Jako że już jestem na tym etapie życia, że jeszcze mam sporo planów, pomysłów na przyszłość… Jeszcze chciałabym skosztować, poznać, nauczyć się kilku nowych rzeczy, no i wreszcie znaleźć swoją drogę zawodowo. A z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że czasu na realizację tego wszystkiego mam coraz mniej. Ten przemija nieubłagalnie. I właściwie mogłabym powiedzieć o sobie, że jeżeli nie zrobię czegoś teraz, to nie zrobię już tego nigdy.

To skłania mnie do refleksji nad czasem, tym minionym, tym który był mi dany i już nie wróci. Co z nim zrobiłam? Może mogłam wykorzystać go lepiej, wydajniej, skuteczniej, lub po prostu inaczej?

[Tweet “Czas zmarnowany nie istnieje we wspomnieniach. “]

Dopiero z upływem czasu zrozumiałam sens tego stwierdzenia.
Czas przeżyty nieuważnie, bylejak – idzie w niepamięć. Nie zostawia po sobie żadnego wspomnienia.

No i niestety, czasami więcej czasu marnujemy, chcąc za wszelką cenę doprowadzić do końca coś, co wyraźnie (według wszelkich znaków na ziemii i na niebie) nie było dla nas. Tylko po to, by nie zmarnować włożonego w to wcześniej czasu. W rezultacie marnujemy go dwa razy tyle.

Mam wrażenie, że w ten sposób zmarnowałam 5 lat życia na studia, o których od samego początku wiedziałam, że to nie dla mnie. Nie chcąc marnować pierwszego zaliczonego roku, zmarnowałam kolejnych kilka lat… Dla papierka…

Dzisiaj (kilkanaście lat później) dużo bym dała, by jeszcze raz mieć 5 beztroskich lat na naukę. Ale tym razem uczyć się rzeczy, które będę chciała, potrafiła i będę miała predyspozycje do tego, by wykorzystać je w dalszym życiu.

Umieć wycofać się, zrezygnować … to wcale, a przynajmniej niekoniecznie jest oznaką słabości. Czasami właśnie to dowód wewnętrznej siły. Nie każdy ma jej w sobie dość, by przerwać zaklęty krąg: przyzwyczajenia, rutyny, utartych konwenansów. Czasami wymaga to dużo samozaparcia i wyjścia z tzw strefy komfortu.

I tak ludzie przepracowują całe życie w nielubianej pracy, z nielubianymi ludźmi, bez jakiejkolwiek perspektywy rozwoju.  Co w ostatecznym rozrachunku daje posmak zmarnowanego życia.

Innym razem z kolei marnujemy czas zwlekając….

[Tweet “Zwlekanie jest jak karta kredytowa: dużo zabawy, dopóki nie dostaniesz rachunku. “] Christopher Parker

Co prawda czasami trzeba nabrać dystansu do minionych wydarzeń, by stwierdzić, czy dany czas był czasem dobrze wykorzystanym. Ale takim czasem jest każda chwila przeżyta uważnie.

Czasami po prostu wystarczy zastanowić się co zapamiętałem z danej chwili, czy przeżyłem ją uważnie, czy dałem sobie czas i wewnętrzne pozwolenie, by zatrzymać się na chwilę i wsłuchać się w siebie. Czy będąc z drugim człowiekiem starałem się wsłuchać w to, co ten ma do powiedzenia. Czy raczej (zamiast słuchać) cały czas zastanawiałem się nad tym, co powiem, gdy przyjdzie moja kolej.

Wyszło trochę refleksyjnie. Ale w pewnym sensie stoję na rodrożu. Coraz częściej, zastanawiam się czy pisanie bloga samo w sobie nie jest takim właśnie marnowaniem czasu.

To prawda, że to cholernie wciąga. To prawda, że wzbogaca nasze życie (otwiera nowe horyzonty, otwieramy się na nowe kontakty, relacje…).

Ale też jest to niesamowity złodziej czasu. Sprawia, że mamy mniej czasu i jesteśmy mniej dyspozycyjni dla najbliższych, dla tych których mamy obok siebie, w realu. No i trochę nieświadomie podkopujemy sobie zdrowie (czy to kiedy piszemy bloga po nocach, czy to za sprawą wi-fi).

Już kilkakrotnie zabierałam się do tego, by definitywnie odciąć się od blogowania, wylogować się do życia (tego realnego). Zawsze wracałam (bo chyba już jestem uzależniona, taki anonimowy AA).

Wracałam, choć czasami mam wrażenie, że blogowanie to trochę takie błędne koło. I to mocno przereklamowane. Jak to fajnie ktoś ujął: piszących blogi jest już chyba więcej, niż czytających. Tymczasem blogowanie to studnia bez dna.  A wzrost wymaga tu naprawdę ogromnego zaanagażowania.

Sama z blogowania tak namacalnie nie mam nic …. Prócz dość regularnie powracającego bólu głowy od komputera (choć ostatnio, odkąd mam opaskę magnetyczną na głowę – odczuwam go mniej) i niewyrażonych, choć odczuwalnych wyrzutów ze strony bliskich, którzy chcieliby spędzać ze mną więcej czasu.

Tymczasem ja zamiast spokojnie usiąść sobie i z pozoru bezproduktywnie obejrzeć jakiś film w telewizji, pędzę na bloga.

Dlatego ten tydzień postanowiłam przeżyć inaczej. Zamiast każdą wolną chwilę poświęcać na bloga, social media itp, postaram się wykorzystać ją inaczej. Zobaczymy co z tego wyjdzie?

No i pewnie, jak za każdym razem wrócę: pełna nowych pomysłów, świeżej energii i na nowo przemyślanych planów i projektów.

 

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

27 komentarzy

  1. Rozumiem doskonale ten temat. Przez 3 lata pisałam bloga o książkach (http://www.anianotuje.pl/), aż pewnego dnia poczułam, że choć kocham czytać dalej to nie czuję tej pasji by pisać i rozwijać się w tym miejscu. Blogowanie uzależnia… Póżniej więc rok byłam redaktorem bloga organizacji studenckiej, aż w końcu znalazłam kompromis. Zmieniłam temat na ten, który jest mi bliski i piszę, czując, że to ma sens. I dopóki będę to czuła będę pisała o studiach dla początkujących studentów i o prawie administracyjnym – http://kobiecastronaprawa.pl/

    Blogowanie jest strasznie uzależniające, dlatego musiałam jest tak wstawić w życie, aby realizowało niektóre z mojej listy celów 🙂

  2. Bardzo dobrze napisane! Sama też staram się działać w zgodzie ze sobą, nie marnujący swego życia, które mam tylko jedno. Między innymi dlatego podjęłam decyzję o zamknięciu starego, lifestylowego bloga, którego pisałam od dwóch lat tylko dlatego, że przestałam odczuwać przyjemność z jego prowadzenia. Założyłam nowy blog o prawdziwych pasjach, jakimi są gotowanie, podróżowanie i fotografia. Zapraszam! http://WWW.FOODDIARY.PL

  3. A ja uważam Beatka, że warto odpuścić. Widzę Ciebie z tą opaską na głowie, otoczoną dziećmi i myślę, że sama wybrałabym towarzystwo bliskich, zamiast koleżanek po drugiej stronie monitora. Stworzyłaś tyle wartościowych treści, że blog nie zginie. Zawsze możesz opublikować kolejny ciekawy wpis, czy pokazać się na fb, ale nie kosztem zdrowia. Ja poproszę więcej takich zdjęć, jak dzisiejsze na fb 🙂 Córeczka rośnie jak na drożdżach 🙂

  4. Trafiłam przypadkiem na ten post, ale wpasował się ostatnio w moje przemyślenia na temat tego jak chciałabym poukładać sobie życie. Od dawna tłucze się i obija mi o głowę to wytarte stwierdzenie, że życie jest sztuką wyboru, ale dopiero ostatnio zaczęłam się zastanawiać nad nim dokładniej. Właśnie w kontekście wycofywania się z niektórych aktywności, planów i projektów. Rezygnacja w połowie drogi ( na przykład ze studiów) często jest uznawana za porażkę. Nie tylko przez otoczenie, ale i często przez nas samych. I tak można tkwić w rzeczywistości, która nie do końca nam odpowiada, bo jak się coś zaczęło to trzeba skończyć. Bo jak mam w miarę przyzwoitą i stabilną pracę to nie powinnam jej rzucać. Bo rozwód to życiowa porażka. I tak dalej.
    A potem okazuje się, że tkwiąc w rzeczywistości, która nie do końca nam odpowiada omija nas cała masa aktywności, przyjemności które tak naprawdę chcielibyśmy wykonywać, ale nie mamy na nie czasu, boimy się albo nie mamy pewności czy wypada. Temat rzeka, ale z pewnością warty uwagi. Dziękuję za inspirujący wpis.

