VADEMECUM BLOGERA

Im więcej narzekamy, tym bardziej tracimy kontrolę nad swoim życiem i przekazujemy ją zewnętrznym okolicznościom.

DLACZEGO NIE WARTO NARZEKAĆ?

Postanowiłam przestać narzekać. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że 😪😪😪

Im więcej narzekamy, tym bardziej tracimy kontrolę nad swoim życiem i przekazujemy ją zewnętrznym okolicznościom.

Kiedy narzekamy – zamykamy się na szanse, po które moglibyśmy sięgnąć gdybyśmy przestali narzekać i zaczęli działać.

Tak, to dzieje się u mnie:

Narzekanie jest taką pułapką – łatwo w nią wpadam (tymbardziej, że jest ono takim trochę sportem narodowym – zarówno Polaków, jak i Francuzów). Ale wychodzę z niej w jeszcze gorszym humorze.

Dlatego…

Mam poczucie, że….

Narzekanie jest formą przerzucenia winy z samego siebie na zewnętrzne okoliczności,

na system, na to na czym świat stoi. Na to, co mamy jak na wyciągnięcie ręki. Na to, na co możemy zwalić winę i umyć od tego ręce. Na to wszystko, co nie pozwala nam osiągnąć tego, czego w głębi ducha pragniemy.

Narzekanie jest formą rozgrzeszenia, które pozwala trwać w bezpiecznej strefie komfortu i niczego w niej nie zmieniać. 😪😪😪😪

Tak, to dzieje się u mnie. Jestem ciekawa, czy Wy też tak reagujecie.

Narzekać jest wygodniej.

Jak nas wciągnie narzekanie. Jak ta teoria spiskowa – Narzekam, bo nic innego nie mogę zrobić, nic nie mogę zmienić. Ale jestem bez winy, bo winni są ONI….

Tyle, że narzekanie do niczego nie prowadzi.

Narzekanie staje się wyrazem bezsilności, przesiąkniętą frustracją – mieszanką obezwładniającą.

To ten moment, kiedy poddajemy się – przed czasem. Jeszcze nam na danej rzeczy zależy, ale już zaczyna brakować odwagi, wiary, motywacji do działania. Wtedy zostaje tylko narzekanie.

Narzekanie nie niesie w sobie rozwiązania.

Wręcz przeciwnie oddala nas od niego. Przestajemy szukać. Po co mielibyśmy to robić, skoro winni są inni, oni, system….?

To takie wewnętrzne przyzwolenie, by odpuścić sobie, kiedy jeszcze nam na danej rzeczy zależy. W przeciwnym razie byśmy nie narzekali. Gdyby nam nie zależało – machnęlibyśmy na to ręką. A tak dogorywa w nas ta wewnętrzna walka.

Antidotum na narzekanie jest działanie.

Człowiek, który działa z przekonaniem jest mniej skłonny ulec narzekaniu. Po co miałby narzekać?

I tak są ludzie (a może i całe narody), którzy narzekają i tacy, którzy biorą sprawy w swoje ręce. Trudno być jednym i drugim w jednym i tym samym momencie.

To trochę na zasadzie: spróbuj wykonać energiczny podskok, cały czas powtarzając: jestem przygnębiony.

Człowiek, który działa, jeżeli działa, jeżeli próbuje…., to znaczy, że jeszcze ma poczucie kontroli nad sytuacją. Dopiero, kiedy nieopacznie zacznie narzekać, sytuacja wymyka mu się z rąk. I przechodzi, tzn on przekazuje ją w ręce innych ludzi, czy spraw.

Wtedy tę kontrolę przejmują oni: system, okoliczności, ludzie. W obliczu których w swoim przekonaniu: on nie może zrobić już nic. Pozostaje tylko narzekać.

DLACZEGO NIE WARTO NARZEKAĆ?

Narzekanie, które podświadomie i doraźnie miało uwolnić go od poczucia winy, jeszcze bardziej pogrąża, wpycha w niemoc i niewiarę.

Zdałam sobie sprawę, że kiedy zaczynam narzekać – rzeczywiście przerzucam odpowiedzialność i przekazuję kontrolę nad daną sprawą, czy nad daną sytuacją – innym.

Teraz ona zależy od ich dobrej woli, która niekoniecznie będzie dla mnie dobra.

To trochę tak jak, kiedy w myślach tworzymy plan B, a wtedy – naukowcy wykazali, że wtedy spada nasza motywacja do realizacji planu A.

Wtedy narzekanie jest takim wyrazem wewnętrznej frustracji.

Przestajemy wierzyć w swoje możliwości… Ale jeszcze nie chcemy przyznać się do tego przed samym sobą. Dlatego zwalamy winę na innych. By było nam lżej.

Narzekanie jest rozgrzeszeniem, które pozwala nam wygodnie trwać w bezpiecznej strefie komfortu i niczego w niej nie zmieniać.

Narzekać jest wygodniej. Na okoliczności, na system. One są wokół nas jak na wyciągnięcie ręki. A my mamy alibi.

Jak nas wciągnie narzekanie, jak nas wciągnie ta teoria spiskowa – tracimy wiarę, że cokolwiek sami możemy zmienić, że warto cokolwiek robić. Narzekanie staje się taką samospełniającą się przepowiednią…

A wtedy już rzeczywiście – zostaje tylko narzekać.

Odkąd zdałam sobie sprawę, że narzekanie jest taką ślepą uliczką, furtką bez wyjścia (bo jeszcze bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że nie możemy nic, a wtedy jeszcze bardziej narzekamy) – staram się zatrzymać w swoim narzekaniu, zanim zbyt mocno się rozpędzę.

To trochę, jak ta gumka recepturka, noszona na przegubie dłoni, która pozwala wyłapywać czarne myśli. Strzelamy nią, kiedy przyłapujemy się na tym, że nasze myśli znowu poszybowały w kierunku myślenia o czymś negatywnym. A wtedy budzimy się z tego stanu, który coraz bardziej nas wciąga. Zanim będzie za późno. Zanim zatopimy się w nim na amen.

Narzekanie nie niesie w sobie rozwiązania. Wręcz nas od niego oddala.

Narzekanie jest w pewnym sensie takim rozwiązaniem doraźnym – kiedy chcemy przed czymś uciec, kiedy boimy się czegoś spróbować. Narzekanie zdejmuje ciężar odpowiedzialności z naszych barków.

Przez chwilę mamy wrażenie błogiej wolności. Zanim narzekanie dogłębnie zatruje nasze spojrzenie na świat. Ale póki co – jest takim przynoszącym chwilową ulgę rozgrzeszeniem.

Dlatego nic tak nie paraliżuje jak narzekanie.

Nic tak nie zapędza w kozi róg – jak narzekania.

Przestań narzekać i weź sprawy w swoje ręcej….

Wiele razy przekonywałam się o tym, że sytuację wobec której czułam się zupełnie bezsilna, kiedy zacznałam rozkładać ją na mniejsze etapy – przestawała być sytuacją patową.

Zamiast narzekać, dużo bardziej konstruktywnie byłoby działać w myśl zasady:

Niemożliwe zostaw panu Bogu, a sam weź się za to co możliwe.

DLACZEGO NIE WARTO NARZEKAĆ?

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *