W blogosferze znajdziecie zwolenników jednego i drugiego. Wystarczy posurfować po blogach, by się o tym przekonać. Oczywiście wiele zależy od:
- tematyki i specyfiki danego bloga,
- raz przyjętej koncepcji,
- własnych predyspozycji.
Bo wbrew naturze iść się nie da. I tak jedni spontanicznie piszą zwięźle i syntetycznie. Inni zaś mają tendencję do rozpisywania się i do ropracowywania każdego tematu w najdrobniejszych szczegółach.
I jedno, i drugie ma swoje dobre strony. O czym poniżej. Choć nie ma sensu robienie sztucznego tłoku na stronie: lejąc wodę, czy owijając w bawełnę. Czytelnikowi zależy na tym, by jak najszybciej dotrzeć do sedna, czyli do poszukiwanej przez siebie informacji. Ceńmy więc jego czas.
Za długimi postami przemawia:
- większa ilość słów. Co np daje to większe możliwości nasycenia tekstu słowami kluczowymi.
W ten sposób zaś rośnie prawdopodobieństwo, że internauta trafi na naszą stronę, wpisując do wyszukiwarki dane słowo lub zestawienie słów (czyli tutaj całkiem skuteczne pozycjonowanie na tzw długi ogon).
- Google kocha długie teksty.
Mamy większe prawdopodobieństwo, że zarówno wyszukiwarki, jak i czytelnik uznają nasz długi artykuł za bardziej wyczerpujący, a więc za bardziej wartościowy. A czytelnik spędzi nad nim więcej czasu i może nawet podzieli się nim w mediach społecznościowych. To dobra wskazówka dla wyszukiwarek, bo świadczy o przydatności danej strony.
Stąd im dłuższy artykuł, tym większa szansa, że pojawi się wyżej na liście wyników wyszukiwania. Chcecie przekonać się o tym sami? Wpiszcie dowole hasło (z Waszej niszy) do Googla i przyjrzyjcie się długościom tekstów, które wyskoczą Wam na czele stawki. 1500 słów tutaj to minimum.
To tylko potwierdza teorię, że dla Google: “Content is the king”.
Jak to wytłumaczyć? Przecież wyszukiwarkom też zależy na podaniu internaucie tekstów, które najbardziej pasują do jego zapytania. W końcu to na tej podstawie oceniamy ich skuteczność (skuteczność wyszukiwarek).
A jednak warto pamiętać, że motorem każdego bloga są czytelnicy. To właśnie dla nich powinniśmy pisać (dla czytelników, a nie pod wyszukiwarki). Pomagać im rozwiązywać ich problemy. A tu potrzeba minimalnej ilości słów by napisać coś, co ma ręce i nogi i co jeszcze będzie użyteczne dla czytelnika.
Co nie oznacza, że krótkie teksty są złe. Wręcz przeciwnie. Też mają swoje zalety. A nawet bardzo podobają się licznym czyteltnikom. Bądź tu mądry!
Na korzyść krótkich tekstów można wymienić to, że:
- Chętniej i szybciej się je czyta. No i dlatego częściej doczytuje do końca. No cóż, natura ludzka tak już ma, że nasza cierpliwość też ma swoje granice.
- Mimo, ze teoretycznie (a wiadomo, że teoria i praktyka nie zawsze się pokrywają) czytelnik spędzi na danej stronie mniej czasu (bo szybciej doczyta ją do końca). To może chętniej zajrzy do kolejnych wpisów. Zwłaszcza jeżeli temat, język i styl wystarczająco go wciągną. Przy okazji może przeczyta ich więcej. A to już dobra wskazówka dla wyszukiwarek. Ta pozytywnie odbija się na tzw bounce rate (czyli wskaźniku odrzuceń), czyli w dużym uproszczeniu: ilości przejrzanych stron przypadających na pojedynczego odwiedzającego.
- Ponadto mozna spróbować połączyć krótkie wpisy w cykle tematyczne. Założywszy, że każdy z nich porusza jeden wybrany aspekt szerszego problemu. Lub przyjmując odwrotną strategię. Napisawszy długi i wyczerpujący tekst podziecić go na krótsze artykuły. Te z kolei można wzajemnie podlinkować.
- Do krótszego wpisu z racji tego, że prawdopodobnie skupia się na jednym wybranym zagadnieniu łatwiej dobrać adekwatny tytuł. A przy okazji wrzucić do niego słowa kluczowe (byle bez przesady i bez przeoptymaliozwania).
- No a poza tym Google kocha regularnie aktualizowane blogi.
- A krótsze posty po prostu pisze się szybciej. Więc i częściej można wrzucić coś nowego na bloga. Byle nie za często. Byle nie zarzucić czytelnika. Bo ucieknie, gdzie pieprz rośnie, a może i jeszcze dalej. To zaś (regularne publikowanie) zachęci wiernych czytelników do częstszego zaglądania na naszego bloga. Naturalnie zrobi się na nim większy ruch.
Iście salomonowy wybór:
Z jednej strony Google kocha wyczerpujące (obfitujące w szczegółowe dane) teksty), bo te są synonimem wartości i merytorycznych treści. Z drugiej strony każda wyszukiwarka chętniej popchnie regularnie aktualizowane blogi.
Ale tak na prawdę sekret tkwi w tym, by znaleźć swoją drogę i wypracować równowagę między ilością a jakością. Tak, by jedno nie ucierpiało kosztem drugiego.
Jeżeli zależy Wam na stworzeniu popularnego i poczytnego bloga (choćby nie wiem jak Google go pchał) trzeba się czymś wyróżnić. Po to, by zaistnieć w powszechnej świadomości. Po to, by wracali do nas czytelnicy.
Co w każdym z nas jest takiego jedynego, niepowtarzalnego, unikalnego? Odpowiedź jest prosta: My sami: nasz styl; nasz punkt widzenia, nasze podejście do tematu, wzbogacone naszymi przemyśleniami (na bazie naszych może czasami i bolesnych doświadczeń życiowych. Gdyby tylko można było sie nauczyć wszystkiego na cudzych błędach).
To wszystko sprawia, że każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny.
Dlatego, po co szukać kim chcemy być i kopiować innych? Skoro najpierw powinniśmy wsłuchać się w samych siebie. Zaufać swojemu instynktowi. Być sobą i pisać zgodnie ze swoją naturą i … raz przyjętą koncepcją. Krótkie, albo długie teksty.
A siłą rzeczy znajdziemy czytelników (może nie tyle na swój obraz i podobieństwo, bo każdy jest niepowtarzalny, ale takich …) którym pasuje dany styl. Takich, którzy bedą wracać. Byle regularnie coś nowego i wartościowego pojawiało się na blogu.
Powodzenia.
Pozdrawiam serdecznie
Beata
Szczerze Ci powiem, że nie zwracam szczególnej uwagi na ilość słów w tekstach. Może z wyjątkiem Meneli, gdzie niemal zawsze odczuwam, że przegięłam z długością, dlatego czasami muszę ich dzielić 😛
Po prostu piszę, aż nie uznam, że tekst jest w porządku. Później, zgodnie z zaleceniem mistrza Kinga 😉 czytam go jeszcze raz i usuwam to, co wydaje mi się zbędne.
Jeśli mnie samą podczas czytania nie męczy, uznaję, że mogę go póścić w świat. W innym wypadku nawet nie opuszcza mojego notatnika 🙂
Pozdrawiam 🙂
Iscie Salomonowy wybór :czytelnik czycwyszukiwarka?Wiesz, dla mnie zawsze jednak czytelnik…
A opcja pisania dłuższych postow by następnie podzielić je na krótsze i wzajemnie podlinkowac, wydaje się najbardziej optymalnym wyjściem.
Beato, lubię czytać blogi, ale z powodu natloku obowiązków ( wlasna firma, jestem w trakcie przetwarzania wniosku konkursowego o dotację unijna), nie zawsze mam czas by czytać do…syta!Tym bardziej, że nie potrafię zrezygnować z książek…
Jestem ciekawa, co sądzisz o opcji dodawania do bloga wersji czytanej posta przez lektora o milym głosie? zwróć uwagę, ze w dzisuejszych czasach lubimy mieć wybór. Zwróć uwagę, że w spoleczenstwie obok nas,zdrowych funkcjonują osoby majacee problem ze wzrokiem i chętnie wysluchaliby ciekawych treści, gdyby mieli na blogu taką możliwość. jeśli ktoś nawet ma tylko okresowy problem typu pobyt w szpitalu, operacja czy np opieka nad malutkim dzieckiem..
Jestem pewna, że podcasty czyli audycje ba blogach to nowy, dobry kierunek, ktiremu warto się przyjrzeć i rozważyć jeśli chcemy rozwijać sie jako autorzy!
Dzięki za nieslychanie pozyteczne przemyślenia, spróbuję rozwinąć ten wątek również na moim blogu.Ha.Niestety, mam tendencje do dlugich komentarzy Pozdrawiam ciepło 🙂