Jesteś produktywna, czy po prostu jesteś zapracowana?
Bo jeżeli siadasz do czegoś to po to, by sobie nad tym popracować, czy po to, by to zrobić?
Siedzisz nad problemem po to, by go rozwiązać, czy bardziej dla spokoju sumienia, bo podobno go rozwiązujesz…
Nawet jeżeli robisz to bez głębszego przekonania i wiary…
Bo w głębi ducha przeczuwasz, że nie dasz rady, że to Cię przerasta.
I tak to robisz, nie robiąc.
Tzn zajmuje Ci to czas, dając to kojące podświadomość poczucie, że coś robisz, nie robiąc tego do końca, czyli nie robiąc tego na prawdę.
Chodzisz w kółko, wokół dobrze Ci znanego fragmentu zadania i sama siebie mamisz, że taka jesteś zapracowana, że na nic nie starcza Ci czasu.
Ale tu nie chodzi o efekty (tych, wiesz, że nie będzie, bo zadanie i tak Cię przerasta). Tu chodzi o Twój spokój sumienia. A przecież ten jest bezcenny.