Kiedyś, by wypłynąć na szersze wody, artyści produkowali się w podrzędnych kafejkach. Licząc na legendarny łut szczęścia w postaci przypadkowo przechodzącego tamtędy właściwego człowieka. Takiego, który w nich uwierzy i zaproponuje bajkowy kontrakt.

Dzisiaj wystarczy komputer, kamera, dyktafon, aparat fotograficzny, odrobina talentu, przebojowości, pomysł na siebie i social media. Czyli po prostu internet.

[Tweet “Może dzisiaj są to jeszcze tylko gwiazdy internetu, jutro po prostu gwiazdy…”]

Ale internet to szansa nie tylko dla artystów. Ale także dla przedsiębiorców.

Bo o ile kiedyś przedsiębiorca, by w ogóle zostać przedsiębiorcą, musiał mieć środki na postawienie fabryki, zakup materiałów, promocję…. Dziś wystarczy uruchomienie platformy internetowej i spora doza kreatywności.

Dzisiaj niby wszystko jest możliwe. Od pucybuta do milionera. Sukces jest w zasięgu każdego, kto w ten czy inny sposób działa w sieci.

Taka jest teoria. W praktyce udaje się go osiągnąć nielicznym.

  • Czasami to kwestia trafienia ze swoim pomysłem w odpowiedni moment.
  • Znalezienia/obsadzenia jeszcze nieobsadzonej niszy. Przynajmniej tak bywało kiedyś (raptem kilka lat temu. Ale dzisiaj takich nieobsadzonych nisz jest coraz mniej, jeżeli w ogóle jeszcze są.
  • Czasami trzeba pójść na przekór obowiązującym trendom. Przetrzeć szlak.
  • Zrobić to samo, co inni, tylko inaczej. Wbrew temu, co by mówili by ludzie.
  • Robić swoje i nie dać się zniechęcić. Tymbardziej, jeżeli mamy niewzruszoną wiarę w swój pomysł, czy projekt.
  • Czasami wymaga to umiejętności posurfowania na dopiero co wyłaniających się czy rodzących trendach. Po prostu bycia w odpowienim miejscu, w odpowiednim czasie z odpowiednim pomysłem.
  • No i nieodłącznie: wytrwałości i pasji. To pasja nadaje sens ciężkiej pracy. Jest niezastąpiona wtedy, kiedy mimo włożonych wysiłków, nie widzimy najmniejszych efektów swojej pracy.
  • Potrzeba wiary w siebie i w swój pomysł. Mimo przeciwności.

Jeżeli bliżej przyjrzymy się takim sukcess story, to okazuje się, że na początku wcale nie było tak różowo. W wielu przypadkach końcowy (choćby i najbardziej spektakularny) sukces poprzedziła seria przyziemnych porażek. Jak to mówią Francuzi długie błądzenie po pustyni (traverser de desert). W podobnej sytuacji inny dawno by się zniechęcił… Ale tu pasja okazała się silniejsza.

Pomocne również mogą okazać się wszelkie umiejętności wyniesione z “poprzedniego” życia.

Uszy do góry i do przodu. Bo dzisiaj mam dla Was kilka inspirujących success story z francuskiego podwórka.

 

1. Papilles-et-pupilles

To bodajże najsłynniejszy francuski blog kulinarny. Tymczasem jego autorka Anne Lataillade sama przyznaje (tu trzymajcie się), że nigdy nie była pasjonatką kuchni.

Wszystko zaczęło się w 2005 roku, kiedy dowiedziała się, że jej dwójka dzieci cierpi na alergię pokarmową. W związku z czym nie mogą jadać w szkolnej stołówce. Anna zrezygnowała z pracy, by móc zająć się codziennym przygotowaniem posiłków dla swoich pociech. Jednocześnia zaczęła surfować po sieci w poszukiwaniu odpowiednich przepisów. Tu okazało się, że ta nisza jest do wzięcia. Tak powstał blog Papilles et poupilles.

Składniki sukcesu:

obsadzenie jeszcze nie obsadzonej niszy, na którą jest zapotrzebowanie, dzielenie się z innymi i codzienna, regularna, syzyfowa praca.

 

2. EnjoyPhoenix alias Marie Lopez

 

Dziś wzięta Youtuberka (bodajże najsłynniejsza francuska youtuberka lajfstajlowa) i równocześnie idolka milionów zdesperowanych nastolatek. Ledwie kilka lat wstecz – zahukana nastolatka z ogromnymi problemami, odrzucona przez rówieśników.
Wtedy w wieku 16 lat w zaciszu swojego pokoju zaczyna nagrywać pierwsze filmiki. Z nadzieją, że w ten sposób pomoże innym, może jeszcze bardziej odrzuconym czy wyśmiewanym przez otoczenie od niej.

4 lata później jest bezapelacyjną gwiazadą blogosfery, czy po prostu gwiazdą (bo zabiegają o nią popularne sieci telewizyjne jak np francuski M6).

Składniki sukcesu:

dzielenie się swoim doświadczeniem, pomoc innym i ciągły rozwój.

 

3. Rémi Gaillard


Jestem bezapelacyjną fanką. Ten typ poczucia humoru nie zna granic, ani bariery językowej. Takie w sumie idiotyczne gagi, które bawią do łez. Zresztą pośmiejcie się sami… podrzucam Wam tu (kawałek dalej) filmik z The best of Rémi Gaillard.

A w nim:

  • Rémi wystawia mandat policjantom za złe parkowanie.
  • Rémi przebrany za Gwiazdora ze spuszczonymi portkami siedzi na kominie i czyta gazetę.
  • Rémi z nartami wkracza na basen ku zgrozie nadzorującego ratownika.
  • Rémi zupełnie nieproszony z bardzo skromnisieńkimi (w porównaniu) muskułami wprasza się na scenę konkursu kulturystycznego. Tu trzymajcie się siłą wdziera się na podium, czym wymusza “muskularną” interwencję ochroniarzy. A muskularni kulturyści i tak nic nie kumają.
  • Rémi z kumplami w idiotycznych przebraniach gania po supermarkecie, a to wylatuje z windy albo jeszcze instalujue się w niej  z całym dobrodziejstwem inwentarza. 
  • Zresztą jeżeli traficie do pewnego wieżowca w Montpellier, w którym Rémi nagrywa swoje filmiki, nie zdziwcie się, co może Wam wyskoczyć z tamtejszej windy. Ani z supermarketu.

Tylko to co, kiedyś było młodzieńczą zabawą z kumplami, w tzw międzyczasie przerodziło się w potężny biznes i rozpoznawalną markę. Sporo ponad 5 milionów followersów na You Tubie.

Rémi nie waha się przebrać za nie wiadomo co , np za radar drogowy. Skądinąd to jeden z jego ulubionych tematów. Znakiem rozpoznawczym Rémi Gaillard są właśnie kawały angażujące niczego niepodejrzewających i Bogu ducha winnych policjantów.

Do tego ma on taką oto błyskotliwą dewizę:

“C’est en faisant n’importe quoi, qu’en devient n’importe qui”.

Czyli: Robiąc nie wiadomo co, stajemy się nie wiadomo kim.

Składniki jego sukcesu?

Odwaga, humor, kreatywność i zdrowy dystans do samego siebie.

 

https://www.youtube.com/watch?v=EsYqj1_WxR4

4. A-Little-Market

 

Składniki sukcesu:

Ugryź to od innej strony. Nie zrażaj się trudnościami. Droga do realizacji Twojego projektu może okazać się długa i poplątana. To …

A Little Market, czyli popularna na francuskim rynku platforma dla rzemieślników i rękodzielniów (podobna do Etsy), założona w 2012 roku.

Co ciekawe jej twórcy: Nicolas Cohen i Nicolas Audiffret zakładając ją, zupełnie nie znali specyfiki internetu. Zabrali się do tego projektu zupełnie inaczej. Wbrew obowiązującym w sieci trendom, swoje pierwsze kontakty zdobywali w realu. Swoje weekendy (wolne od pracy na posadzie) spędzali na lokalnych jarmarkach, nawiązując kontakty z wystawiającymi na nich rzemieślnikami. Strając się zrozumieć potrzeby i specyfikę ich działalności.

Jednocześnie uruchomili swój blog i zlecili wykonanie platformy profesjonalnej firmie. Ta zobowiązała się oddać do użytku gotową stronę w ciągu 2 miesięcy. Tyle, że owa profesjonalna firma zupełnie zawaliła.

Po 9-ciu miesiącach co prawda oddała im gotową stronę. Ale ta zupełnie nie spełniała oczekiwań pomysłodawców. Wtedy przypadkowo skontaktowali się z innym programistą, który w 2 tygodnie zrobił to, czego poprzedniej firmie nie udało się zrobić w ciągu 9-ciu miesięcy. Tak na marginesie, owy programista został kolejnym (trzecim) udziałowcem A Little Market. A następnie ETSY odkupiła od jej założycieli A Little Market.

 

5. Adopte un mec, czyli Przygarnij faceta.

 

Składniki sukcesu:

Wyróżnij się, albo zgiń (w natłoku sobie podobnych). Łam schematy, zaskakuj. Wykorzystuj do granic możliwości humor i kreatywność. Tu jeszcze zadziałało przeniesienie modelu z innej strefy działalności, czyli z wielkiej dystrybucji typu: Carrefour, Auchan i im podobne.

Adopte un mec, czyli Przygarnij faceta.

W dobie popularności wirtualnych biur matrymonialnych, czy portali randkowych, twórcy tej platformy postanowili ugryźć to inaczej. Z dużą dawką humoru, łamiąc utatre schematy.

Przygarnij faceta to taki wirtualny sklep z facetami, w którym każda singielka może znaleźć coś, a raczej kogoś dla siebie.

Składniki sukcesu Adopte un mec:

Łamie kody klasycznego biura matrymonialnego, przenosząc tu (kto by się spodziewał), sprawdzone metody i pomysły z handlu, z tzw wielkiej dystrybucji. Coś na wzór Carrefoura czy Oszołoma z wyprzedażą facetów, ofertami, przecenami i kuponami zniżkowymi. No i ta nieustająca promocja.

Klasyczny produkt (biura matrymonialne przerobione na portale randkowe) są przecież znane od wieków. Tu mam na myśli również starą jak świat “instytucję” swatki. Ale tym razem odkrywamy tu portal randkowy jakich wiele, ale w zupełnie innej odsłonie i nieszablonowym opakowaniu. Łamiący schematy, czym bawi i robi przy tym dużo szumu. Taki wirtualny, czy raczej wiralny buzz.

Składniki sukcesu, czyli czym wyróżnia się spośród innych portali randkowych Adopte un mec:

  • Po pierwsze pozycjonuje się jako strona dla pań. To panie wybierają. Panowie są tylko produktami wystawionymi w sklepie… Do przygarnięcia.
  • Panie nie płacą. Tylko panie mogą wyjść z inicjatywą i zaangażować rozmowę.

Niekonwencjonalny pomysł, niekonwencjonalna komunikacja, niekonwencjonalne wykonanie i opakowanie.

Np marka w ramach jednej ze swoich kampanii promocyjnych uruchomiła efemeryczne (przejściowe, istniejące raptem kilka dni) sklepy z … panami (z krwi i kości) w oknie wystawowym. Wystawionymi i wstawionymi w charakterystyczne opakowania od lalki Barbie (oczywiście zaadoptowane do realnych rozmiarów).

Ilu ciekawskich przyszło pooglądać? Ilu opowiedziało wkoło swoim znajomym?

Efekt zaskoczenia. Nieszablonowy pomysł i nieszablonowe wykonanie z elementami ryzyka: chwyci albo zostanie wyklęte. U nas pewnie by zostało wyklęte. Choć trudno być prorokiem we własnym kraju. Niemniej we Francji (a to produkt skierowany na rynek francuski) – chwyciło.

Podobnie na takiej niekonwencjonalnej komunikacji surfuje ostatnio bardzo modna francuska marka modowa produkująca męskie slipki (całkowicie MADE IN FRANCE):

 

6. Le slip francais

 

Czyli klasyczny i lekko przebrzmiały produkt, jak męskie slipki, podany z humorem.

Zaczęło się … No właśnie zaczęło się od zera. Od pomysłu na dobrą zabawę i zerowego budżetu. Pomysłodawca Le slip francais – Guillaume Gibault wraz z kilkoma kumplami w czas pewnego weekendu przygotowuje klip parodiujący kampanię wyborczą Francois Hollande z jej sztandardowym sloganem:

[Tweet ” Czas na zmianę … slipek.”]

A tu inna reklama Le slip francais. Zreszą pośmiejcie się sami. Jakakolwiek znajomość języka francuskiego nie jest tu potrzebna.

7. Blablacar

Czyli znajdź potrzebę, którą pomożesz ludziom zaspokoić. Oto jak powstało Bla bla car. Ku mojemu zaskoczeniu nawet znalazłam stronę w języku polskim. Chapeau bas Blablacar.

A zaczęło się tak: Frédéric Mazzella twórca Bla bla car jakieś 11 lat temu wracał do rodzicielskiego domu (w zupełnie innym regionie Francji) na święta Bożego Narodzenia. Ale ponieważ za organizację podróży w ten szczególny moment, zabrał się zbyt późno, okazało się, że nie ma już wolnych miejsc w pociągach.

Ostatecznie, po to by cała rodzina mogła zebrać się razem przy wigilijnym stole, przyjechała po niego siostra. Która przy okazji musiała nadrobić sporo kilometrów. Po drodze okazało się, że mijające ich samochody były w większości puste.

Tak zrodził się pomysł na Bla Bla Car, czyli platformy, za pomocą której kierowcy udostępniają wolne miejsca w swoich samochodach na wyznaczone trasy. W ten sposób mogą znaleźć współtowarzyszy podróży, z którymi np podzielą się kosztami paliwa. Win win.

Składniki sukcesu:

Pomysł podsunęło samo życie. Zrodził się z potrzeby chwili, którą w pewnym momencie odczuł na sobie pomysłodawca.

Pomysł posurfował, czy wpisał się w coraz popularniejszy trend wzajemnego pomagania sobie tzw économie collaborative.

Ale nie jest tak, że po drodze było łatwo. Bo rzadko, a może raczej nigdy nie jest tak, że tylko jedna osoba ma w danym momencie konkretny pomysł. Zwykle więcej osób równolegle uruchamia podobne przedsięwzięcia. To nazywa się konkurencja.

Dlaczego wybijają się nieliczni? Bo liczy się nie sam pomysł. Ale i jego wykonanie, upór, konsekwencja działania, kreatywność….

Zostają najwytrwalsi. W końcu wygrywa ten, kto z placu boju schodzi ostatni. A w przypadku Bla bla Car, jak to żartobliwie ujął Frédéric Mazzella:

Jako że mam nazwisko włoskiego pochodzenia, to oznacza, że choćby przez 10 lat mógłbym jeść goły makaron.

Morał: uwierzcie w siebie, w swój projekt, w swoje możliwości. Realizujcie go. A po drodze (obok przeszkód) prawdopodobnie będą pojawiać się coraz to nowe możliwości. Aż wreszcie to coś chwyci.

Ze swojej strony serdecznie zapraszam Was do długo obiecywanego newslettera. Rusza już wkrótce. Zapisywać możecie się tutaj.

Powodzenia.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

[Tweet “Okazje biznesowe są jak autobusy, zawsze przyjedzie następny. – Richard Branson.”]

I zwyczajowo seria pinów do przypięcia tego wpisu na Pinterest.

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

27 komentarzy

    1. Ewo, dziekuje, ciesze sie ze wrocilas do pisania bloga, bo zagladalam do Ciebie i chyba, ze w miedzyczasie ruszylas z innym projektem, juz myslalam, ze przestalas pisac bloga. Ale widze, ze nie. Ciesze sie bardzo i pozdrawiam serdecznie Beata

    1. Aniu, jeszcze troszeczke cierpliwosci. Na pierwszy ogien wyslalam juz moj pierwszy newsletter z Moda na Bio. Po to, by wstepnie wypadac teren. Teraz kolej na newsletter z Vademecum Blogera. Pozdrawiam serdecznie Beata

  1. Wielka okejka za ten wpis 🙂 I jeszcze większa za Remy’ego! 🙂

    Z naszych polskich stron – chociażby Michał Szafrański. Jak Oszczędząc Pieniądze – zdroworozsądkowe rady, tematy “rozkminione” ponadczasowo, przydatność dla tysięcy osób i pracowitość / konsekwencja / profesjonalizm.

    Na marginesie. Zupełnie nie rozumiem, czemu mając taki blog nie wydałaś jeszcze swojej książki / ebooka o blogowaniu. Albo e-kursu. Przecież to jest encyklopedia wiedzy, którą tu zbudowałaś! Sam był “kupił Twojego bloga” w formie książki / ebooka, żeby mieć taki podręcznik blogowania pod ręką.
    Blogów jest już chyba więcej niż ich czytelników, a ja nie widzę w ogóle żadnych książek o tym (chyba tylko Joanna Glogaza no i Dżejson Kominek). Mam wrażenie, że tu jest niezagospodarowana nisza!

  2. Dziękuję! Powoli zaczęłam już się podłamywać, że biznes się nie kręci, ale jak widać trzeba być po prostu cierpliwym i wytrwałym 🙂

    1. Tez tak sobie mowie. No i prawda jest taka, ze takie w sumie te nieliczne sukces story sprawiaja, ze za nimi rosnie cal armia poszukiwaczy “internetowego” zlota, no i dlatego tez coraz trudniej sie tu przebic. Pozdrawiam serdecznie Beata

  3. Bardzo fajne historie 🙂
    Co do “Adopte un mec” to mamy też polski odpowiednik – “zaadoptuj faceta”, ale chyba aż tak dobrze się nie przyjął 😉 Jak widać trzeba po prostu dobrze trafić 🙂

  4. Ciekawe przypadki… nie znałam! Zapoznam się chętnie i wyciągnę wnioski dla swojego bloga ♡

  5. Beatko, Bla bla car ma polską wersję już chwilę, korzystałam raz z ich oferty jadąc do Krakowa na targi książki;-) Mój mąż korzystał częściej;-) A Remiego już jakiś czas temu pokazywał mi młodszy brat, rzeczywiście można się pośmiać;-) Pozostałych raczej nie znam:-(

  6. Dzięki za otuchę 🙂 Potrzebuję takich wpisów, bo często zdarza mi się wątpić i niecierpliwić. Przywołane przez Ciebie przykłady pokazują, że konsekwencją, pracą i uważnością na potrzeby rynku można wiele ugrać 🙂

  7. Świetne przykłady sukcesów. Ogromna dawka motywacji, której ześrodkowania brakuje. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się osiągnąć chociaż ułamek tego, co udało się tym osobom.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version