KORONAWIRUS, VADEMECUM BLOGERA

Koronawirus: Dlaczego siódmy dzień choroby jest najgorszy? Jak przebiegała u mnie choroba?

Koronawirus: Dlaczego Siódmy Dzień Choroby Jest Najgorszy? Jak Przebiegała U Mnie Choroba?

Zebrane na bieżąco, pisane gorąco na Facebooku przemyślenia na temat choroby w momencie, kiedy tej choroby sama doświadczałam i kiedy doświadczali jej moi najbliżsi.

Jak wyglądał u nas przebieg tej choroby i dlaczego tak bardzo boję się tego siódmego dnia, który mną samą mocno potrząsnął i nie ukrywam nie do końca byłam pewna, czy zobaczę kolejny dzień.

 

23 marca 2020

Drugi dzień choroby. Walczę z Covid-19

Dla tych, którzy się o mnie wczoraj martwili, mam nadzieję, że najgorsze mam za sobą. Czuję się już lepiej. Ale tymbardziej nikomu tego nie życzę – mówiąc wprost zostańcie w domach, by tego świństwa nie podłapać.
⠀⠀
Nie jestem osobą astmatyczna, nigdy nie miałam większych z problemów nabraniem powietrza do płuc, a tu to przerażajace uczucie, że muszę na siłę, wbrew jakiejś niewidocznej sile pchać powietrze do płuc i nie wiem, czy z kolejnym wdechem nie będzie gorzej.
⠀⠀
Nie miałam żadnych innych symptomów.

Tydzień wcześniej chorował mój mąż. Ale u niego to były takie klasyczne symptomy grypowe (mąż był w bliskim kontakcie z potwierdzonymi przypadkami koronawirusa, jeszcze zanim wprowadzono kwarantannę).
⠀⠀
U mnie nie działo się nic, co sugerowałoby, że jestem chora i że tak to we mnie rąbnie. Jedynie w poprzednie dni lekki ból głowy (myślałam, że to od nadmiaru czasu spędzonego przed komputerem). Ale wczoraj, z samego rana  (niedziela 22 marca 2020 – pojawiła się dotychczas nieznana trudność z oddychaniem…
⠀⠀
Dzisiaj już mogę spokojniej oddychać i doceniam, rozkoszuję się tym blogim uczuciem, że powietrze swobodnie, lekko dochodzi do płuc. Wyciągam je w nie i doznaję przy tym tyle przyjemności, z której wcześniej nigdy nie zdawałam sobie sprawy, biorąc to za coś oczywistego i danego nam raz na zawsze….
⠀⠀
W tym sensie ten wirus – odkrył przede mną nowe horyzonty i przyprawił o doznania, które postawiły rzeczy dotąd oczywiste w zupełnie innym świetle.
⠀⠀
Tak ciężko było mi oddychać. Ten stan dopadł mnie falami. Wieczorem zadzwoniłam pod numer koronawirusowego pogotowia ratunkowego (we Francji to jest 15), żeby dowiedzieć się, czy to już jest ten moment, kiedy potrzebuję pomocy czysto medycznej – respiratora i tlenu.
⠀⠀
Jeżeli też nie daj Boże będziecie przez to przechodzić, proste ćwiczenie, które kazała mi zrobić pani doktor – nabrać powietrza w płuca i na głos liczyć do 10.
⠀⠀
Ja byłam w stanie to zrobić, choć z pewnym wysiłkiem, przezwyciężając opory nieznanej mi dotąd materii.

Dzisiaj już oddycham swobodnie. Ale wciąż odczuwam niepokój, czy aby na pewno ten 7-ty dzień choroby, w którym wszystko się waży – jest już za mną. Czy to doświadczenie dopiero było jego zapowiedzią?

Przypiski autora: Wtedy tego nie wiedziałam, ale siódmy dzień choroby dopiero był przede mną.

Powiem jedno – nikomu tego nie życzę. To naprawdę nie jest przyjemne.

Siedźcie w domu, przestrzegajcie kwarantanny, żeby tego paskudztwa nie podłapać. Tym bardziej, że w kraju mamy to szczęście, że nasi rządzący podjęli odpowiednie działania w porę. We Francji za długo zwlekano z nałożeniem kwarantanny… Patrząc na to, ile osób jest zarażonych w moim znajomym otoczeniu.

Ale na pocieszenie – każdy przechodzi to inaczej. Tylko niewielki odsetek osób doświadcza trudności z oddychaniem.

Dzisiaj zamierzam rozkoszować się tym cudownym – z perspektywy wczorajszego dnia – odczuciem, że mogę swobodnie oddychać i łapać w płuca powietrze. Uczuciem, które zaczęłam doceniać za sprawą koronawirusa.

Trzymajcie się i uważajcie na siebie. Koronawirus to nie jest nic przyjemnego, więc dla własnego dobra warto przestrzegać kwarantanny. A tymbardziej myśląc o innych, dla których reakcja na koronawirusa może być takim traumatycznym przeżyciem.

30 marca 2020

Dzisiaj jestem w 9 -tym dniu choroby i po wyczerpującym siódmym dniu, kiedy wróciły trudności z oddychaniem, mogę powiedzieć, że czuję się lepiej. Nawet jeżeli był moment, kiedy zaczynałam wątpić.

Ta choroba jest zdradliwa i podstępna, dlatego że już myślisz, że jesteś wyleczony i masz koronawirusa z głowy, wtedy on uderza Cię ponownie w decydującym siódmym dniu (od wystąpienia pierwszych symptomów)…

I to właśnie ten siódmy dzień jest u niektórych osób zabójczy. Jakby wszystko odkładało się i w pewnym momencie następuje chwila prawdy… przychodzisz do kasy i dowiadujesz się, ile musisz zapłacić.

Wczoraj francuskie media doniosły o śmierci Particka Devedjan – francuski polityk – w wieku 75 lat (nie wiedziałam, że w międzyczasie tak się zestarzał) – koronawirus. Ale to, co mnie uderzyło, jakie to jest zbieżne z tym, czego sama doświadczyłam:

raptem kilka dni wcześniej polityk mówił, że czuje się lepiej, że jest poprawa, że z tego wychodzi… A tu siódmy dzień okazał się decydujący. RIP
⠀⠀
Ten przeciwnik jest ciężki. Szczególnie ciężki dla osób w pewnym wieku lub takich jak ja, których słaby punkt tkwi w tym miejscu – przez lata zmagałam się z chronicznymi przeziębieniami i dobrze zdawałam sobie sprawę ze słabości mojego organizmu na tym polu.

Mimo, że dzięki pracy nad kondycją fizyczną choruję dużo rzadziej niż kilkanaście lat wstecz. Ale to był nowy, nieznany przeciwnik.
⠀⠀
Ale przynam się, że w miarę, jak kwarantanna trwa nie przynosząc rozwiązania sytuacji, nawarstwiając kolejne obawy i problemy, ale innego rodzaju…. co będzie jeżeli zupełnie zatrzyma się gospodarka, na dłużej……

Czy lekarstwo nie okaże się ostatecznie gorsze od choroby?

Nawet jeżeli na poczatku kwarantanny, kiedy sama mocno chorowałam cieszyłam się, że ta wątpliwa przyjemność ominie innych (musiałam podłapał koronawirusa przed kwarantanną) i z tej perspektywy ta wydawała mi się najlepszym rozwiązaniem.
⠀⠀
W miarę, jak czas mija i obserwuję sytuację we Francji, w miarę jak przyjaciel z Włoch opowiada o sytuacji, która dotyka tam zwyczajnych ludzi, kiedy cała gospodarka stanęła, mam coraz większe wątpliwości, czy kwarantanna rzeczywiscie załatwi sprawę – czy tylko odwleka moment czy tylko odwleka moment prawdy w czasie: z który tak czy inaczej musimy się kiedyś zmierzyć.

Kwarantanna docelowo nie rozwiązuje problemu…, ale tez nie obnaża całkowitej słabości naszego systemu.
Ale niestety te słabość pogłębia..

Bo już wiemy, że nasze gospodarki nie były przygotowane na taki kryzys (żenujący brak maseczek dla personelu medycznego we Francji, żeby nie napisać dramatyczny, bo świadomie zrezygnowano z zapasu maseczek (a maseczki zniszczono), żeby nie mnożyć kosztów ich utrzymania, bo jak będzie trzeba Chińczycy dowiozą.

Czy nie można by tego inaczej zorganizować… ?????

Gdybyśmy tylko mieli dość maseczek. Ale do tego potrzeba funkcjonującej gospodarki, która te maseczki wyprodukuje.

Dał mi do myślenia Indywidualista YT Rafael Badziag – analityczne spojrzenie na gospodarkę. Indywidualista YT

Czy nie wylewamy dziecka z kąpielą blokując wszystko?

7 kwietnia 2020

No i teraz Boris Johnson jest chory.

16 – ty dzień od wystapienia pierwszych symptomów.

Dlaczego tak bardzo boję się tej choroby. Teraz kiedy moja 8 letnia córeczka ma lekkie symptomy, nie jestem pewna, czy chodzi o koronawirusa, ale ma taki brzydki kaszel, ale jako że przez koronawirusa przechodzilam i te zarazki były w powietrzu), odchodzę od zmysłów…

Bo ta choroba jest zdradliwa.

U niektórych nie daje znaku życia, ale za to jak uderzy, uderza dramatycznie…

Sama przez większość czasu przechodziłam w zasadzie bezsymptomatycznie.

Tzn. pierwszego dnia pojawiły się u mnie niepokojące symptomy oddechowe, trudno mi było oddychać, miałam poczucie, że muszę na siłę przepychać powietrze do płuc.

Ale już następnego te symptomy zniknęły. Przez kolejne kilka dni byłam przekonana, że przezwyciężyłam koronawirusa.

Ale co jest najbardziej zdradliwe w tej chorobie, nawet jeżeli z pozoru nie dzieje się nic i przebiega ona bezsymptomatycznie, jednak coś po cichu dzieje się w płucach.

I nikt nie może być pewien, jak zareaguje jego organizm, jego układ odpornościowy…

Siódmego dnia, kiedy już myślałam, że dawno pożegnałam się z koronawirusem zaczęło brakować mi powietrza, wróciły duszności, czułam że jestem niedotleniona, ten stał trwał siódmego i ósmego dnia, a potem znowu wszystko przeszło…

Dzisiaj jestem w 16 tym dniu od wystapienia pierwszych symptomów…

Ale w tym momencie niepokoi mnie kaszel mojej 8 -latki (dzisiaj to jest trzeci dzień, kiedy ma potencjalne symptomy).

Boris Johnsson trafił do szpitala w 10 dniu choroby…

Patrick Devedjan – francuski polityk, który odszedł niedawno z powodu koronawirusa, mówił, że wszystko już dobrze, a siódmego dnia nastąpił u niego nawrót symptomów.

Mój mąż przynajmniej miał konkretne symptomy: gorączka, zmęczenie, kaszel i ból głowy – zareagował na wirusa klasycznie i nie miał żadnych problemów z oddychaniem.

Ja między trzecim a siódmym dniem choroby byłam przekonana, że jestem zupelnie zdrowa. Zero symptomów…

Nie czułam żadnych niepokojących objawów. Byłam w formie. Szóstego dnia zrobiłam sobie intensywny jogging, który zrobił mi tyle dobrego. Ale nie wiedziałam, że wszystko odkłada się w płucach.

Następnego, siódmego dnia rozpętała się reakcja organizmu, zaczęło brakować mi powietrza, czułam, że jestem niedotleniona.

Co prawda nie doszłam do stanu, w którym musiałabym iść do szpitala, ale wiedziałam, że u niektórych osób w tej chorobie przychodzi moment, kiedy wszystko rozpędza się lawinowo – lekarze nazywają to płucnym tsunami…

Dlatego boję się (tym razem o moją córkę) i nie wiem, czy przez kolejne dni będę w stanie tu coś sensownego napisać…

Zdrowia, dla tych wszystkich, którzy zmagają się z tym podstępnym świństwem.

Koronawirus: Dlaczego Siódmy Dzień Choroby Jest Najgorszy? Jak Przebiegała U Mnie Choroba?

8 kwietnia 2020

W tym tygodniu przejmuję się stanem mojej córki, u której istnieje dość poważne podejrzenie, że jest zarażona koronawirusem. Tym razem lekarz rodzinny (w konsultacji przez telefon) dokonał takiej diagnozy.

Z drugiej strony, ponieważ przez te kilka tygodni dość intensywnie rozwijającej się epidemi koronawirusa we Francji, jesteśmy w pobliżu górki, ale jak raz już jest się na tej górce, bazując się na doświadczeniu Włochów – końca jej nie widać, a Francuzi dopiero do tej górki dochodzą i to odnotowując ponad 1000 straconych codziennie żyć ludzkich.

Niemniej po kilku tygodniach epidemii, od strony administracyjnej jest to coraz lepiej zorganizowane.

Jeżeli ja sama na początku (pierwsze objawy pojawiły się u mnie w niedzielę 22 marca) i zmagałam się z nimi i dusiłam się w samotności, to nie było skoordynowane, zadzwoniłam na pogotowie ratunkowe po poradę, ale nie był zorganizowany system monitorowania osób chorujących w domu.

Teraz taka organizacja coraz wyraźniej się wykluwa.

Wczoraj udało nam się uzyskać konsultację telefoniczną z naszym lekarzem rodzinnym, który podał adres mailowy, na który wysyłamy codziennie informacje o stanie zdrowia dziecka (lekarz otwiera konto dla każdego pacjenta i na bieżąco można zwrócić się o pomoc.

Dzięki temu mam takie uspakajające poczucie, że sytuacja jest pod kontrolą. A przynajmniej w razie co na bieżąco mamy dostep do pomocy medycznej, która w tej dramatycznej sytuacji jest decydująca.

Stan mojej córki jest stabilny. Póki co nie ma niepokojących symptomów oddechowych, jedynie brzydki kaszel, z poziomu oskrzeli. Ale Julie, francuska nastolatka, którą zmógł koronawirus, też miała tylko takie objawy, a potem wszystko tak się rozpędziło, że rodzina nawet nie miała czasu się z nią pożegnać.

Odpukuję w niemalowane. Mam się na baczności, bo wiem, że wróg jest podstępny, sama przez to przechodziłam i uderza wtedy, kiedy już myślisz, że najgorsze jest za Tobą… O naiwności.

Lekarze pracujący na oddziałach reanimacji często opowiadają o osobach, które przychodziły do szpitala na własnych nogach, ale 2- 3 godziny później były w stanie zupełnej niewydolności oddechowej, podłączone do aparatury, ale przynajmniej doszły na czas po pomoc…

To, co mnie pociesza – generalnie ta choroba ma dużo mniej dramatyczny przebieg u dzieci… O tym mówiło się na początku epidemii, że dzieci są tylko zdrowymi nośnikami wirusa i rozprzestrzeniają chorobę.

Ale mówiło się o tym w oparciu o chińskie dane, o których dzisiaj wiemy, że w sporej części możemy je włożyć między bajki… i dorzucić kilka zer…

A mówili, że to będzie malutka grypa…. Ta grypa nie ma nic wspólnego z grypą.

Moja córka jest teraz w 4 dniu choroby.

Ale to siódmego dnia należy się obawiać najbardziej. Wtedy wszystko się waży, albo pojawiają się niepokojące symptomy na poziomie pecherzyków płucnych, albo jest z górki…

Odchodzę od zmysłów myśląc o tym, co będzie się działo siódmego dnia i jak najlepiej się do tego przygotować i wyposażyć dziecko.

Jako, że sytuacja czasami rozwija się w sposób galopujący i wymyka spod kontroli. A wtedy pacjent rzeczywiście wymaga natychmiastowej pomocy. Wtedy nie należy bać się po ta pomoc dzwonić.

Ostatnio mówiono o przypadku 50 letniej babeczki, kasjerki w supermarkecie, która podłapała wirusa i dusiła się z nim w samotności, nie mając odwagi zadzwonić na pogotowie…

Ostatecznie, gdy babeczka nie dawała już znaku życia, zareagowała rodzina. Straż pożarna wyważyli drzwi, ale kobieta była już nie do odratowania, w ciężkim stanie niedotlenienia.

Przerażający scenariusz, dla osób samotnych, które może mówią sobie, że to jeszcze nie jest ten moment, że jeszcze mogę jakoś oddychać, problem w tym, że w tej chorobie wszystko może przebiegać dużo szybciej niż wszystko, co znamy. I przede wszystkim czesto przebiega zupełnie inaczej. A mówili, że to będzie malutka grypa…. Chińczycy…

Doświadczyłam symptomów koronawirusa, w najgorszej ich postaci – syndromów oddechowych – one nie mają nic wspólnego z czymkolwiek, co znałam dotychczas…. To jest w tym najbardziej przerażajace.

Zdałam sobie sprawę, że relacjonując moje objawy lekarzowi rodzinnemu, żeby przekonać go, żeby na poważnie potraktował objawy mojej córki, nie przestawalam powtarzać mówiąc o siódmym dniu, który we mnie samą walnął jak grom z jasnego nieba – siódmy dzień jest okropny, terrible, terrible, terrible…

Przepraszam, pisanie jest dla mnie taką terapią, żeby jakoś ubrać w słowa, a przez to oswoić swój własny niepokój… Tym razem o moje dziecko…

10 kwietnia 2020

Szósty dzień choroby córki.

Stoimy przed tym decydującym, symbolicznym siódmym dniem choroby, którego tak się obawiam. Z jednej strony moja córka czuje się lepiej.

Z drugiej strony największym zagrożeniem w tej chorobie jest reakcja samego organizmu w odpowiedzi na wirusa, którego ten wcześniej nie spotkał i nie wie jak zareagować.

I ta reakcja w wielu przypadkach ujawnia się siódmego dnia, kiedy organizm zwyciężył wirusa, ale reagując przesadnie – uruchamia swego rodzaju płucne tsunami… I ta reakcja w niektórych przypadkach przebiega dramatycznie.

Sama przez to przechodziłam i to właśnie siódmego dnia od pojawienia się pierwszych symptomów. Kiedy w piątym i szóstym dniu wydawało mi się, że jestem wyleczona.

Dzisiaj lekarze coraz lepiej rozumieją mechanizm tej choroby. To nie sam wirus powoduje komplikacje, ale w niektórych przypadkach komplikuje to organizm, broniąc się przed wirusem uruchamia reakcję – stan zapalny na poziomie płuc.

Sam wirus owszem jest dość zaraźliwy, ale układ odpornościowy u większości osób dobrze sobie z nim radzi.
Generalnie to dotyczy też dzieci.

Dzieci z zasady nie reagują przesadnie na koronawirusa (choć moja córka przez pierwsze dni była wypompowana z sił, kiedy trójka jej rodzeństwa nie miała żadnych symptomów koronawirusa).

To, że generalnie mniej powikłań występuje u najmłodszych jest dla mnie takim promykiem nadziei.

Ale u niektórych osób układ odpornościowy reaguje przesadnie (podobnie jak w przypadku alergii), odpala z grubej rury (prawdopodobnie świadomy swojej słabości, bo jednak choroba przebiega dramatyczniej u osób wrażliwych, starszych, czy mających jakieś problemy ze zdrowiem.

Fakt sama ostatnio nie byłam w szczytowej formie z powodu doświadczanej sytuacji stresowej na polu zawodowym – tej zimy zaliczyłam kolejno kilka perturbacji zdrowotnych, jakich nie pamiętam z poprzednich lat…

Prawdopodobnie też tym można by wytłumaczyć dlaczego korona wirus tak potrząsnął Borisem Johnsonem, który mimo tego, że jest znany ze sporego zapasu witalności (i czasami ekstremalnych metod promocji swojej osoby à la Vladimir Puntin, typu kaskaderski przelot nad Londynem), ale przez ostatnie miesiące doświadczył wielu sytuacji stresowych, nawet jeżeli sam byl u ich zarania – patrz BREXIT. To najwyraźniej nie pozostało to bez echa na stanie jego organizmu.

Czyli róbcie karierę, ale nie bierzcie sobie tego tak do serca…

A kiedy organizm reaguje przesadnie na Covid -19 (może desperacko uruchamia cały arsenał środków obronnych, wiedząc, że jest w sytuacji słabości), wtedy niedobrze zaczyna dziać się płucach, te przestają zapewniać ich podstawową rolę, czyli dostarczenie tlenu do organizmu.

Covid- 19 przeczołgał mnie, ale ostatnio przeżywałam dużo stresu w pracy i z tego powodu byłam podłamana na duchu.

A ciało i duch to jedno, albo działają jak naczynia połączone, jak coś się przelewa w jednym, to wlewa się do drugiego.

Moja 8 letnia córeczka niestety też dość mocno bierze do serca pewne rzeczy (jest perfekcjonistką), w przeciwieństwie do swojej młodszej siostry, która jest takim typowym bon vivant, który szuka we wszystkim okazji do zabawy i czerpania z tego przyjemności…

Czekając na ten siódmy dzień… w nadziei, że przyjdzie i pójdzie sobie jak gdyby nigdy nic stale o tym myślę, starając się o tym nie myśleć, bo to staje się nie do zniesienia…

Ale kiedy nie myślę, podkrada się poczucie winy, jak można mieć spokojne sumienie nie zamartwiając się na zapas…

Więc myśle, starając się nie myśleć, starając się być gotowym w razie potrzeby na szybką reakcję i uruchomienie wszelkiej możliwej pomocy medycznej…

Bo co więcej mogę zrobić???

Właściwie nie powinnam o tym pisać, bo tylko przypominam sobie o swoich narastających obawach

11 kwietnia 2020

Siódmy dzień choroby u córki – bezobjawowy.

Przyznaję dałam się ponieść wyolbrzymionym obawom, bo siódmy dzień trwa i u mojej córki nie pojawiły się symptomy oddechowe, których tak się obawiałam. No i mam nadzieję, że tak już zostanie.

Co jednocześnie mam nadzieję, że dla obawiających się o swoje pociechy rodziców będzie jeżeli nie potwierdzeniem, to swego rodzaju uspokojeniem, że u dzieci, nawet jeżeli podłapią koronawirusa i będą przechodzić go z widocznymi symptomami (jak kaszel, czy ogólne osłabienie), generalnie (poza tym) ta choroba przebiega u nich mniej dramatycznie niż u dorosłych (i tylko niektórych dorosłych).

A ich układ odpornościowy nie tak „przechodzony” i sprawdzony w bojach, jak u dorosłej osoby nie zareaguje przesadnie…. Czego ja – tej przesadnej reakcji mojego organizmu doświadczyłam na sobie.

Dlatego w formie przeprosin za napędzanie strachu (wiele osób do mnie pisało i wszystkim z całego serca dziękuję za troskę, odpowiem, teraz, kiedy mam nadzieję, że moje obawy okazały się wyolbrzymione), a lekcja, którą z tego wyciągnęłam jest taka, że zamartwianie się na zapas w zasadzie nic nie wnosi.

Dlatego wrzuciłam tutaj i na You Tube taki pogodny, pełen pogodnej refleksji i mądrości życiowej wiersz – tym razem nie francuskiego, ale anglojęzycznego klasyka w tłumaczeniu na francuski – czyli Szekspir i pochwala tej bezcennej umiejętności, jaką jest relatywizowanie i pogodne podejście do życia.

Bo na co zdaje się umartwianie na zapas?

Tak naprawdę przecież niczego nie rozwiązuje, tylko samo w sobie staje się jeszcze większym problemem, jątrzy, stresuje, osłabia wolę walki.

Uważajcie na siebie i na swoich bliskich. Wesołych świąt. Ja z tego wszystkiego zapomniałam, że mamy Wielkanoc

https://www.youtube.com/watch?v=4_McATmwI-Q

12 kwietnia 2020

Wielkanoc.  Moja kilkulatka w klasyczny sposób przeszła koronawirusa.

Przez 4 dni wirus bardzo mocno ją osłabił, ale w siódmym dniu znalazła w sobie dość sił, by pobiegać po polu…. więc w jej przypadku nie miała miejsce ta destrukcyjna reakcja układu odpornościowego, która ujawnia się czasami u dorosłych. Alleluja. 🐇🐇🐇🐇🐇🐇🐇

13 kwietnia 2020

Lekarz rodzinny uznaje, że można odwiesić obserwację chorej.

Emmanuel Macron mówi, że 11 maja 2020 skończymy kwarantannę, wyjdziemy na ulice, a dzieci i młodzież wrócą do szkoły… Tym razem no comment.

Po co? Samo życie go dopisze.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

 

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(2) Komentarze

  1. Ciekawe czy Ci, którzy już to przeszli będą mieli odporność gdy przyjdzie druga fala o ile ona nastąpi. Myślę że to dobre uczucie mieć już to za sobą, ci co przeszli bezobjawowo są nieświadomi. Ale Wy jako co z objawami teraz o wiele bardziej doceniać kolejne dni gdy zdrowie powróciło.

  2. […] Koronawirus – Dlaczego siódmy dzień choroby jest najgorszy? Jak przebiegała u mnie choroba? […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *