Za każdym razem, kiedy publikuję zdjęcia moich pociech w sieci, czuję się  winna wobec nich. Nie myślę tu nawet w perspektywie długoterminowej. … Że za kilkanaście lat moje dzieci będą miały mi za złe upublicznianie ich beztroskich dziecięcych fotek…. Choć nawet z stostunkowo krótkiej perspektywy czasowej istnienia internetu już dzisiaj obserwuje się takie przypadki. Kiedy to zbuntowany nastolatek, czy świeżo upieczony dorosły wytoczył proces swoim rodzicom o te nieszczęsne fotki wrzucone na Facebooka kilkanaście lat wcześniej….

Póki co bardziej niepokoją mnie  doraźne konsekwencje wystawiania moich dzieci na widok publiczny …  w sieci. To kwestia ich bezpieczeństwa i prawa do prywatności. Tymbardziej, że czasami jako rodzice nie potrafimy zachować koniecznego umiaru i zdrowego dystansu. Po prostu głupiejemy i skaczemy wokół maluszka z aparatem fotograficznym. Bo takiej minki jeszcze nie zrobił, a takiej kupy jeszcze nie było.

Stateczny wydawałoby się rodzic, a traci poczucie rzeczywistości. Podczas gdy znajomi i nieznajomi obserwujący nas na Facebooku odchodzą od zmysłów na widok n-tego zdjęcia tej samej rozkosznej minki, tego samego bobasa wrzucunej w przeciągu tych samych ostatnich 5-ciu minut. Szczęśliwie …. generalnie te objawy przechodzą z czasem.

Jednym potrzeba go więcej, innym mniej. W końcu przychodzi taki moment, że się wystarczająco napstrykamy i nazarzucamy tym, co napstrykamy wszystkie social media. Tyle, że ślad po tym pozostaje.

Może co dociekliwsi będą chcieli kiedyś w przyszłości się do tego dokopać. Nie patrzmy z taką podejrzliwością na naszych obecnych znajomych. Raczej na tego uroczego bobaska, który tak słodziutko leżakuje sobie obok naszej pociechy w przedszkolu. Może za lat kilkanaście, jako pryszczaty i skłócony z całym światem nastolatek, ogarnięty detektywistyczną pasją przekopie pół internetu i dokopie się do n-tej feralnej fotki z gołą pupą  bez pieluchy sprzed lat…. I Bóg jeden wie, co z tym zrobi…. Chociażby dla funu…

To, co w danej chwili nam rodzicom wydaje się ważne, śmieszne, czy godne podzielenia się z całym światem. Nawet jeżeli całemu światu prócz nas samych już od miesięcy wychodzi to uszami.

Tu choćby ta pierwsza, jakże symboliczna, samodzielnie zrobiona do nocnika KUPA. Na tym etapie i dla dziecka, i dla rodziców to ogromny powód do dumy… Z perspektywy czasu, w oczach dorastającego człowieka nabiera zupełnie innego wydźwięku. A jeżeli jeszcze wpadnie w ręce kogoś nieupoważnionego i … zrobi się z tego gigantyczny obciach.

Bezpieczeństwo dziecka w sieci

Swego czasu mocno dała mi do myślenia  Ania (Nieperfekcyjna mama – blogerka parentingowa we wpise PUBLICZNE DZIECI), która (a było to już jakiś rok temu) oświadczyła, że przestaje upubliczniać zdjęcia swoich pociech. Tzn takie zdjęcia, na których są one wyraźnie rozpoznawalne. A także usuwa wszystkie takie fotki z bloga i z Instagrama. Rzeczywiście tak zrobiła. Sprawdziłam… (a jeżeli ja sprawdziłam, to inni na pewno też).

Nawet, jeżeli Ania nadal pokazuje swoje dzieci, to pokazuje je inaczej… Tak, że nie można ich poznać.  

Nie jestem, ani rozpoznawalną blogerką, ani w ogóle blogerką parentingową. A to na pewno zobowiązuje do zdwojenia czujności. Bo kto, jak kto, ale bloger parentingowy powinien świecić przykładem. Jakże chciałoby się wypatrzeć takiego blogera gdzieś na mieście w sytuacji, kiedy to jego macierzyństwo bliskości, empatia i anielska cierpliwość względem dziecka w teorii to jedno, a w praktyce ….  drugie. Bo tak, jak nie ma ludzi nieomylnych, nie ma rodziców, którym nie puszczają nerwy….

Tyle, że w sytuacji kiedy stajemy się rozpoznawalni, w jakiejś tam skali… Zresztą sami na tą rozpoznawalność mozolnie pracujemy ładując na Instagrama, Facebooka i im podobne idealistyczne fotki z podobiznami naszych milusińskich. A tu…  ups… zdarza się, że teoria (ta, którą głosimy na blogu) rozmija się z praktyką… Taka sytuacja staje się co najmniej kompromitująca. Co może nie miałoby miejsca, gdybyśmy pozostali zupełnie anonimowi i bezinstagramowi.

Ja co prawda, mogę sobie tu radośnie dywagować … Mieszkam za granicą. Co prawda, nie na Marsie, ani na Księżyciu. W tym cały szkopuł. Tylko kilka krajów dalej.  No i zdarza mi się, że wrzucam zdjęcia swoich dzieci do sieci. A potem zaraz je wykasowuję. … Waham się… i wycofuję. Bo dopadają mnie wątpliwości.  Cały czas towarzyszy mi ten dylemat.

Z jednej strony wszyscy tak robią. I to na pewno w jakimś stopniu zagłusza wyrzuty sumienia. Wszyscy wyżywają się fotograficznie na swoich pociechach i ładują to na Insta. Taki owczy pęd. A może i nie.

Może właśnie to najlepsza forma zabezpieczenia własnych wspomnień i przekazania ich potomności. Bo skoro to, co wrzucimy do sieci – w niej zostaje. Nasze dzieci, i nie tylko one (bo jeszcze wnuki, prawnuki i praprapra wnuki) z przyjemnością wrócą do tych fotek po latach, po dziesięcioleciach, po stuleciach. Tak że nasze wspomnienia staną się nieśmiertelne?

No i masz ci babo placek. Sama cały czas ważę za i przeciw. Miotam się, publikuję i zaraz kasuję. Mam dylemat… dylemat rodzica, który z jednej strony widzi w tym szansę i genialną możliwość przechowania dla potomności swoich ulotnych wspomnień.

A jeszcze piszę to z perspektywy rodzica, który starcił większość dziecięcych fotek swoich starszych synów, bo telefon, na którym je przechowywałam prozaicznie … wyzionął ducha. Tymczasem wrzucając takie fotki, tu i ówdzie do sieci mogłabym wykorzystać stosowaną w biznesie zasadę, by nie ładować wszystkich jajek do jednego koszyka. Bo przecież jest i Facebook, Instagram, Pinterest, Flickr…. Snapchat skreślam z tej listy, bo tam wszystko znika po krótkim czasie. Więc zupełnie nie nadaje się do przechowywania wspomnień.

Ale obok tego istnieją doraźnie zagrożenia. Jakie?  Najgorsze w tym jest to, że nie są one do końca sprecyzowane. To zostawia sporo przestrzeni dla rozgalopowanej i z zasady nadopiekuńczej wyobraźni rodzica.

Czy powinnam pokazywać fotki swoich pociech w sieci?

Z jedej strony swoje fotki  z zasady pstrykam w trakcie spacerów z dziećmi. Więc moje pociechy siłą rzeczy gdzieś tam są  w kadrze. A jednak, czy powinnam wykorzystywać właśnie te fotki na bloga? Mam tu kilka patentów, które w jakimś stopniu uspokajają moje sumienie. Staram się znaleźć  jako taki złoty środek.

  • Po pierwsze wyciągam i udostępniam na blogu zdjęcia  swoich dzieci sprzed lat.

Moje pociechy nie są już na nich za bardzo rozpoznawalne. Ja też nabrałam do tych fotek zdrowszego dystansu. Już na pewno …  z perspektywy czasu nie będę tak emocjonalnie przeżywać pierwszej samodzielnie wystrzelonej do nocnika KUPY.  Za to z przyjemnością wracam do pewnych wspomnień. A przy tej okazji myślę sobie: jak ten czas szybko leci. Jak szybko rosną nam dzieci. Jak bardzo powinnam sobie cenić każdą ulotną chwilę.

  • Obcinam kadr, tak by dane miejsce było nie do zidentyfikowania.

Chyba, że chodzi tu o miejsce, w którym zdarzyło nam się być jednorazowo. Wiem, że raczej nigdy później nie będzie można mnie w nim spotkać.

  • Robię zdjęcie tak, by moje dziecko było na nim nierozpoznawalne…

Np z góry, z tyłu…

Choć czasami nie mogę oprzeć się pokusie, a potem zadręczam konsekwencjami. Ciekawa jestem, jak Wy radzicie sobie z tym dylematem?

Pozdrawiam serecznie

Beata

W ramach Wspólnego Czytania i Dziergania z blogiem Maknety:

Jak pokazać robótkę dla dziecka i na dziecku, nie pokazując dziecka? Oto jest pytanie.

Czytelniczo odnotowałam powrót do lektury szkolnej: mój syn prosił mnie o przeczytanie jego książki do szkoły o Rycerzach Okrągłego Stołu, bym potem przepytała go, czy dobrze zapamiętał wszystkie fakty i zawirowania fabuły.

A robótkowo, trochę zapomniałam o szydełku. Wyciągnęliśmy puzzle z 1000 elementów, które mój syn dostał na gwiazdkę. Ola Boga, jak to powoli idzie. To jest dopiero dłubanie. Ale za to jak wciąga. W ogóle nie czuję, jak czas przy tym ucieka, a puzzle w ogóle nie posuwa się na przód.

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

20 komentarzy

  1. Powiem Ci, że mam takie same dylematy. Nie jestem blogerką parentingową, ale dziecko gdzieś się tam u mnie przewija i czasem wrzucę jej zdjęcie. Czasem. A często wrzucam i po chwili kasuję 🙂 Choć tak naprawdę sama nie umiem uznać, czym miałoby takie zdjęcie grozić…

    Trzymam się więc zasady, że wrzucam jej zdjęcia tylko spodarycznie i to wyłącznie takie, na których jest szczęśliwa 🙂

  2. Ja nigdy nie udostępniam w sieci zdjęć dzieci bo nie chcę aby były wykorzystywane w jakikolwiek nieprzewidywalny sposób; natomiast zupełnie nie pomyślałam o tym w kategorii pamiątki na przyszłość. Mimo wszystko jestem na nie. Pozdrawiam 🙂

  3. Matką nie jestem, ale gdybym była, to raczej nie zamieszczałabym zdjęć swojego dziecka na blogu (no chyba, że właśnie od tyłu czy z góry – tak nie do rozpoznania). A wrzucanie zdjęcia do Internetu, żeby mieć pamiątkę na przyszłość mnie nie przekonuje – zawsze można zrobić kopie na płytach CD/pendrive/dysk zewnętrzny itp. Wszystkich zdjęć i tak nie dasz rady wrzucić do sieci i gdzieś je musisz przechowywać. Ale dziękuję za ten post – skłonił mnie do zastanowienia 🙂

    1. Ja już nie mam miejsca na dysku zewnętrznym. Z jednej strony nęci mnie perspektywa wykorzystania np Instagramu jako swego rodzaju segregatora dla zdjęć, bo są one widoczne w nim, jak na dłoni. Z drugiej strony zbyt się boję. Dlatego publikuję fotki swoich dzieci z kilkuletnim opóźnieniem. Pozdrawiam serdecznie Beata

  4. Moim zdaniem, póki nie ośmieszamy dzieci tym fotografiami to nie ma w nich nic złego. Nie wyobrażam sobie wrzucić nagiego zdjęcia albo w jakichś krępujących sytuacjach. Wszystko jest kwestią umiaru i zdrowego rozsądku.

  5. Kilkanaście lat temu zachciało mi się pokazać światu mojego słodziutkiego Siostrzeńca – zdjęcia wrzuciłam oczywiście za zgodą mojej Siostry i nie było tam żadnej golizny, ale ile czasu upłynęło od pomysłu do jego realizacji tylko ja wiem. A potem stres – czy nie wpadną one w niepowołane ręce? Czy jakiś pedofil nie będzie robił sobie dobrze patrząc na słoneczną buzię Chłopczyka? I takie tam. Część zdjęć po jakimś czasie usunęłam, część ukryłam, a teraz Chłopczyk jest nastolatkiem i sam wrzuca swoje fotki do Sieci, choć ostatnio zaczął znikać z portali społecznościowych, ewentualnie jest tam pod zmienionymi danymi i nie upublicznia swojego wizerunku.

    1. Antetko, mnie też od czasu do czasu napadają takie emocje. Choć pewnie to tylko rozgalopwana wyobraźnia. Ale jak tyczy się kogoś kogo kochamy i powinniśmy chronić to może lepiej na zimne dmuchać. Pozdrawiam serdecznie Beata

  6. Az z ciekawosci przejrzalam zawartosc swojego blogga. W poczatkowym okresie pojawily sie zdjecia moich chlopcow. Jednak teraz staram sie tak robic zdjecia aby nie pokazywac calej twarzy dziecka. Na FB publikuje tylko zdjecia od tylu. Nigdy nie robie zdjeci w towarzystwie innych dzieci, ewentualnie pytam sie o zgode opiekuna – te zdjecia nie sa upubliczniane. Na cale szczescie mieszkam w kraju, w ktorym “respektuje” sie pewne przepisy. Za publikacje zdjecia bez zgody grozi kara do 2 lat wiezienia. Osobiscie nic mnie bardziej nie irytuje jak masowe wstawianie zdjec swoich pociech z imprez np z przedszkolnych w towarzystwie innych niczego nie swiadomych dzieci.

      1. Mieszkam w kraju skandynawskim ;-). 2 lata więzienia uwzględnione są w przepisach prawnych, czy są egzekwowane – nie wiem. Jednak gdy najstarszy zaczynał w przedszkolu gminnym, wszyscy rodzice dostali pisemną informację o tym, że zdjęcia wykonane przez przedszkole ją jego własnością, rodzice mogę je poprać na komputer jednak nie wolno ich upubliczniać. Teraz chłopcy są w prywatnym przedszkolu – zanim rozpoczęli, przedszkole pytało się o zgodę robienia zdjęć i ich wykorzystania. Przedszkole dostało pozwolenie na fotografowanie ale już zdjęcia nie mogą być wykorzystane poza stroną internetową dla rodziców. Owszem nie mam pewności, co dzieje się z zdjęciem jeśli zapisze je sobie inny rodzic. Ja osobiście zwróciłam uwagę jednej z mam, która utworzyła grupę na FB dla jednego z oddziałów a jako zdjęcie główne wykorzystała zdjęcie grupowe dzieci na którym był mój najstarszy syn. Nigdy nie wiadomo czy np dziecko na zdjęciu nie mieszka pod ukrytym adresem albo może rodzina próbuje rozpocząć życie od nowa. Szanuje bardzo prawo do prywatności innych. W pracy jest to moim obowiązkiem i muszę wiedzieć, któremu dziecku mogę zrobić zdjęcie a które nie może się znaleźć na nim. Liczba rodziców zakazująca upubliczniania zdjęć dzieci rośnie z roku na rok. Dlatego dostaje białej gorączki widząc zdjęcia pociech koleżanek w przedszkolu w towarzystwie innych dzieci. Aż mam ochotę pisać dużymi literami, czy spytały się o zgodę na publikację wizerunku dziecka???? Czy dziecko lub opiekun wyraził zgodę na wrzucenie zdjęcia do sieci???

  7. Ja sobie to założyłam od początku istnienia bloga. Nie pokazuję juniora w taki sposób, aby ktokolwiek mógł go rozpoznać. Pojawia się czasem rączka, czasem niewyraźna postać, czasem junior tyłem, bez twarzy. Ale juniora rozpoznawalnego na blogu nie ma.

  8. Osobiście uważam, iż zdjęć swoich dzieci nie powinno się wstawiać do internetu. Jeżeli sam chcę promować swój blog, swoje konto twarzą, to swoją, ludzi którzy nic nie mają przeciwko lub jest ich więcej na zdjęciu niż minimum. Wydaje mi się, że gdy dziecko dorośnie, może nie życzyć sobie tych zdjęć. Wtedy Twoim obowiązkiem będzie wszystkie usunąć, a już trochę ich jest. Grupa, strona Facebook, blogi.

  9. Jeśli mam być szczera, akurat w tym temacie mam zupełnie inne podejście 🙂 Tzn. nie mam problemu z tym, aby pokazywać moje dzieci. Choć na blogu powoli od tego odchodzę (nie ze względu na strach, a ze względu na chęć poruszania tematów innych niż parentingowe), to na Instagrama zdjęć wrzucam mnóstwo. Nie jestem typem człowieka, który pod tym względem martwi się na zapas. Tak jak zaznaczył ktoś wcześniej, jeśli nie ośmieszamy naszych dzieci, nie wstawiamy ich nagich zdjęć, nie ma w tym nic złego.
    Teraz ich zdjęć mam niewiele i wstawiam te z okresu maleńkości, bo nie za bardzo chce mi się latać z wielką lustrzanką. Moim największym marzeniem jest to, abym to ja stała się twarzą mojego bloga. Muszę powiedzieć, że niestety nie mam dobrego fotografa. 😀
    Generalnie, jak do wszystkiego w życiu, podchodzę bardzo na luzie i nie lubię spiny i potęgowania wyobrażeń. W żadnym temacie. 🙂 Zdjęć i tekstów również. 🙂

  10. Ja w ogóle staram się chronić swoja prywatność. Może dlatego, że był czas, kiedy mało życzliwi ludzie narobili mi sporo nieprzyjemności grzebiąc w moim życiu. Ot zwykli plotkarze, jednak teraz bardzo pilnuję tego, co o sobie opowiadam czy publikuję. Moje dzieci są już dorosłe, ale pamiętam początki portali społecznościowych, kiedy wrzuciłam parę ich zdjęć. Był krzyk, który uszanowałam. Mąż także nie życzy sobie upubliczniania swojego wizerunku, więc cóż zrobić? 🙂
    Wydaje mi się, że jak do każdej sprawy należy podejść zdroworozsądkowo. Wszystko musi mieć umiar, więc i zdjęcia wrzucane do sieci powinny być takie, aby nikt tego za jakiś czas nie mógł wykorzystać przeciwko nam czy naszym dzieciom.

  11. Zdecydowanie nie popieram wstawiania zdjęć dzieci w internecie. Nie rozumiem tego “owczego pędu” jak mówisz. Być może rodzice piszący blogi parentingowe są usprawiedliwieni, chociaż myślę, że taki blog można prowadzić również bez zdjęć swoich dzieci.

  12. Napiszę wprost choć narażę się w tym gronie. Osoby, które publikują zdjęcia swoje i innych, choćby własnych dzieci, uważam za bezmózgów. A już szczytem totalnym jest masowe publikowanie zdjęć na facebooku np. z uroczystości, imprezy
    Nigdy nie publikuję, nie umieszczam nigdzie swoich zdjęć na których widać twarz, tak samo moich dzieci. I do szału mnie doprowadza jak nagle widzę zdjęcia swojego syna, które ktoś bez pytania pstryka i umieszcza na fb, ostatnio np. wujek

  13. Dla mnie temat jest bardzo trudny. Ok, wymyśliłam sobie blogowanie ale gryzę się z tym, że wciągam w to moją rodzinę. Staram się nie umieszczać zdjęć dzieci na, których są rozpoznawalne, chociaż piszę o aktywnościach dla dzieci. Pewnie takie zdjęcia wzbogaciłyby bloga, komunikat wizualny ma większą siłę przebicia. Coś za coś. Przyjaciela zapytałabym o zgodę. Od tego jestem jako mama i rodzic by chronić dzieci do czasu aż same zaczną podejmować decyzje i dysponować własnym wizerunkiem. Tak jest w porządku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version