motywacja, VADEMECUM BLOGERA

A gdybyś wreszcie przestał porównywać się do innych?

jak przestać porównywać się z innymi

poczucie własnej wartości jak przestać porównywać się z innymi

Poczucie własnej wartości a porównywanie się z innymi.

W tym tygodniu naszło mnie jakieś takie zniechęcenie do pisania bloga. Blogi prowadzi tyle ciekawych osób, które mają tyle ciekawych rzeczy do powiedzenia: wyraziście, z osobowością , z taką niesamowitą lekkością pisania. A nie daj Boże jeszcze rzucę okiem na czyjś licznik na Facebooku (jak się rozpędził). Ja po roku w miarę rzetelnego pisania tego bloga, przynajmniej raz na tydzień miałam … 10 followersów na fejsie. Po prostu dopadło mnie przekleństwo porównywania się z innymi.

Wróciłam pamięcią do szkolnych czasów. Pani polonistka oddała długo wyczekiwane wypracowanie. Przesiedziałam nad nim cały weekend. Rzetelnie napociłam się przy jego pisaniu, przeczesałam tomy książek z historii literatury, które miałam w domu. Ciocia jeszcze życzliwie użyczyła kolejne tomisko. Przerabiałam, cyzelowałam, poprawiałam. Na koniec mama pobawiła się w korektorkę i wszystko jeszcze raz posprawdzała. No i pochwaliła. Jak to robi każda dobra mama widząc jak dziecko się stara. Ale mi tak bardzo zależało, by ktoś z zewnątrz docenił: nie mój wysiłek, ale ostateczny efekt mojej pracy. Niestety.

Znowu nie do końca trafiłam w gusta pani polonistki. Zaliczyłam dobrą ocenę, ale nie bardzo dobrą. Tymczasem koleżanka, która odbębniła całe wypracowanie w niecałą godzinkę znowu zebrała hymny pochwalne. Takiej to dobrze, pomyślałam z zazdrością. Ma wrodzony dar do pisania. Wszystko, czego się tknie, przemienia w złoto, a raczej w złotousty potok słów. Wróciłam do domu rozgoryczona i zniechęcona do swoich niedocenianych prób literackich. Mama pociesza jak umie. Mówi, że włożony w każdą pracę wysiłek kiedyś się zwróci. Nigdy nie wiadomo, kiedy i do czego przyda nam się to, czego kiedyś się nauczyliśmy.

Wiedziała, że momenty zwątpienia są nieuniknione. Ale żeby z ich powodu zupełnie zniechęcić się do czegoś, co sprawia nam przyjemność.

Drobne rozczarowania z dzieciństwa przygotowują nas na te większe i poważniejsze z dorosłego życia.

Te są nieuniknione, ale to właśnie one nadają ten szczególny smak momentom, kiedy udaje się nam coś ważnego osiągnąć: zdobyć wymarzony dyplom, pracę, czy rozwinąć cierpliwie pielęgnowanego bloga.

Jak to mówił swoim pracownikom pewien amerykański menager:

[Tweet “Wyścigów nie wygrywają najszybsi, a walk najsilniejsi, tylko ci, którzy najbardziej pragną zwycięstwa.”]

O ile po drodze nie ulegną zgubnemu wpływowi porównywania się do innych i nie stracą od tego motywacji.

Spoglądam na tatę. Zapalony majsterkowicz – samouk. Całe popołudnie wykładał kafelki w łazience. Teraz z przyjemnością popija sobie herbatę i delektuje się swoją pracą. Włożył w to dużo serca, wysiłku i cierpliwości. Na pewno znalazł by się ktoś kto, tę samą pracę wykonał by lepiej, z większym polotem, dokładniej itp. Ale kto by się tym przejmował. Jeżeli na prawdę lubisz coś robić, czy to jest takie ważne. Mój tata wydaje się tym nie przejmować. No bo i po co? Korzysta z chwili.

A ja dlaczego tak się przejmuję oceną i to nie do końca swoją, tylko tą koleżanki, która przy mniejszym wysiłku, uzyskała lepsze efekty? Nie wiem skąd mi się to wzięło. Dlaczego patrzę na swoje wyniki przez pryzmat wyników innych. Ktoś robi coś lepiej ode mnie. Koniec świata, rzucam to w diabły. Zawsze znajdzie się, taki ktoś. To nie powód, by odpuszczać sobie marzenia.

Szczęśliwie moje rozgoryczenie nigdy nie trwa długo. Rodzice nigdy nie oczekiwali ode mnie, że będę lepsza od innych. To, co było dla nich ważne, to czy ja się w czymś dobrze czuję. Ważne było dla nich moje zaangażowanie w daną rzecz, mój wysiłek, który niezależnie od oceny potrafili zawsze docenić i pochwalić.

Mama zawsze odradzała porównywanie siebie z innymi. Bo dobrze wiedziała jak zabójcze to może być dla radosnej samoakceptacji. A ta jest podstawą szczęścia i najlepszym motorem do wytrwałego działania, a więc i do odnoszenia sukcesów. Tych drobnych, życiowych.

Miałam szczęście, że dobrze wybrałam sobie rodziców.

Rodzice nie chcieli bym stała się niewolnikiem tego diabła: porównywania się z innymi. Choć po części zrobiła to za nich: szkoła, system, społeczeństwo (ale tylko po części). Bo szczęśliwie zawsze miałam w domu bufor przed bolesnym zderzeniem z wyścigiem szczurów, odtrutkę w postaci dobrego słowa: ciesz się tym, co zrobiłaś. Zrobiłaś postępy, poszło ci lepiej niż poprzednim razem, przeszłaś samą siebie, przezwyciężyłaś swoje lenistwo, czy niechęć do zrobienia czegoś. Nauczyłaś się czegoś innego. Odkryłaś przy okazji jakąś nową pasję. Ciesz się tym i korzystaj z tej chwili. Nie zatruwaj jej (i nie podtruwaj siebie) porównywaniem się z innymi.

Właściwie nie wiem, czy współzawodnictwo jest dobrą czy złą rzeczą.

Chyba jakoś tak naturalnie ciągnie do niego dzieci (my dorośli chcielibyśmy trochę od tego odetchnąć). Konkurencja, współzawodnictwo, porównywanie się z innymi na pewno motywuje niektórych i to od szkolnych lat do wzmożonego wysiłku. Taka podświadoma rywalizacja jest wpisana w naturę człowieka. Od zawsze rywalizujemy między sobą o ziemię, uznanie, tytuły, zaszczyty. Ale nie jest to dobra rzecz, gdy zatruwa radość życia, niesie poczucie porażki, podkopuje wiarę w siebie. Skłania do bolesnej refleksji w stylu: po co będę się wysilał, skoro i tak nigdy nie będę tak dobry jak X czy Y. Odwieczny dylemat talent czy praca.

poczucie własnej wartości jak przestać porównywać się z innymi

Tymczasem rozwijamy się, gdy stawiamy czoła trudnościom.

Najważniejsze w szkole, życiu czy blogowaniu wcale nie jest zgarnięcie najwyższej stawki. Bo taki moment triumfu (choćby przyjemny) trwa tylko chwilkę. Liczy się droga. Szczęście to nie stacja docelowa, ale sposób podróżowanie. A życie, szkoła, blogowanie to nie sprint, tylko maraton. Trzeba umiejętnie rozłożyć swoje siły i nie trwonić ich na bezproduktywne porównywanie się z innymi.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Ten syndrom, skłonność do podglądania, jak radzą sobie inni silniej włącza się u mnie, gdy w grę wchodzi jakaś stawka: ocena, miejsce w konkursie, podwyżka czy awans. Mniej, kiedy uprawiam swoją pasję, bezinteresownie, dla siebie z czystej przyjemności. Wtedy cieszę się każdym postępem i nie ma żadnego znaczenia, że komuś przychodzi to łatwiej, szybciej czy mniej problemowo. Jeżeli podpatruję innych, to tylko po to, by się od nich czegoś nauczyć.

Może dlatego wiele osób świadomie, czy podświadomie boi się przemienić swoją pasję w zródło zarobku. Bo wtedy nieuchronnie włączamy się do wyścigu szczurów. Wtedy budzi się potwór porównywania się z innymi.

Nie wiem, czy dotyczy to Was w blogowaniu, ale odkąd w blogosferze mówi się o pieniądzach, o możliwości współpracy, pojawiają się jakieś rankingi blogerów, czytam u różnych autorów (ironia losu, takich, którzy piszą bloga krócej ode mnie, a mają dużo lepsze statystyki), że starają się nie zrażać tym, że inni rozwijają się szybciej (choć gdzieś tam ich to dotyka i budzi pewne wątpliwości, co do obranej drogi). Ja również staram się tym nie zniechęcać. Pokochałam blogowanie, jako możliwość dialogu.

Pasja nadaje sens ciężkiej pracy.

Porównywanie się z innymi go bezdusznie pożera. Choć pasja jest tutaj świetnym antidotum.

Właśnie jako mama staram się wpoić to moim dzieciom. Że najważniejsze nie są oceny. W szkole chodzi o to, by nauczyć się myśleć, by odnalezć swoją drogę i pasję. Choć ostatnio mój młodszy syn boryka się z podobnym problemem (podszept diabła: porównywanie się z innymi). Co zrobić, skoro tyle się staram, a wychodzi mi gorzej od innych w klasie?

Tłumaczę, jak tłumaczyła mi moja mama. Musisz skosztować różnych rzeczy, łyknąć trochę wiedzy z różnych przedmiotów, by odnalezć swoją własną drogę. Metodą prób i błędów.

Każdy ma swój własny Mont Everest, do którego zmierza. Po drodze na każdego czekają przeszkody. Każdy przeżywa je inaczej. Jeden wspina się szybciej, drugi wolniej. Każdy robi to w swoim rytmie. W tym wszystkim porównywanie się z innymi jest jałowe (choć bardzo kusi).

Bo trudno tak na prawdę porównać coś, co jest nieporównywalne.

Nawet jeżeli system szkolny próbuje to zrobić wystawiając oceny. Ale to jak z demokracją: też ma swoje wady, ale lepszego systemu nie wymyślono.

Choć ostatnio we Francji dużo mówi się o tym, by zreformować system wystawiania ocen w ten sposób, by zamiast nich nauczyciel wystawiał uczniom opinie. Moja mama nauczycielka całymi popołudniami, a nawet nocami poprawiała klasówki. Zastanawiam się ile spędzała by nad nimi czasu, gdyby zamiast oceny, miała by napisać pod każdą pracą całe wypracowanie.

Ale skoro każdy z nas jest jedyny, niepowtarzalny w swoim rodzaju, nie da się tego zamknąć jakąś cyfrą, statystyką, oceną czy liczbą followersów.

Porównywanie się z innymi jest zabójcze przede wszystkim dla radosnej akceptacji samego siebie.

Bez tego nie ma poczucie szczęścia. Bez tego nie ma motywacji do dalszego działania. Bez tego nie ma woli walki. Bez tego często nie ma dalszego działania. Jest tylko załamywanie rąk i biadolenie.

Czy w praktyce da się uniknąć pułapki porównywania się z innymi?

Może należałoby dążyć do celu jak koń ciągnący karocę z klapkami na oczach. Nie patrzeć i nie widzieć, kto wyprzedza nas po drodze. A może po prostu wystarczy skoncentrować się na tym, co mamy do zrobienia. Cieszyć się tym, co mamy i co dana rzecz wnosi do naszego życia (radość, naukę, pozytywne doznania, nowe doświadczenie). Kłaść nacisk (a choćby nawet wyolbrzymiać) własne sukcesy, a nie porażki. Każdego dnia robić coś, by realizować swoje cele, zamiast skupiać się na tym, co robią inni. No i jak to robią specjaliści od mody, zamiast tuszować swoje niedostatki, wyeksponować (przed samym sobą) swoje mocne strony i na nich się skoncentrować. Każdy jest inny, każdy ma swoją drogę. Na każdego na pewno gdzieś czeka jego pasja.

Pasja nadaje sens ciężkiej pracy. Napełnia radością, pomaga przełamać trudności, pomaga przezwyciężyć pokusę porównywania się z innymi i nieuchronne zniechęcenie, które z tego wypływa (zawsze znajdzie się ktoś lepszy). Tego powinniśmy szukać i uczyć nasze dzieci i to od dziecka.

Jak to ktoś dowcipnie powiedział: najlepszym dowodem sprytu dziecka jest trafny wybór rodziców. A blogera – tematu do blogowania.

Takiego, który będzie go na tyle pasjonował, że nie zniechęci się, nie ulegnie pokusie porównywania się z innym (a jeżeli nawet ulegnie to nie na długo), tak by dalej pchał ten wózek.

[Tweet “Sukces jest umiejętnością poruszania się od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu. Churchil”]

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Enregistrer

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(20) Komentarzy

  1. Bardzo, ale to bardzo mądry wpis! 🙂
    Mi się ciągle włącza porównywanie do innych. Ale jakoś na samym początku blogowania obiecałam sobie być w tym przede wszystkim sobą i czerpać radość z pisania. Przypominanie sobie o tym pomaga mi zawsze, gdy wchodząc na czyjegoś bloga włącza mi się porównywanie.

  2. Piękne historie rodzinne 🙂 I dużo cennych myśli w tym tekście.

  3. Świetny tekst, jesteś niebywale ciepłą i mądrą osobą, dla której liczą się wartości:) To właśnie widać w Twoim blogu, Twoją osobowość, która jest silna i prawdziwa.

  4. Ja mam to samo Beatko! Prowadzę bloga od 3 lat systematycznie. Mam ponad 1800 postów i tylko 130 lajków na fejsie. Inne blogerki mają ze 40 postów i tysiące lajków. Też dopada mnie zniechęcenie, kiedy to widzę. Jednak pocieszam się, że to co robię, to moja pasja. Nie zrezygnuję z niej, choćbym miała pisać dla kilkorga czytelników. Zastanawiam się, co robię nie tak, że mimo, że uważam mój blog za przydatny – cieszy się on małą popularnością. Już chyba machnęłam na to ręką. Niech się rozwija w swoim tempie. Wcale nie jest moim celem, by zostać drugim kominkiem. Piszę, bo lubię. Cieszę się z tego, co osiągnęłam sama. Teraz staram się tylko pisać posty gościnnie, oraz komentować. Może to poprawi statystyki. Twój blog jest cholernie dobry. Najgorsze, co byś zrobiła, to rzuciła pisanie w tym momencie. Przebrnij jakoś, a będzie tylko lepiej! Jak ja daję radę, ty dasz podwójnie!

  5. zamiastburzy says:

    Podpisuję się pod tym rękami, nogami i czym się tylko da!

  6. Jak ja lubie sie u Ciebie zaczytac Beatko 😉

  7. W sumie nigdy nie skupiam się na porównywaniu do innych, gdyż nic dobrego z tego nie wychodzi, człowiek kiedy zaczyna się równać z innymi zapomina o swoim planie o swoich założeniach, które ma zrealizować. Warto więc widzieć to co chcemy osiągnąć, a inni powinni być jedynie motywacją, która pokazuje nam że inni osiągnęli to co chcieli.

  8. SuspiciousPlum says:

    Beatko, ja uwielbiam czytać Twoje teksty. Uwielbiam Twoje tutoriale i bezinteresowną pomoc, którą każdemu oferujesz. Jestem Ci wdzięczna, że tyle się od Ciebie nauczyłam. Jestem u Ciebie krótko, a już czuję, jakbyśmy znały się od lat. Myślę, że to jest właśnie w blogowaniu najcenniejsze: poznawanie ludzi, bratnich dusz. Ludzi, którzy potrafią zrozumieć Cię w trudnych momentach. Zauważyłam, że sporo blogerów ma ostatnio kryzys. Też go przechodzę, chociaż staram się cały czas uśmiechać. Wiem, że to chwilowe i za moment powrócę do mojego hobby z wielką radością. Porównywanie się do innych to coś, co potrafi niszczyć, ale też motywować do działania. Najważniejsze, żeby znaleźć złoty środek. Sama przyłapałam się na tym, że zazdrościłam, ale szybko się otrząsnęłam i powiedziałam sobie: “Co w ten sposób osiągnę! Przecież nie osiągnę nic!”. Wiesz co? Cieszę się, że jeszcze mam tyle do zrobienia. Cieszę się, bo jakbym szybko osiągnęła sukces, pewnie nie czułabym satysfakcji. Tak jak mówisz, droga do sukcesu jest najcenniejsza. Usłyszałam ostatnio sporo nieciekawych uwag odnośnie mojego rysowania. Było mi przykro, ale stwierdziłam, że po części ci ludzie mają rację, a po części nie. Niektórzy nawet mi wmawiali, żebym przestała to robić, bo nigdy nie będę artystką 🙂 Teraz mnie to śmieszy, ale w pierwszej chwili poczułam się, jakby ktoś wbijał mi szpilę. Co jednak może wiedzieć ktoś, kto nie widziałam mojego wysiłku i nie widział, ile serca w to wkładam? Tylko najsilniejsi pójdą dalej. Nie poddajemy się!

  9. Ja od małego nie znoszę porównywania się, chociaż wcześniej często to robiłam, no i nie znoszę rywalizacji. Lubię myśleć o sobie, że jestem jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną istotą z niepowtarzalnymi talentami i nie muszę podobać się wszystkim, ale na pewno znajdzie się ktoś, komu spodobam się taka, jaka jestem. Niestety, czasami myślę, że przez tę swoją niechęć do rywalizacji w pracy sporo przegrałam – bo uważałam za upokarzajace skakać jak małpka przed szefem, a aktualnie niestety, wielu szefów idzie na łatwiznę i nie przygląda się bliżej ludziom. Bo i po co? Skoro prawie każdy pracownik aż wychodzi ze skóry, żeby wykonać normę w 120% i zagląda w oczy przełożonym wręcz odgadując ich myśli. U nas to już dochodzi do tego, że szef nawet polecenia nie formułuje, tylko wchodzi do pokoju i mówi jakieś jedno słowo, po czym każdy bojąc się zapytać o co chodzi, szybko wymyśla skojarzenia. Uważam, że sami doprowadziliśmy do takiej sytuacji rywalizując i pokazując szefowi, że w sekundę mówi i ma wszystko.

  10. bycie soba poplaca, dobra karma musi wrocic predzej czy pniej, tak samo jak z falszem, wiec lepiej pozostac soba 😉 pozdrawiam

  11. Ja myślę, że takie porównywanie sukcesów jest czasami dobre. Zawsze sobie myślę, że jeśli jakiemuś znanemu blogerowi się udało, mimo, że wydaje się być takim maksymalnie przeciętnym człowiekiem, to ja też mam duże szanse. Nauczyłam się inspirować cudzymi sukcesami, nie zniechęcają mnie lepsze statystyki wielu blogerek. 🙂

  12. A propo wypracowań przypomniało mi się, jak kiedyś na studiach mieliśmy referat do napisania. Ja tutaj pełna powaga, zaangażowanie, zainwestowałam w książkę, jeszcze chyba z biblioteki powypożyczałam, pisałam ten referat starannie, dokładnie, sumiennie, rzetelnie, żeby wszystko na tip-top było, pełne zaangażowanie. Skupienie totalne, bibliografia, wszystko cacy. Z tego, co pamiętam, to chyba cały tydzień tak sumiennie ten referat pisałam. Dzień oddania i co się okazało? Ci, którzy poświęcili na pisanie referatu parę minut metodą kopiuj-wklej, podostawali piątki, a ja dostałam chyba 3+. Myślałam, że to jakieś jaja, że pomyłka może jakaś, ale jednak nie. xD Także bardzo różnie bywało z tymi ocenami za prace.

  13. Zazdroszczę cudownych rodziców. Moi byli rodzicami w stylu “A dlaczego tylko 4?”, a “Tereska jakie ma oceny?”, “A dlaczego ciebie pani nie wybrała do tego zadania?”, aż po “Patrz jaka Małgosia jest chuda”. Efekt jest taki, że z niską samooceną walczę do dziś. Moi rodzice są pod wieloma względami cudowni i bardzo mnie kochają, jednak w tym jednym zawiedli.

  14. Znowu dałaś do myślenia i zmotywowałaś do pracy nad sobą, DZIĘKI!

  15. Piękny post. 🙂 Porównywanie się [zawsze na swoją niekorzyść] to moja największa zmora od małego. Walczę z tym codziennie i liczę, że kiedyś się uda. Masz bardzo dużo racji i popieram to co mówisz. Gorzej tylko wcielić to w życie- ale podobno się da, więc tego postaram się trzymać. ^^
    Pozdrawiam!

  16. plecakpelen smakow says:

    Oj tak, porównywanie się to wielka zmora blogowania. Sama mam takie dni, kiedy zastanawiam się “po co mi to wszystko? Jest tyle fajniejszych blogów, na które tak wiele osób zagląda. Skoro na moim jest tak mało osób to chyba znaczy, że jestem najgorsza?” Na szczęście tak bardzo uwielbiam gotowanie i podróże, że mimo wszystko mam w sobie energię to dalszego blogowania. Ciekawa jestem dokąd ta droga mnie doprowadzi :).

    Na Twojego bloga zaglądam już od jakiegoś czasu, trafiłam tu przypadkiem szukając jakiejś informacji na temat wstawienia gadżetu na bloga i muszę powiedzieć, że miło jest Cię czytać i uczyć się od Ciebie :). Oby tak dalej!

    Pozdrawiam!
    Słomka

  17. napiecyku says:

    Beatka, piszesz bardzo ciekawe teksty, widzę za nimi mądrą i intrygującą kobietę, a kryzysy dopadają każdego blogera. Ja mam kryzys na wiosnę, kiedy statystyki na kulinarnych zawsze spadają. Dochodzą jeszcze problemy techniczne, np teraz, kiedy dostaję info, że mam błędy, które powodują, że blog jest słabo pozycjonowany, Pomoc profesjonalna sporo kosztuje i zastanawiam się czy warto ciągle inwestować w bloga. Ja jakoś tak mam, że nie porównuję się z innymi, może dlatego, że mało czasu spędzam na innych bogach, najwięcej na swoim 🙂

  18. Oj, to porównywanie. Utrudnia życie, ale też na szczęście motywuje. Bardzo denerwujące jest dla nas, matek, które porównują swoje dzieci z innymi, oczywiście lepszymi 🙂 choć muszę przyznać, że akurat ja mam tak, że dla mnie moje dzieci są najwspanialsze. Super jest ten cytat z Churchila – uwielbiam go (cytat oczywiście)!

  19. Kinga Saniewska says:

    Ostatnio też porównuję się do innych, co na dobre mi nie wychodzi. Powinnam zastosować detoks. Nie będę wchodziła na żadne blogi z wyjątkiem Twego 🙂 Znalazłam perłę!

    1. Kinga bardzo mi milo. Dziekuje i pozdrawiam serdecznie beata

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *