Paryż, VADEMECUM BLOGERA

Emmanuel Macron, człowiek, który przyszedł znikąd i rozwalił system.

EMMANUEL MACRON

EMMANUEL MACRON

Emmanuel Macron, Big Mac, jak nazwał go jakiś anglojęzyczny tygodnik, oficjalnie w niedzielę zostanie najmłodszym w historii Francji prezydentem. Nie ma jeszcze 40-stki. Będzie ją miał dopiero pod koniec roku. Nie ma jakiejś specjalnej charyzmy. Jeżeli w ogóle ją ma. Nie jest porywającym mówcą.

Ma o dużo, o jakieś 20 lat starszą od siebie małżonkę Brigitte. Zresztą to chyba akurat już wszyscy o nim wiedzą. Ale to sprawia, że co niektórzy bardzo mocno poddają w wątpliwość jego tzw męskość, czy domyślnie orientację seksualną…

A jednak te wszystkie słabości, razem wzięte do kupy, nie przeszkodziły mu porwać się na niewykonalne i sięgnąć po najwyższy urząd. Paradoksalnie Emmanuel Macron potrafił przekłuć te swoje słabości w siłę. Tak też można.

Może i pomógł mu w tym łut szczęścia i tzw. sprzyjające okoliczności. Które też trzeba umieć wykorzystać. I nie starcić głowy, kiedy nagle okazuje się, że jesteśmy już tak blisko celu.

Ale przede wszystkim 3 cnoty: wiara, nadzieja i miłość. Choć może nie do końca w tej kolejności.  Ale o tym będzie dalej i po kolei.

Niemożliwe? Wielu wydawało się niemożliwe … do samego końca. Sama przeczułam dość wcześnie, że Emmanuel Macron jest tym, który wygra te wybory. Przeczułam to jeszcze zanim wybuchła tzw Peneloppe Gate, zanim dziwaczny obrót przyjęły prawybory na lewicy. Ale wszystko po kolei i bardziej chronologicznie.

Jak Emmanuel Macron rozwalił system?

Obowiązujący od lat system dwupartyjny. Dwie partie polityczne: lewica PS (Partia Socjalistyczna) i prawica (dziś LR Republikanie)… W poprzednich wyborach prezydenckich UMP, czyli uniquement moi president – tylko ja prezydentem…I tu wyobraźcie sobie wyskakującą głowę Sarko. No dobra, tu akurat żartuję, bo tak skrót UMP rozszyfrowują tylko humoryści…. Ale czasem dobrze się pośmiać. Ale…

Dlaczego  Emmanuel Macron?

Trafił we właściwy moment… Bo Francuzi od lat chcą zmiany. Wykorzystał swoje słabości i uczynił z nich siłę.  Dał ludziom wiarnę, nadzieję, że jednak można jeszcze coś zrobić (zamiast odcinać się od świata, emigrantów, problemów, czyli jednym słowem mondializacji, czy globalizacji) coraz grubszym murem… Jak to proponuje Front Narodowy. A ludzie poczuli, że potrzeba im właśnie tego:

[Tweet “Wiara, nadzieja i miłość.”]

No może w trochę innej kolejności.

EMMANUEL MACRON

Po pierwsze Miłość

Miłość – ekstrawagancka, fascynująca miłość i długoletni już związek z dużo starszą od siebie kobietą, dziś oficjalną małżonką, niegdyś swoją nauczycielką teatru: Brigitte Macron.

Ten związek może nie przysporzył mu popularności, ale zapewnił to, co jest pierwszym krokiem do niej: rozpoznawalność.

Wyrazistość i rozpoznawalność.

Bo dzisiaj w czasach przesytu nadmiarem informacji, znudzenia, właśnie osoby wyraziste przebijają się do naszej zbiorowej świadomości. Jak Donald Trump. Bo kogo interesuje, co robi Hillary Clinton, skoro i tak robi coś nieinteresującego i do znudzenia powtarzalnego. Ale za to Donald Trump? Może znowu zastrzeli kogoś kolejnym zabójczym tweetem. Albo przynajmniej będziemy mieć okazję, by się pośmiać. Zamiast po raz kolejny umierać z nudów.

Bo w tym kierunku zmienia się polityka. Co dobrze widać na przykładzie minionej francuskiej kampanii prezydenckiej…. Zapamiętamy z niej tych, którzy miejscami nie byli nudni, jak np Jean Luc-Melenchon i paradoksalnie Emmanuel Macron. Dlaczego paradoksalnie?

Bo Emmanuel Macron nie jest z gatunku ludzi kontrowersyjnych, czy jakoś specjalnie wyrazistych, szokujących, szukających kontrowersji, z premedytacją prowokujących…  

Wręcz przeciwnie: może być odbierany jako nudny prymus, technokrata i bankowiec…. Ale jego życie osobiste od samego początku wzbudzało ciekawość… Jak on to robi z kobietą, która ma o dwadzieścia kilka lat więcej od niego? Jak oni to robią, że od jakiś dwudziestu lat są razem. I sprawiają wrażenie zgodnej, rozumiejącej się pary: tzw un couple fusionnel.

To, co z początku wydało się Francuzom dość niesmaczne, z czasem stało się oczywiste. Do wszystkiego można przywyknąć….

Brigitte Macron, babeczka ma 64 lata i figurę nastolatki. Chciałabym w jej wieku tak wyglądać. Ile dobrego robią kobiecie w pewnym wieku okłady z młodych męskich piersi…. Kurcze, czy ja od czasu do czasiu nie mogłabym w porę ugryźć się w język….  

Związek z Brigitte może nie pomógł Emmanuelowi Macron w zdobyciu sensu stricto popularności. Ale …

Związek z Briggite pozwolił mu zaistnieć w świadomości społecznej.

Bo ilu kojarzymy ministrów z kolejnych zmieniających się, przetasowujących się rządów? Ilu ministrów jest zapraszanych na sesje fotograficzne na okładki dużych tygodników, jak Paris Match? Bo tego chcą ludzie. Bo to kupują ludzie.

Tak, a ludzie to kupowali… Kilkakrotnie kupiłam Paris Match, by poczytać o tej niestereotypowej parze. A ludzie nawet jeżeli z początku przyglądali się im z pewnym takim niedowierzaniem, ta historia coraz bardziej zaczęła ich przekonywać. Bo ten związek na prawdę wygląda na solidny i oparty na mocnych podstawach: zrozumieniu, przyjaźni, pokrewieństwie dusz…

Bo ja w sumie lubię Brigitte Macron. Także za tą jej niewyparzoną gębę, choć w taki stonowany sposób niewyparzoną. Za dystans, który ma, czy potrafi mieć względem samej siebie. Bo lubię to, kiedy Brigitte mówi, że chciałaby, żeby Emmanuelowi udało się tym razem… Bo wyobraźcie sobie tylko, tu cytuję: Moją gębę (ma tranche) w 2022 roku (w kolejne wybory prezydenckie) hi hi hi…

Podobnie popularności nie przysporzyły Emmanuelowi Macron jego szeroko twittowane i niezręczne wyjścia, czy wręcz odpyskówki na temat garnituru, na który trzeba sobie zapracować. Najpierw.

Znowu, jak ktoś to fajnie ujął:

Macron, od razu widać, że to nie jest ktoś, kto zarabia SMIC, czyli najniższą krajową.

Macron, on voit bien que c’est pas quelqu’un qui gagne le smic.

I znowu te wyraziste, czy nawet niezręczne wyjścia, wypowiedzi, tweety nie przysporzyły mu jako takiej popularności. Ale zapewniły rozpoznawalność.

Ale wracając do miłości, tej kontrowersyjnej, szokującej, może dla wielu wręcz niesmacznej.

Para Emmanuel i Brigitte Macron okazała się silniejsza niż przeciwności losu i ludzkie gadanie. To w jakimś sensie świadczy o sile obojga. Może w pewien sposób, nie do końca świadomie, uspokaja Francuzów, którzy właśnie w tej kwesti mogli by mieć największe wątpliwości, co do nowego prezydenta….

Czy aby nie za młody?

Bo tak, wielu ma tu wątpliwości, czy Emmanuel Macron ma wystarczająco szerokie ramiona, by unieść tę funkcję… Taką odpowiedzialność. (avoir les épaules assez larges).

Czy aby nie za młody, czy aby nie zbyt mało doświadczony… Czy ma odpowiednią posturę na ten urząd tzw stature présiedentielle.

Ta postura wiecznie młodego chłopca, kumpla z boiska, która jakby nie wpisuje się w wizerunek godności prezydenckiej, która prawdopodobnie w jakimś tam stopniu swego czasu zaważyła na przegranej Donalda Tuska.

Nadzieja i łut szczęścia.

Bo Emmanuel Macron dał ludziom nadzieję, że coś się zmieni. Że można rozwalić system. Że wcale nie musimy oglądać tych samych polityków przyklejonych od lat jakimiś super klejem do tych  samych stołków. Którzy i tak nic nie kumają z problemów zwyczajnych ludzi. Których nikt nie lubi. Ale dalej głosujemy na nich, bo nie mamy innego wyboru. Tzn można głosować przeciw. Ale to też do niczego dobrego nie prowadzi.

Tak, Emmanuel Macron dał nadzieję tym, którzy od lat głosują przeciw. Bo w końcu ile można….

Bo ile razy można głosować przeciw….

Tyle, że ludzie we Francji mają na prawdę dość. Tzw ras-le-bol: polityków, niekończących się i niedziałających obietnic, wciąż rosnącego bezrobocia….

Tymbardziej, że Francuzi tak, jak my Polacy, jak idą na wybory, to przede wszystkim, żeby zagłosować przeciw. W 2012 roku głosowali na Hollande, by pozbyć się Sarko (Nicolasa Sarokzego, który już wychodził im uszami).

Jeżeli głosują na Marine Le Pen to przede wszystkim dlatego, że nie widzą już dla siebie nadziei. A głosując na Marine Le Pen przynajmniej jasno mówią, że są przeciw: przeciw wszystkiemu, przeciw Europie, przeciw euro, przeciw całemu systemowi….  

Co ciekawe 2% elektoratu Marine Le Pen z pierwszej tury, w drugiej turze przeszła do Emmanuela Macron.

Jak to ujął mój znajomy… Po prostu przestają palić głupa….Ils arrêtent leurs conneries après le 1 er tour. Bo o ile w pierwszej turze można poigrać sobie z ogniem i wyrazić swój sprzeciw, w drugiej turze zabawa staje się poważniejsza.

Emmanuel Macron dał ludziom nadzieję na to, że mogą stać się punktem wyjścia zmiany. Że tym razem ludzie spoza polityki mogą coś w niej zmienić…

Bo we Francji dotychczas trzeba było poświęcić całe życie, by być w polityce. Tyle, że taki polityk nic nie wiedział o realnym życiu. Bo on żył w jednym świecie. A zwyczajni ludzie, którzy na niego głosowali w innym. Stąd ten ras-le-bol.

Emmanuel Macron wstrzelił się swoją osobą w potrzeby chwili. Bo Francuzi od dawna mieli ochotę na odnowę klasy politycznej.

Dlaczego akurat Emmanuel Macron?

Łut szczęścia? Bo los jakby sprzysiągł się, by mu w tym pomóc….

Bo o ile jeszcze kilka miesięcy wstecz prawica miała, jak to się tu mówi otwartą drogę do wygranej… Ils avaient un boulevard…

Te wybory powinien wygrać Alain Juppé…  A jednak. W niewyjaśnionych okolicznościach na samym finiszu (przed prawyborami Partii Republikańskiej LR) dynamika jego kampanii siadła… Nominację zdobył startujący z pozycji challengera François Fillon (dawny premier Francji w rządzie Nicolasa Sarkozego).

Kiedy jest się faworytem, kiedy przez wiele miesięcy jest się niezmiennie na prowadzeniu, tak jak Alain Juppé. Faworyt sondaży, faworyt wszelkich przepowiedni, faworyt Francuzów. Trudno utrzymać ten sam rytm, stałą dynamikę wzrostu. W sumie łatwiej jest doganiać…

Ale ludzie czasami lubią zaskakiwać samych siebie i na finiszu kibicują tym, którzy gonią za prowadzącym. A wtedy prowadzący musi umieć pogodzić się z przegraną.
 
A jest to na pewno trudne. Tymbardziej, jeżeli przez długie miesiące rozliczne media trąbiły wszem i wobec jego wygraną. Ale polityka jest nieubłagalna.

Nominację Partii Republikańskiej LR (Les Républicains) zdobył w powszechnym głosowaniu jej członków i sympatyków – François Fillon. Tyle że François Fillon uparł się, by popełnić ten sam błąd, co Nicolas Sarkozy w 2012 roku. By szukać głosów coraz to bardziej na prawo… Na terytorium Marine Le Pen. Tymczasem francuskie wybory prezydenckie wygrywa się pośrodku.

Alain Juppé był pośrodku. Ale wypadł z gry. A Emmanul Macron jak to fajnie powiedział ktoś z wyborców:

Macron to Juppé tylko jeszcze lepiej, bo w nowszej wersji.

Macron, c’est Juppé en mieux. en neuf

A jeszcze po drodze przydarzyła się Peneloppe Gate.

Le Canard Enchainé, czyli francuski tygodnik humorystyczny udjawnił aferę związaną z fikcyjnym zatrudnieniem żony kandydata François Fillon. Za realne i to całkiem konkretne pieniądze. Czyli miesięczną równowartość kilku najniższych krajowych. Na koszt podatnika. Czujecie tę przepaść między klasą polityczną, a większością ludzi, którzy zarabiają SMIC (najniższą krajową)? Ta afera mocno podkopała wiarygodność oficjalnego kandydata prawicy.

Tu pewna cecha charakterystyczna François Fillona, nazywana jusqu’au-boutisme (czyli upór i nieugięta walka do samego końca). Ta cecha, która pozwoliła mu wygrać nominację swojej partii w prawyborach, tym razem otworzyła drogę Emmanuelowi Macron.

François Fillon zdyskwalifikowany aferą Peneloppe Gate w oczach sporej części wyborów prawicy, mimo wszystko nie chciał odpuścić. Ten jego jusqu’au-boutisme, czyli walka do końca pociągnął w przepaść i być może polityczny niebyt całą jego formację polityczną.

A przecież prawica miała przed sobą bulwar, otwartą drogę do zwycięstwa. Tyle, że postawiła na złego kandydata i już nie mogła go zmienić.

Głosy części tradycyjnego elektoratu prawicy przerzuciły się na Emmanuela Macron.

Podobnie na lewicy.

Bo tu można było przypuszczać, że nominację ugra swego czasu popularny (jako minister spraw wewnętrznych) Manuel Valls. Ale w międzyczasie Manuel Valls został premierem. A we Francji sprawdza się stara zasada: Coś w rodzaju klątwy, która wisi nad byłymi, świeżo wybyłymi premierami.

Byłeś premierem, a teraz chcesz zostać prezydentem – ZAPOMNIJ.

Jesteś popularnym ministrem. Marzy Ci się stołek prezydencki, nie daj się wpuścić w maliny. Czy po prostu nie daj się podpuścić, nie daj się złapać na propozycję zostania premierem. Bo po Tobie.

Nicolas Sarkozy nigdy nie został premierem. Dał się poznać i wybrać jako prezydent wszystkich Francuzów, jako popularny (swego czasu) minister spraw wewnętrznych. Podobnie Emmanuel Macron, który był ministrem (i tylko ministrem) w rządzie François Hollande.

Ale Manuel Valls, czy wcześniej Lionel Jospin, którzy byli premierami. A potem od razu chcieli wyhaczyć stołek prezydencki. Ale wtedy musieli obejść się smakiem. Bo byłym premierom zawsze ludzie mają coś za złe. Bo oni wszystko firmują swoim nazwiskiem….

Ale to znowu okazało się korzystnym zbiegiem okoliczności dla Emmanuela Macron. Bo skoro w wyborach nie startował bliski mu programowo Manuel Valls, jego potencjalni wyborcy przerzucili się automatycznie na Emmanuela Macron.

