3 największe i najgłubsze błędy, które popełniłam w moim blogowaniu.

Za które wciąż jeszcze płacę.

Te błędy w pewnym sensie wloką się za mną do dziś. Straciłam przez nie sporo czasu. Zrozumiałam je stosunkowo późno…. Tymbardziej, że ja jestem z gatunku tych opornych, co to uczą się DOPIERO i TYLKO na własnych błędach.

A do tego trzeba mieć twarde cztery litery i cały bezmiar cierpliwości.

Bo niestety te 3 błędy w znaczący sposób odbiły się na moim blogowaniu. A ich konsekwencje jeszcze do dziś dają mi się we znaki.

Tym razem nie będę pisać o priorytetach. O tym, że trzeba wiedzieć dokąd się zmierza i czego się chce. Bo owszem są to bardzo ważne sprawy. A nawet z punktu widzenia obrania właściwej strategii, rozwoju – najważniejsze….

Choć nie zawsze zaczynając przygodę z blogowaniem znamy odpowiedź na te pytania.

  • Czasami zaczynamy pisać bloga po prostu po to, by zobaczyć, co nam to przyniesie.
  • Czasami zaczynamy pisać bloga po to, by dzielić się swoją pasją. I dobrze. Dopiero potem zobaczymy, co z tego wyniknie.

To jest w sumie dobra motywacja: niezależna od zawirowań losu, fortuny i przemijających lub nieobecnych propozycji współpracy w ramach bloga….

Jakkolwiek, na pewnym etapie, po włożeniu w pisanie bloga jakiejś tam części swojego życia i sporo serca… stają się one nieodzowne:

[Tweet “Priorytety, cel, kierunek …”]

Trzeba się na nie zdecydować, określić i konsekwnetnie do nich zmierzać.

Niemniej z mojej własnej perspektywy (tu mea culpa):

3 największe błędy, które popełniłam w moim blogowaniu.

3 błędy, których od samego początku nie radzę Wam popełniać.

Nawet jeżeli jeszcze jesteście na etapie szukania Waszej drogi w blogowaniu. Jeżeli robicie te rzeczy i wydaje się Wam, że to dobrze, że je robicie. Mogę Was zapewnić, że na pewnym etapie blogowania odczujecie ich ujemne skutki. I że kiedyś przyjdzie Wam za nie zapłacić.

Co to są za rzeczy? Rzeczy, na których sama się przejechałam i do dziś odczuwam ujemne skutki:

  • Nie ilość a jakość.
  • Buduj kontakty z ludźmi. I to od samego początku.
  • Nie zarywaj nocy na blogowanie.

W ten sposób tylko z pozoru przyśpieszasz swój rozwój: Idąc w ilość, zamiast w jakość, produkując kolejne treści na bloga, a zaniedbując potencjalnych odbiorców (tu innych blogujących), pisząc kosztem snu, czyli de facto własnego zdrowia.

Owsze może z poozru wydaje Ci się, że to oszczędność czasu, że tak posuwasz się szybciej. Ale to złudne przyśpieszenie. W pewnym momencie przyjdzie za nie zapłacić. A to z kolei może oznaczać definitywny przestój.

Poprawianie niedoróbek (właśnie od miesięcy poprawiam niedorobione wpisy z początków mojego blogowania), odbudowywanie zdrowia, czy zastanawianie się dlaczego nikt mnie nie poleca, skoro ja też nikogo nie polecam.

3 największe błędy, które popełniłam w początkach mojego blogowania.

1. Nie ilość, a jakość.

Nie mówię, że od samego początku będziemy robić wszystko doskonale. Bo jeszcze wielu rzeczy nauczymy się po drodze. Ale róbmy najlepiej, jak potrafimy …. na danym etapie. Nie ulegając pokusie pójścia w ilość.

[Tweet “Zawsze dawaj najlepsze z siebie. Najlepsze w danym momencie.”]

Bo szczególnie na początku chcielibyśmy to wszystko przyśpieszyć…. Publikować więcej, częściej. Siłą rzeczy kosztem jakości…

  • Bo słyszymy, że Google lubi regularnie aktualizowane blogi. Więc dorzucamy coś nowego, byle było.
  • Bo słyszymy, że niektórym blogerom rozniosły się po sieci teksty napisane na kolanie.

Nie mówię czasami u mnie też właśnie takie posty najlepiej chwytają. Ale najczęściej są to wpisy, w których przyszedł ten impuls, by wyrzucić to z siebie. Wyrzucić z siebie coś, co jest owocem dłuższych przemyśleń, doświadczeń, czy prób…

Które pod wpływem impulsu chwili, zupełnie przypadkowego i z pozoru mało znaczącego wydarzenia, dyskusji, wymiany opinii (choćby w formie komentarza zostawionego pod cudzym wpisem) – wystrzeliły w powietrze niczym gejzer.

Trzeba było je jakoś poskromić, uporządkować w pisanym na gorąco, ale za to z pasją wpisie …. Co tu dużo mówić – we wpisie napisanym na kolanie.

To jedna rzecz. Niemniej odradzam uleganie pokusie, by wrzucić na bloga coś, czego czytanie sami uznalibyśmy za stratę czasu.

Kiedyś był taki trend w blogosferze, by pisać przynajmniej 3 razy w tygodniu…

Teraz widać wyraźne odejście od tego trendu w kierunku pisania rzadziej, dłuższych, bardziej przemyślanych wpisów, które docelowo lepiej się wypozycjonują niż te zwiewne notki o ulotnych aktualnościach. Ulotne niczym notki na Facebooku. Tzn mające bardzo krótki czas życia….

Pisać mniej, rzadziej, ale za to bardziej wyczerpująco, wartościowe treści, do których jeszcze przez długie miesiące po będą zaglądali internauci… A Google wciąż będzie je im podsuwał. Czyli raz włożona praca zwróci się z nawiązką.

To wyczuwalna tendencja. Najlepszym przykładem na to, że to działa jest Michał Szafrański: Jednen wyczerpujący wpis na tydzień… Ale za to taki, który będzie przyciągał do siebie czytelników przez kolejne miesiące, czy lata.

Dłuższe teksty generalnie pozycjonują się lepiej. Pewnie w myśl (nie zawsze słusznej) zasady, że więcej słów równa się więcej treści…

Niemniej dłuższe teksty też pisze się dłużej.

Dlatego zanim zabierzemy się za pisanie takiego dłuższego tekstu, który będzie wymagał od nas sporo czasu i zaangażowania, warto zadać sobie pytanie, czy warto się w to bawić.

  • Czy ten tekst pasuje do całościowej koncepcji mojego bloga?
  • Czy napisanie go czemuś będzie służyć?

Tu mimo wszystko ważne jest to, o czym na samym początku pisałam, że odkładamy to sobie na bok, na później. A jednak, TRUDNO bez tego się obejść:

Bez wyznaczenia CELU, KIERUNKU i PRIORYTETÓW?

Bez tego tak naprawdę się nie da daleko zajechać. Bez tego – to będzie ciągłe miotanie się.

Wiem, doświadczałam tego od samego początku. Czy piszę bloga lajfstajlowego, czy bloga o blogowaniu? Wciąż nie wiem… Choć coraz bardziej wiem: stawiam na blogi tematyczne (dlatego mam ich 3).

Bo jeżeli piszę bloga lajfstajlowego to liczę na współpracę z markami…. Jeżeli piszę bloga o blogowaniu i tylko o blogowaniu, to nigdy nie wygeneruję na nim mega imponującego ruchu, ale za to opracowuję własny kurs dla blogerów…

To taki przykład….

[Tweet “Bo warto wiedzieć do czego zmierzamy, by zmierzać tam jeszcze skuteczniej….”]

Bo jeżeli masz jakiś cel, wizję i znasz, rozumiesz potrzeby swojej grupy docelowej, a chcesz napisać na bloga coś, dajmy na to o dupie Marynie, która tę Twoją grupę docelową nie za bardzo interestuje, to….

To może powinienś zastanowić się czy ten czas, energię i zaangażowanie (przeznaczone na pisanie tego właśnie wpisu) – nie byłoby lepiej wykorzystać na coś zupełnie innego.

Chociażby na ponowną promocję tego, co już masz najbardziej wartościowego na blogu. Albo na budowanie kontaktów (co jest równie wartościowe dla każdego blogera – ale o tym w osobnym punkcie, niemniej kontakty zawsze procentują…)

Nie mówię bo w pewnym sensie wszystko rozbija się o to: co rozumiemy przez pisanie o dupie Marynie.

Bo czasami warto opublikować wartościowy, czy chociażby tylko “rozrywkowy” wpis na blogu, nie powiązany z jego tematyką. Zasadą jest tu to, że nie ma zasady… Ale jest jakaś wizja, cel i strategia jego realizacji. Chociażby mniej lub bardziej uświadomiona. Póki co.

Za to tematycznie pasujący do bloga tekst, za to napisany na odwal, odstający od poziomu pozostałych tekstów, taka zapchaj dziura, ale żenująco słaba… No cóż….

W pewnym momencie może okazać się, że ten tekst dawno przez Ciebie zapomniany, a wciąż wiszący gdzieś tam w archiwach na blogu (a więc jednak do znalezienia przez Twoich obecnych czytelników).

Taki tekst… np przypadkowo wyskakujący w ramach przypominanych wpisów… (złościwość rzeczy martwych i zdania się na całkowitą automatyzację tu i ówdzie)… Taki tekst w pewnym sensie może podkopywać Twój autorytet i Twoje dobre imię.

Bo jeżeli dany wpis będzie stratą czasu dla Ciebie i dla Twojego czytelnika, to znaczy, że pisząc go i publikując odnotowujesz same straty.

Nie ilość, a jakość…. I WIZJA.

Dlaczego tak kładę na to nacisk?

Bo mam dużo takich płytkich, na odwal, na szybko napisanych, niedorobionych, nie do końca przemyślanych tekstów.

To było w początkach mojego blogowania. Dlatego tyczy się bardziej mojego drugiego bloga MODA NA BIO.

Na swoje usprawiedliwienie powiem, że wtedy i tak nikt nie czytał moich tekstów. A ja mówiłam sobie, że kiedyś to nastąpi. A wtedy, czyli potem, kiedyś tam, jeszcze ogarnę je, dopieszczę…

Bo ja nawet nie wstawiałam wszystkich polskich liter. No może tylko te ą i ę. Tylko mówiłam sobie, że kiedyś to uzupełnię, dorobię, dopracuję….

Teraz dopracowuję to i powiem Wam, że to robota głupiego. Ale muszę ją zrobić, skoro nie zrobiłam tego na samym początku. Podwójna robota, bo kiedyś chciałam zrobić coś szybciej. O naiwności…..

Ale żebyście wiedzieli, ile potrzeba czasu na poprawienie czegoś z samego początku źle zrobionego?

To przecież cała nasza historia wychodzenia z komunizmu. Naprawianie niedoróbek. Dlatego prowizorka trzyma najdłużej. Poprawianie czegoś raz źle zrobionego – zajmuje co najmniej 2 razy tyle czasu, co zrobienie tego od nowa. RAZ, A DOBRZE.

Postaw na jakość. Od razu.

W przeciwnym razie w przyszłości będziesz pluł sobie w brodę.

Nie mówię, bo w miarę nabywania blogowego doświadczenia, nasze umiejętności będą, powinny rosnąć. Jeżeli nie, to oznacza, że zatrzymaliśmy się w miejscu. A wtedy też nie jest dobrze.

Ale jeżeli rozwijasz się i przy okazji wracasz do starszych wpisów, to może uznasz, że np warto byłoby wymienić starsze zdjęcia na nowe. Bo w tzw międzyczasie Twoje umiejętności fotograficzne poszły naprzód. Ale … Co innego

Jeżeli po czasie musisz poprawiać coś, co od samego początku wiedziałeś, że mógłbyś zrobić lepiej…

To już nie jest to samo. To jest tzw robota głupiego.

