Wszystko się posypie.

Wszystko się posypie. Wszystko się już posypało.

Ale żeby nie pogrążyć się w totalnej depresji postanowiłam wyznaczać sobie długoterminowe plany i narzucić dyscyplinę czytania – 1 książka miesięcznie.

Książka o proroczym tytule “Wszystko się posypie” (po francusku Tout va basculer, autorstwa François Lenglet.

Książka złożona do druku w marcu 2019 r., czyli zanim zaczęła się kowidowa jazda bez trzymanki. Ale która już przewidziała zmianę, zanim ta zmiana dogłębnie i gruntownie wywróciła do góry nogami nasze życia.

Jak to możliwe? Czy autor tej książki (znany francuski dziennikarz ekonomiczny François Lenglet) jest prorokiem?

A może to było do przewidzenia?

Bo gospodarka kręci się cyklicznie. Jest czas hossy i czas bessy. Gospodarka się nakręca i przychodzi kryzys, który oczyszcza teren i sprawdza, jak to mawia Warren Buffet, kto pływał bez majtek… Albo kto był zakredytowany pod korek i komu ten korek wystrzelił w kosmos.

Ta książka właśnie pokazuje, że zmiana była nieunikniona. Bo o ile kowid może i był takim czarnym łabędziem, który spadł na nas w sposób nie do przewidzenia, zmiana musiała nadejść. Ta siedziała w nas samych.

Co może zdziwić – książka absolutnie nie nawiązuje do kowidu (została napisana i złożona do druku) kilka miesięcy przed. A jednak przewidziała zmianę.

Wyciągając wnioski z historii, a raczej bazując się na cyklach, które regularnie się powtarzają i nieubłaganie powracają w gospodarce (raz jest wzrost, raz kryzys i recesja).

A które są związane z długością życia ludzkiego.

Bo są pokolenia, którym bliskie są idee liberalne. A są takie, które wierzą w opiekuńcze państwo. W jednym i drugim przypadku ta wiara wynika, czy jest efektem przeżytych doświadczeń.

Dorastając w latach 80-tych, z zazdrością patrzyłam na kwitnące wówczas gospodarki USA i Wielkiej Brytanii. Te kraje miały swojego Ronalda Reagana, czy Margaret Thatcher.

W porównaniu do naszej wówczas ciężko sapiącej (bankrutującej gospodarki odgórnie planowanej na ostatniej prostej – puste półki w sklepach i długaśne kolejki przed).

Był tez Pinochet, zainspirowany liberalną doktryną Miltona Friedmana. Na pewno się narażę. Ale ten człowiek gospodarczo postawił swój kraj na nogi.

Ale po pokoleniach zakażonych liberalną wizją gospodarki, jak moje, przychodzą pokolenia zrażone do nadmiaru liberalizmu, które wolą państwo opiekuńcze, czyli 500 +, a może nawet 1000 +.

Bo już wkrótce podobno wyjdzie banknot 1000 złotowy, więc trzeba będzie to narodowo świętować. Pan prezes NBP Glapiński już to niedawno zapowiadał.

Liberalizm, który wyzwala z jednostki to, co najlepsze dla dobra ogółu versus państwo opiekuńcze, które to, co ludziom zabierze, rozdzieli jak umie, ale przede wszystkim przy okazji samo się niezle obłupi.

Milton Friedman versus John Maynard Keynes

Dobra, nie jestem tu bezstronna.

Ale tak jak po szalonych latach 20 tych, kiedy każdy Amerykanin, czuł się inwestorem pełną gębą, aż na wyrost, na kredyt. Bo jak rośnie, to przecież już się nigdy nie zatrzyma…. Aż wybuchła nakręcona do granic wytrzymałości spirala spekulacji. Bo w momencie, kiedy robi się za duży rozjazd między zdrowym rozsądkiem, umiarem i ludzką chciwością, coś po prostu pęka…

I wszystko runęło….

