Bądź silniejszy od swoich wymówek.
Wydawało mi się, że jestem osobą zdyscyplinowaną, że potrafię narzucić sobie dyscyplinę. Dopiero książka Briana Tracy „Zjedz tę żabę” uświadomiła mi, że tak ze mną nie jest do końca.
Bo samodyscyplina to nie tylko umiejetność zdyscyplinowania się do regularnej pracy i powtarzania rzeczy dobrze znanych.
Ale…
Samodyscyplina często wymaga odwagi, by przełamywać w sobie opory przed nowym i nowymi wyzwaniami.
Jest takie fajne powiedzenie: wszystko czego pragniesz – znajduje się po drugiej stronie strachu. Tyle że potrzeba co nieco odwagi, żeby się tam wybrać. A żeby zebrać się na tę odwagę: SAMODYSCYPLINY….
Samodyscyplina to taka mieszanka: wytrawałości, samozaparcia, odwagi i wiary w swoje możliwości.
Te wszystkie są niezbędne, by podejmować dzialania, które pozwolą nam podsunąć się dalej.
Czasami można być bardzo zajętym… powtarzaniem tych samych, dobrze sobie znanych czynności po to tylko by nie sięgać po rzeczy nowe = nowy stres = nowe wyzwania…
I wtedy to nie jest żadna samodyscyplina – tylko robienie w kółko Macieju tego samego po to, by uciec przed nowym, które wymagałoby wyjścia z bezpiecznej strefy komfortu.
Tymczasem wszyscy ludzie sukcesu są ludźmi czynu.
A bycie człowiekiem czynu oznacza posuwanie się naprzód. Tu także wychodzenie na przeciw nowym rzeczom, nowym wyzwaniom….
Tu paradoksalnie wrogiem samodyscypliny jest zbytnia (paraliżująca) obawa przed popełnieniem błędu. Kiedy ta nas dopada – zamiast posuwać się naprzód, w kółko robimy to samo. I dalej stoimy w miejscu.
Znowu paradoksalnie – wrogiem samodyscypliny jest brak wiary w siebie. Czy jedna z jego form, jaką jest poczucie braku wystarczających kwalifikacji…
Ile babeczek na to cierpi – ja pierwsza – wciąż się doszkalają, kupują kolejne kursy…
Ale najlepszą metodą podnoszenia kompetencji – nie jest siorbanie suchej wiedzy, tylko robienie tego samemu w praktyce. Ale to wymaga rzucenia się na głęboką wodę. Nic lepiej nie uczy…. życia i nowych umiejętności.
Te wszystkie braki we wierze w siebie, obawy, czy aby już jesteśmy gotowe, a może lepiej jeszcze poczekać, doszkolić się -…. prowadzi do zwlekania. Zwlekamy z podjęciem nowego i dalej robimy to samo, zamiast sięgać dalej.
I znowu paradoksalnie wrogiem samodyscypliny jest brak wiary….
Czasami wystarczy z wiarą spojrzeć w przyszłość, że jakoś to będzie, jakoś to się po drodze ułoży, jeżeli tylko zrobimy na niej pierwszy krok.
Bo samodyscyplina powinna przede wszystkim motywować do posuwania się naprzód.
To jest najtrudniejsze.
Bo naprzód można posuwać się tylko wtedy, kiedy w głębi ducha towarzyszy nam wiara, że następny krok wyjaśni się w trakcie marszu.
Bo samodyscyplina to bycie silniejszym od swoich wymówek…
Samodyscyplina to wybór jednego kontkretnego priorytetu i konsekwentne się go trzymanie.
Najgorszym wrogiem – przeszkodą w realizacji zamierzeń jest rozpraszanie się na multum spraw. Zamiast koncentrowania swojej energii na ograniczonej liczbie celów.
A wtedy można tak być zawalonym robotą, dwoić się i troić i niczego skutecznie nie robić – tylko uciekać przed tym, co tak naprawdę mamy do zrobienia – z braku odwagi.
I tu warto spróbować być silniejszym od swoich wymówek, które ściągają nas na manowce i przeszkadzają posuwać się naprzód….
Samodyscyplina to odrzucenie wymówek…
Rób to, co masz do zrobienia…. I nie oglądaj się na wymówki.
PS.
Dotychczas zasłaniałam się tym że skoro tyle pracuję – mozolnie – rzetelnie, ale wciąż przesuwając się po znanym sobie terenie – to nie mam sobie nic do zarzucenia. Tymczasem – mam. Mam sobie do zarzucenia brak odwagi, by sięgać dalej i wychodzić ze swojej strefy komfortu.
Najważniejsze to wziąć życie w swoje ręce. 🙂
W zasadzie jestem silniejsza od moich wymówek w wielu kwestiach, ale jest jedna sprawa, w której wymówki ze mną zawsze wygrywają… odchudzanie. Masakra z tym
Nie lubię samodyscypliny, nie lubię kultu kreatywności. Wolę determinację i kreatywność, a tą druga samocyscyplina mocno ogranicza. W życiu najważniejsze jest by sie tym życiem cieszyć, taka prosta, dziecięca wręcz radość życia. A to mi sie za grosz z samodyscypliną nie układa
Każdego dnia poszerzam swoją strefę komfortu.
Wielu z nas marzy, ale boi się działać. Kiedy uda się to przemóc, droga do sukcesu wydaje się prostsza 🙂
I chyba to do mnie przemówiło najmocniej: “Tu paradoksalnie wrogiem samodyscypliny jest zbytnia (paraliżująca) obawa przed popełnieniem błędu. Kiedy ta nas dopada – zamiast posuwać się naprzód, w kółko robimy to samo. I dalej stoimy w miejscu.”. Sam chyba stworzyłem sobie taką iluzję, że wszystko jest ok i super, przecież staram się, przykładam. Ale to że stoję w miejscu staram się wypierać aby nie pokonywać swojego lęku przed nowym, przed zmianami. I tak się życie kręci a ja niedowierzam czemu nic się nie chce “samo” zmienić.