Od ponad pół roku pracuję nad poprawianiem bloga Moda na Bio. Poprawiam i końca tego poprawiania nie widzę. Widzę za to, że lepiej od razu zrobić coś dobrze. Zamiast zostawiać to na później. Zamiast funodwać sobie samemu, dobrowolnie taką robotę głupiego. To tylko niepotrzebna strata czasu.

Ale to też cała nasza historia naszego wychodzenia z komunizmu…Dlatego to tyle to trwa…
Komunizm to było trochę takie robienie … na odwal. Byle się trzymało. Byle wchodziło w jakieś normy… A poza tym… Niech się wali.

Jak kiedyś w moim mieście zawalił się cały system grzewczy, bo zimą temperatury zeszły do – 20°C… A system grzewczy był przewidziany na – 15°C. Bo tyle odnotowywano co roku…

Ale co tam? Grzejniki siadły, a my trzęśliśmy się z zimna. Ale przynajmniej mieliśmy nadprogramowe wolne od szkoły…. Tak to zapamiętałam z perspektywy dziecka. Ale za to dorośli… pewnie widzieli to inaczej.

Dlatego, jeżeli robisz coś – rób to dobrze. Najlepiej jak umiesz.

Nawet jeżeli w przyszłości będziesz chciał to poprawić, to przynajmniej nie będziesz musiał całej pracy wykonywać od zera…

Poza tym łatwiej Ci będzie nawet po czasie promować to. No i łatwiej będzie Ci się z tym dopasować dozmieniających się czasów.

Dlaczego mimo wszystko poprawiam bloga MODA NA BIO?

Bo po pierwsze w tych starszych wpisach, jeżeli znajdę dla nich najlepsze słowa kluczowe, chcę zaczepić, wstawić linki do nowszych treści.

Bo np na Twitterze mam ustawioną automatyczną publikację starszych wpisów. Korzystam tu z wtyczki Revive Old Post.

Więc złośliwość rzeczy martwych, taka dowcipna wtyczka czasami podrzuca tu link do beznadziejnie niedorobionego wpisu, a ludzie jeszcze czasami w to klikają… No i pewnie myślą sobie, że lepiej by było, żeby tego nie zrobili.

Co dzieje się z tymi ludźmi dalej? Czy znikają na zawsze z mojego bloga? Można się tego obawiać….

Dlatego nie chcę, by zupełnie nieświadomie wyskakiwały mi tu i ówdzie taaaaaaaaaakie niedorobione kwiatki.

Tymbardziej, że mój blogowy szablon podsuwa czytelnikowi losowo wybrany kolejny wpis do dalszego czytania. Jeżeli podsunie taki, że aż wstyd i podsunie go komuś, kto ma ochotę zostać u mnie dłużej. No po prostu SZKODA.

Dlatego też oczyszczam tego bloga, czyli VADEMECUM BLOGERA z wpisów o zdrowiu, by przerzucić je na tamtego bloga (czyli na Modę na Bio).

Przecież nie po to tutaj przychodzicie.

Stawiam na blogi tematyczne. Na tematycznym, dotyczącym zdrowia blogu MODA NA BIO, mam nadzieję, że pomogą mi one w lepszym jego wypozycjonowaniu (w swojej niszy) i w budowaniu wokół niego zainteresowanej właśnie tematem zdrowia – społeczności.

Dlatego: WIZJA, KIERUNEK, PRIORYTETY. Ale bez niedoróbek.

Dlatego, jeżeli napisałeś post na bloga:

  • Przeczytaj go jeszcze raz przed opublikowaniem. Najlepiej na głos, żeby sprawdzić, czy płynie.
  • Sprawdź w Google Plannerze, jakie można by przyporządkować pod niego słowo kluczowe. Czyli po prostu sprawdź o co w danym temacie pytają ludzie. Jak formułują swoje zapytanie.
  • A potem sprawdź, czy nie dałoby się tego gdzieś wkręcić w Twoim tekście, np w nagłówkach kolejnych paragrafów.

Jednym słowem: pisz mniej (to coraz bardziej wyczuwalna tendencja). Ale sprzedawaj, promuj to lepiej.

[Tweet “Lepiej włożyć czas, energię i środki w promowanie czegoś, co warto promować.”]

W coś, co będzie warte tego czasu i tych środków. Długofalowo. Coś, czego z czasem nie będziesz musiał się wstydzić…. Coś, o wartości czego jesteś przekonany i wiesz, że nie będzie to stratą czasu dla Twojego czytelnika.

Pisz wpisy, które czemuś służą:

  • konstruowaniu Twojej marki,
  • realizowaniu Twojej długofalowej strategii.

Bo np konsekwentne pisanie na konkretny temat, sprawia, że wyszukiwarki, a za nimi ludzie zaczną uważać Cię za autorytet w konkretnym temacie.

A wtedy łatwiej będzie Ci wypozycjonować to, co piszesz. I łatwiej dotrzeć z tym do konkretnej grupy docelowej.

2. Nie zarywaj nocy.

Jeżeli wydaje Ci się, że w ten sposób przyśpieszysz rozwój swojego bloga… Może i tak. Ale tylko chwilowo.

Niedospane noce, a w efekcie przemęczony organizm, prędzej czy później upomną się o swoje.

Zarwiesz jedną noc i wydaje Ci się, że bardziej posunąłeś się do przodu? Co z tego, że kolejny dzień przechodzisz: oczy na zapałkach. Dzień wycięty z życiorysu. A skutki uboczne odkładają się na później. A później też ciągną się latami.

Owszem można i tak: na siłę, wbrew sobie. Wkładając w to, co robimy 2 razy tyle wysiłku. Bo jeszcze trzeba poskromić i przezwyciężyć swoje zmęczenie. I wykonać swoją pracę… A to znowu robota głupiego.

A przecież można prościej. Można wyspać się i napisać kolejny tekst po dobrze przespanej nocy…

Zrobić to lepiej, szybciej i bez nagrabywania sobie zgubnych dla zdrowia konsekwencji.

Szczerze wątpię, że człowiek, który pada na pysk, potrafi napisać coś… porywającego.

I tu mea culpa. Zarywałam noce na blogowanie. Dopóki nie zabolało. Nie mam poczucia, że jakoś szczególnie przysłużyło się to rozwojowi mojego bloga. Za to długofalowo podkopało moje zdrowie. Oj tak.

Bo cały czas coraz bardziej przesuwałam i testowałam granicę wytrzymałości mojego organizmu. Aż ten w końcu się zbuntował. No, bo ludzie, ile można…

Jest taka delikatna granica, łatwo ją przekroczyć, łatwo zapomnieć się siedząc przed komputerem. Oj jak łatwo przegiąć pałę.

Tymczasem nasze zdrowie to kwestia delikatnej bądź co bądź równowagi.

3. Buduj kontakty.

Bo możesz pisać, pisać i pisać. I liczyć, że jakoś to się samo z siebie wypozycjonuje.

A możesz zmienić strategię i wyjść do ludzi. A wtedy okaże się, że jeżeli polecą Cię inne osoby, dużo łatwiej, szybciej i przyjemniej rozszerzysz swój zasięg. Z polecenia.

A ludzie zaczną Cię polecać, jeżeli Ty też będziesz ich polecał.

Wtedy przekonasz się, że ta strategia jest dużo bardziej owocna.

Zresztą właśnie w ten sposób funkcjonuje algorytm Google. O wartości danego linku, strony w znacznym stopniu decyduje ilość zacytowań przez innych, inne strony, ilość poleceń, czyli prowadzących do danej strony linków.

Do przemyślenia. Po prostu: nie popełniajcie moich błędów.

Pozdrawiam cieplutko

Beata

Opublikowany przez BEATA REDZIMSKA

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb. Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu. Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności. Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję. Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci. Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie. Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego. A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

Dołącz do rozmowy

11 komentarzy

  1. Przyznam że i ja popełniłam takie błędy. I niestety nie na wszystkich wpisach na blogu skupiam się tak jak powinnam teraz. W zeszłym roku skasowałam ponad 700 postów z bloga. Posklejałam je w kawałki tworząc wartościowsze treści. To mi nieco pomogło. Wiem jednak, że muszę jeszcze włożyć wiele racy w blogowanie. Brakuje mi tylko czasu, jednak nie robię niczego na siłę. Ostatnio dostałam mocnego kopa, nawiązałam współpracę (niezwiązaną z blogiem) polegającą na pisaniu tekstów. Mam bardzo wysoko postawioną poprzeczkę i niezłe wyzwanie dla samej siebie. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę jakoś moich tekstów na blogu jest byle jaka. Pełno błędów… przyznam, że jestem tym nieco załamana ale i zmotywowana. Dobrze sobie uświadomić, że trzeba obrać lepszy kierunek niż iść drogą która nie doprowadzi donikąd.

  2. Zaczynając pisać bloga od razu trafiłam na Vademecum. Ogromnie dziękuję Ci za Twój trud jaki wkładasz w prowadzenie swojego bloga bo dzięki Twojemu doświadczeniu zaoszczędziłam sobie wielu nieprzyjemnych doświadczeń. Każdą zmianę którą planuję wprowadzić “googluję” i sprawdzam czy o tym pisałaś 🙂
    Teraz staram się podchodzić do wszystkiego pomału, choć przyznam, że 1,5k wyświetleń po miesiącu sprawiło, że zakręciło mi się w głowie i musiałam przystopować bo poczułam się przygnieciona presją. Musiałam się “otrzeźwić” i przypomnieć sobie dlaczego zaczęłam pisać. Dla ludzi o podobnych zainteresowaniach, a nie dla nabijanych wyświetleń.
    Teraz podchodzę z dystansem, na chłodno, i staram się więcej rzeczy związanych z blogowaniem planować i nie gonić z postami i nie tworzyć “pustego contentu”.

    Pozdrawiam cieplutko 🙂

  3. oj a ja właśnie zarywam nockę dzisiaj:) moim zdaniem największym błędem jest brak długofalowej strategii, ale jest to jednak trochę zrozumiałe, ponieważ w początkach blogowania strategia może być zmienna 🙂

  4. No przecież to takie oczywiste… się wydaje. Blogowanie to żmudna praca. Nie mam co nawet próbować konkurować z doświadczeniem Twoim czy innych blogerów, lecz w obecnych czasach uważam, że bez dobrej strategii to można płynąć i płynąć na swoim blogu. Można nawet nie zatonąć w tym oceanie treści, ale przebić się to sztuka. A więc w skrócie, dla efektów strategii i wytrwałości potrzeba. Twoje 3 wnioski dla innych, którzy chcą coś osiągnąć to coś na wzór 3 przykazań blogera. Bartek Popiel zapewne ubrał by je w ramy swojej tuningowanej zasady Pareto. Pozdrawiam.
    Na marginesie robisz kawał dobrej roboty dla początkujących blogerów i nie tylko. Dzięki.

  5. Co rozumiesz przez polecanie innych osób? W jaki sposób ma się to odbywać? Widuję na niektórych blogach posty z tak zwanymi linkami godnymi polecenia i tam często blogerzy linkują do innych blogerów. Czy to dobra metoda? Mam wrażenie, że to strasznie zamknięte środowisko, a każdy poleca tylko swoich znajomych…

  6. Twoje wpisy wnoszą bardzo dużo w blogowanie – także innych osób i uważam, że sama siebie nie doceniasz i jesteś dla siebie bardzo surowa. Z drugiej strony bardzo lubię uczyć się na Twoich błędach, jakkolwiek to brzmi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nowość - KURS - Twój pierwszy produkt online - 39,99 PLN + VAT Odrzuć

Exit mobile version