BLOGOWANIE, VADEMECUM BLOGERA

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Po 6 latach równoległego prowadzenia 3 blogów tematycznych (i w sumie wąsko niszowych) – doszłam do takich wniosków:

Jeżeli działasz w bardzo specyficznej niszy – np jak ja… blog o blogowaniu – z jednej strony docierasz do bardziej ograniczonej liczby osób. Ale z drugiej strony docierasz trafnie.

W tym kontekście: łatwiej stać się kimś rozpoznawalnym w wąskiej niszy, niż w ogóle zaistnieć w szerokiej niszy, z założenia dużo bardziej konkurencyjnej.

Ale znowu:

Możesz być influencerem w swojej niszy, ale może nigdy nie staniesz się celebrytą.

To już zależy od pojemności wybranej niszy.

Chyba, że przebijesz się ze swoim stylem życia do szerszej świadomości społecznej np. obsadzisz trend, który ma silną tendencję wzrostową – typu: trend zero waste.

Im węższa niższa, tym łatwiej w niej zaistnieć – stać się swego rodzaju guru dla osób szukających informacji z danej dziedziny. Teraz dochodzi kwestia tego: ile będzie tych osób.

Wybór jasnej – jasno sprecyzowanej niszy pozwala na wywołanie skrótu myślowego typu Ola Budzyńska – Pani Swojego Czasu, czyli zarządzanie czasem.

Czyli prowadząc bloga tematycznego, łatwiej będziemy kojarzeni z danym tematem, a więc łatwiej o etykietę eksperta czy specjalisty, a przez to zdobywanie zaufania i skupienie wokół siebie osób zainteresowanych danych tematem.

Ale znowu:

Nisza niszy nierówna.

Jeżeli zarządzanie czasem dotyczy każdego z nas. Było – nie było nasze życie jest utkane właśnie z niego: z czasu, który nam tutaj dano…

Ale np nisza typu nauka języka francuskiego?

Bo tutaj pojawia się pewna bariera Językowa.

Ile osób uczy się lub chcę się nauczyć języka francuskiego?

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Tej bariery prawdopodobnie nie będzie w przypadku nauki języka angielskiego, bo to jest coś czego teoretycznie każdy chce lub chciałby się nauczyć.

Porównajmy chociażby zasięg kanału o nauce języka angielskiego Arleny Witt (Po cudzemu) i kanałów, czy zasięgów popularnych w swojej niszy profili do nauki francuskiego.

Nie ma porównania…. Jest dużo większe przebicie (liczbowe) i dominacja języka angielskiego.

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Pan od francuskiego versus pani od angielskiego w liczbach….

I tak np: w specyficznej niszy francuskojęzycznej: Jacek, czyli Pan od francuskiego ma całkiem imponującego fanpejdża (prawie 8000 followersów) i dynamicznego Instagrama. Jak dla tak niszowego tematu.

U Jacka wszystko kręci się wokół języka francuskiego.

Z założenia bardzo ograniczona nisza i specyficzna grupa docelowa.

Ale o to tu właśnie chodzi…

Owszem chodzi też o popularyzację tego języka i rozpalenie w ludziach pragnienia – Jacek pisze bloga o wymownym w swoim zamierzeniu tutule: francuski jest sexy.

Ale ziarnko musi trafić na podatny grunt….

Więc tutaj celem samym w sobie nie będzie zbudowanie potężnej, milionowej społeczności. Tylko docieranie do odpowiednich osób: zainteresowanych nauką języka, może potrzebujących w danym momencie tłumaczenia….

A dalej autor takiego niszowego bloga jest sam sobie: sterem, żeglarzem, okrętem.

To może stać się sposobem na życie, kiedy blog jest tylko wizytówką i puntkem wyjścia do dalszych działań.

A nie, jak w przypadku wielu zaczynających przygodę z blogowaniem zamierzeniem, że blog będzie na siebie zarabiał (i na jego autora) poprzez walące się drzwiami i oknami współprace. A w praniu okazuje się, że to są same gratiski…..

Jednym słowem….

Wchodząc do bardzo specyficznej i ograniczonej niszy powinniśmy liczyć się z tym, że raczej nie przebijemy się do głównego streamu.

Bo tu ogranicza nas właśnie ta ograniczona nisza ( którą ogranicza bardzo specyficzna grupa docelowa). Która sama w sobie – z pewnych punktów widzenia – jest siłą.

To jest jednocześnie: zaleta i wada.

W zależności od tego, do czego zmierzamy i jak na to spojrzeć.

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Ale jeżeli mamy dobry pomysł na siebie….

Bo wszystko zależy od wizji.

Ta powinna być punktem wyjścia.

Jeżeli mamy wizję stworzenia własnego produktu, czy po prostu jeżeli traktujemy bloga jako swoją wizytówkę w sieci (wizytówkę dla swoich zewnętrznych działań) i chcemy docierać z nią tylko do odpowiednich ludzi. Według zasady: nie ma Ciebie w sieci, nie istniejesz. A przynajmniej nie istniejesz w świadomości ludzi.

Ale również z perspektywy blogera, który liczy na dorobienie sobie czegoś na blogu z tytułu współpracy, czy tekstów sponsorowanych.

Bo niszowy blog, to lepiej sprecyzowana grupa docelowa (zawężona i wyselekcjonowana)…

Do której trafia jego autor.

To może mieć kluczowe znaczenie dla potencjalnych reklamodawców, którzy chcą dotrzeć właśnie do takiej specyficznej grupy odbiorców. Czyli trafiać skuteczniej.

Po co mają reklamować się u blogera, który ma bardzo liczną społeczność i …. odpowiednie stawki?

Ale w przypadku danego produktu prawdopodobnie tylko nieliczna część tej jego licznej społeczności będzie potencjalnie zainteresowana danym produktem.

Czyli po co płacić za ogromny zasięg, skoro z tego ogromnego zasięgu co najwyżej da się wyłuskać niewielką grupę docelową osób zainteresowanych, czy przed ewentualnym zakupem.

Dużo skuteczniejsze może okazać się pokazać się w miejscu (na blogu, na niszowej stronie), na którą prędzej czy później dotrą osoby zainteresowane danym tematem: zbierające informacje, może w fazie poprzedzającej zakup produktu.

Z drugiej strony mamy blogi lajfstajlowe, które przemieniają się w słupy reklamowe.

Bo na takim blogu teoretycznie wszystko można zareklamować i jakoś to trzyma się kupy… Czyli bloger ma w sumie więcej możliwości współpracy… w teorii…

Bo znowu widzimy wierzchołek góry lodowej, czyli te najbardziej widoczne i rozpoznawalne blogi. A ile blogów znajduje się w ich cieniu?

I owszem też trafiają się im współprace, ale nie za taką samą taryfę….

Tyle, że te widoczne blogi i ich autorzy – tak inspirująco działają na wyobraźnię nowo wchodzących.

A w praktyce: w szerokiej niższy np. parentingowej – owszem jest tu kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu liderów, ale za nimi szeroki peleton. Im popularniejsi i bardziej medialni stają się jego liderzy, tym bardziej rośnie peleton. Tym trudniej się przed niego wysunąć… Bo medialność pewnych blogerów rodzi blogerskie powołania.

 

Tutaj zaletą bardzo specyficznej – wąskiej niszy jest to, że łatwiej ją obsadzić – bo np ile osób pisze o glince zielonej…. To temat poboczny…

Popełniłam na ten temat kilkadziesiąt wpisów i to jest główny temat, po którym czytelnicy trafiają na mojego bloga MODA NA BIO – malutkiego, specyficznego…

Próbowałam pisać na nim o zdrowiu… A wiecie ile w sieci istnieje sponsorowanych, czy nie treści na temat zdrowia? Zalew….

Te treści – na bardzo popularne, czytaj konkurencyjne tematy na małym, że tak powiem kameralnym blogu – raczej się nie przebiją. Chyba że przekrojowo potraktowany, dogłębnie opracowany temat na takim blogu – z czasem będzie piął się w górę w wyniakch wyszukiwania. Mam taki wpis np o bezpłodności, który po latach zaczął generować mi ruch na blogu…..

Ale znowu łatwiej wypozycjonować wpis na dowolny temat na blogu, który ma dużą społeczność.

A więc dużą siłę przebicia w social mediach i pozycję, czyli zaufanie ze strony wyszukiwarek.

Z czasem dany tekst reklamowy prawdopodobnie wypozycjonuje się tu dobrze. Bo zdobędzie ten społeczny dowód słuszności (zostanie poparty odpowiednią – słuszną liczbą lajków i szerów).

