O tym jak przełamywałam się do tego, żeby nagrywać wideo.

Więc moja droga do nagrywania wideo była dość długa, mozolna i usłana przeszkodami, ale ja się nie zniechęcalam i dalej się nie zniechęcam. Nawet jeżeli wciąż moje wideo pozostawiają sporo do życzenia.

Ale ja coraz lepiej czuję się właśnie w tej formie komunikacji, czy w tej formie przekazywania treści. Ale też dzięki kwarantannie, dzięki temu, że mieliśmy dużo czasu w domu z powodu ograniczenia naszej wolności sporo buszowałam po youtubie i przy tej okazji zapuściłam się w bardzo odległe jego rejony, czerpiąc z tego doświadczenia multum inspiracji.
Dzięki czemu poznałam (co prawda jednostronnie) wielu vlogerów. Co z kolei mocno mnie zainspirowało samej do podjęcia tego wyzwania.

Ale przede wszystkim zdałam sobie sprawę, że to, że mamy okazję zobaczyć daną osobę na wizji, posłuchać jej głosu, przysłuchać się temu, co ma do przekazania, to wszystko sprawia, że nasza relacja z dana osoba będzie zupełnie inna, niż relacja z danym autorem samemu czytając napisany przez niego tekst.

Bo kiedy oglądamy czyjeś wideo, czy czyjegoś vloga, wiemy jak ta osoba się wysławia, wiemy jak ona wygląda. Co może sprawiać ten problem, szczególnie nam babeczkom, że my czujemy się troszeczkę, może nie wszystkie i nie zawsze, ale z reguły, z babskiego klucza tak nie do końca usatysfakcjonowane swoim wyglądem.

A jeszcze w momencie, kiedy przybywa nam lat (znam to z autopsji i sama bardzo boleśnie się z tym zmagam), sytuacja tym bardziej się komplikuje.

No i oczywiście kobietę dużo łatwiej się krytykuje, właśnie ze względu na jej wygląd. O jak ona źle dobrała do siebie tę bluzkę, tę fryzurę, te ozdoby, makijaż… Albo mogła się lepiej ubrać, albo troszeczkę pomalować. Kurcze, coś takiego nigdy i raczej nikomu nie przyjdzie do głowy w odniesieniu do gadającego w swoim vlogu faceta.

W ogóle faceta jakoś tak łatwiej, mniej krytycznie przyjmuje się z całym dobrodziejstwem inwentarza, jeżeli tylko ma coś wartościowego do przekazania. Wtedy w zasadzie już nikt się nie zastanawia, jak on wygląda.

Podczas, gdy w przypadku kobiety ta relacja: wygląd – przekazywane treści jest bardziej subtelna.

Niemniej w momencie, kiedy słuchamy danej osoby, kiedy słuchamy tego, co ma do powiedzenia jakoś tak niezauważalnie i podświadomie buduje się między nami więź. Ale co ważniejsze, ta relacja buduje się i ugruntowuje na trochę innej płaszczyźnie, a raczej równocześnie na kilku płaszczyznach.

Bo nie tylko korzystamy z przekazywanej przez tą osobę wiedzy. Ale też mamy wrażenie, że takiej bliskości, szczególnej, czy uprzywilejowanej relacji, jesteśmy przecież z nią w bezpośrednim kontakcie. Ta osoba w pewnym sensie będąc stałym gościem na naszym ekranie, podświadomie staje się dobrym znajomym. Wiemy nie tylko, jak ona wygląda, ale jak sie wysławia, zapamiętujemy barwę jej głosu. Co całościowo tworzy wrażenie bliskości, czy takiej wręcz bliskiej znajomości. Przecież w ten sposób – taki namacalny, wręcz fizyczny znamy autentycznych ludzi z kręgu swoich bliższych i dalszych znajomych.

Oczywiście to może też być taki miecz obosieczny.

Bo kiedy czytamy czyjś tekst – ten tekst autor może tak wygładzić, w ten sposób go dopieścić, że nie będzie wzbudzał żadnej kontrowersji i właściwie każdemu się spodoba. Choć jednocześnie rykoszetem prędzej czy później może się znudzić i zniechęcić do czytania.

Podczas kiedy widzimy daną osobę na ekranie, kiedy wiemy, jak ona się wysławia, jak się zachowuje, jak gestykuluje, jak się uśmiecha, czy właśnie w ogóle się nie uśmiecha…. ta wzajemna relacja przestaje być taka bezpiecznie neutralna jak względem wycyzelowanego, dopieszczonego tekstu, który ma tylko wartość czysto edukacyjną. Bo w tym momencie rodzi się w nas, albo sympatia, albo przeciwnie antypatia względem danej osoby… Dana marka tym bardziej nas przekonuje, bo czujemy, że wspołgra i to nie tylko z naszą wizją świata, ale z naszym temperamentem. Albo wręcz przeciwnie – nie czujemy danej osoby, czy osobowości. Test zderzeniowy prawdziwy aż do bólu. Prawie już nie wirtualny, tylko namacalnie fizyczny.

Wystarczy kilka pierwszych sekund takiego kontaktu z daną osobą na wizji i już rodzą się w nas te pierwsze odczucia: sympatia, albo antypatia, albo póki co na dwoje babka wróżyła. To się jeszcze wyjaśni.

Podobnie, jeżeli to my będziemy ta osobą występującą w wideo, część osób po prostu nas odrzuci, bo nie pasuje im ta osobowość, ten temperament, taki sposób wypowiadania się. I cóż… Nie dogodzisz każdemu. Im szybciej to zrozumiesz, tym skuteczniej będziesz posuwał się naprzód. Taka jest powiedziałabym bolesna, ale jakże prawdziwa lekcja blogowania, czy vlogowania.

Ale dobra wiadomość w tej złej wiadomości jest taka, że ta druga część osób, którym się spodoba nasz sposób mówienia, osobowość, temperament, które zaakceptują nas takimi, jakimi jesteśmy, które skorzystają z przekazywanej przez nas wiedzy, wtedy między nimi a nami będzie tworzyć się, budować, narastać, pogłębiać swoista, coraz mocniej ugruntowana więź. Więź – nazywana ZAUFANIEM, która jest bezcennym dobrem, bezcennym kapitałem XXI wieku.
Więc właśnie jak najbardziej wideo jest taką formą budowania trwałej, bardziej dogłębnej relacji opartej na zaufaniu.

Bo w tekście można bardzo dużo ukryć na temat swojej osobowości. Tymczasem wideo prawdę powie o człowieku. Wychodzi z człowieka jego temperament. Tu nie da się go za bardzo utrzymać na wodzy.

Oczywiście można się w takim wideo troszeczkę się przypudrować, dopasować, doszlifować… zeby np wyglądać lepiej, żeby wypaść na wizji bardziej korzystnie, ale to i tak nie przykryje tego, kim jesteśmy i czy to jak mówimy przemawia do drugiej strony.

Regularność – kluczem do wzrostu.

Powiem Wam, że kiedy pierwszy raz zaczęłam nagrywać wideo, postawiłam sobie wyzwanie, że będę to robić w miarę regularnie.

Jednak z początku nie udało mi się utrzymać założonego rytmu publikacji, brakowało mi regularności. Niemniej zrobiłam pierwsze podejście, zebrałam się na odwagę, przekonałam się, ze wszystko jest dla ludzi… I już sam ten fakt sprawił, że kolejne podejścia do nagrywania wideo (za każdym razem w takich swoistych porywach) przychodziły mi dużo łatwiej i za każdym razem uczyłam się czegos nowego.

Tutaj takim moim guru, czy osobą, która popchnęła mnie i to nawet nieświadomie do tego, żeby nagrywać wideo jest Marcin Osman.

Marcin, którego obserwuję od dawna (bo moje pierwsze próby nagrywania wideo sięgają kilka lat wstecz) bardzo mocno zainspirował mnie do tego, by pójść na żywioł i nie przejmować się.

Ja tutaj bardzo mocno mogłabym utożsamiać się z Marcinem, z jego temperamentem, a przez to z jego podejściem polegającym na tym, że trzeba działać, próbować, nawet jeżeli to nie jest doskonałe…

Dlatego z początku warto wrzucić chociażby niedopracowany filmik, niż nie robić niczego. Zresztą z początku, kto to będzie oglądał?

Ale w momencie, kiedy nagrasz sto pierwszych (wciąż jeszcze mocno niedoskonałych) filmów, będziesz już o te sto kroków dalej, do przodu. Dzięki temu to nagrywanie, to wysławianie się przed kamerą będzie przychodzić Ci dużo lepiej.

Co obserwuję na swoim przykładzie:

Nagrałam w sumie sporo wideo, wciąż jeszcze mocno niedoskonałych. Niemniej zauważam jedna znaczącą poprawę, czy postęp we mnie samej:

Kiedy na początku mojej przygody z nagrywaniem wideo musiałam ciąć co drugie wypowiadane przez siebie słowo. Gdyż co drugie słowo brzmiało “eeeeeeeeeeeeeeeeeeeee” lub “yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy”.

Teraz już potrafię, albo raczej coraz częściej udaje mi się nagrywać coraz dłuższe sekwencje, które idą w miarę płynnie. A dzięki temu cięcie, a więc edycja każdego kolejnego filmu zabiera mi dużo mniej czasu.

Docelowo moim marzeniem, czy moim docelowym zamierzeniem jest nagrywać tak, żeby już nie musieć ciąć. Żeby po prostu włączyć nagrywanie w telefonie, włączyć lampę, bo jednak doświetlam się delikatnym softbox em, żeby te moje zmarszczki były troszeczkę wygładzone, czy wyciszone odpowiednim oświetleniem. Dylemat pań w pewnym wieku: nagrywać, czy już za późno na to, by nagrywać. Ja długo w tym zakresie toczyłam wewnętrzną walkę i tak sobie myślałam, że gdybym byla facetem to by po mnie spływało. A jednak kobietom jest trudniej….
Docelowo chciałabym, żebym w momencie, kiedy włączę kamerę mogła powiedzieć to, co mam do powiedzenia – bezbłędnie, a przynajmniej bez większego cięcia, najlepiej bez najmniejszego zacięcia i od razu z biegu puścić to na You Tube.

Tutaj odnotowuję pierwsze zwycięstwa, które zachęcają mnie do tego, żeby iść naprzód i próbować, dalej doskonalić swoje umiejętności. Zauważyłam, że w miarę, jak nagrywam kolejne filmy, moje wysławianie się przed kamerą wymaga coraz mniejszej edycji.

Czyli przez to, że coraz regularniej mówię do kamery, a już nie tylko piszę teksty na bloga, tylko staram się powiedzieć to, co mam do przekazania, mówienie idzie mi coraz to płynniej i wymaga coraz mniej korekty, cięcia, dopracowywania.

Kiedy jeszcze nawet kilka miesięcy wstecz dopracowanie (oczyszczenie z potknięć, zająknięć, czy tego namolnego eeeeeeeeeeeeeeeee lub yyyyyyyyyyyyyy) filmu, który trwał góra 5 min zajmowało mi kilka godzin. Bo tyle było w nim zająknięć, przeformułowań tego, co mam do powiedzenia.

Dzisiaj potrafię – może jeszcze nie do końca nagrać z biegu. Ale czuję, że już jestem coraz bliższa tego celu.
To jest ten pierwszy pozytywny efekt: kiedy zauważamy, że sam fakt mówienia do kamery sprawia, że mówimy coraz płynniej. A więc już nie musimy poświęcać dzikich godzin na edycję, na cięcie, na korygowanie wszystkich niedociągnięć, czy zająknięć.

To tak jak ludzie, którzy pracują w radiu i nie tylko mają radiowy głos i dykcję, ale taki nieskazitelny sposób wysławiania się.

Moja koleżanka, która kiedyś pracowała w radiu opowiadała, jak jej szef nieprzerwanie powtarzał, że nie ma takiego słowa jak “yyyyyyyyyyyyyy”. No u mnie jest jeszcze takie jak “eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee”.

