Moja mama pachniała morelami.

Kiedy byłam małą dziewczynką tuż pod domem w ogrodzie rosło stare schorowane drzewo morelowe. Tak było pechowo usytuowane między budynkami, że docierało do niego niewiele światła. Nie było z niego wielkiego pożytku: dawało kiepskie plony, niewyrośnięte i nad miarę kwaśne morele.

A jednak całe moje dzieciństwo upłynęło w jego cieniu.

Namiętnie wdrapywałam się na jego gałęzie. Nie pomagało żadne gadanie dorosłych, że dziewczynie nie wypada. Dałam sobie spokój dopiero, kiedy poczułam, że jego gałęzie (lekko schorowane) zaczynają trzeszczeć pod moim ciężarem.

Spod jego uszkodzonej miejscami kory ciekła żywica. Ja zaś święcie wierzyłam, że to najprawdziwsze bursztyny.

W niedzielne popołudnia (w jego rozłożystym cieniu) urządzałam dystyngowane «garden party» dla całej bandy szmacianych lalek, misiów i psa na kółkach.

Ale dzisiaj ta morela powraca do mnie we wspomnieniach, kiedy myślę o mamie.

Miłość rodzicielska jest złym rachmistrzem.

Bo mojej mamie jakoś smakowały te kwaskowate morele. A przynajmniej zjadła je, robiąc dobrą minę. Mi zaś podsuwała słodsze owoce z ogródka. Bo przecież ja rosnę, potrzebuję witamin, energii itp. No i tak było ze wszystkim.

A to były trudne lata 80-te. Sklepy świeciły pustkami. Chyba wszystko było na kartki. Żeby cokolwiek «upolować» (chociażby ciepłe buty na zimę) trzeba było uruchomić całą sieć kontaktów towarzyskich tzw «znajomości». Tak na marginesie, owoce z własnego ogródka to był rarytas.

W tamtych czasach mama zawsze jakoś potrafiła zadbać, by niczego mi nie brakowało. Może nie przypominało to przesytu z dzisiejszych czasów, ale… No cóż zawsze najlepsze kąski zostawiała dla mnie, bo ona już w życiu się tyle tego najadła (np szynki), bo ja rosnę, bo ja stale gdzieś biegam, więc potrzebuję więcej energii.

Jakoś nie zaprzątałam sobie tym głowy. Nie zadawałam dodatkowym pytań. Dopiero kiedy sama zostałam mamą, zaczęłam dostrzegać to, co wcześniej mi umykało.

Czy moja mama rzeczywiście lubiła te morele i tak się nad nimi rozpływała? Dlaczego więc je jadła? A dlaczego rodzice mojego męża (biedni emigranci w obcym kraju) zadowalali się szklanką mleka na kolację, by dorastający synowie mogli zjeść porządny obiad?

Miłość rodzicielska jest złym rachmistrzem. Nierówno dzieli. Zawsze tak, by dla dziecka było więcej i to, co najlepsze. I dalej z uśmiechem robi swoje.

Już mnie to nie dziwi. Zrozumiałam.

Zrozumiałam to za późno. Mojej mamy już nie ma.

Ale chyba dopiero, gdy dorastamy, gdy stajemy twarzą w twarz z realnym życiem, stajemy się rodzicami, możemy w pełni uświadomić sobie i docenić to, co robili dla nas rodzice. Ile wysiłku, ile cierpliwości (bo ja miałam swoje za uszami), ile poświęceń, ile wyrzeczeń. Czasami jest już za późno, by podziękować … wprost. A jednak. Warto do tego wracać choćby we wspomnieniach. To dobra inspiracja dla bycia lepszym rodzicem.

PS 1. A i jak przypomnimy sobie, ile potrafiliśmy pograć na nerwach tym naszym biednym rodzicom, to od razu stajemy się wyrozumialsi dla własnych dzieci. A przynajmniej wiemy, po kim to mają.

PS 2.

Tarta morelowa przepis

A jeżeli lubicie morele i lubicie odmieniać je na różne sposoby, mam dla Was prosty przepis na tartę morelową. Można przygotować ją razem z dzieckiem (mój syn uwielbia ugniatać ciasto). Można przygotować ją w wersji bezgultenowej (zwykłą mąkę zastępując mąką ryżową).

Potrzebne nam będą:

  • 60 g masła,
  • 60 g cukru (można zastąpić syropem z agawy, ma dużo niższy indeks glikemiczny IG),
  • 60 g drobno zmielonych migdałów,
  • 2 jajka,
  • 250 g mąki (może to być mąka ryżowa, wtedy mamy przepis bezglutenowy),
  • 8-10 moreli,
  • 4 łyżki cukru (do posypania z wierzchu, ale można tu zastępczo użyć konfitury morelowej, którą delikatnie polewamy ciasto z wierzchu po wyjęciu z piekarnika).

Przepis:

  1. Mieszamy albo miksujemy (przy użyciu robota): cukier, drobno zmielone migdały, jajka, masło, 200 g mąki. Dalej dodajemy mąkę aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji ciasta.
  2. Ciasto rozwałkowujemy bezpośrednio na papierze do pieczenia. Następnie wkładamy je do formy. Ja akurat przygotowałam kilka mniejszych tart (ale powyższe proporcje wystarczą Wam na przygotowanie jednej dużej tarty) o przekroju 30 cm.
  3. Na cieście rozkładamy pokrojone w ćwiartki morele.
  4. Wkładamy do piekarnika w temperaturze 180°C. Po 20 minutach wyjmujemy ją z niego, posypujemy z wierzchu migdałami i cukrem. Wkładamy do piekarnika na kolejne 15 minut. Zastępczo po wyjęciu z piekarnika polewamy tartę konfiturą morelową dla uzyskania słodszego smaku.

Smacznego.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

25 komentarzy

  1. Moja mama do dziś tak robi… to znaczy, zawsze wszystko co najlepsze – dzieciom. Mama mojego męża tak samo. Ja też tak robię. Zdecydowanie miłość rodzicielska jest złym rachmistrzem:-) A może właśnie najlepszym???
    🙂 Pozdrawiam!

  2. Bardzo klimatyczny wpis 🙂 A mi do głowy po nim przyszła refleksja, że podziwiam ludzi, którzy w tamtych czasach byli w stanie zapewnić rodzinie wyżywienie i ubrania, kiedy tak naprawdę wszystko trzeba było “kombinować”. Ja nie wiem, czy bym sobie poradziła, chyba już za bardzo jestem przyzwyczajona do tego, że idę do sklepu i mogę przebierać i wybierać, a ograniczają mnie tylko zarobki 🙂 Pozdrawiam 🙂

  3. I moja mama tak robiła. I ja robię tak jako mama. Może nie zawsze to jest najlepsze, bo i siebie samych powinniśmy kochać. Jakkolwiek miłość do dzieci jest niezmierzona i niepokonana…

  4. Wzruszyłam się, bo też mam takie wspomnienia związane z moją mamą. I też dopiero po urodzeniu dziecka tak na prawdę zrozumiałam jej troskę o mnie i poświęcenie. Teraz wiem, dlaczego nadal się o mnie martwi, mimo że jestem dorosła. Ja też będę się zawsze martwić, bo jestem mamą.

  5. Och Beatko – czytam to z nieukrywanym wzruszeniem. Mojej Mamy niestety też już nie ma z nami od ponad trzech lat. Dziś sama jestem mamą 4 miesięcznej Zuzi i tuląc córkę w ramionach często zastanawiam się czy moja mama tuląc niegdyś mnie też była tak wypełniona miłością po brzegi? Na pewno tak. Też pamiętam te momenty, kiedy mama potrafiła odjąć sobie od ust, żeby dla całej naszej czwórki rodzeństwa wszystkie starczyło… Pamiętam, że już na studiach mogłam trochę się zrewanżować i zabrać mamę na zakupy lub krótki weekendowy wyjazd za miasto za moje studenckie pieniądze 🙂 Mama to instytucja najlepsza i najważniejsza na świecie. P.S Przepis na tartę wygląda obłędnie, więc w bezglutenowej wersji trafia do mojego kuchennego zeszytu 🙂 Pozdrawiam ciepło!

  6. Piękny post, cudowna tarta. Czuję, jakby jej zapach unosił się w powietrzu. Rozumiem Twoje myśli i wspomnienia. Rozumiem Ciebie powracającą do chwil, w których Mama, choć w nieoczywisty sposób, okazywała Ci miłość. Rozumiem Twoje wątpliwości, czy aby na pewno lubiła te morele. Niedługo minie rok odkąd nie ma ze mną mojej Mamy. Choć już wcześniej dostrzegałam Jej wielki trud i mówiłam, jak bardzo Ją za to kocham, to nie da się wyrazić tego, jaką mieszankę wdzięczności i wyrzutów sumienia teraz czuję. Dziękuję Ci za ten post :).

  7. wzruszyłam się.. to prawda, że wiele takich chwile doceniamy z czasem… Kiedy mojej mamy zabrakło zaczęłam doceniać wiele smaków i zapachów, które mi serwowała przez lata. A zdawały się takie zwyczajne, że idealnie wpasowały się w codzienność… wtedy nie budziły zachwytu. teraz odkopuje stare przepisy mamy i serwuje swoim córkom to co kocham najbardziej 🙂 niewyobrażalna miłość rodzicielska 🙂

  8. Bo tak to właśnie działa, że to poswięcenie, troskę, miłość, które otrzymujemy od swoich rodziców, oddajemy potem swoim dzieciom. A oni swoim. A ci następnym potomkom. W ten sposób dziękujemy za trud wychowywania nas. Chociaż zwykłe dziękuję dla rodziców też by się przydało. 🙂

  9. Tarta wygląda smakowicie. Masz racje, dopiero jak sami zostajemy rodzicami, jesteśmy w stanie docenić ile dali nam nasi rodzice, rozumiemy ich lęki i obawy, które w dzieciństwie/ czasach młodości nas niesamowicie drażniły.

  10. Twoja najmłodsza córeczka, to Twoje odbicie Beatko 🙂 Historia z morelą przypomniała mi starą gruszę, która rosła w ogrodzie posadzona przez moich dziadków. Również ciekła z niej żywica, co było dla małego dziecka nie lada atrakcją, gruszki były słodkie, soczyste…. przepyszne. Wycięliśmy to stare, magiczne drzewo 10 lat temu, ponieważ chorowało i teraz nie umiem sobie tego wybaczyć 🙁

  11. ooo tak, dopiero, gdy same jesteśmy matkami dociera do nas to wszystko tak boleśnie… chciałabym być choć w połowie tak dobrą matką jaką jest moja mama. choć jakoś trudno mi ją było doceniać wcześniej, a i teraz jakoś trudno jej to powiedzieć…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version