DIY CROCHET, dziecko

Dylemat : czy powinnam pokazywać zdjęcia swoich dzieci na blogu ? Weekendowe DIY opaska na włosy dla dziecka.

opaska na włosy dla dziecka

opaska na włosy dla dziecka

Mam wrażenie, że mój blog powoli staje się takim moim małym pamiętnikiem on-line. Notuję tu wiedzę na temat blogowania, którą pozbierałam w sieci lub wyniosłam z własnego doświadczenia, tutoriale na podstawie tego, z czym sobie samodzielnie poradziłam. Ale zrozumiałam, że jako czytelnik sama chętniej przywiązuję się do blogów, których autorzy nie są bezosobowi. Kiedy czuję, że za danym tekstem stoi osoba z krwi i kości, z twarzą, na którą mogę popatrzeć. Mi samej znudziło się pisanie bezosobowych « sztywnych » tutoriali. Podobne wypalenie przeżyłam na moim drugim blogu MODA NA BIO, na którego kopiowałam same merytoryczne treści z mądrych książek. Ale jeżeli mi samej (autorce bloga) się to znudziło, to co dopiero czytelnikom.

Wzięłam sobie do serca słowa Kominka (a dzis Jasona Hunta), że bloger powinien dobrze czuć się na swoim blogu. Bo jest jego najważniejszym elementem. Dlatego coraz więcej znajdziecie tu mniej lub bardziej nieśmiałych przebłysków mojej banalnej codzienności. W tym fotki moich pociech. Pstrykam je w astronomicznych ilościach i gdzieś muszę je przechowywać. Wiem, od tego jest Flickr czy Photobucket. Ale dodawanie ich na bieżąco na bloga jest dla mnie dobrym pretekstem/ motywacją/ czy okazją do ich uporządkowania i posegregowania. Inaczej się gubię.

No i oczywiście pojawił się tu dylemat.

Przez wiele miesięcy nie zdecydowałam się na upublicznienie zdjęć moich dzieci. W trosce o poszanowanie ich prywatności i ich bezpieczeństwo. Ciort wie ilu pedofilii i innych gadów łazi po sieci?

Ale ostatnio dałam się przekonać słowom Kominka, który swego czasu broniąc pewnej blogerki parentingowej (Marleny z bloga Makoweczki) postawił sprawę tak :

« Nie ma żadnej różnicy między wrzucaniem zdjęć dziecka na bloga, a wrzuceniem ich na Facebooka. »

W dobie internetu nie ma mowy o prywatności. Począwszy od momentu kiedy mamy konto na Facebooku i coś osobistego na nim publikujemy. To zostaje w sieci. Oczywiście zastanawiałam się czy moje dzieci kiedyś w przyszłości nie będą miały o to do mnie żalu. Bo koledzy z klasy dorwą się do tych beztroskich fotek i bezceremionialnie wyśmieją.

Ale w pewnym sensie moi starsi synowie mają do mnie żal, że nie mają żadnych zdjęć z okresu wczesnoprzedszkolnego. Nie dlatego, że tych fotek im nie pstrykałam. Pstrykałam, może nie tyle co dzisiaj. To była epoka pierwszych fotek robionych komórką. Tradycyjne aparaty fotograficzne wyszły już z użycia. Ja jeszcze nie byłam ani « zfacebookowana », ani zblogowana. Co więcej nie miałam nawet swojego laptopa. Wszystkie zdjęcia beztrosko przechowywałam na mojej nowoczesnej (i w moich oczach wszechstronnej) komórce. Tak, zachłysnęłam się tym “krzykiem techniki” i ślepo wierzyłam w jego « nieomylność ». Oczywiście mgliście planowałam posegregowanie, poporządkowanie fotek, przeniesienie ich na twardy dysk domowego komputera, a może nawet wydrukowanie niektórych z nich. Tylko cały czas odkładałam to na później. Wierzyłam, że pewnego pięknego dnia to zrobię. Niestety. Zanim ten piękny dzień nastąpił komórka wyzionęła ducha, a z nią bezpowrotnie przepadły wszystkie fotki moich dzieci.

opaska na włosy dla dziecka

Morał : warto pomyśleć o robieniu kopii zapasowych (czegokolwiek), czy to w wersji komputerowej, czy to papierowej.

Ironia losu jedyne zdjęcia, które ostały mi się z tego okresu, to te które znajomy opublikował na swoim Facebooku.

Nie darmo inwestorzy giełdowi mówią, by nie trzymać wszystkich jajek w jednym koszyku. Warto dywersyfikować inwestycje, rozwiązania i metody przechowywania zdjęć. I mieć je:

W wersji tradycyjnej – papierowej. Fajny post na ten temat znajdziecie u Izy z bloga Fragmentator

A gdyby wydarzył się scenariusz z serialu Revolution. Czy ktoś jeszcze zna i tak jak ja uwielbia ten serial ?

Fotki można przechowywać na dysku twardym komputera (łatwiej je odzyskać niż z komórki, gdyby … komputer wyzionął ducha).

Można przechowywać je w sieci: Są specjanie opracowane w tym celu rozwiązania jak: Photobucket Flickr czy Imageshack. Ale jest też stary dobry Facebook, Instagram, czy Pinterest. Kiedyś miałam na nim (na Pintereście) sekretny board z prywatnymi fotkami.

Rozważyłam wszystkie za i przeciw. Codziennie robię astronomiczne ilości fotek (sporo w nich odpadów, ale jestem chomikiem, żal mi je kasować, bo przecież ulotna chwila z przeszłości już nigdy nie wróci).

Dodawanie fotek na bloga mobilizuje mnie do ich regularnej selekcji i robienia w nich porządku. Mam nadzieję, że w przyszłości ja sama i moje dzieci z przyjemnością wrócimy do tych zdjęć. Choć nie wykluczam, że jeżeli będzie to źródłem problemów, po prostu je uprywatnię.

opaska na włosy dla dziecka

Weekendowe DIY.

A teraz już prościutka opaseczka na szydełku dla małej dziewczynki. Trochę kiczowata, ale w tym wieku (0-5 lat) im większy kicz, tym większy odjazd, tym większa radocha. Pamiętam z własnego dzieciństwa.

Opaska składa się z 4 elementów (3 kwiatki plus opaska) wykonanych osobno. Szydełko 4 lub 4,5.

Jeden duży kwiatek.

Rządek pierwszy : łańcuszek z 6 oczek, zamykamy go w kółko oczkiem ścisłym zamykającym.

Rządek drugi : 3 oczka łańcuszka, 1 słupek, 3 oczka łańcuszka, 1 oczko ścisłe zamykające (mamy pierwszy płatek). Powtarzamy 4 razy. Razem daje to 5 płatków.

Dwa mniejsze kwiatki (każdy wykonany osobno)

Rządek pierwszy : 6 oczek łańcuszka, zamykamy go w kółko za pomocą oczka ścisłego zamykającego.

Rządek drugi : 2 oczka łańcuszka, 1 półsłupek, 2 oczka łańcuszka, 1 oczko ścisłe zamykające (pierwszy płatek). Powtórzyć jeszcze 4 razy (razem 5 płatków).

Opaska.

Robimy łańcuszek odpowiadający obwodowi głowy dziecka, o nieparzystej liczbie oczek.

Drugi rządek : wbijamy słupek w czwarte oczko łańcuszka, 1 oczko łańcuszka, przeskakujemy jedno oczko, 1 słupek w następne oczko, powtarzać ten motyw przez całą długość. Połączyć 2 końce w opaskę, dodać kwiatuszki. Gotowe.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

 

 

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(23) Komentarze

  1. Wiesz co? Też ostatnio zastanawiałam się, czy dodawać fotki syna mego. No i miałam nawet wyrzuty sumienia, że trochę się ich pojawiło. W sumie przecież nie wiem, jak za jakiś czas młody na to zareaguje. Jednak tak jak mówisz, facebook to taki sam internet jak blog. Mały często mówi: “mamo, weź zrób zdjęcie i wrzuć na “fejsa” 🙂 Zobaczymy, co powie za 10 lat…

    1. Wiesz, ja tez mam wyrzuty sumienia, chyba bardziej ze wzgledu na bezpieczenstwo dzieci. Nawet zaczelam usuwac czesc fotek, ale niektorych nie mam czym zastapic. To trudny temat i spory dylemat dla rodzicow, choc niektorzy nie mają z tym problemu. Pozdrawiam serdecznie Beata

      1. Pogubiłem się z disqusem ale na mailu masz propozycję rozwiązania problemu 🙂

      2. Tak, ja to zauważyłam 😉 Niektórzy bezceremonialnie wrzucają fotki dzieciaków z widocznymi genitaliami.. No ja rozumiem, że dziecko jest małe, ale w internecie nic nie ginie. Za kilka lat ktoś pobierze fotkę tego chłopca/dziewczynki i przyczepi na tablicę ogłoszeń w szkole -_- No przecież i takie rzeczy się zdarzają. Mamy trudne zadanie, bo musimy przewidywać różne scenariusze. Teraz wszystko tak szybko się zmienia, że nawet nie mamy pojęcia, co może się wydarzyć…

  2. napiecyku says:

    Dzieci na blogu, to trudny temat. Z jednej strony blogi z maluchami lepiej się sprzedają, z drugiej nigdy nie wiemy, czy dzieci kiedyś to zaakceptują. Mam Makóweczki na fb, ale nie rozumiem fenomenu tego bloga. Za to Twoje dzieci są fantastyczne, najmłodsza ma rzęsy jak firanki <3

    1. Gosiu dziekuje, ale chyba te wszystkie zdjęcia dzieci pozdejmuje i zastąpie czymś innym. Makoweczki odkryłam niedawno i zauroczyly mnie pelne madrosci teksty o wychowaniu dzieci. No i tamtejsze fotki sa ekstra. ale ja osobiscie mam dylemat moralny i moralnego kaca. Pozdrawiam serdecznie Beata

  3. Mam podobne dylematy odnośnie fotek moich dzieci. Na razie oni sami wybierają co mogę dodać, a co nie. Chciałabym czasami się nimi pochwalić, ale zwyczajnie się boję. Ostatnio udostępniłam zdjęcie urodzinowe młodszego synka. I chociaż sam je wybrał i zaakceptował to jednak do tej pory biję się z myślami czy dobrze zrobiłam. Twoje Skarby są śliczne, te oczęta jak malowane. Opaska urocza 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂

    1. Wiesz ja tez biję się z myślami i zerwałam się o 4 tej na ranem, by powyrzucać z bloga wiele fotek dzieci, ale niektórych poki co nie mam czym zastapic, wiec jeszcze sobie pozostana, albo pokasuje całe wpisy. Pozdrawiam serdecznie Beata

  4. Piękna opaseczka. Ja powiem ci moje zdanie. Mam taką żelazną zasadę dmuchania na zimne i nigdy nie posunę się do umieszczenia zdjęć dziecka na blogu czy gdziekolwiek w sieci, gdyż za dużo mogę stracić. Mogą być wyśmiewanki, pedofile, porwania. Prywatnie jestem osobą bardzo ostrożną, dlatego czytelnicy mojego bloga dopiero niedawno poznali moją płeć. Nie lubię mówić o sobie. Wolę pozostać w cieniu. Dla mnie treść bloga jest najważniejsza, a nie życiorys autora. Jednak osobiście lubię czytać blogi takie jak twój, bo ja nigdy bym nie wykorzystała poznanych informacji wbrew drugiemu człowiekowi, ale w necie są też i źli ludzie, więc ja bym nie ryzykowała. Jednak tak, jak mówię: ja jestem nazbyt czujna i przewrażliwiona, więc nie musisz kierować się moim zdaniem 😉

    1. Chyba przychylę się do tej zasady dmuchania na zimne i wyczyszcze te fotki. Tylko, że część wpisów będzie musiała zniknąć. Pozdrawiam serdecznie Beata

      1. Ehh z jednej strony mam wyrzuty sumienia za swoją wypowiedź, ale ja po prostu boję się o twoje dzieci. Jestem na tym punkcie bardzo wrażliwa i cudza krzywda mnie bardzo boli.

      2. Piękne to te moje dzieła nie są ale może Was, Istoty Bardziej Uzdolnione Graficznie, natchną do delikatnego rozmazywania obszarów zdjęć – takie “anonimizowanie”. Też mam wyrzuty sumienia po swoim wpisie, a tu może rozwiązanie bazujące na programach dostępnych “online” 🙂
        http://bwotr.pl/mysli/blogi-mysli/jak-zanonimizowac-fotografie/

  5. coraz czesciej mysle, ze powinnam napisac do Ciebie prywatnie!!!! pozdrowionka

    1. Napisz bardzo proszęą. Myślisz, że nie powinnam pokazywać dzieci? Sama mam moralnego kaca i zdecydowałam się wyczyścić bloga z tych fotek. Pozdrawiam serdecznie Beata

  6. Monika Wersty says:

    Też mam taki dylemat. Tyle, że u mnie wypowiedział się tatuś dziecięcia i stwierdził, że woli żeby się nasza córa po internecie nie pałętała. Teraz jak wrzucam zdjęcia Malutkiej to raczej buziaka nie widać, albo tylko troszkę, a na facebooku nie ma jej już wcale 🙂

  7. A ja nie wrzucam fotek dzieci do internetu. Moje fotki i tak są dostępne w necie dla każdego, z racji hobby. Ale dziecięce – nigdy. Właśnie ze względu na bezpieczeństwo dzieci. Pisałem kiedyś o dziwnym dla mnie fenomenie oklejania aut naklejkami z imionami dzieci: http://bwotr.pl/zza-kierownicy/otagowane-dzieci/ . Z fotkami na blogu jest podobnie. 99,99% zachwyci się blond włoskami pociechy ale ten 1 promil mnie osobiście niepokoi. To jest trochę tak jak z zabezpieczaniem auta – prościej złodziejowi ukraść słabiej zabezpieczony pojazd, który do tego ma naklejkę firmy montującej alarm.
    Przykład z życia? Kilka lat temu do koleżanki w centrum miasta podszedł nieznajomy ponury typ. “Cześć Olu, bardzo mi się podobasz, cieszę się, że cię spotkałem”. Miała na tyle przytomności umysłu, że kontynuując “miłą” rozmowę wyciągnęła z rozmówcy skąd ją zna. “Widział na zdjęciach u wspólnego kolegi na portalu NK”. Jakoś skończyła rozmowę, dobiegła do domu i wykasowała jak leci FB/NB. Więc wrzucać fotki dzieci, OK ale 10 razy się zastanowić nad celem takiej wrzutki. Do tego wśród własnych znajomych obserwuję totalne otwarcie profili na portalach. Zdjęcia widzą wszyscy. A oni uważają, że jeśli mają 10 znajomych to tylko ci znajomi widzą zdjęcia z imprez czy wakacji. Cóż… Rozpisałem się 😉

    1. Mnie tez ten 1 promil niepokoi, dlatego zerwałam się w środku nocy, by pokasować sporą część fotek. Pozdrawiam serdecznie Beata

      1. Z jednej strony to jesteś w dobrej sytuacji, bo w innym kraju :), tam mało kto j. polski zrozumie, z drugiej… Chyba bezpieczniej zdjąć… Miłego dnia i całego tygodnia. Pozdrawiam z poniedziałkowym uśmiechem 🙂

  8. Młode mamy na przykład na Facebooku wrzucają hurtowe ilości fotek swoich pociech, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Oczywiście nie każdy musi być napadnięty czy porwany, ale taka beztroska panująca w sieci jest łakomym kąskiem dla szemranych typów. Wyciągając wnioski, ja jestem za tym, aby wrzucać na bloga takie zdjęcia (dzieci czy nawet osób dorosłych), które nie pokazują twarzy.

  9. Tematyka Twojego posta w 100% trafia w moje ostatnie rozterki… Aż się zastanawiałam, czy nie zamknąć bloga z tego powodu. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkim podoba się wrzucanie zdjęć dzieci do internetu, czy to na fb czy na bloga, ale, rany, wykolejeńcy są wszędzie, jakbyśmy miały patrzeć na ten temat w ten sposób, to trzeba by było nie wychodzić z domu z dzieciakami. Konwencji bloga nie zmienię, ale znacznie ograniczę ilość zdjęć Mai wrzucaną na stronkę… Twoje dzieciaki są urocze! I bardzo urozmaicają Twojego bloga 🙂 A propos umierających komputerów… Ostatnio spalił mi się dysk. Straciłam wszystkie zdjęcia i dane z okresu 15 lat – wielki ból! Róbcie kopie zapasowe! Pozdrawiam 🙂

  10. Staram się unikać wstawiania fotek, choć i tak wpisując swoje nazwisko w googla, natychmiast wyskakuje fotka (ta obok) Nie ukryjesz się przed światem 😀 Dzieci kicz uwielbiają. Jak słyszę od Małej Marysi, że coś ma być “lózowe” dostaję wysypki. 😉

  11. KRZYSIEK Z MISJĄ says:

    Przede wszystkim jestem zachwycony opaską! Mogę jedynie żałować, że nie posiadłem tej tajemnej sztuki szydełkowania i nie stworzyłbym nawet szalika ; ) Mam nadzieję, że uda mi się przekonać którąś z babć by zrobiła takie małe cudo : ) Co do tematu przewodniego, czyli publikowania zdjęć pociech w internecie, myślę, że po prostu trzeba być ostrożnym. Każdy z nas ma w sobie jakąś cząstkę natury ekshibicjonisty. Lubimy eksponować swoje szczęście, a czym jak nie największym szczęściem są nasze pociechy? Trzeba jednak pamiętać, że niekoniecznie każdy (jak pisał wcześniej Bookworm), do którego trafi zdjęcie naszego szkraba, odbierze je tak, jak odbierane być powinno. Wierzę, że tego typu sytuacje są tak znikome, że nie stanowią większego zagrożenia, jednak ‘’przezorny zawsze ubezpieczony’’. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy coraz popularniejszym problemem są tzw. wirtualne porwania, o których wspomniałem na swoim blogu. Zapraszam w tym temacie do siebie – http://www.simed.pl/blog/wirtualne-porwania-%E2%88%92-jedynie-wirtualne-zagrozenie/ – i pozdrawiam gorąco : )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *