VADEMECUM BLOGERA

WYZWANIE BLOGOWE: Co zrobiłeś dla swego zdrowia w tym tygodniu?

Co zrobiłeś dla swego zdrowia w tym tygodniu?

Co zrobiłeś dla swego zdrowia w tym tygodniu?

Masz tyle, lat na ile wyglądasz.

Dawno przekroczyłam czterdziestkę, mimo to czuję się sprawniejsza i silniejsza niż 20 lat temu. To powiedziała Jane Fonda, hollywoodzka aktorka, która w latach 80-tych spopularyzowała aerobik. (Ale czy ja muszę komuś Jane Fondę przedstawiać?).

Sama zaś w przyszłości chciałabym móc powiedzieć tak o sobie. I pewnie nie mi jednej się to marzy. Ale jest to osiągalne. Święcie w to wierzę. Tylko trzeba włożyć w to trochę wysiłku. Ale to się kiedyś zwróci.

Dlaczego warto się ruszać?

Choć kiedy miałam naście lat wydawało mi się, że starzenie to problem, który mnie nie dotyczy. Że zawsze dobiegnę bez zadyszki do każdego odjeżdżającego autobusu. Bo ten problem dotyczy tylko starszych osób. A mi do tego daleko. Ale lata lecą, a czas mija nieubłagalnie.

A dzisiaj no cóż, mam świadomość, że potrzebuję więcej czasu, by mój organizm zregenerował się po nieprzespanej czy poszarpanej nocy (małe dzieci). Że już nie mogę bezkarnie zarwać nocy przed komputerem, bo długo potem boli mnie głowa.

A jednak czuję się sprawniejsza niż kilka czy kilkanaście lat wcześniej. Bo mam większą kontrolę nad swoim ciałem niż kiedy byłam 20-latką. A zawdzięczam to regularnej aktywności fizycznej.

Bo po prostu w pewnym momencie dopadły mnie poważne problemy ze zdrowiem. To było sygnałem, by zmienić swój styl życia. Jako 20-latka byłam sflaczałym kanapowcem, wiecznie pochylonym nad książkami, z przygarbioną sylwetką. Wiecznie nękały mnie przeziębienia. Uważałam siebie samą za sportowe beztalencie. Bo takie przekonanie wyniosłam ze szkoły i pokutowało we mnie przez długie lata. Bo nie lubiłam koszykówki (jestem do tego za mała), nie lubiłam gimnastyki i jeszcze wielu innych rzeczy np wdrapywania się po drabinkach. Dopiero, kiedy wyszłam ze szkoły zrozumiałam, że lubię się ruszać. Tylko niekoniecznie odpowiadały mi formy ruchu, które były wałkowane w szkole.

W pewnym momencie stwierdziłam, że spróbuję więcej się ruszać, by wzmocnić swój organizm. I zaczęłam regularnie ćwiczyć. A właściwie nawet nie ćwiczyć, tylko korzystać z każdej okazji, by się trochę poruszać. Gdy tylko mam możliwość (czytaj jestem bez wózka) wybieram schody zamiast windy. Gdy moi chłopcy byli mali i godzinami przesiadywali w piaskownicy, ja biegałam wkoło. Pewnie niejeden pomyślał (przy okazji), że brakuje mi którejś klepki. Ale gdybym chciała się wszystkimi przejmować (i tym, co sobie pomyślą), przestałabym robić cokolwiek.

Teraz biegam po mieszkaniu. Mam małe dzieci, więc inaczej trudno mi się zorganizować. Jak moja sąsiadka, kiedyś trafi na tego bloga i przeczyta, co ja tu wypisuję… Ale dopiero wtedy będę się tym martwić. Po co robić to na zapas.

Ale największym przełomem było dla mnie to, że nauczyłam się w końcu robić pompki. Po długim okresie przygotowań, kiedy to rozpłaszczałam się niemiłosiernie przy każdym podejściu. W sumie to kwestia wyrobienia w sobie pewnych mięśni. Chyba każdy je ma, tylko bywają lekko przyśnięte. Pompki to bardzo wszechstronne ćwiczenie. Nauczył mnie ich mój mąż. Dla którego w pewnym momencie stały się jedyną formą ruchu, na którą mógł sobie pozwolić (wiadomo: praca, dom, dzieci …).

Ale zauważyłam, że dzięki nim mam większą kontrolę nad moimi mięśniami, po prostu lepiej je czuję, chodzę z podniesioną głową. Jakaś niewyjaśniona siła (po prostu silniejsze mięśnie brzucha i grzbietu) ciągną mnie w górę. Zresztą z mięśniami jest tak, że jak ćwiczymy – rosną w siłę. Ale gdy już je mamy (rozwiniemy je kosztem tłuszczu), nawet w bezruchu spalają więcej kalorii. Np wtedy, gdy beztrosko zalegamy sobie na kanapie z pudełkiem czekoladek.

No i ruch to te wspaniałe endrofiny, czyli hormony szczęścia. Wystarczy 20 minut intensywnej aktywności fizycznej, by nasz organizm zaczął je produkować. A wtedy wszystko wydaje się nam prostsze, świat piękniejszy, ludzie lepsi. A my czujemy się silniejsi i przede wszystkim czujemy się w stanie stawić czoła trudnościom. Po prostu aktywność fizyczna pomaga lepiej radzić sobie ze stresem. Bo stres to kwestia hormonów. A gdy ruszamy się, oddychamy głębiej, krew krąży w nas szybciej i wszystkie procesy (w tym rozkład produktów stresu) przebiegają sprawniej. Czujemy się bardziej odprężeni i silniejsi.

Czy próbowaliście gimnastykwać się w dniach, kiedy zupełnie nic Wam się nie chce?

Gdy coś Was przytłacza np jakaś konfliktowa sytuacja, czyjaś nieprzyjemna i nieuzasadniona uwaga pod naszym adresem. Wtedy, jeżeli przemożemy się i zaczniemy się ruszać (najlepiej przy dźwiękach muzyki), wraca nam chęć do życia. Takim jesteśmy dziwnym perpetum mobile.

A jednak im więcej mamy obowiązków, tym więcej wymówek, by odłożyć aktywność fizyczną na później. Bo praca, dom, dzieci, właśnie mamy okres, dziecko ząbkuje, mąż w delegacji … A właściwie co jedno ma do drugiego.

Jednak ciężko w napiętym harmonogramie wygospodarować i przeznaczyć chwilkę czasu na ruch. Ale wtedy można wkomponować go w codzienną rytynę (zamiast windy wybrać schody, wysiąść przystanek wcześniej z autobusu i resztę przejść na piechotę). Podobno według jakiegoś poważnego badania naukowego ludzie, którzy mieszkają na 2 i 3 piętrze żyją dłużej. Bo częściej korzystają ze schodów. Korzystają (podkreślam) dla zdrowia.

Przyjemnie mieć silniejsze, sprawniejsze ciało, ruszać się ładniej, iść przez życie z podniesioną głową. Bo ruch dodaje pewności siebie. To recepta na zdrowie, pogodę ducha i dobry humor na codzień. Ruch to lekarstwo, ale by działało musi być przyjemny. Trzeba znaleźć taką formę aktywności fizycznej, która najlepiej nam odpowiada. I regularnie dbać o motywację.

Co zrobiłeś dla swego zdrowia w tym tygodniu?

W tym tygodniu kopa do ćwiczeń dała mi Mariola Bojarska Ferenc i jej książka Cudowny ruch. Mam ją od 20 lat i zawsze wystarczy tylko, że po nią sięgnę, poczytam, przekartkuję, a wraca mi ochota do ćwiczeń. Proste motywujące teksty i dużo dobrze opracowanych ćwiczeń.

I tak przy okazji nasunął mi się pomysł na wyzwanie blogowe. Bo zdrowie mamy tylko jedno i dla każdego jest ono ważne.

Co zrobiłeś dla swego zdrowia w tym tygodniu?

Jeżeli razem ze mną chcecie motywować się do zdrowszego życia, a przynajmniej raz w tygodniu przypomnieć sobie o tym, by zrobić cokolwiek dla zdrowia, to serdecznie zapraszam.

Przez cokolwiek dobrego dla zdrowia rozumiem wiele rzeczy: może to być porcja ruchu, którą sobie zafundujemy, spacer na świeżym powietrzu, coś zdrowego do zjedzenia, chwila relaksu czy wewnętrznego wyciszenia. Jak najbardziej zaliczyłabym tu dzierganie, haftowanie, szycie, czy jakąkolwiek działalność manualną, która sprawia radość (radość serca wychodzi na zdrowie). Może to być również spotkanie z przyjaciółką, jeżeli naładowało Was pozytywną energią.

A żeby wzajemnie się motywować pomyślałam sobie, że raz w tygodniu zrobimy małe linkowanie. Nie musicie na tę okazję tworzyć osobnego postu (choć możecie). Wystarczy dodać do jakiegoś wpisu kilka zdań (i może jakąś fotkę) o tym, co zrobiliście dobrego dla zdrowia w danym tygodniu. A przy okazji zajrzeć do 3 innych osób i zostawić u nich zachęcający komentarz. Bo motywacja najlepiej działa w grupie.

Serdecznie zapraszam i pozdrawiam

Beata

Co zrobiłeś dla swego zdrowia w tym tygodniu? Co zrobiłeś dla swego zdrowia w tym tygodniu?

Co zrobiłeś dla swego zdrowia w tym tygodniu?


Wrzucajcie dowolny wpis z Waszego bloga, najlepiej o zdrowiu, zdrowym stylu życia, o Waszym gotowaniu, dzierganiu, haftowaniu … Zapraszam

 

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(31) Komentarzy

  1. Ostatnio z mężem o tym rozmawialiśmy jako to jeszcze u nas wyglądało kilka lat temu, dwa lenie leżący na kanapie, przed tv, objadający się czekoladą i chrupkami na zmianę. Wprowadzając do swojego życia nawyk aktywności fizycznej, po pewnym czasie organizm i ciało same domagają się ćwiczeń i to jest dla mnie najlepsza motywacja 🙂

  2. Beata, świetny pomysł z tym linkowaniem :). Pozwoliłam sobie podlinkować dwa artykuły, już wyjaśniam czemu. Pierwszy, to propozycja zdrowego śniadania. Natomiast drugi to artykuł o hashimoto. Tyle osób z mojego otoczenia (prywatnego i zawodowego), zwłaszcza kobiet cierpi obecnie na to schorzenie – łącznie ze mną, że trąbię o tym kiedy tylko się da. Jeśli ktoś po przeczytaniu pomyśl, że ma podobne objawy, to powinien się wybrać jak najszybciej do lekarza i nie czekać. Jeśli chodzi o mnie to obecnie w wieku prawie 40 lat dbam o swoje zdrowie o wiele bardziej niż 10 czy 20 lat temu. Ze względu na moją tarczycę staram się być aktywna fizycznie. Chodzę na aerobik, jeżdżę na rowerze, a od czasu do czasu nawet biegam. Kiedy mam słabszy dzień, to staram się iść chociaż na 40-60 minutowy spacer. Ostatnio ze względu na liczne alergie pokarmowe (efekt uboczny hashimoto) bardzo uważam też na to co jem. Staram się jeść jak najmniej przetworzonej żywności i sięgam po produkty bio.

  3. Schorzenia powiązane z tarczycą podobnie jak cukrzyca czy otyłość jako choroby metaboliczne z czasem na stałe staną się powszechniejsze i łatwiejsze w diagnozowaniu, tak więc wszelka edukacja w tym kierunku jest wskazana tym bardziej, że coraz więcej przypadków spotyka się dookoła.. które na nieszczęście pacjentów (głównie kobiet) często mylnie są objaśniana, przysparzając licznych zmartwień i późniejszy doszukiwań.

  4. Urszula Jaworska says:

    Mój dzisiejszy wpis na blogu idealnie odpowiada na ten post. 🙂

    http://nawiedzonaulala.blogspot.com/2015/07/przepis-na-fit-batony.html

  5. Właśnie walczyłam z sobą, czy iść dziś na fitness czy jednak odpuścić. Zmobilizowałaś mnie 🙂

  6. Ja robię coś dla siebie 5 razy w tygodniu i nie jest to wyrzeczenie. Pięć treningów crossfitowych tygodniowo i jeszcze myślę o dołożeniu treningów biegowych. Wszystko to spowodowało, że zaczęłam się inaczej odżywiać. Mówię o sobie stare próchno ale nagle ludzie dają mi 5-8 lat mniej. Czuję się genialnie i jestem w tak dobrej formie jak nigdy. Nie wiem co się stało ale nawet nie mam pomysłów aby nie iść na trening ;).

    1. Mhm, 5 crossfitów tygodniowo i ‘stare próchno’ 😉
      Prędzej to Ciebie ściągnie kadra juniorek niż ktoś takie bluźnierstwo wypowie 😉

      1. Ha ha ha dobre 😉 no metryka nie kłamie ale jak ostatnio widzę wiek osób, z którymi konkuruję na treningach to naprawdę serce rośnie ;). Nawet już się nie przyznaję ile mam lat :P.

        1. Phi, ta uporczywa kobieca mania odliczania kolejnych wiosen. Gdy byłem mały, to jadąc maluchem liczyliśmy polonezy (rarytas był). Kto miał 24, wygrywał. Są jakieś inne “wygrywające” cyfry, prócz 18? 😛

  7. Nie wiem czy linkowanie się uda, bo nie mam nigdzie wpisu o tym co robię. Na moim profilu na FB widać, że chodzę, dużo chodzę. Niemal każdego dnia ćwiczę jogę i parę innych rzeczy. Zdrowie jest ważne. Joga dała mi spokój ducha i spokój ciała. A
    A ze spaniem jest jednak różnie – lubię siedzieć po nocach…

  8. Look_Up_To_Life says:

    Lifestylerka poruszyła bardzo ważny temat. – choroby tarczycy, które są coraz częściej nie do opanowania, dopóki nie zaczniemy się ruszać i wyrzucimy z diety tyle chemii ile tylko się da. W tym tygodniu wraz z książką “Zamień chemię na jedzenie” porządkuję moją kuchnię i przyznam szczerze, że jestem przerażona tym, co do tej pory jadłam. Jak to możliwe, że naukowcy w porozumieniu z producentami żywności zatruwają nas tak ogromną ilością szkodliwych dodatków? Przecież wszyscy zauważamy coraz większą liczbą chorób cywilizacyjnych i zaburzeń, zarówno u dorosłych jak i u dzieci (depresja, ADHD). Do tej pory ćwiczyłam 3 razy w tygodniu i codziennie wypijałam 2 litry wody, ale i tak z chorą tarczycą czułam się osłabiona i senna. Od tego tygodnia wyrzucam przetworzoną żywność i jestem pewna, że zmiany szybko będą widoczne.

    1. Ja czasami się zastanawiam co jedzą naukowcy i producenci żywności. I czy naprawdę wierzą w żywność, którą produkują….

      1. Look_Up_To_Life says:

        Wydaje mi się, że oni właśnie doskonale wiedzą, co dodają i nie jedzą swoich produktów. I generalnie czemu ma to służyć? Dodawanie szkodliwych substancji do jedzenia, by wydłużyć jego przydatność jest kompletnie bezsensowne. Producenci zarobiliby więcej, gdybyśmy kupowali mniejsze ilości a częściej, a my-konsumenci bylibyśmy zdrowsi. Im bardziej się wgłębiam w temat, tym bardziej widzę całkowity bezsens tego systemu i niestety, walkę z wiatrakami. Od kiedy do jedzenia dodawane są jeszcze inne, te zmodyfikowane genetycznie to już kompletna masakra. Jeżeli do danego produktu dodany jest mniej niż 1% GMO to producent nie musi o tym informować w ektykiecie i oczywiście nie informuje. W efekcie kupując kilka produktów zawierających ukryte GMO spożywamy coś, co jest niezbadane w dawce znacznie przekraczającej dopuszczalną…

        1. Tu jest jeszcze inny problem związany z GMO, kiedyś się jakiś rolnik wypowiadał. Jeżeli jest pole roślinek GMO a obok pole bez GMO to przecież jedno z drugim się rozsiewa i krzyżuje i już mamy nieoznaczone GMO 🙂

          1. Look_Up_To_Life says:

            Pozostaje tylko powtórzyć za postacią z kreskówki: Wsyscy zginiemy 😉

          2. Ja nie, zbyt uparty jestem. Ale czy mi dodatkowa para odnóży nie urośnie, tego jeszcze nie wiem 😉

  9. Dobry pomysł na mobilizację, zwłaszcza takie wspieranie się nawzajem. Podoba mi się też idea co można dla tego zdrowia zrobić, przykłady co wypisałaś. Nie pomyślałam pod tym kątem, a małymi krokami można dużo osiągnąć, zwłaszcza w tej dziedzinie. Zawsze od razu porywałam się z motyką na słońce, czyli czas na treningi.

  10. janielka says:

    warto robić coś dla zdrowia. Ja staram się codziennie biegać lub chodzić, dwa razy w tygodniu basen i godzina pływania.:) ( uwielbiam pływanie). Postaram sie wspominać na swoim blogu o moich sportowych sukcesach i porażkach.:) Udostępniam na fb swoje “wyczyny” biegowe.:)

  11. Czajka says:

    Ponczo wygląda na skończone! Śliczne zdjęcie z lustrem. 🙂
    Dzięki za ten wpis, jakbyś wiedziała skądś, że od dwóch miesięcy się zbieram na siłownię, co się zbiorę, to jest środa, a w środę dziergamy z czytaniem, więc nie mogę. Ale teraz to dobry moment, żeby w końcu zacząć się ruszać, bo mi tego bardzo brakuje. 🙂
    Pozdrawiam!
    Czajka

  12. Świetny pomysł z takim wyzwaniem. Bardzo ciekawy i motywacyjny wpis. Pozdrawiam:)

  13. Ella Zajac says:

    Sama nie wiem, co zrobilam dla mojego zdrowia… Zajdams ie cukinia i innymi waryzwami z mojego ogrodka. Uwielbiam pracowac w ogrodku- mam andzieje, ze to tez forma ruchu? Postaram sie dorzucic wpis niebawem z ciastem z dodatkiem cukinI 🙂

  14. Joanna Ef says:

    Raz w tygodniu uczęszczam na zajęcia z jogi, a wiecej o tym na blogu 🙂

    http://joannaef.blogspot.com/2015/07/yoga-classes.html

  15. Fantastyczny pomysł z motywowaniem i linkowaniem! Chciałabym oczywiście powiedzieć, że robię całą masę rzeczy dla zdrowia i to nie raz w tygodniu, ale prawda jest taka, że ograniczam się tylko do codziennych spacerów. Chętnie bym pobiegała, ale samemu to mi tak jakoś smutno, a chętnych na wspólne bieganie nie ma… (tak, tak wymówki to jest to!). O, zaraz, a czy wybranie grahamki z ziarnami zamiast białej bułki się liczy? 😉
    Chusta – ponczo – super! Bardzo ładny kolorek.

  16. mięta says:

    Żadnych niteczek już nigdzie nie widac 😉 Ale ja mówiłam już kiedyś, że cudny i ten kolorek:)
    Wpis bardzo ciekawy i motywujący.

  17. Beato-swietnie ze zaczelas sie ruszac no i pomysl na promocje tego wsrod bloggerek :).
    Ja jestem z troche innej strony, moja praca to ruch z ludzmi, wymienilam rok temu komunikacje miejska na rower-dziennie od 15-25km plus praca, no i nie jestem w stanie siedziec bezczynnie wiecej niz godzine-jak mam dola, nic sie nie chce-ide na rower i TADAM-moc wraca-polecam wszystkim 🙂
    ps.calkiem mozliwe ze to adhd ale sport uzalenia i jest to dobre uzalenienie 🙂

  18. Co zrobiłam dla swojego zdrowia w tym tygodniu? Poszłam do szpitala i teraz, zgodnie z zaleceniem ordynatorki, spaceruję po szpitalnym korytarzu, czytam i odpoczywam.

    Podobnie jak Ty, nie lubiłam WFu, a teraz mogłabym ćwiczyć i ćwiczyć, tylko zdrowie nie pozwala na taką aktywność fizyczną, jaka mi się marzy, pozostają więc spacery, ale do tych motywacji brak.

  19. A ja podlinkowalam zdrowe marcheweczki, ktore spokojnie zastapia chrupanie chipsow. A co ja zrobilam dla siebie… hmmmm….. zdrowo jem, to fakt. i bylam na silowni, to tez fakt. musze jednak troche wiecej na powietrze wychodzic.

  20. Wrzuciłem tradycyjnie info o polskiej darmowej komórkowej aplikacji e-food. Używam, polecam, daje do myślenia. Tak jak moje “boje” z karagenem w mleku dla dzieci.
    I to co już było napisane w wątku o sumowaniu się GMO, w poszczególnych produktach stężenie konserwantów może być w ramach dopuszczalnego. Tylko że już się nie bada skumulowanego wpływu dziennego konserwantów na organizm.

    “Zamień chemię na jedzenie” też bardzo polecam 🙂

  21. napiecyku says:

    Beata, rozpiera Cię energia, coraz częściej wrzucasz wpisy, fanów przybywa, masz jeszcze ochotę na prowadzenie grupy wspierania blogerów…gratuluję 🙂 Bardzo energetyczny wpis, ostatnio trochę sflaczałam, ale na szczęście dzisiaj zaliczyłam rower, mycie okien i mam ambitne plany na wakacje. Szkoda tylko, że nie mogę przestać myśleć o jedzeniu…..kocham jeść 😉

  22. Ja jestem w sumie na wakacyjnym luzie i mniej mnie w blogosferze, ale za to dla zdrowia robię ile mogę: co drugi dzień biegam, albo chodzę po 7-8 km (to z mężem, który nie znosi biegania), pilnuję, żeby się wyspać czyli koniec z przesiadywaniem do północy, a szczególnie, kiedy trzeba iść do pracy. O piciu wody i odżywianiu oczywiście też pamietam 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *