej. Mi tylko  w tym moim burn-outowym nastroju nasunął się taki komentarz: Jeżeli wszyscy będą stosowali się do tych rad, jeszcze trudniej będzie się przebić w sieci.

FOMO, czyli Fear of missing out. To wyczerpujące nas (zupełnie nieświadomie z naszej strony) FOMO, czyli strach, by czegoś ważnego nie przegapić. Dlatego ledwie budzimy się sprawdzamy nowości w social mediach. I tak przez cały dzień. Bez chwili oddechu. Aż dostajemy zadyszki, a czacha dymi.

Fajny blog parentingowy, pisany z humorem i na poprawę humoru.

To jest blog, na którym zawsze znajdę coś, co wybije mnie z czarnych myśli: Recenzja książki o seksie zwierząt. Nawet jeżeli samo słowo SEKS to jest to, co sprzedaje. Ale jeżeli tyczy się życia seksualnego pająków, czy czegoś innego podobnie pełzającego, temat staje się nagle dużo mniej fascynujący. A jednak…

Można pisać ciekawie, pasjonująco, z pasją na każdy, tu czytaj, nawet taki temat. Bo pająki też mają moralne dylematy i dokonują życiowo ważnych wyborów. Może do momentu, kiedy je rozdepczemy. Dlatego dajmy im jeszcze trochę pożyć i nacieszyć się i seksem, i życiem….  I tym optymistyczno-ekologicznym akcentem

Pozdrawiam Was serdecznie

Beata

 

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

25 komentarzy

  1. Wiesz, ja sobie myślę, że to tak jak z każdym pisarskim zajęciem ma się fazy – pisania i spokoju. Warto wtedy działać w zgodzie z nimi i dać sobie odpocząć i poszukać nowych inspiracji. Co do powtarzania się. W marketingu codziennie się coś nowego dzieje i twoje doświadczenia każdego dnia są wyjątkowe, dlatego myślę, że to też jest lub może być sporą inspiracją. Twoim wyjatkowym głosem, choćby takim jak w tym poście 🙂 Mnie też pomogło zdjęcie z siebie presji. Chce to piszę, nie chce mi się to nie pisze. W końcu koniec końców robię to dla siebie. Pozdrawiam ciepło, Aga

  2. Przede wszystkim, dziękuję! !!! Po drugie- czytałam juz o Twoim kryzysie i musze przyznać, że mi nigdy nie przyszło do głowy, że tak znane osobowości blogosfery jak Ty je miewają. Twoje teksty czytaja tysiące osób. Ja myślę, że ten kurs blogowania o którym pisałaś, byłby świetnym pomysłem. Zreszta człowiek, który zaszedł tak daleko, zajdzie jeszcze dalej. Jednej tylko rzeczy nie mogę sobie wyobrazić. Twojego zaprzestania w pisaniu. O nie. Nie ma opcji!

    1. Jaka ze mnie znana osobowość? Przeceniasz mnie. Dziękuję za miłe słowa. A jeżeli kiedyś też najdą Cię takie myśli, przypomnij sobie swoje słowa i napisz do mnie. Żebyś wiedziała, jak mi dobrze zrobiły ostatnio przeczytane przeze mnie Twoje notki na Instagramie. Pozdrawiam serdecznie Beata

  3. Beata, kryzysy są nam tak samo potrzebne, jak przypływy euforii. Kryzys, tak samo jak ból, świadczy, że coś niedobrego się dzieje. Najtrudniej dojść, co to takiego jest. Nie chcę doradzać, chociaż kształciłem się na specjalistę od rozwiązywania ludzkich kryzysów. Mogę tylko przypuszczać, że pewnie blogując robisz coś, co jest sprzeczne z Tobą. Może warto zacząć od uważności? Gdy bierzesz się za jakąkolwiek czynność związaną z blogiem – poobserwuj przez chwilę i zadaj sobie pytanie lubię to, czy nie lubię, czy chcę to robić w ten sposób, czy też w inny. Jeżeli coś ci nie pasuje – przestań, jeżeli coś chcesz robić inaczej, poeksperymentuj. W sieci jest bardzo dużo porad, wręcz dogmatów, co każdy bloger robić powinien. Niektórym trzymanie się dogmatów przyniosło sukces, resztę doprowadziło do frustracji. Może nieświadomie taki dogmat powielasz?
    Czy naprawdę Vademecum blogera ogranicza tylko do tematów blogowania? Przecież wielu blogerów, gdy czuło się wyczerpanych niszą, zaczęło ją rozszerzać. Może warto poeksperymentować? To jest twój dom, w którym możesz poprzestawiać meble, jak tylko ci się podoba 🙂
    Przepraszam, że się tak mądrzę, ale to skrzywienie zawodowe, którego nie da się wyplenić…

    1. Serio, Dawid, jesteś specjalistą od kryzysów? Wow. Dziękuję za tyle dobrych rad. Spróbuję przeprowadzić analizę według Twoich zaleceń. Tylko od czego zacząć? Pozdrawiam serdecznie Beata

      1. Zajmuję się takimi kryzysami, które toczą się wewnątrz człowieka 🙂
        A od czego zacząć?
        Proponuję od uważności – gdy zaczynasz się zajmować jakąkolwiek czynności blogową, zatrzymaj się na chwilę i zastanów się, jak się z tym czujesz. Najlepiej notuj. Czynność X – wspaniale, czynność Y do kitu, czynność Z – ani dobrze, ani źle. W ten sposób stworzysz własną mapę co ci sprawia radość w blogowaniu, a czego nie cierpisz. Tych rzeczy, których nie lubisz proponuję zaprzestać, ograniczyć lub być może robić w inny sposób. Jeżeli nie lubisz Google+ lub Instagrama, to odstaw.
        W drugim etapie bym zastanowił się co cię ogranicza. Wyraźnie nazwa i przyjęty format. Ale kto powiedział, że na blogu o tytule Vademecum Blogera trzeba pisać o blogowaniu? Przecież blogowanie=życie, czyli można praktycznie o wszystkim. Może masz więcej takich dogmatów, które stają się kulą u nogi? Może nie trzeba być codziennie na facebooku, a może zrezygnować z innej czynności, która wydaje się Must Have?
        Warto sobie przeanalizować przyczyny zniechęcenia, bo nie pierwszy raz o nim piszesz, a długi kryzys może przejść w wypalenie blogowe. A to byłaby naprawdę wielka szkoda, gdybyś miała przestać pisać…

  4. Beata, dziękuję:)! Wiesz, jak ja się cieszyłam, że zajrzałaś na mojego bloga! Jeszcze niedawno dzięki Twoim wpisom powstawała moja strona i bardzo Ci dziękuję za to miejsce:) Myślę, ze jesteś matka chrzestną wielu blogów. Czytając ten wpis, kiwałam głową ze zrozumieniem. Rozumiem instytucję bloga, jako odskocznię od macierzyństwa, rozumiem male kryzysy. Ten większy dopiero przede mną. Blogosfera bez Ciebie? Nie mogę sobie tego wyobrazić. Trzymam kciuki za nowe pomysły i przepędzenie kryzysu!:)

    1. Marzena, dziękuję serdecznie. Nigdy nie myślałam o sobie jako o matce chrzestnej czyjegoś bloga. Nigdy nawet nie przyszło mi to do głowy. Ale od razu zrobiło mi się cieplej na sercu. Dziękuję serdecznie Beata

  5. Od razu pomyślałam, czytając to, co piszesz, że powinnaś zmienić adres. Jeśli jest Ci źle, to może powinnaś poszukać nowego miejsca, które nie będzie Cię ograniczać. Wydaje mi się, że aby dobrze pisać blog, trzeba być po prostu sobą i pisać to, co nam w duszy gra. Nie wkładaj się więc w zbyt ciasne ramy, który teraz Cię uwierają.

    1. Karolina, ale zmiana adresu bloga oznacza pracę z pozycjonowaniem od nowa. Zresztą ja chyba jestem wciąż na co takim etapie szukania siebie, że jeszcze nie bardzo wiem, albo jeszcze do końca nie jestem pewna czego chcę. Dziękuję serdecznie za ciepłe słowa i za to, że jesteś. Pozdrawiam serdecznie Beata

  6. Kryzysy dopadaja każdego z nas i nie ma się czego wstydzić. Może faktycznie powinnaś, Beatko, zmienić nazwę, która Cię ogranicza? Tymczasem przesyłamy wiosenne promyki i motywację!

  7. Oj nie dobrze! Jestem pierwszy raz na Twoim blogu i co widzę “MAM KRYZYS BLOGOWY”. W pierwszej kolejności pomyślałem o ucieczce, ale zostałem. Ciekaw byłem co oznaczają te trzy słowa i wyciągnąłem wnioski na przyszłość. Wielkich rad udzielać nie będę, bo mało się na tym znam, ale jedyne co mogę podpowiedzieć, to – warto czerpać inspiracje z najmniejszych rzeczy. Taa, teraz to podpowiedziałem. : ) Lecę sprawdzić poprzednie wpisy i czekam na jakiś pozytywny!

  8. Wiesz co Beti, moim zdaniem jedynym twoim ograniczeniem jesteś ty sama. Podjelas sie bardzo dojrzałej i wnikliwej autooceny tego co w blogu zrobilas. Jesli nazwa ci przeszkadza to albo ja zmken,albo zrób odnośnik, w stylu Vademecum Blogera – nowy rozdział. Ten blog będzie zawsze miał dużo odsłon bo jest świetnym przewodnikiem po poruszaniu sie w blogosferze. Sadze,ze doskwiera ci fakt,ze tak dużo wiesz o mechanizmie blogowania,ze sama postawilas sie pod ściana. Czasami wiedza postanawia przytloczyc. Nie chce ci nic narzucać,ale po prostu oddetchnij. A gdybyś zaczęła robić bloga bez tych wszystkich sztuczek? Po prostu pisała z serca? Może wtedy pasja powróci i okaże sie,ze szukasz w tym czegoś innego niż wielkich statystyk? Trzymam kciuki i nie bądź dla siebie tak surowa. Buziaki

  9. Też przechodziłam już niejeden kryzys w blogowaniu. Myślę, że to normalne i to dobre, bo znaczy, że chcemy coś lepiej, bardziej niż jest aktualnie, to dobrze o nas świadczy. tylko wg. mnie niekiedy trzeba przystopować. Kiedyś prowadziłam blog pisząc 3 notki na tydzień. Teraz piszę jedną i co? Myślałam, że czytelnicy opuszczą mój blog, a jest z miesiąca na miesiąc o dziwo lepiej. Kiedyś pisałam dużo komenatrzy na innych blogach (np. 5 x w tygodniu). Dziś robię to rzadko, jak mam coś do powiedzenia i mam ochotę to napisać. Biznes nie powstaje z dnia na dzień, trzeba zdawać sobie sprawę, że to co chcemy nie przyjdzie szybko. Nie ma co go przyspieszać na siłę, kosztem naszego zdrowia. Kiedyś reklamowałam blog często, nawet bardzo często. Teraz robię to rzadko. Reklama bloga myślę, że nie jest zła, ale nie ma co męczyć się. Warto czasem odpuścić i działać wg. swojego czasu, spokojnie, nie ma co się spieszyć, silić się na 3 posty tygodniowo – trzeba znaleźć swój harmonogram. Nie zawsze musi nam się chcieć i nie ma w tym nic złego 🙂

    W kryzysie polecam czytać dobre komentarze / e-maile od czytelników. Ja np. z mam zakładki Opinie i Referencje na blogu. Tam mam większość miłych e-maili i komentarzy, które czytam jak mam kryzys blogowy. To może trochę pomóc.

    Nie męcz się, odpuść. Wtedy siły może przyjdą. Daj sobie odpocząć. To może dać Ci powera / powrócić Ci do pisania. Trzymam kciuki na to by było lepiej.

    Jeszcze inna kwestia to zbyt wysokie wymagania wobec siebie. Niekiedy trzeba je zmniejszyć wg. mnie. Zdrowie jest najważniejsze, nie blog, bo bloga może nie być jak nie będzie zdrowia.

    “Zarabianie na blogu, na współpracy z markami… to jest mit, który funkcjonuje w blogosferze.” – zgadzam się tym. Dlatego warto samemu się za dodatkowe zarabianie na blogu zarabiać, jak się tego chce np. dzięki programom partnerskim. Albo pisać posty pod konkretny program – tak się da, trzeba wg. mnie tylko dopasować to do tematyki bloga. Nie ma co czekać na takie współprace. Zauważyłam, że to, czego chcę wydarza się nie wtedy kiedy tego potrzebuję, a z zaskoczenia. Sama pracuj nad dodatkowym zarabianiem na blogu, nie czekaj na współprace. Te mogą przyjść, ale wg. mnie nie ma co na nie liczyć, tylko na nie liczyć. Zgromadziłaś niemałą społeczność na blogu i warto to wykorzystywać, jak Twoi czytelnicy pozwolą, a myślę, że pozwolą także do dodatkowego zarabiania na blogu. Może to już czas na tworzenie przez Ciebie własnych produktów? Nie wiem, myślę, że warto spróbować. Ale nie cisnąć. Rób wg. tego jak możesz, nie jak musisz. Mus może coś zniszyć. Lepiej chcieć niż musieć. Daj sobie więcej luzu a mam nadzieję, że chęci wrócą. Anna

  10. Beata, przyznam się, ze poczułam zaniepokojenie czytając Twoje słowa. No bo ja to?? TY miałabyś przestać pisać?? Ty??? NIE! Kawałek blogosfery, który obserwuję, sporo straciłby bez Ciebie. I nie pisze tego kurtuazyjnie, ale z serca. Każdy kryzys jest do przezwyciężenia, jeśli tylko ma się dla kogo działać. Ty masz dla kogo 🙂
    Trwaj kochana, trwaj i pisz 🙂

  11. Bardzo doceniam Twoją szczerość. Wiesz, że to jest jeden z najlepszych wpisów o sensie blogowania, jakie dotąd przeczytałam? Paradoksalnie! A więc kryzys też jest po coś, nawet kryzys przez duże K. Przeczytałam ten tekst i poczułam, że… muszę wrzucić na luz w blogowaniu. Nie snuć wielkich planów, tylko pisać… dla samego pisania. Dla siebie i dla innych. Twój blog nie zniknie z sieci i zawsze będzie pomocny, nawet jeśli nie będziesz go aktualizować. No, chyba że przestaniesz opłacać hosting i domenę. 😉 Ale wtedy też można przenieść się na darmówkę, a wiedza zostanie. Tego, co zrobiłaś, nikt Ci nie zabierze, a jeśli czujesz, że potrzebujesz czegoś innego – nie miej z tego powodu wyrzutów sumienia. I nie trwaj zbyt długo w zawieszeniu, bo ono męczy najbardziej.

  12. Ulżyło mi… nie tylko ja tak mam. Od kilku miesięcy nie mogę się zmotywować do napisania czegokolwiek. Nie bardzo widzę w tym sens, a bardzo to lubię. Jedyne co publikuję to cotygodniowe Ze Źródeł, ale to strasznie odtwórcze. Nie mam weny i nie bardzo wiem jak to przełamać. Ponad rok temu napisałem post, który zamyka mojego bloga, ale go nie opublikowałem, choć chyba to zrobię wkrótce. A będzie mi tego pisania-niepisania brakować.

  13. Ojej, może pocieszę Ciebie, że sama też od paru miesięcy mam kryzys z blogowaniem. W zasadzie to nawet nie od kilku miesięcy, ale od roku 😉 wiele spraw z “realnego” życia miało na to wpływ. Teraz staram się zmobilizować i wrócić do regularności, też “chodzę po sieci” i szukam inspiracji. Szkoda mi po prostu odpuścić sobie coś, w co zainwestowałam już tyle czasu i serca 🙂 wierzę, że przezwyciężymy te nasze kryzysy – powodzenia!

  14. Powiem, że doskonale Cię rozumiem. Sama mam nieustannie mieszane uczucia co do sensu swego własnego blogowania. I trwa to już od dłuższego czasu. Niemniej. niezależnie od moich osobistych odczuć na temat blogowania, Twój blog jest jednym z nielicznych miejsc, do których w blogosferze zaglądam i robię to z niekłamaną przyjemnością. Podczas gdy blogosfera (ta bardziej poczytna) tonie w mniej lub bardziej zakłamanej komercji i robieniu rzeczy pod publikę i reklamodawców, u Ciebie odnajduję to, czego szukam… autentyczność. I tego by mi bardzo brakowało, gdybyś po prostu odpuściła sobie blogowanie.

  15. Myślę, że to normalna rzecz. Po prostu im człowiek jest starszy, tym bardziej wzrasta wartość każdej jego wolnej chwili. I wtedy normalny staje dylemat: napisać coś na bloga, czy lepiej porozmawiać z żywym człowiekiem albo wyjść do parku i cieszyć się wiosennym słońcem.

    PS. Bloguję dopiero rok, ale też nie zarobiłem na tym ani złotówki, wręcz przeciwnie – sporo straciłem. Ale ja akurat piszę, żeby ćwiczyć swój pisarski warsztat, więc mniej odczuwam bezsensowność tego zajęcia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version