  5. Beatko, też czasem się nad tym zastanawiam, czy warto blogować skoro nie daje to ani popularności ani pieniędzy a nawet szkodzi zdrowiu. Rozmowa z “przeciętnym Kowalskim” sprowadza na ziemię. On zwykle nie prowadzi bloga, bo jak uważa – PO CO? Skoro mu to nic nie da. Bez sensu jest robienie czegoś dla samego robienia, nawet dla jakiejś tam hmm… pasji. Przecież więcej wartości da mu jego życie offline, jego rodzina i praca co go pochłania całkowicie. Woli się skupić na nich i nie tracić czasu na jakieś uzewnętrznianie się w sieci. Po co dokładać sobie do swego już napiętego dnia jakieś “zajęcie” by mieć więcej bezsensownej roboty. Bo prowadzenie bloga, przygotowanie każdego wpisu to sporo pracy, sama przyznajesz.
    A co z czytelnictwem? Ludzie rezygnują z oglądania TV czy czytania newsów w necie. Bo to strata czasu i jest tam jeden wielki misz-masz. Tak samo już zaczynają być odbierane blogi. Jak piszesz “więcej osób je pisze, niż czyta”. Wkrótce zostanę mamą. Na blogach straszą prawdą jak dziecko męczy i ile pochłania czasu. Myślę sobie, że aby go choć trochę odzyskać prawdopodobnie…odpuszczę sobie czytanie w sieci o tym wszystkim i te całe social media. Bo po co. Jeszcze się zdziwię ile tego czasu mam! A przecież mówiono, że go nie będzie!
    Trudno zatem, by blog był naszym priorytetem. Ja swój często odstawiam na bok, kiedy pojawia się mi projekt, jaki może zapewnić mi pracę i pieniądze, które są najważniejsze. Czasem jest on trudniejszy niż blog, nawet bardziej się nie chce robić, ale… prowadzi do konkretnych korzyści. To takimi musimy się zająć w pierwszej kolejności. Wiele blogerów, których czytałam właśnie dlatego przestało regularnie pisać.
    A jeśli coś męczy i dochodzisz do wniosków, że coś innego da Ci większe korzyści to może warto zrezygnować. Doskonale Cię rozumiem. Sama kiedyś po 4 latach zrezygnowałam z biznesu, który nie przynosił zysków, bo nie było nim zaintetesowania. Czułam się w nim niewygodnie, to nie było to, podczas gdy inni namawiali mnie by nigdy się nie poddawać, nie zrażać porażkami, że kiedyś mi się uda a jak odpuszczę to cofam się do strefy komfortu. Ale co z tego, jak dużo traciłam, głównie finansowo. A to, że w tym biznesie byłam, przekładało się na interes innych. Powiedziałam “stop” i do … strefy komfortu powróciłam, a jak 😉 – gdzie wreszcie czuję się wolna 😉
    Jak piszesz o tej opasce na głowie, to skojarzyło mi się z jakimiś kabelkami przypiętymi do mózgu, coś co ma nad Tobą kontrolę. Jeśli rzeczywiście potrzebujesz odpoczynku, więcej czasu dla bliskich, nawet bezproduktywnego walnięcia się na kanapę przed telewizor (to żaden wstyd, tylko głupi rozwój osobisty to zniesmaczył, że ludzie już kurna mają poczucie winy gdy to robią) lub skupić się na czymś co da Ci realny rozwój zawodowy to zrób co uważasz za stosowne. Pasja, praca z domu, blogowanie – jak widzisz, wcale nie jest taką fajną sprawą. Często okazuje się, że idąc rano do zwykłej pracy od-do, zapracować, zarobić, zapomnieć ;), potem wracanie do domu by…przestać być “produktywnym”, zjeść obiad z rodziną, wspólne oglądanie TV, czytanie, spacery, wyjazdy czy cokolwiek daje nam więcej spokoju i dobrego samopoczucia. Oczywiście jak ktoś chce blogować dla samego pisania i widzi, że warto to niech to robi dalej.
    Cokolwiek zdecydujesz, wiedz, że Twój blog, nawet jeśli nie wybił się tak wysoko jak chciałaś to dla wielu czytelników był dużą wartością. Dla mnie jest on rozpoznawalny i dobrze wypozycjonowany. Życzę Ci podjęcia najlepszych wyborów i znalezienie tego, co da Ci korzyści także w zdrowiu. Pozdrawiam 🙂

  6. Beata, ale czy na pewno zmarnowałaś studia? Ok., może to nie ten kierunek, ale czy nie było w tych latach nic, z czego teraz korzystasz? Jeżeli popełniłaś błąd, to możesz zamartwiać się zmarnowanymi latami lub zastanowić się nad doświadczeniem, które sprezentowało ci życie 🙂
    A pisanie bloga? Sądzę, że każdy, co jakiś czas ma wątpliwości “po cholerę mi to”. W takim momencie warto się zastanowić, co mnie, autorowi daje pisanie. Czy realizuję się w tym, co robię? Czy to nadaje mojemu życiu jakiś sens? Może należy przestać, a może robić inaczej? Na te pytania nie ma złych odpowiedzi

  7. Ja mam nieraz “odrzut” do blogowania, odechciewa mi się tego wszystkiego, rzuciłabym to najchętniej w pierony. Ale przychodzą też momenty, gdy wpadam w swego rodzaju trans i mogłabym codziennie udzielać się nie tylko w nowych postach na swoim blogu, lecz również u innych osób i sprawia mi to przyjemność. 🙂
    Lubię oglądać prace innych kreatywnych osób, podziwiać ich pomysły i w ten sposób zbieram chęci i energię, żeby mi też “się chciało” tworzyć coraz to nowe rzeczy i pokazywać je u siebie. Jednak nic na siłę – jeśli czuję, że mam dość – robię sobie przerwę, udzielam się mniej albo nawet wcale. To działa jak detoks, z którego wracam z innym podejściem, w innym nastroju. Po prostu wszystko z umiarem.

  8. To prawda jak piszesz, że „czasami trzeba nabrać dystansu do minionych wydarzeń, by stwierdzić, czy dany czas był czasem dobrze wykorzystanym”. Kiedy moje dzieci były małe świadomie zrezygnowałam z pracy, żeby być z nimi i nie stracić tych najlepszych lat z ich dzieciństwa. Dzięki mężowi mogłam sobie na to pozwolić. Jednak później, kiedy musiałam podjąć pracę, której nie cierpiałam i która mnie frustrowała ogromnie, wydawało mi się, że może zmarnowałam ten czas i gdzieś tam straciłam swoją szansę rozwoju.
    Dzisiaj patrzę na nie (są już dorosłe, uczą się i mieszkają jeszcze z nami) i kiedy tylko z mężem zasiadamy do stołu, a one pojawiają się (jeśli są akurat w domu), żeby wspólnie z nami zjeść, a przy okazji poopowiadać co tam u nich; udzielić nam wielu mądrych rad, co też powinniśmy zmienić w naszym życiu; pośmiać się z nami; czy nawet pokłócić między sobą np. o to: czyja kolej mycia naczyń – jestem pewna, że ten czas dobrze wykorzystałam.
    Co do blogowania – jeśli o mnie chodzi – wracaj pełna nowych pomysłów i świeżej energii. Twoja strona to istna kopalnia wiedzy dla takich laików jak ja. Jednak częściej sobie odpuszczaj, żeby znaleźć więcej czasu dla siebie i rodziny. Ten czas jest bezcenny!

  9. Często mam podobne odczucia. Blogowanie wciąga, rozwija i poszerza horyzonty. Niestety kosztem czegoś – przede wszystkim kontaktów z ludźmi wokół nas (w realnym życiu) i zdrowia. Życie to sztuka wyborów, warto zadać sobie pytanie co jest dla nas najważniejsze i podążać za głosem intuicji. Wtedy jesteśmy najbardziej szczęśliwi 🙂

  10. Ja również miewam mieszane uczucia, bo widzę w tym zajęciu zarówno potencjał, jak i zbyt wiele poświęconego czasu bez efektu WOW. Takie myśli nachodzą mnie wtedy kiedy jestem zmęczona lub obserwuję jak wiele osób ucieka się do dziwnych sztuczek byleby ściągnąć na siebie uwagę. Nie widzę w tym co robią żadnej wartości, a jedynie parcie na bycie z przodu za wszelką cenę.
    Wolę tych, którzy oddają się swojemu zajęciu z pasją, wtedy praca nabiera innego znaczenia, wychodzi naturalnie i prowadzi do dalszego rozwoju. Tak traktuję na co dzień blogowanie i staram się odkrywać w nim wciąż nowe możliwości, bo pole do popisu jest całkiem spore.

  11. Jeżeli blogowanie chce się traktować np. jako źródło zarobku lub promocję własnej marki, to to jest tak ogromna praca, że trzeba to właśnie traktować jak PRACĘ. A wtedy nie ma miejsca na sentymenty, bo liczy się wynik.
    Jeżeli chcemy aby bloga czytał ktoś więcej niż koleżanka lub kilka razy w roku przypadkowa osoba z wyszukiwarki, to to także jest wyzwanie i wbrew pozorom bardzo duży pochłaniacz czasu. Czasu i energii, a do tego efekt może być słabszy, bo np. nie zarabiamy, może nawet coś dokładamy z kieszeni, a przecież musimy jeszcze poza tym mieć “normalną” PRACĘ.
    Jeżeli blogowanie traktujemy jako odskocznię, zabawę, to trzeba umieć pogodzić się z faktem, że fajerwerków z tego nie będzie, a z tym wcale nie jest łatwo się pogodzić.
    Myślę, że wszystko zależy od szczerej odpowiedzi na pytanie, co blog ma mi dać, a po pewnym czasie – czy blog mi to dał? I ile z siebie ja chcę temu blogowaniu dać? Bo każdy kto ma/miał romans z blogowaniem, wie jak wiele czasu i energii to pochłania. Jeżeli do tego pojawiają się problemy ze zdrowiem, w relacjach z bliskimi, czy np. “normalnej” pracy, to pewnie warto zastanowić się nad przerwą lub przejściem na inny system.
    Ale to łatwo powiedzieć, bo blogowanie ma w sobie coś uzależniającego, a do tego zawsze dochodzi myśl “nie chcę stracić włożonego już wysiłku i pracy”. Czasami najtrudniej jest powiedzieć stop, zabieram swoje zabawki i zmieniam piaskownicę. Wiem, bo sama mam takie dylematy, chociaż nigdy nie traktowałam blogowania tak poważnie i z takim zaangażowaniem jak Ty Beato. Pytanie chyba pozostanie bez odpowiedzi…

  12. moim zdaniem blogowanie to hobby i sposób na rozwój. podobnie, jak czytanie książek. nie każdy musi to lubić, ale jeżeli już lubi i robi to wiele to wnosi w życie. nie rezygnowałabym zbyt pochopnie. warto jedynie wyluzować i nie traktować bloga jak obowiązek.

  13. Ale fajnie się to czytało:) Dużo w tym racji, co piszesz: zarówno o życiu w kontekście późniejszych wspomnień, jak również blogowania dla blogowania. Odnośnie tego pierwszego – pewnie jest trochę takich rzeczy w moim życiu, których mogłabym nie robić, a w zamian zrobić coś bardziej dla siebie pożytecznego. Mam jednak tak, że najwidoczniej tak miało być w tamtym momencie. Niczego nie żałuję.
    Co do blogowania – lubię, więc robię:) Na szczęście nie kradnie mi to świętego (dla mnie) czasu z rodziną. Zresztą – ten cały świat on-line to mój zarobek.
    Refleksja jednak zwykle mnie na chodzi w kontekście tych rzeczy, które chciałabym jeszcze zrobić, a których nie zrobiłam bo albo niby nie mam czasu albo są związane ze strefą komfortu. Tak naprawdę najbardziej motywujące dla nas powinno być to, że nie wiemy ile czasu nam jeszcze zostało. Truizm. Ale tak właśnie jest. Dlatego życzę Ci samych przyjemności związanych z planami spędzenia tygodnia inaczej:)

  14. Ja bardzo lubię czytać Twój blog, choć rzadko komentuję, a więc cieszyłabym się, gdybym mogła raz po raz przynajmniej zobaczyć przepiekne zdjęcia i zastanowić sie nad kolejnym, pobudzającym do refleksji tekstem. Sama zmarnowałam niestety dużo czasu w życiu,bo chociaż studiowałam dokładnie to,co mnie interesowało, nie pracowałam w swoim zawodzie ładne parę lat, ponieważ spędziłam je na emigracji. Dopiero teraz, wreszcie odważyłam się, spełniłam swoje marzenie i robię to, co lubię.Ale czas zmarnowany był. Pozdrawiam ciepło

  15. Widzę, że melancholijnie tu u Ciebie. Może po prostu potrzeba Ci zmiany 🙂 dla odnalezienia równowagi. Ja zaczęłam publikować rzadziej, może za rzadko nawet, ale dzięki temu mam właśnie tę równowagę, która jest niezbędna, żeby się zwyczajnie nie wypalić. Niech nas pochłania to, co dla nas najlepsze i najważniejsze, a nie co trzeba, co wypada, czego inni oczekują 🙂 Pozdrawiam ciepło.

  16. A jednej strony ostatnio mamy podobne odczucia. Czy blogowanie w naszym przypadku jeszcze ma sens? czy nie lepiej poswiecić wiecej uwagi realnym ludziom? Ale i tak nie potrafimy z tego zrezygnować. Tak to chyba już jest. Blogowanie zabiera dużo czasu, ale daje też mnóstwo satysfakcji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version