Dlatego ona odczuła się używać tego słowa. Czyli potrafiła narzucić sobie taką mentalną dyscyplinę, jej umysł narzucił jej taką kontrolę, że w momencie, kiedy to słowo “yyyyyyyyyyyyyy” nieodparcie cisnęło się jej na usta, bo jakoś tak naturalnie i podświadomie w pierwszym odruchu, kiedy kończy nam się wątek, chcielibyśmy wrzucić jakiś wypełniacz z obawy, że pojawi się cisza na antenie, podswiadomie próbując ja czymś zapełnić.

Ale ona (po radiowym przeszkoleniu) potrafiła postawić tu sobie szlaban: STOP, nie, przemilczę ten moment, dam sobie na wstrzymanie, na spokojnie poszukam w myślach tego, co mam do powiedzenia, nie będę zagłuszać ciszy słowem, które w tym miejscu jest nie na miejscu. Bo właściwie po co komu: yyyyyyyyyy?

Więc już obserwuję, że sam fakt ćwiczenia mówienia do kamery sprawia, że to mówienie idzie mi dużo płynniej.
Teraz jeżeli chodzi o stronę praktyczną, czy raczej stronę techniczną, ogarnięcie wideo od strony technicznej, no cóż nie jestem tu żadnym znawcą:

po prostu wreszcie odważyłam się to robić, co uważam to za ogromne zwycięstwo nad samą sobą, moimi własnymi oporami i kompleksami.

Tutaj dużym progresem było dla mnie zainwestowanie w softboxa.

To nie jest jakaś duża inwestycja. Softbox to taką lampą, którą stawiam sobie naprzeciw i ona troszkę mnie doświetla. I powiem szczerze człowiek zyskuje, tzn. może raczej nie zyskuje, tylko właśnie traci 10 lat, odmładza się o 10 lat, dzięki chociażby zmianie oświetlenia.

Kolejną rzeczą, która długo i skutecznie powstrzymywała mnie przed nagrywaniem było to, że ja nie miałam mega wypasionej kamery do nagrywania.

Ale jak to mówi Marcin Osman:

Masz telefon, masz iPhone’a – masz sprzęt do nagrywania.

I ten problem mamy rozwiązany.

Więc po prostu, zamiast zastanawiać się, zamiast miotać się i odkładać – nawet niekoniecznie fundusze na mega wypasiony sprzęt, tylko odkładać w czasie ten projekt, za który coraz trudniej Ci się zabrać, zacznij nagrywać najprościej jak możesz – swoim telefonem i zobacz, dokąd Cię to doprowadzi.

Cieszę się, że przełamałam się w sobie, że przełamałam swoje wewnętrzne opory.

Bo żeby zacząć najzupełniej wystarczy zwykły iPhone, który przy okazji tworzy całkiem dobrej jakości wideo i robi dobre zdjęcia.

To jest dobry punkt wyjścia, żeby zacząć przygodę z nagrywaniem wideo.

Bo w tym momencie nie stawiasz sobie niepotrzebnie dodatkowej bariery, tylko działasz i sprawdzasz w praktyce, jak Ci to leży.

Tutaj uważam, że warto zainwestować w takiego małego softboxa. Ale to jest naprawdę wydatek rzędu kilku euro. I z tym po prostu zacząć nagrywać. Zacząć nagrywać po to, by w ogóle sprawdzić, czy ja się dobrze czuję w tej formie komunikacji z odbiorcą.

Ponieważ przez lata tylko pisałam bloga, tzn zaczynałam pisać w czasach, kiedy albo pisało się blogi, albo było się vlogerem (ale do tego potrzebny był mega sprzęt i odwaga). I to tak jakoś tak mnie sformatowało i uważałam się, że po prostu jestem pisząca.

Więc z pewnym takim zdziwieniem i wręcz z trudną do przełamania nieśmiałością w momencie, kiedy zaczęłam nagrywać wideo odkryłam, że ta forma komunikacji bardziej odpowiada mojemu temperamentowi.

Bo ja mam taki temperament, który musi działać, który musi mówić, ruszać się, który z początku trudno było mi wcisnąć w ryzy i tak grzecznie i chronologicznie przelać na papier. Co wytykano mi w zasadzie w całej mojej przygodzie z blogowaniem, że te moje zdania, te moje teksty są takie nieugładzone, nie do końca dopieszczone i dopracowane z punktu widzenia poprawności polonistycznej.

Co prawda w miarę upływu czasu niektórzy zaczęli dostrzegać w tym mój własny styl. Zaczęto mówić mi, że mam własny styl pisania. Więc, że tak powiem: nawet nieugładzone teksty napisane swoistym stylem, kiedy uda nam się przekonać do siebie swoich pierwszych czytelników, dają się lubić.

Niemniej ku swojemu zaskoczeniu odkryłam, że dobrze czuję się w nagrywaniu wideo. Dlatego, że w ten sposób mogę szybciej przekazać to, co mam do powiedzenia i nie muszę ograniczać się, nie muszę tak skrupulatnie pilnować poprawności lingwistycznej. To, co nie przejdzie w mowie pisanej, w spontanicznym mówionym przekazie jest jak najbardziej do zaakceptowania. A nawet wręcz brzmi bardziej przekonywująco.

Mówiąc do kamery, mogę iść na żywioł. Co bardziej odpowiada mojemu temperamentowi. A do tego mogę machać łapkami, ile mi się tylko spodoba. Nawet, jeżeli to na pewno nie bedzie się podobac wszystkim. Ale już wzięłam na to poprawkę i nie przejmuję się tym.

Bo dzięki temu, że ja mam ze sobą już prawie 10 lat pisania bloga wiem, że nie ma czegoś takiego, co przemawia do ludzi, oddziaływuje na ich emocje i się wszystkim podoba.

Więc dobrze wiem, że pokazując się w wideo, znajdą się osoby, które będą mnie za to, czy za tamto krytykować. A w miarę, jak wiecej będę nagrywać i jeżeli moje zasięgi będą rosnąć, krytykujących bedzie coraz więcej. Ale ponieważ teoretycznie wiem, rozumiem, że tak to działa, psychicznie się do tego przygotowuje. Co nie znaczy, zeby dam radę. Ale wiem, że tak już jest.

Dlatego startując i mając takie przeszkolenie, czy takie przygotowanie typowo blogowe łatwiej mi jest nie przejmować się, działać, robić swoje, nagrywać kolejne filmy, by przekazywać to, co mam do przekazania, dobrze wiedząc, że części osób się to nie spodoba. No i coz. Nie dogodzisz wszystkim. Nie będziesz lubiany przez każdego. Im szybciej to zaakceptujesz, tym sprawniej ruszysz z miejsca.

Tym bardziej w formacie wideo, w którym ten kontakt z osobą mówiącą jest dużo bardziej intensywny. Ale też dzięki temu ta więź, która się tworzy jest głębsza i bardziej realna.

Więc pierwszą rzeczą byłoby przestać się przejmować tym, co powiedzą inni, zacząć działać i jeszcze zacząć działać z tym, co masz.

A ponieważ w dzisiajszych czasach każdy ma telefon, każdy może zacząć nagrywać…. telefonem.

Ewentualnie dokupić sobie jakąś małą lampę – softbox, która doświetli kadr i sprawi, że cera będzie wyglądać troszeczkę lepiej.

Dlaczego softbox?

W pewnym momencie miałam taki falstart nagraniowy. Kilka lat temu, kiedy pisałam bloga o zdrowym stylu życia Moda na Bio i zupełnie nie ogarniałam oświetlenia. Odważyłam się wypuścić spontanicznego live na Facebooku w bardzo marnym domowym oświetleniu (w pochmurny dzień i przy zamkniętych żaluzjach, bez zapalonego światła – nie polecam), co bardzo mocno i bardzo negatywnie rzutowało na moją cerę.

A ponieważ to było moje pierwsze podejście do tworzenia treści w formie wideo, ponieważ otrzymalam sporo komentarzy w stylu: mówisz o zdrowiu, a jak Ty sama nie zdrowo wyglądasz, powiem szczerze zniechęciłam się i odpuściłam sobie projekt nagrywania wideo na temat zdrowia. Tu może rzeczywiście nie ma zbyt dużo miejsca na panie w średnim wieku, jak ja.

Niemniej dzisiaj wiem, że to całe dogadywanie bardziej wynikało z nieodpowiedniego oświetlenia. Bo kontakt z drugim człowiekiem na wizji wywołuje w pewnym sensie głębsze emocje i głębsze reakcje, nawet jeżeli odbiorca jakoś specjalnie nie wgłębi się w to, co mamy do powiedzenia, tym bardziej nas zapamięta…

Dlatego tu polecam softbox. Odejmuje z dobre 10 lat. Dlatego jest naprawdę bardzo fajnym rozwiązaniem i służy ogromna pomocą, szczególnie jeżeli jesteś kobietą, a jeszcze jeśli jesteś kobietą w pewnym wieku i szczególnie, jeżeli jesteś kobietą w pewnym wieku, która nie ma poczucia pewności, co do swojej urody.

Bo facetom w zasadzie wszystko się wybaczy, byle gadał z sensem, czyli byle miał coś mądrego do powiedzenia, wygląd jest drugorzędny. A kobieta niestety w pewnym sensie zawsze gdzieś tam, choćby nawet bardzo podświadomie jest też oceniana, czy odbierana przez pryzmat swojego wyglądu.

Dla nas kobiet niestety nie ma tu taryfy ulgowej. Dlatego najprawdopodobniej zawsze ktoś się doczepi, do tego jak wyglądamy. Ale chodzi o to, żeby się tym nie przejmować. Bo dobra wiadomość w tej złej wiadomości jest taka, ze ktos się jednak do tego dokopał, tzn idzie ku lepszemu.

Bo tu chodzi o to, żebyś uświadomił sobie, że jeżeli owszem: z jednej strony będziesz denerwować większą ilość osób, dlatego że pokazujesz się na wizji. Dlatego, że te osoby po prostu widzą jak mówisz, jak się zachowujesz, jak gestykulujesz przy mówieniu.

Ale z drugiej strony te osoby, które Cię takim zaakceptują, te osoby, które skorzystają z przekazywanych przez Ciebie treści, łączy Cię z nimi specyficzna więź, głębsza i silniejsza niż po przeczytaniu napisanego przez Ciebie tekstu. Bo pokazujac się i w pewnym sensie odsłaniając się na krytykę, czy krytyczny odbiór, też budujesz ten bezcenny kapitał, którym jest zaufanie. Jak to mówi Michał Szafrański – waluta przyszłości.

I tu wideo służy zdobywaniu tego kapitału, gromadzeniu tej waluty XXI wieku – zbijania tego kapitału, jakim jest zaufanie, budowanie relacji z odbiorca, ale nie na takiej suchej płaszczyźnie, jaką jest pisanie tekstów, tylko właśnie w taki sposób bardziej namacalny, kiedy ludzie którym chcesz zaproponować, czy to swoje konsultacje, czy to swoje kursy wideo, czy swojego eBooka będą potrafili wyobrazić sobie, kim Ty jesteś, jak wyglądasz, jak mówisz. A dzięki temu będą potrafili sobie Ciebie zwizualizować i lepiej zapamiętać.

Ale też dzięki temu ta Wasza wzajemna relacja nabierze rozpędu.

Dlatego właśnie wideo jest takie fajne.

Tutaj oczywiście na początku pojawia się wiele dylematów, chociażby z gatunku:

Czym będę nagrywać swoje pierwsze filmy?

No ale ten pierwszy problem mamy z głowy, bo możemy przeciez nagrywać swoim telefonem. Jeżeli masz iPhone’a, to w ogóle nie ma co się zastanawiać. iPhone’y są tu genialne.

Kolejny dylemat:

Jak mam się ustawić do kamery?

Więc oczywiście: chodzi o to, żeby ustawić się w miarę dobrze do oświetlenia. Bo podobnie jak w fotografii: light is the king – światło jest królem.

Tu polecam softboxa.
Kolejny dylemat:

Nagrywać w pionie, czy w poziomie?

Na początku nagrywałam swoje pierwsze wideo w pionie. Wyszłam z przekonania, że najprościej będzie nagrać sama siebie wykorzystując fajny filtr ugładzajaco – odmładzający z Instagrama. Bo w ten sposób łatwiej było mi samej na siebie patrzeć. A to jest ten pierwszy etap przełamywania siebie do vlogowania (jeżeli jesteś kobietą, bo jeżeli jesteś facetem, to pewnie w ogóle nie wiesz, o czym ja tu bredzę).

Niemniej wyszłam z założenia, ze nagram sama siebie w pionie telefonem, pod Instagrame, a potem chociażby wrzucę to dodatkowo na YouTube. Mając świadomość, ze to raczej na You Tube nie wypracuje zasięgów. Bo wideo nagrywane w pionie nie sprawdzają się na youtubie.

Natomiast to, że nagrywałam w pionie pomogło mi w ogóle przełamać się do nagrywania. Obecnie też czasami nagrywam w pionie. To znaczy, kiedy już nagram wideo w poziomie, dodatkowo nagrywam taką małą zapowiedź tego wideo w pionie, czy takie wypunktowanie najważniejszych rzeczy, które miałam do przekazania (jako materiał na IG TV, czy na samego Instagrama).

Ale już sam fakt nagrywania, już nieważne, czy w pionie, czy w poziomie sprawia, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czyli: im więcej nagrywamy, tym widzimy, że łatwiej nam to przychodzi. A więc edycja filmów zajmuje nam mniej czasu, a dzięki temu po prostu chętniej do tego siadamy i coraz sprawniej dodajemy kolejne filmy. A w miarę, jak dodajemy kolejne filmy na youtubie, pojawiają się tu nowi obserwujący.

Ale też wysławianie się przychodzi nam łatwiej, kontakt z kamera odbywa się coraz mniej boleśnie… To jest takie jakby samonapędzające się koło, które sprawia że mamy ochotę robić tego więcej, bo pojawiają się pierwsze efekty, bo widzimy postępy. Bo ludzie coraz bardziej nas kojarzą, dlatego że jesteśmy coraz bardziej widoczni, dlatego, że coraz bardziej odważnie pojawiamy się na wizji.

Także to jest taka samonapędzająca się spirala. Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Czy takie koło zamachowe, które jak raz nas wciągnie, już idziemy naprzód, może jeszcze nie jak burza, ale troszeczkę z nadzieją na efekt śnieżnej kuli, która jak się rozpędzi, będzie nie zatrzymania.

Czego z całego serca Wam życzę.

Do usłyszenia.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

11 komentarzy

  1. Docelowo chcę być na youtube, ale żeby pozbyć się właśnie tego yyy i eeee zacząłem od stories. Kilka razy i to jednak nie dla mnie, jeszcze nie teraz. Zacznę od podcastów i dopiero jak się z nimi oswoję, to zacznę dodawać obraz.

  2. Jestem zwolenniczką słowa pisanego, dlatego dotąd nie nagrywałam video i nie musiałam się do tego przekonywać. 😉 Ale jeśli czujesz taką potrzebę, sprawia Ci to frajdę i satysfakcję, to trzymam kciuki, aby kolejne filmy były coraz lepsze! 🙂 Kasia

  3. Ciekawy wpis, czuję, że warto, bo widze jak np. FB chętnie szeruje właśnie live’y – recenzje na YT, pewnie niedoskonałe, ale myślę, że moim największym problemem jest brak regularności i mała częstotliwość.

  4. Pierwsze (bardzo pierwsze 🙂 ) próby mam za sobą – i warto tu też wspomnieć o TikToku, który wbrew pozorom nie jest tylko zbiorowiskiem głupawych filmików. Można tam znaleźć dużo perełek i myślę, że taka forma ma przyszłość!

  5. Mam coraz większą ochotę na nagrywanie i Youtube, ale trzeba popracować właśnie nad stresem. No i poćwiczę sobie na stories.

  6. Z reguły jakieś techniczne czy branżowe rzeczy wolę czytać.. ale takie tematy jak ten idealnie pasują, żeby sobie puścić w tle bo nie musisz obserwować co się dzieje na ekranie. Dobry krok uważam z video contentem, zaczynam sprawdzać pozostałe video 🙂 Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version