AKCEPTACJA i Lekcja Wdzięczności.
Akceptacja: czy zauważyliście, że czasami jest to ta magiczna metoda, która sprawia, że pewne rzeczy: dzieją się.
Kiedy przestajemy tak zaborczo tego pragnąć, otwieramy szeroko oczy, by ze zdziwieniem stwierdzić, że wokół nas dzieje się i przydarza się nam tyle dobrych rzeczy.
Których może w ogóle wcześniej nie zauważaliśmy – skoncentrowani na tej jednej, która może nawet posuwała się naprzód, ale nie tak (szybko), jak byśmy tego chcieli.
Zaszłam w ciążę, kiedy przestałam wierzyć w to, że jeszcze mi się to przytrafi. Odpuściłam sobie i stało się / zostało mi to dane.
Akceptacja siebie – swojego wieku – wagi – wad – realna ja i dobrze mi z tym….
Bo pewne rzeczy dzieją się właśnie wtedy, kiedy sobie odpuszczamy.
Właśnie dlatego, że sobie odpuszczamy.
Bo kiedy sobie odpuszczamy, wrzucamy na luz, pozbawiamy się tej blokującej nas spiny, doceniamy samych siebie, uczymy się cieszyć tym, co mamy. A los jakby w nagrodę daje nam więcej … powodów do wdzięczności…
Akceptacja – takie magiczne słowo, które uwalnia nas z tej bezproduktywnej presji, kiedy okazuje się, że to, co dotychczas robiliśmy do niczego nie prowadzi.
Bo jak to wygląda z boku?
Wydaje nam się, że robimy wszystko, co w naszej mocy. A tymczasem z uporem maniaka tylko walimy głową w mur, którego tak nie da się rozbić.
Dopiero kiedy przestajemy walić głową w ten mur, rozglądamy się wkoło, zaczynają się nam przytrafiać rzeczy…..
Uwalniamy się z tej samonakręcającej się spirali “chcenia”: wciąż chcieć więcej i nigdy nie mieć czasu, by zatrzymać się nad tym, co już mamy.
A tymczasem kiedy akceptujemy…., że nie uda nam się wszystkiego zrobić, osiągnąć, dopiąć…
Wrzucamy na luz….
Przestajemy się spinać. Wtedy przychodzą do nas rzeczy, które nas zaskakują….
Dlatego że nabieramy zdrowego dystansu, otwieramy szeroko oczy i … może dopiero wreszcie doceniamy to, co mamy i zauważamy to, co ważne.
Mogłabym przytaczać wiele przykładów.
Moje fanpage….
Może kiedyś chciałam tu zaistnieć – tak wielkie słowo …
Dzisiaj wiem, że w tak niszowym temacie, jak blogowanie nie stworzę “kolosalnego” fanpejdża.
Zaakceptowałam to. Nie spinam się, nie przejmuję. Wrzucilam na luz…. I nawet jeżeli mój licznik stoi w miejscu, a momentami nawet się cofa. To wcale nie jest kluczowe. Kluczowa nie jest ilość, tylko jakość: relacji, interakcji, zaangażowanie. Ważniejsze jest to, że ktoś z dostarczanej przeze mnie wiedzy skorzysta, niż tysiące potencjalnie marwych dusz, którym nawet Facebook tego nie pokaże….
I tak rzeczywiście się stało: wrzuciłam tu na luz, prowadzę luźny dialog, zamiast stale coś promować i nagabywać do moich najnowszych wpisów z bloga. A wokół tego, co tu publikuję zaczęły pojawiać się reakcje, interakcje… Dialog.
To ma dużo głębszy sens niż oczekiwanie niewiadomo czego i nie wiadomo po co. Czyli takich sycących, ale tylko raczej powierzchownie ego – mierników blogerskiej próżności, jak np liczba polubień fanpaga. Na to, co komu, gdy nie przekłada się na interakcję – na dialog – gdy do nikogo to nie trafia, albo do nikogo to nie przemawia, nikomu się to nie przydaje……
Dlatego tak to bardzo cieszą mnie coraz liczniejsze interakcje i reakcje na moich fanpagach, których wcześniej tu nie było.
Bo kiedyś spinałam się. Owszem było dużo merytoryki – ale tak sztywno podanej, że no trudno…. i zero reakcji…
Dopiero, kiedy odpuściłam sobie… Odpuściłam sobie to uzależniające chcenie, by chcieć coraz więc, a więc coraz bardziej powierzchowniej…
Zaczęłam bawić się tym, co tam robię, zaczęłam pisać od serca, uwoniłam słowo.
Nie nakładałam sobie cenzury, wrzucam tu to, co w danej chwili leży mi na sercu.
Owszem odchodzą ludzie…
Nauczyłam się przyjmować to ze stoickim spokojem. Nikogo nie zatrzymam na siłę.
Ale też paradoksalnie mam lepsze zasięgi niż kilka lat temu (przy takim samym stanie licznika obserwujących). Podobnie zresztą mam na Instagramie….
AKCEPTACJA…
Otwiera szeroko oczy…
Piszę tu dla ludzi, nie dla przybywających cyferek na liczniku…
AKCEPTACJA…
Bo czasami dopiero wtedy doceniamy rzeczy, które z pozoru są / powinny być oczywiste.
Ale my ich nie dostrzegamy, ponieważ walimy głową w mur, albo posuwamy się naprzód na oślep, do celu, który może nie jest dla nas.
Coś takiego ma magiczną moc w przypadku osób takich jak ja, które jak wbiją sobie coś do głowy – nie potrafią sobie tego wybić, ani nie potrafią wyhamować.
Tymczasem nie tędy droga….
Nauczyć się odpuszczać to najcenniejsza lekcja, jaką dało mi życie.
Jeżeli kurczowo, za wszelką cenę chcecie rozkręcić swojego fanpaga, Instagrama. A wszystko jak na złość stoi w miejscu – wrzućcie na luz, bawcie się, doceniajcie to, co macie, wyjdźcie do ludzi, by czerpać energię z tej wzajemnej relacji.
Nie mówię, że od razu coś się ruszy. Choć, kto wie….
Ale od razu poczujecie się z tym lepiej…. Od razu bycie tu nabierze dla Was innego – większego sensu.
Te social media, które bezskutecznie staramy się podbić, a które właśnie wtedy, kiedy staramy się je podbić, jeszcze bardziej nas uzależniają.
Tymczasem kiedy potraktujemy je jako miejsce wymiany i relacji – dostarczają tyle inspiracji.
Pozdrawiam serdecznie
Beata
Może chciałbyś jeszcze przeczytać:
- Jesteś produktywna, czy po prostu jesteś zapracowana?
- Jak rozwijać w sobie kreatywność?
- Daj sobie pozwolenie na chwilę smutku.
- Jak nauczyć się akceptacji? AKCEPTACJA i Lekcja Wdzięczności.
- Czasami lepiej jest z czegoś zrezygnować, niż ciągnąć to za sobą na siłę.
- Osobiście: Jak się podnieść po porażce. ROZCZAROWANIE, które dało mi kopa.
- Dlaczego innym się udaje, a mnie nie…
- Porażka inspiruje zwycięzców. To jest ich największy sekret.
- Życie trzeba przeżyć, a nie przeczekać. W Cyklu: Zainspirowali mnie….
- Kiedy blokuje Cię perfekcjonizm….
To zdecydowanie jedyny sposób żeby cokolwiek i kogokolwiek polubić, tak na dobry początek. Akceptując siebie jednocześnie siebie lubimy a od tego jeden krok do pokochania świata.
Też to zauważyłam. Dlatego pozwalam sobie czasami na luz. Niech się dzieje samo 🙂
Bo sztuka odpuszczania to prawdziwa sztuka 🙂
Oj tak – swiete slowa Magda