Ale na blogach niszowych – i tu z własnego doświadczenia – wpisy dotyczące konkretnej niszy też pozycjonują się dobrze… Nawet jeżeli nie posiadamy przeogromnej społeczności, ale obsadziliśmy daną niszę…

Np moje wpisy o glince zielonej.

Jestem praktykiem w tej dziedzinie. Stworzyłam na ten temat wiele wpisów i te wpisy (linkują między sobą, czyli jedna odsyłają do drugich i w rezultacie dobrze mi się pozycjonują.

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Odnośnie reklamodawców –

Z mojego doświadczenia – może paradoksalnie –

Najwięcej propozycji współpracy dostawałam odnośnie bloga Moda na Bio, który prowadzę z doskoku i …. mam tu niewielką społeczność.

Z założenia, w swoich początkach był to blog z dość specyficznym podejściem do zdrowia, czyli przez pryzmat naturopatii (naturalne metody na zdrowie, czasami prezentujący może wręcz dość kontrowersyjny – nieprzejednany punkt widzenia – odrzucam produkty mleczne).

I co ciekawe – nawet dla mnie samej – odkąd jeszcze bardziej zawęziłam swoją niszę w kierunku diety bezmlecznej i bezglutenowej – czyli jeszcze bardziej się zdefiniowałam – wzrosło mi czytelnictwo na blogu i zasięgi na Facebooku.

Też się nad tym zastanawiałam: Dlaczego? Skąd wzięło się to większe (wcale nie mówię duże, ogromne, tylko większe) zaangażowanie?

Bo docieram skuteczniej. Zdefiniowałam się, opowiedziałam za pewnym style życia (bliżej natury – tak było od początków tego bloga). Ale określiłam bardziej precyzyjnie swoją grupę docelową – osoby, które chcą przestawić się na dietę bez mleka i bez glutenu.

Paradoks zawężonej niszy?

A jednak – ten blog Moda na Bio – nawet dawniej cieszył się większym zainteresowaniem ze strony reklamodawców i dostawałam w związku z nim więcej propozycji współprac, niż na Vademecum Blogera, gdzie miałam bardziej zaangażowaną społeczność.

A na pewnym etapie próbowałam pójść w kierunku pisania bloga lajfstajlowego… Jednego z wielu… czyli w tematyce, w której coraz trudniej się wyróżnić…

Dlaczego miałam najwięcej propozycji współpracy reklamowej na Moda na Bio?

Dotyczyły one specyficzych produktów, preparatów czy książek…., czyli dotyczyły bardzo specyficznej niszy…

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Bo prowadzenie bloga eksperckiego jest dla reklamodawców gwarancją, że ich produkt znajdzie się w dobrym towarzystwie.

A z czasem prawdopodobnie lepiej się wypozycjonuje.

Wpisy tematyczne na blogu eksperckim długofalowo też dobrze się pozycjonują. Nawet jeżeli nie zdobywają takiego społecznego dowodu słuszności, jak na bardzo popularnych blogach…

Dlatego, że tu na wąsko tematycznym blogu – poszczególne wpisy współpracują między sobą – ze sobą – jeden na drugi, czy jeden linkując do drugiego – tworząc zgodny zespół.

Google łatwiej zaszufladkuje sobie taką stronę, jako wiodącą w danym temacie. Szczególnie wtedy, kiedy jedne wpisy odsyłają do drugich i tworzą coś w rodzaju naczyń połączonych, czy sieci pajęczyny.

Czy niszowa tematyka bloga jest dobra jeżeli myślimy o przemienienie bloga w biznes?

Przyjrzyjmy się blogerom, którzy zaczynali od tego, że chcieli być kojarzeni z daną niszą – nie z ogólnie z lajfstajlem…

Którzy robili to docelowo z projektem stworzenia własnego produktu w konkretnej niszy. A którzy – po tym pierwszym produkcie, wychodzą dalej, rozszerzając swoją niszę, albo wręcz przeciwnie – zawężając ją – szukając w niej specyficznych aspektów, tematów, potrzeb, na które istnieje społeczne zapotrzebowanie.

Tutaj bycie rozpoznawanym w konkretnej niszy (niekoniecznie bycie celebrytą) jest niezaprzeczalnym atutem.

Punktem wyjścia jest więc obsadzenie konkretnej niszy (a nie lajfstajlu) i konsekwencja trzymania się konkretnej tematyki, co sprzyja budowaniu wizerunku eksperta.

To docelowo przekłada się na zaufanie.

Kilka przykładów blogerów, którzy sprzedają własne produkty.

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Ola Gościniak

Ola zaczynała od bardzo technicznych produktów jak: Opanuj SEO, Stwórz stronę www, Ogarnij Google Analytics.

Po czym stworzyła kurs dotyczący robienia kursów pt Twój kurs.Dalej kolejny produkt, czyli kurs o robieniu webinarów pt Twój webinar.

Na czym polega ten model?

Można zacząć od jednego produktu -i sprzedawać go w zasadzie na autopilocie. Wygenerować dzięki temu pewien dochód, a w międzyczasie przygotować kolejne produkty, by w ten sposób rozszerzać swoją ofertę. Czyli zabrać się za skalowanie swojego biznesu.

Czy można zbudować biznes w oparciu o tylko jeden projekt, czy produkt?

Kiedy wszyscy trąbią o dywersywikacji źródeł przychodu….

Ale przecież można je dywersyfikować -pozostając w pewnym sensie “wiernym” jednej i to z pozoru bardzo specyficznej niszy.

Zobaczcie – jedna i to nawet całkiem wąska nisza, a tyle możliwości…

Nauka francuskiego w wykonaniu Jacka, wcześniej wspomniany @panodfrancuskiego: kursy, warsztaty, lekcje indywidualne, tłumaczenia…

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Pani Swojego Czasu

Ola generalnie jest kojarzona z niszą dotyczącą organizacji czasu, czyli z szeroko pojętym zarządzaniem czasem: Ola ma w swojej ofecie różne kursy tematyczne: Zorganizuj się w 21 dni, Kurs na cel, Zrób to dziś.

Ale tu jeszcze tę niszę można zawęzić, czyli stworzyć produkt pod specyficzne potrzeby.

Ola identyfikując jeszcze węższą niszę w swojej niszy i jednocześnie opierając się na wypracowanym w niej statusie eksperta (z zarządzania czasem), wypuściła ostatnio kurs zarządzanie czasem dla mam (Mama ma czas).

A że ta nisza pozostawia spore pole do popisu, bo przecież docelowo i długoplanowo można zidentyfikować w niej inne potrzeby np zarządzanie czasem dla uczących się, dla blogujących…. Czyli budować imperium na dobrze dobranej pod siebie niszy….

Czyli będąc już uznanym ekspertem w danej niszy, obsadzanie jej w pomniejszych, bardziej specyficznym aspektach.

Ale każda nisza ewoluuje. Tutaj warunkiem przeżycia, przetrwania w sieci jest: wsłuchanie się w puls swojej niszy….

Tu fajnym przykładem takiego podążania za potrzebami swojej niszy jest Ula Phelep (Szkoła Blogowania i Marketing).

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić?

Urszula Phelep

Ula przeszła od kursu Blogowanie z pasją – do bardziej specyficznych i tematycznych kursów typu: Canva dla Facebooka, FB – reklama dla poczatkujacych. A ostatnio w 90 dni od bloga do biznesu.

Widać wyraźną ewolucję w kierunku dopasowania swojej oferty do coraz bardziej odczuwalnego w blogosferze trendu: kursy dopasowane do potrzeb blogerów, przekształcających swoje blogi w biznesy.

Blogowanie z pasją, to był trend w czasach, kiedy blogerzy liczyli na współprace z reklamodawcami…

Ale w czasach, kiedy blogerzy coraz wyraźniej chcą wziąć sprawy w swoje ręce: być sobie sterem, żeglarzem, okrętem – stworzyć swój produkt, a uprzednio stać się ekspertem w wybranej niszy…..

Dzisiaj tym, na co jest zapotrzebowanie są produkty dla blogerów pragnących przemienić swojego bloga w biznes oparty na byciu ekspertem w konkretnej dziedzinie.

Bo żeby ludzie byli gotowi wydać pieniądze na kurs, powinien to być kurs, który docelowo pozwoli im te pieniądze zwrotnie zarobić. I to w jeszcze większej ilości.

Ale oczywiście nie wszystko jest tu takie różowe….

Wady wąskiej niszy.

Tymbardziej, jeżeli nie jest to nisza witalna…

Co rozumiem poprzez nisza nie witalna?

Bardzo niszowa, hobbystyczna, jak hodowla specyficznego gatunku kaktusów – czy glinka zielona.

