Na początku tego roku chciałam sobie postawić pytanie: Co dalej z VADEMECUM BLOGERA?
Vademecum blogera, czyli blog, który rozwijałam przez ostatnie 10 lat.
Przez wiele lat byłam tylko i wyłącznie blogerką piszącą. Blogi pisane miały wówczas jak najbardziej rację bytu. Niemniej czasy się zmieniły w związku z czym twórcy / blogerzy coraz częściej zadają sobie to (w konteksie lat spędzonych na pisaniu bloga) dramatyczne pytanie:
Czy ma jeszcze sens pisać bloga?
Czy czasem aktywność, którą kiedyś uprawiało się na blogach nie przeniosła się już zupełnie do mediów społecznościowych? Czy w ogóle jeszcze dzisiaj ma sens pisanie bloga?
Pamiętam takie czasy rok: 2013, 2014, 2015, 2016 …., kiedy zakładało się bloga na Bloggerze (czyli na blogspocie) i po prostu pisało się o tym, co się robiło w swoim życiu codziennym…
Ale na przestrzeni raptem kilku lat czasy diametralnie się zmieniły.
Dzisiaj mamy mega rozwiniętą wszechstronną platformę, jaką jest Instagram. W rezultacie czego między blogerskie życie towarzyskie przeniosło się na instagrama.
Pamiętam czasy, kiedy cała blogosfera (tu precyzuję pisząca na blogach) w wybrany dzień spotykała się na wyzwaniach, czy to lifestylowych, czy bardziej specyficznie: rękodzielniczych po to, by budować wzajemne relacje i przy okazji rozszerzać zasięgi.
Ale to nie były wyzwania organizowane na Instagramie. Tylko wyzwania międzyblogowe. Do uczestniczenia w nich niezbędny był blog.
I tak np Magda, pisząca pod pseudonimem Makneta organizowała co środę wyzwanie pod tytułem: Wspólne czytanie i dzierganie. W ramach którego każda z uczestniczek na swoim blogu publikowała wpis o tym, co przeczytała w danym tygodniu i nad jaką robótka właśnie pracuje.
A następnie linki do wpisów z bloga podczepiało się na blogu organizatorki wyzwania. A później kolędowało się, czyli chodziło się po blogach uczestniczek wyzwania i w ten sposób nawiązywało relacje i poszerzało zasięgi. Jednocześnie dopingując się wzajemnie do doczytania (nie zawszej strawnej) lektury, czy dorobienia do końca robótki, która może po drodze utknęła w martwym punkcie.
Sama przy tej okazji nauczyłam się podstaw szydełkowania. Dołączyłam do wspomnianego wyzwania jako blogerka pisząca bloga. Ale po kilku miesiącach dziewczyny tak skutecznie wciągnęły do grona uzależnionych od sznurków, anonimowych włóczkoholiczek…
No ale to tak na marginesie.
Dzisiaj pewnie kojarzycie podobne akcje, ale raczej jako wyzwania prowadzone na instagramie, za pomocą wybranego przez organizatorkę hasztagu, przy jednoczesnym otagowaniu tejże organizatorki, co fantastycznie działa na zasięgi.
Dzisiaj “siłą” jest właśnie Instagram, a blogi – pisane na tematy lifestylowo – życiowe poszły w odstawkę. Niektóre wiszą gdzieś w sieci, a inne już doszczętnie poznikały.
Funkcję tych wczesnych blogów (często pisanych na Bloggerze, z końcówką blogspot w adresie) prawie że niepodzielnie przejął Instagram (choć ja nieśmiało zerkam w stronę TikToka).
Instagram z kolei o tyle ułatwia nam jako twórcom działania, że już nie musimy się zastanawiać, jak dodać ten czy inny widget, albo jako okiełznać od bebechów własną stronę www, bo zamiast tego wsiadamy na gotową platformę, podsuwającą wszystkie najpotrzebniejsze funkcje w formie kilku przycisków do edytowania: treści, zdjęć, czy nawet wideo (muzyka, napisy, gify…).
Wszystko w jednym miejscu, a do tego skonfigurowane, jak dla małpy, której rola ogranicza się do przesuwania odpowiednich suwaków. Porównując to do siermiężnych blogów z początku lat 2010, jaki przeskok technologiczny…
A że człowiek intuicyjnie pragnie uprościć sobie życie, więc jak tu nie pójść w to jak w dym…
Dlatego blogi, których ogarnięcie, okiełznanie wymaga co nieco więcej wysiłku w zestawieniu z podsuwającym wszystko na tacy Instagramem idą w odstawke…
Tym bardziej, że coraz mniej czytamy, a raczej coraz trudniej jest nam usiąść i przeczytać tak uczciwie (bez pobieżnego scrollowania) dłuższy tekst.
Zamiast tego chcemy dostać pigułkę wiedzy, czy to złożoną z kilku przejrzystych slajdów w formie karuzeli z Instagrama (skondensowane treści w formie przewijajanych kolejno grafik), czy krótki filmik zaprawiony nutką humoru, który pomoże przełknąc najbardziej gorzka pigułkę wiedzy (w sam raz dla opornych).
No i kolejne platformy podchwyciły pomysły na bezbolesne podanie, czy konsumowanie pigułki wiedzy (albo rozrywki): krótkie wideo do 1 minuty (czy to na Instagramie – magiczne rolki, czy to na Youtube, jako nieodzowne shorty, czy to na Tik Toku, czy nawet na dopieszczonym wizualnie Pinterescie, jako przydatne Piny z Pomysłem, które potrafią zgarnąć tu całkiem przyzwoite, a przynajmniej mocno zachęcające zasięgi).
Suma sumarum wielu z nas, weteranów blogowania zastanawia się, jaki ma dzisiaj sens pisanie bloga.
Sporo moich koleżanek blogerek (niekoniecznie starszej daty, raczej starszych blogerskim stażem), dały za wygraną, odpuściły sobie koszty hostingu, jak i techniczne trudności związane z opanowaniem, ujarzmieniem, okiełznaniem bloga od bebechów.
Mi samej żal tej pracy włożonej w bloga.
Póki mój blog cichutko wisi sobie w sieci, testuję różne miejsca, które mają dzisiaj tzw wiatr w żagle. Ten sam wiatr, który ostatnio zagnał mnie nawet na TikToka (uwielbiam to medium i zaśmiewam się w nim do łez).
Dlatego częściej ostatnio spotkacie mnie na YouTube, gdzie równolegle rozwijam 2 kanały (traktuję je jako poligon doświadczalny dla przetestowania pewnych rozwiązań, by podzielic się zdobytym w ten sposób doświadczeniem na blogu Vademecum Blogera). Który powstał wlaśnie z taką myślą i misją, by stać się kompendium, czy pigułką wiedzy dla osób budujących swoja markę w sieci.
A tymczasem
pozdrawiam serdecznie
Beata Redzimska