Trzeciej drogi nie ma.

Fajnie było by móc rozwiązać wszystkie problemy na świecie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale gdyby się to udało, pojawiłyby się nowe. Takie, na które nie było by dobrego rozwiązania.

Niestety w realnym świecie są problemy, które stale wracają. Dlatego, że nie ma dla nich dobrych rozwiązań. Są tylko mniej lub bardziej złe. Trudne i bezduszne, albo zbyt optymistyczne.

Jak problem imigrantów. Co zrobić z tym morzem imigrantów? Emigracja to temat rzeka. Dzisiaj ta rzeka wylewa się z brzegów i dobija nawet do nas. Choć dotychczas sami byliśmy krajem emigrantów. Teraz musimy spojrzeć na ten problem z drugiej strony i przyjąć albo odrzucić uchodźców.

Polka?

Ile razy słyszałam to słowo. Wypowiadane z charakterystycznym, ledwie maskowanym poczuciem wyższości. Ile razy bolał mnie ten pogardliwy uśmieszek (źle czy nieudolnie skrywany). Ile razy mówiłam sobie, że to tylko moja przewrażliwiona na tym punkcie wyobraźnia.

Polacy? Wy jesteście wszędzie.

Mówiła ze źle skrywaną niechęcią i zadartym nosem moja portugalska koleżanka z pracy. Też emigrantka. Niektórzy tak leczą swoje prywatne kompleksy. Dołując czy zaniżając innych. Też tak można, ale to do niczego dobrego nie prowadzi.

Polka?

Niedalej jak miesiąc temu powiedziała do mnie z wyraźnym niesmakiem pewna Hiszpanka (przypadkowo poznana na ulicach Barcelony). Sama nas zaczepiła. Najpierw rozpływała się nad dziećmi. Wypytywała skąd, po co i dlaczego. Znacie ten typ. A gdy już się wszystkiego dowiedziała (na migi), zakrzyknęła zgorszona : « Polka »

Poparła to takim energicznym gestem i skrzywioną miną, że nie mogłam nie zrozumieć. Jakby odradzała mojemu mężowi (Francuzowi), że wziął sobie za żonę Polkę. Niestety, chyba już do Barcelony, tej z wakacyjnych fotek nie wrócę. Leżą gdzieś na komputerze (odłogiem). Ja jakoś nie mam do nich serca. Wcześniej bardzo lubiłam Hiszpanów. Dobrze wiem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ani jeden drobny incydent, choć boleśnie potrafi nadepnąć na odcisk. Głupota czy prowokacja. Nieważne. Jedno czy drugie zupełnie niepotrzebne. Po prostu niefortunne spotkanie. Nadgorliwa Hiszpanka. Bezsensowna bezmyślność. Przypomniało mi to, że każdy gdziekolwiek jest, cokolwiek robi czy mówi jest ambasadorem swojego kraju. W kraju czy za granicą.

Polka? Ona nigdy by się do tego nie przyznała.

Wyjechała z Polski do Szwecji pod koniec lat 70-tych. Już jej się wydawało, że złapała samego Pana Boga za nogi. Złapała męża Szweda. Ten jej wymarzony Szwed był co prawda z tych 5-ciu % szwedzkiego społeczeństwa, co to zawsze są na bezrobociu. Ale był. Pracowała ona, bo on był wiecznie na zasiłku. Ale trzymała tego swojego Pana Boga za nogi. Nie chciała go wypuścić. Dostała się przecież do mlekiem i miodem płynącego kraju, a w Polsce były wtedy ciężkie czasy. Pracowała ciężko, do tego w niezdrowych warunkach. Czy emigrant może liczyć na więcej ? Cieszy się tym, co ma. Choć ma niewiele. Tyllko ona wstydziła się przed Szwedami tego, że była Polką. Odeszła młodo. Zabiła ją praca w niezdrowych warunkach i samotność. Po prostu … emigrantka.

Polska? Jedziesz tam, zabierz konserwy.

