W ostatnie dni doświadczyłam bardzo wiele bezinteresownej i spontanicznej ludzkiej życzliwości. W związku ze śmiercią mojego taty. Zarówno w realu, jaki w wirtualnej rzeczywistości – na Instagramie, gdzie otwieram swoją duszę. Dlatego z całego serca dziękuje.
Zdałam sobie sprawę, że z perspektywy takich bardzo trudnych doświadczeń – potrafimy machnąć ręką na te nieznaczące, a na co dzień tak nieznośnie absorbujące nas pierdoły.
Bo życie w sumie jest nam dane na krótką chwilę.
To mrugnięcie oka dla wszechświata. Chodzi o to by ten czas dobrze spożytkować: na dobre myśli, na dobre emocje, na dobrze przeżywane relacje…
To one one napełniają wszechświat dobrą energią. To je trzeba w sobie i wokół siebie pielęgnować. To dobre emocje czynią nasze życie lepszym.
W ten szczególny wigilijny czas pielęgnujmy je w sobie.
Jest taki dzień tylko jeden dzień do roku. Ten dzień przynosi ukojenie skołatanych emocji, ten dzień przepełnia nas taką wewnętrzną radością.
Pielęgnujmy w sobie te uczucia i emocje, które odczuwamy właśnie tak szczególnie w tym dniu. Niech rozchodzą się po całym wszechświecie.
To te najprostsze, z pozoru niezauważalne (a właśnie jaka szkoda, że za często niedostrzegane przez nas) rzeczy i ulotne momenty wnoszą radość w naszą codzienność.
Kiedy oglądamy się za siebie, uświadamiamy sobie, że życie było – jest warte przeżycia właśnie dla tych drobnych radości, dla tych małych, niepozornych chwil, dla których tak dobrze tu być….
Bo życie jest jak taniec.
Kiedy tańczysz celem nie jest znalezienie się w wybranym punkcie podłogi. Jest nim cieszenie się z każdego kroku, który wykonujesz.
Wayne Dyer
Coraz bardziej uświadamiam sobie, że życie – dobrze przeżywane, życie którym potrafimy się cieszyć – powinno przypominać taniec.
Czerpanie przyjemności z kolejnego kroku, niezależnie od miejsca na podłodze, w którym się w danej chwili znajdziemy.
Do takiej wizji życia dojrzałam z wiekiem. Jestem w swojej 4 dekadzie.
Kiedy byłam 20 latką – dopiero szukałam tego, kim jestem. Bardzo brakowało mi wtedy pewności siebie – szłam drogą, która wskazał mi ktoś inny. Za każdym razem wydawało mi się, że zaufałam właściwej osobie. Ale to nigdy nie była moja droga.
Kiedy weszłam w 3 dekadę – z takim wewnętrznym przekonaniem, że muszę osiągnąć w niej wszystko – na zasadzie – teraz albo nigdy. Bo potem będzie za późno: dzieci, kariera, podróże.
Nie udało się. Nie szkodzi. Życie nie kończy się na trzydziestce.
Po niej przychodzą kolejne dekady, które możemy przeżyć ciekawie. Jak taniec.
Paradoksalnie 30 była u mnie dekadą, w której dużo błądziłam, zbyt dużo chciałam, przeżywałam wewnętrzne frustracje – byłam nienasycona – a to znaczy, że niczym nie potrafiłam się tak na prawdę cieszyć.
Życie było dla mnie wspinaczką. Wspinaczka – uczy pokory. Taniec przy każdym kroku dostarcza radości.
Bardzo chciałam dopiąć pewnych rzeczy – robić karierę i urodzić dzieci – cały czas miałam pod górkę. Wciąż chciałam więcej. Miotałam się i czułam nienasycony niedosyt.
Dopiero w 4 dekadę weszłam – spokojniejsza.
Życie zaczyna się po 40.
Nauczyłam się odpuszczać – to czasami właśnie jest ta metoda, by odblokować pewne rzeczy. Bo kiedy zamiast beznadziejnie chcieć coś na danym etapie nieosiągalnego – zaczynamy doceniać to, co mamy, zaczynamy cieszyć się z życia – traktować je jak ten taniec. I wtedy dzieją się cuda.
Ale też łatwiej nabrać dystansu do trudnych chwil. Bo łatwiej powiedzieć sobie, że wszystko przemija. A jedyne co tak naprawdę mamy to ta chwila. Chodzi o to, by przeżyć ją dobrze.
Wesołych świąt.
Pozdrawiam serdecznie
Beata
Piękny wpis i cudowne zdjęcie! 🙂 Miło mi tu wracać 🙂
Z przyjemnością przeczytałam ten szczery, autentyczny, i krótki jak na Ciebie ;), tekst. Refleksja nad życiem w momencie przełomowym…też takie miałam i wciąż mam wrażenie, że pełnia cały czas przede mną. A odpuszczenie to trudny przymiot…choć nie ma rzeczy niemozliwych
Beata, powodzenia w Nowym Roku! ❤
Wspaniała refleksja o życiu:) miło się czytało!
Bardzo fajnie opisane i daje sporo nadziei – ja mam teraz takie wrażenie, że jak nie osiągnę “sukcesu” do 30. to pewnie nigdy mi się nie uda. Ah te nasze bariery w głowie.
Pozdrawiam!