Po tych szalonych latach 20-tych, nadeszły gorzkie lata 30 -te, lata dociskania śruby mocną, opiekuńczą ręką państwa.

Paradoksalnie w kilku krajach przez człowieka, który w oczach swoich współobywateli na starcie uosabiał odzyskanie narodowej godności, należnego narodowi statusu i poczucia bezpieczeństwa, Hitler, Mussolini, … Nie napiszę tu Piłsudski (ale w tym czasie wszystkie narody jak jeden mąż podświadomie poszukiwały silnego męża stanu, który weźmie wszystkich w garść).

Roboty publiczne, lata narodowego socjalizmu, komunizm w wersji stalinowskiej, czy po prostu państwo opiekuńcze (F.D. Roosevelt), które brało na swoje barki (zdejmując z indywidualnych) życie i finanse każdego obywatela.

I tak te cykle powracają.

Indywidualizm (liberalizm) versus działajmy kolektywnie – państwo opiekuńcze (doktryna Keynesa).

Jak to cyklicznie bywa w ekonomii, jak to cyklicznie bywa w głowach ludzi…

Wierzyliśmy w globalizację, widzieliśmy w niej szansę na nieograniczony rozwój. Dzisiaj widzimy w niej więcej zagrożeń i najchętniej zamknęlibyśmy wszystkie granice…

Każdy z tych cykli ma swoje wady, w pewnym momencie mechanizm za bardzo się nakręca, a wtedy pada na pysk i odchodzi do lamusa.

Nadmierna opiekuńczość państwa czasami mocno przydusza potencjał jednostki (oby całkowicie go nie zaprzepaściła), któremu z kolei dobrze służy liberalizm.

Liberalizm, kiedy zbyt mocno się rozkręci prowadzi do swoistego zbiorowego szaleństwa, Czysto ludzka chciwość… nakręca spiralę spekulacji.

Teraz, kiedy gospodarka się kurczy, a firmy stoją w narzuconym odgórnie zamrożeniu, indeksy giełdowe wystrzeliwują w górę. Giełda rośnie w oderwaniu od realnej gospodarki.

To, czy inne przegięcie – nadmierna kontrola, bezgraniczna wolność, która wyzwala niekontrolowaną chciwość i brak umiaru…

Po jednym, czy po drugim następuje kolejny cykl…. Po drodze przychodzi kryzys…, który sprawdza, kto pływał bez majtek. I który paradoksalnie ma tę jedyną dobrą cechę, że oczyszcza gospodarkę z tego, co nie działa, nie potrafi sprostać nowej sytuacji.

Choć w momencie, kiedy biorą się za to politycy i utrzymują pod kroplówką dodruku wielkie molochy, a zaduszają drobnych przedsiębiorców, najzwyczajniej w świecie nie pozwalając im prowadzić swojej działalności (niby takie nienormalne, a jakie już normalne, człowiek do wszystkiego się przyzwyczai). Czort jeden wie, jak to będzie dalej.
Wracając do książki. Ta książka tłumaczy wiele spraw. Co prawda dodałam tutaj swój własny światopogląd. Niemniej książka pokazuje nam, że sięgając do historii, analizując historię możemy zrozumieć teraźniejszość i przewidzieć przyszłość.

Bo natura ludzka rządzi się niezmiennie swoimi prawami. Jak ten giełdowy indeks – Fear – greed index – mieszanka strachu, instynktu samozachowawczego i ambicji, pożądania i chciwości…

C’est la vie…

Ale troszkę wmieszałam w to moich własnych przemyśleń związanych z kryzysem, niekoniecznie może zawartych w tej książce. Bo François Lenglet serwuje w niej raczej inteligentnie podaną porcję wiedzy i historycznej analizy naszego świata z perspektywy minionego stulecia.

A że historia lubi się powtarzać.

Pozdrawiam serdecznie

Beata Redzimska

 

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version