Jeszcze kilka lat temu (w latach 2000-nych, fakt autentyczny) całkiem życzliwie i zupełnie spontanicznie radziła francuska sąsiadka – mojej teściowej. Życzliwa sąsiadka. Wcale nie życzliwa inaczej. No cóż jest znajomość geopolityki zatrzymała się gdzieś w latach 80-tych. Strajki, kolejki, Solidarność. Czyli to co pokazywała telewizja. Potem telewizja już niewiele pokazywała z Polski. Bo jak to mówią Francuzi : « Pas de nouvelle, bonne nouvelle ». Brak wiadomości to dobra wiadomość. Po co o czymś mówić, skoro nic się tam nie dzieje. I tak dla francuskiej sąsiadki czas się zatrzymał. Może dalej jeszcze gdzieś przemknął jej w wiadomościach polski hydraulik (bo było o nim głośno). A teraz słyszy, że Polacy nie chcą do siebie przyjąć imigrantów. Było wpuszczać ich do Europy?

Polka? Dlaczego tak bardzo boli mnie emigracja?

[Tweet “Bo emigracja boli. Boli emigranta. Boli kraj, do którego się wdziera i który go nie chce.”]

Francuzi dobrze o tym wiedzą. Przekonali się o tym na własnej skórze. Imigranckie dzielnice ropieją niczym wrzód na dupie. Znam dobrze te miejsca. Mieszkałam w jednym z nich … latami. I to wcale nie takim najgorszym. A jednak. Cieszący się złą sławą podparyski departament 93. W pobliżu było blokowisko, w którym kręcono zdjęcia do filmu The Hunger Games (z Jennifer Lawrence). Czujecie klimat? Gdy policja zapuszczała się tam po zmroku, to na powitanie częstowano ją płytą chodnikową. Widać co kraj, to obyczaj.

A tamtejszy kraj, to już nie Francja. No man’s land..

Tu już nawet diabeł nie mówi dobranoc. Tu królują dealarzy (którym policja psuje biznes, stąd takie « serdecznie » powitanie). A z dobrą nowiną docierają jedynie islamiści. Zbierają obfite żniwo. Zbłąkanych dusz mają tam pod dostatkiem. Ta ich « dobra nowina » pada na podatny grunt. Brak perspektyw. Beznadzieja. Dyskryminacja.

A potem dziwić się, że było Charlie Hebdo? « Tamtejsi » teroryści wyrośli na takich przedmieściach (w XIX okręgu w samym Paryżu). Biegali sobie po paryskim Parku Buttes Chaumont, by przygotować się do świętej wojny w Syrii. A może wiele lat wcześniej …

gdy przyjeżdżali do Francji (jeżeli nie oni sami, to ich rodzice) ich serce przepełniała nadzieja na lepsze życie.

Imigranci. Wyrzućcie ich lub przychylcie im nieba. Trzeciej drogi nie ma.

Ta francuska: zamiatamy problem pod wycieraczkę i zachowujemy się jakby nic się nie działo, prowadzi donikąd. A przynajnmiej nie prowadzi do niczego dobrego. Prowadzi do zamachu na Charlie Hebdo. Do eskalacji neinawiści. Do rosnącego poczucia beznadziei. Do takich właśnie no man’s land.

A tymczasem imigranci to świeża krew. Krew, która mogła by ożywić starszy organizm. Odważna (bo potrzeba odwagi, by ruszyć w nieznane), przedsiębiorcza, zmotywowana, która chce lepszego jutra dla siebie. I jest gotowa na wiele poświęceń. Ale jest mieczem obosiecznym. Bo może ożywić gospodarkę (jak w Stanach) lub stać się kamieniem u nogi (jak we Francji).

Francuzi nie potrafili jej wykorzystać. Tu mści się na nich nie tylko ich przeszłość kolonialna. Ale przede wszystkim ich stosunek do imigrantów. Bo, gdy przyjmujemy kogoś u siebie i traktujemy jak zło konieczne, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Nigdy.

Imigranci przyjeżdżali do Francji, a Francuzi powierali nimi po prefekturach. W przydługich kolejkach, w bezsensownej pogoni za kolejnym bezużytecznym papierkiem. Próbowali obrzydzić im życie. Może myśleli, że w ten sposób zniechęcą tych mniej zmotywowanych. Ale jak człowiek nie ma gdzie jechać, to zostaje. Imigrant też człowiek. Też ma swoje uczucia. Może i czasowo chowa swoją godność do kieszeni. Ale dalej swoje myśli i czuje.

