Na uroczej korsykańskiej plaży (raptem kilka tygodni temu) w tłumie seksownych bikini, kąpała się kobieta w burkini. Burkini, czyli szczelnie okrywająca całe ciało i głowę – wersja kostiumu kąpielowego dla muzułmanek.
Czy to nieostrożny turysta fotografując zapierający dech w piersiach korsykański krajobraz, nieopacznie wycelował swój obiektyw w kobietę w burkini. Czy to wycelował celowo, spragniony egzotycznych wsponień ze swoich europejskich wakacji. Było, nie było wycelował.
Co mocno nie spodobało się towarzyszącym pani w burkini – panom. Ci dość agresywnie potraktowali niefortunnego fotografa. Na widok czego krew zalała obserwujących całe zdarzenie rdzennych mieszkańców korsykańskich plaż. Ci rzucili się w wir bijatyki w obronie szykanowanego turysty. Pewnie cały indcydent nigdy nie trafiłby na pierwsze strony francuskich gazet, gdyby. I tu tych gdyby jest kilka.
- Gdyby podobne indcydenty dotyczące burkini nie powtórzyły się na innych francuskich plażach tego lata.
- Gdyby kilku zapobiegliwych merów, łapiąc należne sobie 5 minut medialnej sławy, nie zakazało burkini na podległych sobie plażach.
- Gdyby kilku długowzrocznych polityków w przebłysku powakacyjnego geniuszu nie wypatrzyło w tym okazji dla siebie, by zaistnieć w mediach i nie stanęło w obronie uciemiężonej burkini. Bo było nie było, zakaz burkini to zamach na nasze wolności osobiste.
- Gdyby burkini nie było wierzchołkiem góry lodowej. I tu jest cały pies pogrzebany.
Francja coraz bardziej polaryzuje się. Są dzielnice, gdzie obowiązują inne normy obyczajowe, inny dress code. Czego wyrazem jest burka, burkini, czy dżelaba. Niby różne kultury ze sobą współistnieją. Ale w praktyce – jedna bardziej agresywna – pożera inne.
Bo jak idealistycznie nie wyglądałoby multikulti, czyli współistnienie różnych kultur i różnych wyznań w tej samej czasoprzestrzeni. Nawet jeżeli w teorii multikulti poszerza horyzonty, uczy wyrozumiałości, tolerancji, otwartości na drugiego człowieka i ogólnie: ubogaca. W praktyce to wcale tak idealnie nie funkcjonuje.
To trochę jak komunizm. Pięknie przedstawia się na papierze. Górnolotne slogany, braterswto, równość. A w praktyce puste sklepowe półki, kombinowanie jak koń pod górkę, czyli po prostu homo sovieticus. Podobnie jak multikulti nie współgra z ułomoną naturą ludzką. No dobra może to człowiek zawodzi. Może po prostu człowiek nie potrafi czerpać z bogactwa multikulti. Więc bierze tylko to, co złe.
A samo multikulti złe nie jest. Miałoby wiele do zaoferowania. O ile mieszające się ze sobą kultury, nauczyłyby się harmonijnie współżyć. A nie jak we Francji, gdzie multikulti prowadzi do stopniowej islamizacji obyczajowej coraz większej części społeczeństwa. Kiedy to jedna kultura pożera drugą i narzuca swoje normy obyczajowe i swój dress code. Bo w praktyce to tak wygląda.
W pewnych francuskich dzielnicach, na przedmieściach większych aglomeracji, kobieta niezależnie od pochodzenia i wyznania, nie wyjdzie na ulicę bez obowiązkowej woalki. Z obawy, że zostanie potraktowana jako dziwka. A spódnica (przynajmniej taka dobrze skrojona i dopasowana do figury) jest postrzegana jako zło. To wyzywający symbol kobiecej seksualności. Tylko przepraszam, czemu jest winna spódnica, że ktoś ma kosmate myśli?
Na tych samych przedmieściach młodzi ludzie nie mają zbyt wielu perspektyw. O ile jeszcze kilka lat wstecz matki obawiały się, że ich dziecko zostanie pospolitym przestępcą. Dzisiaj ta obawa na pierwszym miejscu dotyczy czegoś innego. Tego, że dziecko zostanie islamistą. To tu (i nie tylko tu) islamiści werbują młodych, podatnych ludzi za pomocą sprawnie przeprowadzanego marketingu internetowego.
Rdzenni Francuzi z niemałym zdziwieniem odkrywają, że w szeregach Państwa Islamskiego (i innych islamskich frakcji w Syrii) walczą ich współrodacy (o jak najbardziej europejskich korzeniach). Młodzi Francuzi z przemieści, na których panuje wszechobecny brak perspektyw. Przekabaceni na islam. Przecież, kiedy wpadniesz między wrony, musisz krakać tak jak one.
Burkini i bikini, czyli multikulti na plaży.
Ale miało być o burkini i bikini. Burkini, czyli wersja kostiumu kąpielowego dla muzułmanek, szczelnie opatulająca ciało z wbudowaną woalką na głowę. Ostatnio przebojem wdarła się do francuskich mediów. Wzbudza sporo kontrowersji tego lata we Francji.
Bikini chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Bikini też swego czasu, była postrzegana jako zamach na obowiązujące normy obyczajowe. Była opluwana, zanim całkowicie się przyjęła na plaży.
Żadna szanująca się modelka 70 lat temu (bo tyle już liczy sobie bikini) nie chciała zaprezentować na sobie bikini. Ta niewdzięczna rola przypadła francuskiej streaptizerce Micheline Bernardini, której subtelne kształty w ten sposób przeszły do historii.
Dzisiaj ta stateczna, choć nadal tak samo skąpo (i to coraz skąpiej) ubrana dama, już nikogo nie razi. Przyjęła się w naszej szerokości geograficznej.
Co innego burkini. Wyobraźcie sobie tylko plażę, na której burkini harmonijnie miesza się z bikini. Burkini zakrywająca co się da. Bikini odkrywająca. Wszyscy dobrze się bawią. Razem. Istna sielanka. Tylko multikulti tak nie działa.Czasami tylko tę harmonię przerywa drobny incydent.
Czy burkini przyjmie się na francuskich plażach i wyprze z nich bikini? Tego się obawiam. Tak jak w niektórych dzielnicach przyjęła się burka (muzułmańska woalka całkowicie okrywająca ciało), która bezkompromisowo wyparła stamtąd mini.
Póki dotyczy to tylko pewnych dzielnic, to zjawisko, ten problem można zamieść pod wycieraczkę. Ale taka sytuacja będzie narastać. Nie ma odwrotu. Po prostu już jest za późno.
Bo Francuzom już nie uda się zaasymilować tych kilku (a może nawet kilkunastu – nikt nie odważa się już przeprowadzać pełnych statystyk) milionów muzułmanów o afrykańskich korzeniach. Których dzisiaj liczy sobie Francja. Już nie uda się Francuzom przerobić ich na swoją modłę obyczajową. Raczej będzie na odwrót. Nie uda się również dlatego, że nigdy (nawet wtedy, gdy ta asymilacja jeszcze była możliwa) nie chcieli dać szansy przybyszom mającym inny kolor skóry i inne wyznanie.
Imigranci : wyrzućcie ich lub przychylcie im nieba. Od razu. Bo trzeciej drogi nie ma.
Zróbcie to zanim zamkną się w niedostępnych gettach. Bez perspektyw. Istne “no man’s land”.
Francuzom może wydawało się, że rezerwując dla siebie lepsze miejsca pracy i lepsze dzielnice, upychając nowo przybyłych emigrantów w budowanych na tę okazję gettach, zabezpieczają swoją przyszłość. Nic bardziej mylnego. Budzą się dopiero teraz, gdy w całej okazałości wypływa wierzchołek góry lodowej.
Ten wpis nie ma morału. Bardzo chciałabym wierzyć, że multikulti jest możliwe. Tak jak idealistycznie wierzyłam w to jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu. Zanim przyjechałam tu, zobaczyłam, przeżyłam. Odczułam na własnej skórze realia francuskich przedmieści. Dzisiaj w tym temacie trudno mi być optymistką.
Pozdrawiam serdecznie
Beata
Multikulti. W teorii wszystko wygląda pięknie. Jednak nawet najwięksi idealiści muszą chyba przyznać, że wydarzenia jakich jesteśmy świadkami przez ostatnie lata potwierdzają, że Multi kulti nie ma szans na istnienie. Na pewno istnieje cześć ludzi, którzy widzą możliwość współistnienia obok siebie różnych kultur jednak istnieje zbyt duża gruba osob, którym zależy jedynie na narzucaniu innym swoich zwyczajów, swojego punktu widzenia i stylu życia. Czy jest na to jakiś sposób? Nie wiem. Nie ośmielam się nawet krytykować rządów za to jakie podejmują działania bo temat jest niezwykle trudny i nie ma tu złego środka.
Multikulti nigdy nigdzie się nie udało (Tak, nawet w wielce tolerancyjnej Polsce w XVI, jak jak to niektórzy twierdzą – wcale nie było tak różowo) bo zawsze jedna kultura wypierała inną. Tak to już jest, że nie da się połączyć wody z olejem. To przybysze mają się dostosować do panujących reguł, jeśli chcą żyć w danym kraju, a nie krzyczeć o rasizmie i dyskryminacji – nie podoba się – wracaj do domu. To samo tyczy się nieznającego angielskiego Polaka jadącego po zasiłek, jak i wyznawcę islamu przerywające pracę na modlitwę w laickiej Francji. Dla mnie to absurd.
Tak to jest jak oszołomi chcą tworzyć / już w znacznym stopniu to istnieje/ model kulturowy, którego historia świata nie znała.Wszelkie działania rządów / wiadomo jakich m.in. Francji/ mające na celu wdrażanie ideologii multikulti, skazane są na niepowodzenie, z fatalnymi skutkami dla rdzennej ludności.
Ktoś kiedyś powiedział: Życie nie znosi próżni.. na miejsce jednej religii wchodzi druga, na ogół bardziej agresywna. Europa Zachodnia odcinają się od swoich łacińskich korzeni, odrzucając je dla górnolotnych lewackich haseł: wolności, równości, tolerancji.. sama sobie to zgotowała. Jak odrzucasz swoje korzenie, swoje dziedzictwo to nie dziw się potem, ze zaproszeni przez ciebie goście cie nie szanują, wykorzystują twoje słabości i w końcu narzucają swoje normy… to mamy teraz z w Europie Zachodniej i to nam chcą siłą narzucić w Polsce.
Multikulti mogłoby się sprawdzić, kiedy imigranci i autochtoni nie popadali by w skrajności w obronie swojej wiary i kultury. Mam nadzieje, że to kiedyś wyjdzie. Powinno być tak, że przybywający do danego kraju dostosowują się do tubylców i nie narzucają swojej kultury, ale niestety tak się nie da.
Twoje spostrzeżenia sa trafne.Myślę podobnie . Teraz w imię multikulti pozwala sie na wiele aż dojdzie do momentu w ktorym jedna kultura wyprze inne. Wtedy -tak sadze- nie będzie juz takiej tolerancji do odmienności.
Sama jestem osobą dość otwartą na inne kultury, znam trochę zagranicznych studentów ze względu na to, że działam w organizacji związanej ze Erasmusami. Choć ludzie, których poznałam są naprawdę świetni to nie jestem wielkim zwolennikiem multikulti. Osoby, które poznałam szanowały naszą kulturę nawet jeśli ich własna kultura i wyznanie znacznie się różniły od naszej (do Krakowa przyjeżdża sporo Turków) jednak wiem, że wiele osób, które przyjeżdżają do Europy już nie są tak otwarte na nową kulturę w której przyjdzie im żyć.
W Polsce nigdy nie było prawdziwego komunizmu.
A co było?
Raczkujący powoli socjalizm.
Z kapitalizmem jest to samo. Niby piękna idea – wolna przedsiębiorczość, wielkie możliwości, obfitość dóbr, wolność. Z drugiej strony 1% bogaci się kosztem mniejszości, silniejszy wypiera słabszego, dzika konkurencja, oszustwa finansowe, bezrobocie, wyzysk, nierówności, zyski ponad ludzi, wolność jest tylko ułudą skoro o każdym aspekcie naszego życia decyduje “rynek”. Oba systemy z ludzką ułomnością warte siebie.
Multi-kulti to nazwa rodzaju polityki. Miała ona polegać na tym, że poszczególnym grupom nikt nie każe się asymilować, oni mają swoje zasady, swoje prawa, wszyscy ładnie sobie żyją u siebie. Jak słodko. Model ten próbowano wprowadzić w Holandii zdaje się. We Francji miało być inaczej, mianowicie wszyscy mieli to samo prawo. W obu krajach porażka. Więc przyczyną nie jest multi-kulti tylko nadmiar ludzi, którzy nie chcą się dostosować do miejsca, w którym są.
Bardzo się cieszę, Beata, że poruszyłaś kwestię radykalnych islamistów. Teraz wiem od pierwszej ręki, jak to wygląda we Francji. Myślę bardzo podobnie do Ciebie. Mam wiele obaw co do przyszłości niektórych krajów Europy…
Z przyjemnością przeczytałam artykuł. Świetne spostrzeżenia, myślę, że masz niestety dużo racji. Pozdrawiam
Mam podobne zdanie na ten temat. Twój tekst jest wręcz genialny.
Ja jestem zwolenniczką powiedzenia : “When in Rome do as Romans do” i to tyle w tym temacie;).
Uwielbiam poznawać nowych ludzi, a zwłaszcza tych z innych zakątków świata.
Poznawać ich historie, stykać się z ich zwyczajami, tradycjami, kulturami… To bardzo ciekawe doświadczenie, które ma na mnie samą ogromny wpływ, wewnętrznie mnie ubogaca.
Mimo to, od Muzułmanów trzymam się jak najdalej, bo w moim odczuciu – i podejrzewam, że wielu innych osób, które miały choćby cząstkową styczność z Koranem – Islam nie jest religią.
To ogromnych wymiarów sekta, która już od najmłodszych lat wypacza swoim wyznawcom spojrzenie na świat i na innych ludzi. Jest pełna agresji, nawołuje do zabijania, gwałcenia, poniżania, kazirodztwa, pedofilii, zoofilii, i wielu innych patologii. Dlatego uważam, że – mimo całego współczucia dla dzieci i zwierząt, które najbardziej na tym cierpią – Muzułmanie powinni zostać na swojej ziemi, i żaden kraj europejski nie powinien przyjmować ich na swój teren, bo z osobami tego typu rzeczywiście żadna wielokulturowość nie ma najmniejszych szans na powodzenie.
Nie jestem zwolenniczką rządów Władimira Putina, ale bardzo podają mi się jego słowa o emigracji, w których uświadamia, że każdy przedstawiciel mniejszości, jeżeli chce żyć i pracować w Rosji, powinien mówić po rosyjsku i przestrzegać rosyjskiego prawa. Uprzedza, że Rosja nie będzie tolerowała braku szacunku dla swojej kultury, ponieważ postępując inaczej, doprowadziłaby do samobójstwa kulturowego, jakie ma obecnie miejsce w Ameryce, Anglii, Holandii czy Francji, gdzie Muzułmanie przechwytują władzę.
Myślę, że każdy kraj powinien wziąć sobie te słowa do serca, zresztą tak samo jak każdy emigrant, bo to nie jest równoznaczne z porzuceniem swoich wierzeń, tradycji, zwyczajów i kultury. To są podstawowe zasady życia na obczyźnie w pigułce.
Myślę, że wtedy byłaby szansa na spokojny byt w kulturze multi-kulti.
Mocne słowa jak na wszechobecna poprawność polityczna. Ale przyznaje ze zgadzam się z dużą częścią twojej wypowiedzi. Globalizacja, dzisiejszy tak niby-otwarty świat ostatnio coraz bardziej przestrasza…
Muszę Ci przyznać bardzo szczerze, że mam do Ciebie wielki szacunek za takie wpisy. To jest po prostu Zdrowy Rozsądek – coś, co w dzisiejszym ideologicznym zacietrzewieniu umarło w Europie.
Z drugiej strony – w dzisiejszych czasach możesz sobie czymś takim zablokować drogę do bycia w mainstreamie blogosfery, gdybyś chciała kiedyś na blogu porządnie zarabiać i w ogóle go “sprofesjonalizować” do tych wszystkich współprac z markami itd…
Ja sam miałem pomysł na to, żeby zamieszkać na kilka dni w Blackburn i napisać coś w rodzaju reportażu. Anglicy, których było stać, dawno uciekli, 90% uczniów to muzułmanie, ponad 50 meczetów w małym mieście, kościoły likwidowane, Policja nie ma wstępu do niektórych dzielnic, rządzą dekrety imamów – m.in. ostatnio kobietom w Blackburn nie wolno wyjeżdżać poza miasto.
Byłem też w Paryżu w jednej z “tych” dzielnic, nie wiem dokładnie w jakiej, bo poprowadziła mnie nawigacja kiedy nawalał mi samochód.
Byłem również w Calais, widziałem wiele, kiedy czekałem na prom.
Widziałem w angielskim szpitalu rękę kobiety poparzonej kwasem.
Rozmawiałem też kilka razy z młodymi muzułmanami, którzy bez ogródek opowiadali mi, jaka przyszłość nas wszystkich czeka.
Darowałem sobie pomysł i reportaż. Niestety, jest już za późno. Za 10-15 lat Europa będzie NIE DO POZNANIA. I wtedy wszyscy wrócimy do Naszej Kochanej Polski 🙂
To o czym Ty napisałaś to nie jest multikulti, to jest separatyzm religijny, bo nawet nie kulturowy. Powstał on w wyniku tzw. poprawności politycznej (o którą z dumą walczyli dumni chrześcijanie, a walczyli z sekularyzacją jakoś od XVII wieku). Czego przyznam się nigdy nie rozumiałem, jeżeli jedziesz gdzieś gdzie jesteś gościem zachowujesz się zgodnie z zasadami gospodarza. Ale być może, to wynika ze wstydu narodów postkolonialistów za krwawe zapędy ich antenatów. Ale olać to. Jestem zdania, że jeżeli w państwach muzułmańskich dziewczyna z Francji nie może opalać się topless, to tym samym dziewczyna z np. UAE nie może paradować w burkinii. Nie wiem co się dzieje z laickością Francji, ale merzy dobrze zaaregowali. To tak jakby na plaży nudystów pojawili się ludzie w ubraniu.
To nie winna innej kultury, a gospodarza, który pozwala, że gość może robić co mu się żywnie podoba. Ludzie, którzy z jakiegoś powodu stali się imigrantami muszą się asymilować. To samo dotyczy Syryjczyków, jak i Polaków na obczyźnie.
Ja się z wieloma założeniami nie zgadzam. Uważam, że wiele tych zjawisk jest absolutnie niezależnych od wyznania czy koloru skóry a są po prostu zjawiskami społecznymi, które występują tak samo u nas. Nawet odnosząc się do niefortunnego zdjęcia pani w burkini. Ile razy ja byłam świadkiem, jak partner agresywnie reagował bo “ktoś się gapił” na “jego kobietę”. W Polsce, żeby nie było. Jakbyśmy nie patrzyli najbardziej zawsze śmierdzi na cudzym podwórku… BDW ja odczułam na własnej skórze realia polskich blokowisk. Gdzie awantury za ścianą były na porządku dziennym, gdzie pani w kiosku miała regularnie lajpo pod okiem i gdzie wracając po ciemku miałam gaz w kieszeni. Żadne multikulti, sama Polska
Niech zgadnę: ci bijący to mężni, polscy mężczyźni walczący o dobro kobiet przed uchodźcami……………
…
Nie chcę nikogo urazić, ale niestety religia (islam, chrześcijaństwo, w naszym przypadku katolicyzm) niewiele ma wspólnego z szacunkiem wobec kobiety. Najbardziej to oczywiście widać w islamie, ale pamiętajmy, że ten był na początku sektą wyrosłą z chrześcijaństwa.
Z założenia multikulti to fajny pomysł, pod warunkiem, że wszystkie strony są tolerancyjne. Że chcą się od siebie uczyć nowych rzeczy i chętnie ze sobą współpracują. Niestety, w obecnym wydaniu, wygląda to tak, że muzułmanie mają glejt na wszystko, natomiast pozostali są zmuszani do akceptacji wszystkiego bezrefleksyjnie. Efektem tego są pogłębiające się podziały, śmieszne zakazy i nakazy na zachodzie Europy oraz coraz większa radykalizacja niektórych środowisk, które nie chcę się na to godzić. Mnie osobiście strasznie nie podoba się fakt, że to ja, muszę się nagnać (i to nawet bardzo) do ludzi, którzy przyjeżdżają do nas z długą listą roszczeń, nie dając w sumie nic w zamian.
Bardzo mądre spojrzenie na całe zjawisko “multikulti”!
To mnie właśnie przeraża – że ta ich kultura wkracza w nasze życie, rozprzestrzenia się i nie daje nam miejsca na nasze zwyczaje. To, że oni jako goście w Europie nie potrafią dostosować się do panujących tutaj zasad, tylko epatują swoimi roszcząc sobie prawo do tego, by zmieniać je pod swoją modłę. Niestety czasy są trudne, wielu ludzi nie radzi sobie w panującej rzeczywistości, która ich przerasta i takie jednostki są podatne na radykalizmy i skrajności. A stamtąd juz do terroryzmu tylko krok.
Wygląda na to, że multi-kulti jest tylko dla ludzi myślących, pełnych empatii, którzy nie zawracają sobie głowy wkurzaniem się i wyładowywaniem agresji tylko dlatego, że ktoś obok jest inny. Tacy dla których najważnejszą wartością jest poprawa jakości życia. Skoro się nie sprawdza czyżby to znaczyło, że większość populacji to idioci i egoiści? Jak to określasz – ułomna ludzka natura. Z drugiej strony czy pokój na świecie, współpraca zamiast konkurencji, sprawiedliwe prawo czy równy podział dóbr też nie są przypadkiem dla ludzi myślących? Myślę, że pozostaje nam jedynie być takim, jakim chcielibyśmy by był świat w naszym najbliższym otoczeniu, wzajemnie. Nawet w obrębie własnej rodziny. Bo moja stara się to budować od kilku lat. Przynajmniej to pociesza że w obrębie tak małej komórki jesteśmy się w stanie lepiej dogadać i koogzystować niż wielomilionowe społeczności chcące się wyprzeć.
Dorota, trzymam kciuki, mnie po prostu przeraza to, co dzieje sie we Francji, ale tu bledy popelniono wiele lat temu nie dajac ludziom szansy na asymilacje i udajac przez lata, jakoby nie bylo zadnego problemu. Pozdrawiam serdecznie Beata
Niestety ale dzieje się tak bo pewne państwa na to zezwalają. 🙁
Mieszkam od dwóch lat w Szwecji. Przyjechałam tutaj do pracy. I ze zgrozą, nie tylko ja, stwierdzamy że Szwecja to już nie Szwecja a kraj miodem płynący dla wszelkich tego typu osobowości z burkami, nieburkami, uchodźcami i wszelkimi innymi nieszczęśnikami, którym nawet się pracować nie chce i jasno o tym mówią. Bez skrępowania chodzą po zapomogi, mają pierwszeństwo wszędzie. A kiedy sama miałam kilka spraw urzędowych do załatwienia to trzeba było grzecznie czekać i broń Boże nie pyskować nawet jeśli się należało.
Nie jestem rasistką. Tak mi się wydaje ale krew mnie zalewa jak patrzę na co poniektórych i ich zachowania.
W pracy słyszę takie “hasła” za które w Polsce ci ludzie wylecieli by z pracy z hukiem. Tutaj nawet o tym nie mogę nikomu powiedzieć b to mi by się oberwało. 🙁
Kilka dni temu koledze ukradziono telefon i dokumenty. Wie kto ale policja rozkłada ręce. Wśród wskazanych był ten o krwi arabskiej. To wiele tłumaczy. Tych tutaj nie ruszają a wywyższają niestety.
Nie da się nie być rasitką. Nie tutaj. smutne ale prawdziwe. 🙁
Ciekawy post jesteśmy podobnego zdania, multikulti nie działa są i zawsze będą problemy…
To wyjątkowo trudny temat. Również w multikulti nie wierzę. I wina leży po obu stronach. Żadna nie jest i chyba nie będzie na tyle otwarta, by pójść na kompromis. Dzieli je zbyt wiele. Zbyt duża różnica w życiowej filozofii. Sama, osobiście nie wyobrażam sobie, by cofnąć się o krok w wolności, którą wywalczyły sobie Europejki. No po prostu nie do pomyślenia jest dla mnie, by nagle zacząć uważać siebie za mniej ważną od mężczyzny tylko dlatego, że jest mężczyzną.