Tymbardziej, że nominację Partii Socjalistycznej w prawyborach zgarnął dość radykalny, bardzo na lewo i w sumie mało znany Benoît Hammon. Z którym znowu nie identyfikowała się część tradycyjnego elektoratu lewicy. Tę jednak ciągnie do środka….

Te głosy też przerzuciły się na Emmanuela Macron… A francuskie wybory prezydenckie wygrywa się w środku. Tylko przypominam. No i ….

EMMANUEL MACRON

Wiara

[Tweet “Bo Emmanuel Macron wierzył, że mu się uda.”]

Ile potrzeba wiary, by porwać się na niewykonalne. Ale ludzie właśnie tego chcą: Ludzie chcą, potrzebują, ciągną do ludzi, którzy wierzą, że można … Ta wiara udziela się innym. Zatacza coraz szerszy krąg. Jak to możliwe, że raptem w przeciągu jednego roku En Marche – partia założona przez Emmanuela Macrona w kwietniu 2016 roku stała się najliczniejszą formacją polityczną we Francji? Podobno jakieś 250 000 członków.

W tym szaleństwie jest jakaś konsekwencja.

Była w niewiarydognej przygodzie, jaką jest od 20 lat jego (szeroko komentowany) związek z Brigitte Macron. Była we wierze w to, że można założyć własną formację polityczną i wygrać wybory prezydenckie. W kraju, w którym politycy latami mozolnie wpsinają się po partyjnych szczeblach….

Wiara, że można coś zmienić, nie opierając się na starym systemie. Że można inaczej. Trzeba tylko wystarczająco silnie w to wierzyć. Niewiarygodne. Ale to działa.

Wiara…

Emmanuel Macron wierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę. Święcie wierzył w to, że Francuzi wybiorą tego, który najbardziej wierzy…. Który przekona i zarazi ich tę swoją wiarą. Tego, który będzie potrafił przekazać/zaszczepić im ten swój entuzjazm… 

I tzw krąg maszerujących (les marcheurs  – od nazwy partii En Marche) stale się rozrastał. Wbrew logice, zdroworozsądkowym przepowiedniom. Wbrew wszelkim kalkulacjom. Wbrew czemukolwiek. Bo wiara góry przenosi.

[Tweet “Bo Twoje postanowenie by zwyciężyć… jest ważniejsze od czegokolwiek innego. Abraham Lincoln. “]

A teraz czy w drugiej turze….

Czy należało się bać Marine Le Pen?

Szczerze powiedziawszy: NIE.

Nawet jeżeli docelowo Marine Le Pen podwoiła wynik uzyskany przez swojego poprzednika Jean Marie Le Pen w wyborach prezydenckich z 2002 roku.

Nawet jeżeli wszystkie media, prasa, a nawet ja sama na Instagramie podkręcałam w ten sposób dramatyzm sytuacji.

Nie. Szczęśliwie, póki co tylko tak na prawdę bawiliśmy się próbując się wzajemnie straszyć  tym, co nie mogło się wydarzyć. On s’est amusé à se faire peur….

Owszem w tym kontekście Emmanuel Macron jest/był tzw kandydatem par défaut (un choix par défaut), czyli wybranym przez wielu z braku innej sensownej alternatywy.

Bo wciąż dla większości Francuzów Marine Le Pen  nie jest sensownym, racjonalnym, zdroworozsądkowym wyborem. To tylko wyraz sprzeciwu, czyli tzw: un vôte protestataire

Ale ile można głosować przeciw?

Dlatego En Marche chwycił. Jak to ujęła francuska prasa: ça’a marché. To zadziałało. Aluzja do nazwy partii Emmanuela Macron “En marche” (W marszu, dziś Republika w marszu). Marcher – maszerować. ça marche – to działa.

Teraz przed nowym prezydentem stoi kolejne wyzwanie: zgromadzić większość parlamentarną, zbudować bazę i rządzić z nią przez kolejne 5 lat.

Pierwszym sprawdzianem będą tu wybory parlamentarne. Już niedługo. Ale tu znowu Francuzom źle kojarzy się słowo koabitacja: cohabitation. Czyli coś w stylu:

Nasz premier, Wasz prezydent.

Czy Tusk – premierem, Kaczyński – prezydentem. Tak, jak to miało miejsce w czasach koabitacji Chirac (premierem) – Mitterand (prezydentem). A w praktyce oznaczało paraliż kraju. Czy dzisiaj Francuzi, by uniknąć takiej sytuacji będą woleli oddać władzę jednej partii. Niech rządzi. Najwyżej za 5 lat znowu zagłosują przeciw. Czas pokaże.

PODSUMOWANIE

Dlaczego  Emmanuel Macron? Dlatego En Marche chwyciło… Co zadziałało… Dlaczego nazwałam to: wiara, nadzieja, miłość.

Bo tego potrzebujemy. Chcemy, by politycy nam tego dostarczali…

Może i Emmanuel Macron trafił we właściwy moment… Bo Francuzi od lat chcą zmiany, odnowy, odmłodzenia klasy poliycznej, pozbycia się tch etatowych nudziarzy, którzy siedzą na wygodnych stołkach i nic nie kumają z problemów zwyczajnych ludzi.  Wyborcy chcą NADZIEI… Może i po raz kolejny. Ale tym razem inaczej. Tym razem chcą w nią uwierzyć. Chcą WIARY.

Może i Emmanuel Macron po prostu wykorzystał swoje słabości i uczynił z nich siłę. To też trzeba umieć.

Miłość ekscentryczna, mało logiczna, wbrew zdrowemu rozsądkowi do dużo starszej od siebie kobiety. A jednak płynie z niej jakaś siła. Bo w gruncie rzeczy chcemy wierzyć, że politycy też potrafią kochać, nie kasę, ale drugiego człowieka.

Nadzieja… Bo Emmanuel Macron będąc częścią starego systemu potrafił się od niego odciąć i dać ludziom wrażenie, że przychodzi z zewnątrz. Dał ludziom nadzieję na zmianę i wiarę.

Nie, jak ekstremistyczny Front Narodowy wiarę, że zostaje już tylko narzekać i odgradzać się murem od reszty świata.

Tylko nadzieję i wiarę w to, że Francuzi mają w sobie dość siły, by zmienić swoje przeznaczenie. Od środka. Stąd wzięła się ta niezrozumiała dla jednych, fascynująca dla drugich dynamika “En Marche”. Partii politycznej stworzonej przez Emmanuela Macrona raptem rok temu (w kwietniu 2016 roku). A która dzisiaj jest najliczniejszą partią polityczną we Francji. Ma najwięcej członków. Bo ludzie poczuli, że potrzeba im właśnie tego:

Wiara, nadzieja i miłość.

Do przemyślenia dla tych wszyskich, którym marzy się rząd dusz.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Jeżeli jesteście frankofilami, jeżeli interesuje Was Francja, Paryż, czy język francuski, serdecznie zapraszam na mojego poświęconego tym tematom: bloga, fanpaga, Instagrama i grupy Uczę się francuskiego.

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(3) Komentarze

  1. Przyznam szczerze, ze moi znajomi liczyli na zwyciestwo Filona. Chodzilo im konkretnie o zmiany w podatkach. Jestem ciekaw czego mozemy spodziewac sie po Macronie. W kazdym razie zgadzam sie z tym, iz francuzi przestraszyli sie Le Pen. Na FB francuscy znajomi nawolywali do pospolitego ruszenia do urn i oddania glosu na Macrona. Portugalscy koledzy zegnali sie ze znajomymi na wypadek wygranej Le Pen i przyszlej deportacji, nie wspomne o kolegach z Afryki i Azji;D A na sam koniec najlepsze glosy znawcow z PL, ktorzy w Paryzu, Francji nie byli nigdy ale sa specjalistami (w Paryzu Bagdad, Araby i Bog wie co jeszcze);D Bogu dzieki juz te wybory sie zakonczyly;D

  2. Moim zdaniem Macron jest właśnie za bardzo prosystemowy. A że młody – to dopiero z biegiem czasu okaże się, czy w tym przypadku to wada czy zaleta. Osobiście uważam, że Francuzom bardziej przysłużyłaby siè wygrana M. Le Pen, ale czas pokaże.

  3. Macron to SYSTEM w czystej postaci. Jego złote dziecko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *