Dzisiaj zamiast zabrać Was w podróż po ładnych blogach lub w ogóle napisać coś użytecznego – beztrosko zabieram Was na wagary … do Paryża. A co? Czasami mała odmiana, sięgnięcie po coś z innej półki stymuluje kreatywność, a na pewno odpręża. No i przyznam się, że coraz bardziej kusi mnie wzęcie kursu na tym blogu na lajfstajl.

Dlatego dziś trochę o paryskim szyku i o francuskim bashingu.

Czy ktoś go zna, widział, odczuł. Co to jest ten słynny, zachwalany a może przechwalony paryski szyk? Czy to niepodważalna referencja w swoim gatunku, prawda,  a może tylko mit, skuteczny chwyt marketingowy lub złudzenie optyczne.

A french bashing? No cóż ostatnio Francuzi mają złudzenie, że wszyscy i wszystko jeżeli nie są przeciwko nim, to osłabiają siłę wypracowanej  latami marki “made in France”. No chociażby ci Chińczycy, którzy bez kompleksów i całkiem głośno mówią, że wkrótce będą produkować lepsze wino. I tym swoim winem (niekoniecznie tanim, ale dobrej jakości) podbiją Europę. Dobry żart? A może aż strach się bać.

Grunt to nie mieć kompleksów. Chińczycy pewnie ich nie mają. Francuzi w zasadzie też. W przeciwieństwie do nas. Ach jaka szkoda. Ot dlaczego nie jestesmy narodem zwycięzców. 

Francuzi są mistrzami autopromocji, skutecznego marketingu. Dlatego bez zastrzeżeń wierzymy w tzw  “French touch”. Co prawda to nie “deutsche qualitat” – niemiecka jakość, która bez zastrzeżeń sprzedaje samochody. Niemniej “French touch” ma więcej uroku i sciąga miliony turystów do Paryża.

Elegancja tkwi w prostocie.

Kto nie słyszał o Coco Chanel, francuskich perfumach i paryskich domach mody. Ale gdyby trzymać się prawdy należało, by powiedzieć, że Francuzi wcale nie kupują Coco Chanel. Robią to obcokrajowcy. No i Francuzi w emigranckich dzielnicach. Choć ci bardziej czy raczej częściej kupują nie orgyinalną Coco Chanel, ale wulgarne podróbki. Na których wołami stoi napisane CHANEL.

Francuzi wolą inne marki (niekoniecznie tańsze), ale bardziej dostosowane do potrzeb ulicy.  Coco pewnie przewraca się w grobie. Bo w końcu dla każdego twórcy najwyższym dowodem uznania jest to, gdy jego dzieło podbija ulicę. A wtedy staje się modą.

Czym różni się paryska ulica od polskiej?

Uczciwie przyznam, że Paryżanki w sporej części mają lepsze sylwetki. Bo jedzą tak, że nie tyją. Ach te małpy.

A przynajmniej jedzą jeden porządny obiad w południe (punkt 12-sta), a nie bez końca podjadają pierwsze, drugie, trzecie i choćby dziesiąte “drugie śniadanie” do nareszcie sycącej obiado-kolacji.

Na smuklejszej sylwetce ciuch lepiej leży. Dawno odkryli to projektanci, którzy lubują się w wychudzonych modelkach – wieszakach.

Do Paryża zima przychodzi póniej i jest łaskawsza. A przechodzenie jej w szpilkach i  dopasowanej garsonce nie jest brawurą czy aktem nieugiętej samodyscypliny.

Bo jak się fiknie i rozkraczy na oblodzonej ziemi (z bolącymi konsekwencjami dla szanownych 4 liter). Jak się utknie obcasem w lodzie tak, że lodołamaczem trzeba będzie wyciągać, to się szpilek odechciewa na dobre (i to nie tylko do wiosny).

No i nie ma potrzeby owijać się niczym larwa motyla czy inna dżdżownica w co się da. Dżdżownice przecież są mało seksowne. A Paryżanki w lekkich garsonkach na kobiecych szpileczkach są.

Elekgancja tkwi w prostocie. Wcale nie trzeba tu robić dużo, by wyglądać ładnie czy elegancko. Nic na siłę. Wszystko młotkiem. To u nas. Albo zastaw się, a postaw się. Wypędzlować, wypindraczyć, by w samym środku lata za okienka na poczcie straszyć haloweenowym makijażem. Po co? Bez przesady i bez kompleksów.

Tajemnicą poliszynela jest to, że od wielu lat zarobki mamy lokalne (polskie), a ceny europejskie. Przeciętnej paryżance dużo łatwiej kupić coś nowego bez rujnowania się.

A teraz zapraszam Was na wagary. W fotograficznym skrócie mój subiektywny przewodnik po Paryżu. A jeżeli ten temat Was interesuje serdecznie zapraszam na mój blog paryski fanpage.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

 

Paryż – miasto zakochanych – kwiaty na oświadczyny można tu nabyć o każdej porze dnia i nocy. Nie powinno zabraknąć sklepów z sukniami ślubnymi.

Łuk Triumfalny i obowiązkowe korki. Ale uwaga na Placu Gwiazdy (tym z Łukiem Triumfalnym) żadna firma ubezpieczeniowa nie chce wziąć na siebie i ubezpieczyć konsekwencji ewentualnego wypadku. To najniebezpiecznieszy punkt w Paryżu. Panuje tam wolna amerykanka. Im szybciej stąd uciekniecie, tym lepiej. Sprawy nie ułatwiają beztrosko fotografujący się turyści, którzy czasami zapominają o Bożym świecie i o ruchu ulicznym. Bo przecież selfie z Łukiem Triumfalnym w tle to mus. Każdy szanujący się turysta musi takie przywiezć sobie z Paryża.

Na motorku czy innym cudzie może nie jest bezpieczniej, ale szybiciej można lawirować pomiędzy “zakorkowanymi” samochodami.

Pałac Inwalidów. To tu w krypcie znajduje się grób Napoleona. Nie, Napoleon nie jest pochowany w Panteonie, obok innych wielkich mężów stanu i naszej Marii Curii-Skłodowskiej (jednej z dwóch kobiet). Napoleon wcale nie cieszy się bezgranicznym szacunkiem u Francuzów. Niektórzy wręcz myslą, że jego gdyby nie jego wojenne zapędy i beztroskie wymachiwanie szabelką (i nie tylko szabelką) po całej Europie, Francja miałaby się dzis dużo lepiej.

Małe rodzinne sklepiki (mięsny) w centurm Paryża (rue Abbey Gregoire). Spokojne ciche uliczki w pobliżu Ogrodów Luksemburskich.

Most Aleksandra III, czyli nieodparty urok slowianszczyzny Francuzi odczuwają coś w rodzaju fascynacji dla Rosji i Rosjan. Rosyjskiego geniuszu, który z jednej strony ich nieopkoi, z drugiej zapiera dech w piersi.

Kafejki w sercu Paryża są pełne. Cały rok paryżanie lubią wysiadywać na podgrzewanych tarasach i popijając kawusię kontemplować, co dzieje się wkoło.

Jedna z najpiękniejszych ulic w Paryżu Rue de Rennes i Wieża Montparnasse na jej koncu. Uwaga ulica, bo oprócz ulic w Paryżu jest wiele wspaniałych bulwarów wytyczonych za czasów barona Hausmanna człowieka, który zmnienił oblicze Paryża.

Małe sklepiki spożywcze najczęściej prowadzone przez Arabów są otwarte do póznych godzin nocnych.

Kafejka w oczekiwaniu na godziny szczytu, sobotni wieczór kafejka przed szturmem.

Mosty na Sekwanie.

To już nie Paryż, a podparyskie centrum handlowe One Nation, gdzie marki sprzedają taniej swoje produkty (te których nie udało się sprzedać po pełnej cenie w centrum miasta).

Ogrody Luksemburskie z widokiem na budynek Senatu.

Ogrody Luksemburskie i chwila błogiego relaksu. No i te rowery.

Sklep Channel, z którą chyba najbardziej kojarzymy paryski szyk. Choć Coco Chanel nie ma swojego sklepu na Polach Elizejskich (co dla mojego męża jest argumentem za teorią schyłkową tej marki.

No i wszędzie królują pamiątki. Biznes is biznes.

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

11 komentarzy

  1. Paryż ma w sobie magię, której jadąc tam pierwszy raz się nie doceni. Ale za drugim i następnym…
    To według mnie naprawdę jest miasto magiczne, do którego zawsze chcę wracać. I ta zupka cebulowa i różowe winko pite przy Rue La Fayette…Dzięki Twojemu postowi zatęskniłam:)

  2. Jak już wspominałam, rok temu byłam w Paryżu i też urzekły mnie sylwetki Paryżanek, WSZYSTKIE były zgrabne, stylowe, zadbane. Chyba, że na nosie miałam różowe okulary 🙂

  3. Byłam w Paryżu. Kocham bardzo to miasto. Jest takie klimatyczne <3. Paryżanki faktycznie są szczupłe jednak z tego co ja widziałam przez 3 miesiące to one po 40 wyglądają na o wiele starsze. Pewnie to dlatego, że większość z nich pali. Oni we Francji jedzą powoli każdy posiłek, nie spieszą się, można powiedzieć, że go celebrują. Fakt mają więcej pieniędzy i mogą wydać i ciągle te pieniądze mieć. Chodzą pięknie ubrane. Zupełnie inaczej niż tutaj. Ale.. tylko te dojrzałe. Patrząc na nastolatki to niewiele różnią się ubiorem od tych naszych polskich. Świetny post 🙂

  4. Jak ja uwielbiam Paryż! Nie tylko za elegancję, ale i za wszechobecnie panujący chaos. Ostatnio byłam w sierpniu i już nie mogę się doczekać ponownej wizyty. Dziękuję za te piękne zdjęcia i przywołanie wspomnień. Pozdrawiam. Agnieszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version