Blog.

Pierwszego bloga założyła wiele lat temu. To była ich wspólna pasja. Blog w pewnym sensie zbliżył ich do siebie. Połączył, po to by ostatecznie rodzielić. Uwielbiała pisać. Pisała teksty (po angielsku), obmyślała stylizacje. On robił zdjęcia i czuwał nad całością. Od strony technicznej. Blog – to było ich wspólne dziecko. Początek wspólnych marzeń i planów. Marzył im się wyjazd do Stanów. Tam założą firmę, mały biznes. Blog był punktem wyjścia.

Ale blog wiele wymagał. Niezauważalnie podporządkował ich życie. Od codziennego rozkładu dnia po plany na wakacje. Nie było obiadu, który udało im się zjeść, zanim wystygnął. Niekończące się i zawsze pozostawiające jakiś niedosyt sesje fotograficzne. Wspólne wyjścia były podporządkowane i robione z myślą o blogu.

Nie zauważyli jak blog zamiast przybliżać, zaczął ich oddalać od siebie. Sukces … względny, popularność (do czego im ona?) przyszedł, okupiony ciężką pracą i latami wyrzeczeń. Ale nie dane było im się tym nacieszyć. Razem.

Blog wciągnął ich. Zassał i podporządkował do tego stopnia … Nie zauważyli kiedy jedyną rzeczą, która ich łączyła był właśnie on. Blog. To była toksyczna relacja podporządkowana blogowi. Dla bloga.

On otrząsnął się pierwszy. Po prostu odszedł. Od niej. Od bloga. Po wielu latach narzeczeństwa i wspólnych planów na przyszłość.

Miała 26 lat, złamane serce i zero pomysłów na siebie i na dalsze życie. Blog zamilkł. Też straciła do niego serce.

Najlepszym lekarstwem na miłość jest druga miłość.

Podjęła decyzję, by wyjechać. Gdzieś.  Daleko. W nieznane. Choćby na zawsze. Na nowo odnaleźć coś, co wróci jej apetyt na życie.

I tak ona dziewczyna z nizin znalazła się w górach. Od pierwszego wejrzenia pokochała je bez pamięci. Góry? Toma? Co było przyczyną. A co skutkiem … ubocznym? Co jest najlepszym lekarstwem na zawiedzioną miłość? Druga miłość.

Blog – najlepszy powiernik?

A kiedy przychodzi miłość, wiele osób czuje nieodpratą potrzebę, by się nią dzielić. Opowiedzieć o niej światu.

Odpaliła laptopa. Zalogowała się na bloga. Pierwszy raz od wielu miesięcy. Po co? Sama nie do końca to wiedziała. Czyżby na nowo miała ochotę czymś się podzielić. Czy to po prostu dopadł ją niewytłumaczalny wirtualny ekshibicjonizm – syndrom naszych czasów.

Usprawiedliwiała się przed samą sobą, że i tak nikt nie przeczyta. Wiele miesięcy upłynęło odkąd porzuciła bloga. Jej myśli pobiegły w stronę Toma, jego błękitnych oczu, silnego uścisku i lekko drwiącego uśmiechu. Gór, które tak bardzo kochał. Bez których ona sama już chyba nie potrafiła żyć. Kafejki, o którą walczył każdego dnia, bez chwili wytchnienia. Jak Dawid z Goliatem. Mały rodzinny biznes w starciu z wielkimi korporacjami.

Jej palce szybko przebiegały po klawiaturze. Musiała to z siebie wyrzucić. Choćby wspomnieć jego imię. Niczym zakochana nastolatka, która w sekretnym dzienniku otwiera swoje serce.

W rzeczywistości nic takiego nie napisała. Pisała o kafejce Toma, o jego nierównej walce o przetrwanie i utrzymanie swojego biznesu. Nawet nie wiedziała kiedy opublikowała ten post. Kilka uroczych zdjęć z kafejki, panorama miasteczka. Ukradkiem zrobiona fotka pleców Toma, gdy z nostalgią patrzy na góry.

Znowu miała ochotę pisać i walczyć. O co? O podupadające miasteczko? O sprawiedliwość? O Toma i o jego serce? Przebudzenie? Coś wróciło jej chęć walki. Może po prostu góry zawróciły jej w głowie. A błękitne oczy Toma dopełniły reszty.

Podniosła się z miejsca. Tom uważnie ją obserwował. Teraz dopiero go zauważyła.

Blogerka.

Uderzyła go ta nagła zmiana, jaka w niej zaszła. Siedziała w kafejce. Energicznie klepała coś na klawiaturze laptopa. Potem energicznym ruchem zamknęła go i podniosła się z miejsca. Biła od niej jakaś nowa energia i zapał. W jej oczach nie było już tamtej starej rezygnacji, która tak zastanowiła go (i chyba poruszyła) pierwszego dnia. To pewnie  ona sprawiła, że otworzył przed nią serce. Sam tak dobrze znał to uczucie. Ale to było już za nim.

Przez kolejne dni w kafejce zaobserwował kilka zmian. Kilka rzeczy go zdziwiło. Nie wiedział, jak je sobie wytłumaczyć.

Kilku zagranicznych turystów z zainteresowaniem wypytywało o historię Café Maria. Ktoś z gości koniecznie chciał strzelić sobie z nim fotkę. Spłynęło kilka rezerwacji na puste jak dotąd pokoje hotelowe. Błogosławieństwo? Nie. To była kropla w morzu potrzeb. Ale cieszyła. Nie wiedział, jak to sobie wytłumaczyć. Ale zawsze to jakiś promyk nadziei i zapowiedź czegoś lepszego.

W końcu jeden z turystów przyznał się, że informację o Café Maria znalazł na blogu, który jego dziewczyna kiedyś lubiła czytać. A skoro byli akurat w okolicy, postanowili tu zajrzeć. Tak dowiedział się o istnieniu bloga Ewy.

Przesiedział pół nocy wertując kolejne wpisy. Ten o swojej kafejce. Ale i te wcześniejsze. Nie znał. Zupełnie nie rozumiał tego fenomenu blogowania. Traktował go jak dziecinadę. Niewytłumaczalny, bezużyteczny, a czasami wręcz szkodliwy ekshibicjonizm. Ale łakomie pożerał wzrokiem zdjęcia Ewy. Już od samego początku zwrócił uwagę na jej subtelną urodę. Nie byłby normalnym facetem, gdyby pozostał wobec niej obojętny.

Domyślił się, że często zagląda do kafejki właśnie dla niego. Mile łechtało to jego próżność. Ale czy czuł coś więcej? Lubił z nią rozmawiać. Jako jedna z nielicznych osób akceptowała go i lubiła takim, jakim był. Gdyby kiedyś myślał o tym, by się ustatkować, mieć gromadkę dzieci, to pewnie tak wyobrażał, by sobie idealną żonę. Ale póki co miał co innego na głowie. Kafejkę. To ona spędzała mu sen z powiek. Czy zarobi tyle w sezonie, by utrzymać się potem przez cały rok. Czy będzie musiał porzucić to miejsce (które tak bardzo kochał) i góry?

Blog?

Nie do końca wiedział co o tym myśleć. Nikt nigdy tak spontanicznie nie powiedział o nim tyle dobrego. A z drugiej strony denerwowało go to bezmyślne otwieranie serca przed zupełnie nieznanymi ludźmi. Bóg jeden wie, kto to jeszcze przeczyta. Ta potrzeba wylewania uczuć w sieci. Na co to komu? Nawet jeżeli niechcący przysłużyło się to jego interesom. Co będzie dalej? Co jeszcze może napisać beztroska blogerka? Czy są tu jakieś granice w tym pokazywaniu siebie, swoich rozterek i uniesień?

Od początku wyczuwał w niej jakieś wewnętrzne rozdarcie. Problem, z którym chciała się uporać. Który odbierał jej radość życia. Ostatnio zauważył w niej sporą odmianę. Cieszyło go to. Ale nie popierał tej metody.

Kto czyta tego bloga?

Ewę ogarnęły wątpliwości. Czy to co zrobiła jest dobre? Dlaczego tak niezręcznie było jej spojrzeć Tomowi prosto w oczy. Dlaczego wyszła z kafejki jak ostatni złodziej. Czuła, że przy całej tej swojej stanowczości, Tom tego nie pochwali. Ale przecież nigdy się o tym nie dowie. No bo skąd? Pewnie nawet nikt tego nie przeczyta. Starzy czytelnicy dawno już odeszli. A jej robiło to tak dobrze. Blog stał się dla niej formą terapii.

CDN

Poprzednie odcinki:

Blogerka Historia Wakacyjnej Miłości 1

Blogerka Historia Wakacyjnej Miłości 2

Blogerka Historia Wakacyjnej Miłości 3

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version