Chcieli zamknąć emigrantów w pośpiesznie budowanych na tę okoliczność dzielnicach, które szybko przekształciły się w getta. Bez przyszłości. Takie no man’s land. Nie wzywajcie tu pogotowia do chorego dziecka po północy. I tak nie dojedzie.

Myśleli, że jak emigranci zbudują dla nich Francję (Francja przeżywała w latach 60-tych intensywny wyż demograficzny i potrzebowała rąk do pracy), to potem (gdy Francuzi nie będą już ich potrzebować) grzecznie wrócą do siebie. Nie wrócili. Zostali. Zdziwieni? Do dziś żyją w tych getach. Teraz ich dzieci (dzieci emigrantów w kolejnym pokoleniu) stają się łupem islamistów.

Ale nie tylko oni. Imigranci nie wracają do siebie zniechęceni przydługimi procedurami i nieprzyjazną administracją. Zostają. Czasami na czarno. Potem w końcu udaje się im wyrobć papiery. Po latach … tułania się po prefekturach. Ale wtedy taki człowiek czasami po prostu ma już dość kraju, w którym przyszło mu żyć.

Imigranci dzieci gorszego Boga.

Emigracja to dobra szkoła życie. Uczy pokory. Bo dobrze daje po 4 literach.

Tylko, że człowiek w potrzebie (a imigrant często jest takim człowiekiem) potrafi się zaprzeć, zacisnąć zęby i wytrwać. Gdy w jego kraju szaleje wojna. Gdy w jego kraju rodzina z utęsknieniem czeka na przysyłaną przez niego pensję. Gdy on sam z utęsknieniem czeka na powrót do swojego kraju. Ale przedtem musi zarobić tyle, by móc tam wrócić z podniesioną głową. Ta nadzieja dodaje mu sił. Nie zawsze tego doczeka. Mój przyjaciel Dick nie doczekał. Latami budował na odległość swój wymarzony dom na stare lata. W rodzinnym kraju (gdzieś w Afryce). Zawsze, gdy o nim mówił w jego oczach widziałam radość. Zawsze, gdy o nim mówił, rozmarzał się.

Nawet jeżeli imigrant wiele potrafi znieść, w pewnym momencie dopada go zwątpienie i zniechęcenie. Tak rodzi się niechęć, wrogość, poczucie żalu. Nawet jeżeli kiedy przyjeżdżał wiedział, że nie będzie łatwo. W głowie miał tyle planów, w sercu tyle zapału, tyle nadziei. Gdzieś przepadły. Młoda krew się popsuła i zaczęła psuć cały organizm.

Czy można było tego uniknąć? To nie do mnie pytanie, ale do francuskich polityków.

Przyjąć imigranta, a potem systematycznie starać się go zniechęcić. Stawiać kolejne przeszkody, to droga donikąd. W takim razie lepiej w ogóle nie przyjmować. Bo to najprostsza droga do kolejnego zamachu na Charlie Hebdo. Islamiści już znajdą drogę do zbłąkanych dusz. A te są podatne na ich dobrą nowinę.

Imigranci i tak będą przjeżdżać.

Nie zważając na kolczaste druty i inne przeszkody. Musieli przejść dużo gorsze rzeczy, by wydostać się ze swojego kraju.

Tylko po co niepotrzenie robić sobie z nich wrogów? Przyjmijmy ich jak najlepiej. I tak pójdą dalej. Do bogatszej Europy. Ale przynajmniej będą nas miło wspominać. A może nawet tam, dokąd dalej pójdą, staną się naszymi najlepszymi ambasadorami.

Jeden drobny gest potfrafi zapaść w pamięć na lata. Zarówno ten dobry, jaki i ten zły. Szczególnie, gdy człowiek jest w potrzebie.

Dobre uczynki zawsze wracają, złe wracają też.

Czasami w najmniej spodziewanym momencie.

(zajrzyjcie, to taka fajna bajka u Ani, zapadła mi w pamięć, choć to dość stary post).

Ale to miała być NIESPODZIANKA.

Zastanawiałam się co napisać pod poniedziałkowe wyzwanie u Magdy. Temat: niespodzianka. Siłą wdarli się imigranci. Po prostu, ten temat leżał mi na sercu. Teraz tyle się o nich mówi. We francuskiej telewizji, że Polacy nie chcą wpuścić do siebie imigrantów. A gdybyśmy tak kilka lat wstecz nie wpuścili ich do Europy?

Imigranci to niespodzianka. Nigdy nie wiadomo, co z tego wyniknie. Dobre czy złe. Wiele zależy od nas. Tu i teraz. To wielka opowiedzialność. To świeża krew, która dobrze wykorzystana, może pozytywnie zasilić gospodarkę (jak w Stanach). Źle, czy niechętnie przyjęta stanie się wrzodem na dupie. A na coś takiego nie ma dobrego lekarstwa. Zatruwa cały organizm (jak we Francji).

Niemniej może życzliwie potraktowana, przyjęta z sercem, z otwartymi ramionami może … Może nie stanie się problemem, który potem trzeba będzie zamiatać pod wycieraczkę (tak, jak od lat to robią Francuzi, aż im wychodzi czkawką).

Imigrant też człowiek. Człowiek w potrzebie. Człowiek, który ma swoje uczucia. Który ma swoją godność. Nie odejdzie, dlatego że powiemy mu by sobie poszedł. Nie łudźmy się. Zostanie. Chcemy tego, czy nie. A skoro i tak zostanie, to niepotrzebnie nie róbmy sobie z niego wroga. Bo wtedy znajdą go islamiści.

Dobre uczynki wracają. Złe wracają też.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Podobne wpisy

Jezeli zapytacie mnie, dlaczego na paryskich przedmiesciach rodzą sie islamisci, opowiem Wam moją historię.

NIgdy nie mow nigdy.

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

10 komentarzy

  1. Bardzo ciekawa interpretacja tematu “Niespodzianka”. Sama niestety nie dam rady uczestniczyć w wyzwaniu, ale trudno się z Tobą nie zgodzić, że imigranci to niespodzianka. Jednak nie chciałabym się odnosić do współczesnej sytuacji Europy, bo to przerabiamy na co dzień, a do Twoich doświadczeń. Kilkukrotnie już zastanawiałam się, czy nie wyjechać do Niemiec. Miałabym tam ułatwiony start ze względu na rodzinę, która już się tam jakoś przyjęła. Jednak Twoja historia pokazuje mi, że moje wątpliwości są słuszne – czy poradziłabym sobie w innym kraju mając świadomość tego, ze zawsze będę obca? Przykro mi, że spotkały Cię takie sytuacje.

  2. Bardzo mądry wpis. A ja powrócę do mojej teorii, że nasi oświeceni rządzący jedyny pomysł, jaki mają na prowadzenie polityki i rozwiązywanie problemów, to rzut kostką o 100 ściankach. I co wypadnie, to wprowadzą: “cofnij się 5 pól i ogłoś referendum”, “otwórz granice i daj wszystkim po 200 euro”, “zamknij granice i powiedz – teraz czas na innych” – wszystko to jest losowe i nieprzewidywalne.

  3. Bardzo ciezki temat, ktory przyprawia mnie o ciarki do kwadratu na calym ciele. Ja tez jestem emigrantka, tylko wyjechalam bo chcialam. Wiedzalam, ze chce tu zyc i pracowac. Na cale szczescie jeszcze nigdy nie doznalam wyzszosci nad soba. Wspolczuje Ci Beatko, ze tyle przeszlas. Mysle, ze w tym calym problemie najbardziej miesza polityka, to jest kluczowe zlo. Imigranci nie moga pracowac a dostaja duzo. Wielu z nich chetnie poszloby do pracy ale nie moga, poza tym nie znaja europejskiego systemu pracy i mentalnosci. Przyjezdzaja calymi grupami, wiec szansa na integracje raczej jest znikma. Nie dziwmy sie wiec rodzinom, ktore sa przeciw imigrantom, one same ledwo wiaza koniec z koncem czesto pracujac od rana do nocy. Nei tylko w Polsce. Sytuacja w Niemczech tez nie jest rozowa. Obecny naplyw rzeczywiscie moze powodowac strach. Mozemy sie czuc niepewni i sie obawiac co bedzie dalej. Tylko sposob w jaki sie o tym mowi i to pokazuje jest ponizej dna, ponizej jakiegokolwiek poziomu cywilizacji. Wyzwiska, obelgi itp. Facebook az trzeszczy w szwach od hejtu. Najgorsze jest jednak to, ze jak obserwuje wpisy znajomych i nieznajomych najbardziej wrzeszcza ci co sami siedza za granica i zyja z zasilkow i benefitow.

  4. Często rozmawiamy na ten temat, z jednej strony bardzo żal sponiewieranych kobiet i dzieci. Z drugiej rodzi się pytanie, dlaczego ponad 70 % emigrantów to mężczyźni w sile wieku ? Czytałam ostatnio książkę ,,Czarna kobieta, biały kraj ” napisaną przez somalijską pisarkę Waris Dirie. Kobieta po latach wzbudza sensację i zazdrość wśród somalijskich kobiet, ponieważ mieszka w Europie i jest znana. Kobiety są przekonane, że Europa to raj na ziemi, nie trzeba pracować i żyje się dostatnio, a pieniądze same wychodzą ze ścian… Nie rozumieją, że w Europie nie będą szczęśliwe i pracując czy nie, nie znajdą wymarzonego El Dorado.

    Kilka przykładów z Polski jest dowodem na to, że emigranci nie są zainteresowani życiem w Polsce. Najlepszy przykład parafii w Śremie…rodzina z Syrii miała zapewnione ładne mieszkanie, pracę, dzieci szkołę, mieli internet, rowery, mimo to uciekli po cichu do Niemiec. Tam można żyć z zasiłków, tutaj nie. Temat jest wielowarstwowy i trudny, nawet politycy sobie z nim nie radzą, szkoda, że bogate kraje arabskie nie chcą przyjąć emigrantów, przecież to ta sama kultura, mentalność, gdzie muzułmańska solidarność ?

  5. Kwestia uchodźców jest kwestią niezwykle trudną ze względu na aspekt migracji, praw uchodźców, zobowiązań państw europejskich, nakazów UE oraz szeroko pojętej solidarności z prześladowanymi. Według mnie wszelkie dyskusje mają sens, jeśli dochodzi się do pewnego konsensusu, czego efektem jest realna pomoc uchodźcom i próba załagodzenia konfliktu bezpośrednio w miejscu epicentrum. Pamiętajmy też, że bez względu na dyskusje polityków i decyzje uprawnionych – uchodźcy będą uciekać, będą potrzebować realnej pomocy i będą migrować do Europy.

  6. Sama mieszkam w Danii, sześć lat mniej więcej. Generalnie Duńczycy są bardzo mili i przyjaźni, ale zdarzało mi się słyszeć to obraźliwe “Polka…?”, o którym piszesz. Ale wiesz co? Wcale się temu nie dziwię. Patrząc na niektórych Polaków za granicą, strasznie za nich wstydzę i nie chcę, żeby mnie z nimi utożsamiano. Ale niestety, nie da się tego uniknąć.
    Uważam też, że nieprawdą jest, że emigrant nie może liczyć na nic lepszego niż najniższa krajowa i wykorzystywanie przez pracodawcę. Wielu po prostu się nie chce – bo trzeba iść do szkoły, nauczyć się języka, zdobyć nowe kwalifikacje. Lepiej odbębnić te osiem-dziesięć godzin, wrócić do “domu”, napić się i od rana to samo… A mnie aż skręca, jak o tym myślę.
    I nie, nie wstydzę się, że jestem Polką. Ale niepytana nie rozgłaszam tego wokoło. Wolę najpierw pokazać siebie jako osobę, a dopiero potem przypisać się do kraju. Bo pierwsze wrażenie jest najważniejsze, prawda…?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version