Można ją opanować i zdominować w 100%… Ale nawet w tej sytuacji docierać do co najwyżej setki osób. I wtedy to jest ten ból.

Czyli nawet jeżeli uda się zdobyć pewną rozpoznawalność w swojej niszy (bo w przypadku obsadzenia bardzo niszowego tematu – większość dróg prowadzi do nas), pozostaje kwestia skali tej rozpoznawalności. Im węższa nisza, tym ta skala będzie mniejsza.

Ale za to dla przeciwwagi – rośnie docieralność do naprawdę zainteresowanych tym tematem osób, a więc większa skuteczność.

Jednym zdaniem:

Możesz być influencerem w swojej niszy, ale niekoniecznie kiedykolwiek staniesz się celebrytą.

To już zależy od pojemności wybranej niszy.

Na ile niszowego bloga opłaca się prowadzić_

Kolejny problem z wyczerpaniem tematu.

Z tym problem zderzyłam się nieraz na Vademecum blogera. Tematyka dotycząca blogowania…

Ten powracający dylemat: czy podjąć dany temat jeszcze raz, drugi, trzeci…. od nowa – poszerzyć go, pokazać w nowym świetle, czy rozszerzać niszę.

Ile razy miałam to wrażenie, że już nie mam o czym pisać. Bo o tym już pisałam…

Owszem blogowanie to taka nisza bez dna i bez końca… która jeszcze mocno ewoluuje…

W blogowaniu można się zakochać, tak by cały czas mieć świeży temat.

Ale…

W pewnym momencie może przyjść zmęczenie tematem.

Przez ostatnie 5 lat (prawie) pisałam po 3 wpisy tygodniowo: o blogowaniu sensu stricte lub prawie sensu stricte o blogowaniu. Jak tu nie mieć dość?

Ile razy można powtarzać w kółko to samo, tylko inaczej?

Tyle, że kiedy zaczęłam eksperymentować z innymi tematami (rozwój osobisty, zdrowie) – spotykałam się z zarzutem, że Vademecum Blogera już nie jest Vademecum Blogera. W sensie dosłownym.

Bo sporą część osób, które wyjściowo polubiły mojego bloga za porady dotyczące blogowania nie interesują inne tematy. To jest pułapka wąskiej niszy…

A że wpisy o blogowaniu najlepiej mi się pozycjonują (tematyczne wpisy na blogu tematycznym – zyskują najlepszą wiarygodność w oczach Google).

Czytaj: chyba nie ma takiego wariata, który stworzyłby tyle wpisów o blogowaniu w języku polskim.

Rykoszetem: gdy ktoś szuka informacji o blogowaniu, prędzej czy później trafia na Vademecum Blogera.

Ale część z tych osób, które ze mną zostały tracę w momencie, kiedy próbuję rozszerzyć tematykę… Albo tracę, kiedy przestaje interesować je ta nisza….

Bo nisza z czasem może zacząć ciążyć.

W pewnym momencie możesz zacząć mieć ochotę pisać o czymś, czego śledzące Cię osoby niekoniecznie chcą czytać. Bo nie po to do Ciebie przychodzą.

Tu rodzi się swego rodzaju konflikt interesów.

Jednak wychodzę z założenia, że długofalowo – to, co jest dobre na blogera, jest dobre dla bloga.

Długofalowo nie da się – pisać bloga pod publiczkę.

Jeżeli to, o czym piszesz, nie jest zgodne z tym, o czym chcesz pisać.

Bloger nie powinien być niewolnikiem swojej niszy, tylko ta nisza powinna stymulować jego rozwój, czyli stymulować go do rozwoju swoich zainteresowań.

Do przemyślenia

Z perspektywy osoby, która od 6 lat próbuje obsadzić niepowiązane 3 nisze tematyczne….

W praktyce jest to niewykonalne i nieogarnialne czasowo.

Lepiej skoncentrować się na jednej niszy i jednym blogu

i przede wszystkim zacząć od stworzenia wizji

Tak, by potem konkretnie wiedzieć, do czego zmierzamy.

Do przemyślenia

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(2) Komentarze

  1. Hej Beta! Ciekawe przemyślenia na temat stron niszowych. Rozpocząłem właśnie budowę swojej strony niszowej i jestem ciekaw jak się rozwinie. Spodziewam się w pierwszych wymiernych efektów za pół roku.

    Zastanawiam się jak się zapatrujesz na kupowanie tekstów na bloga zamiast samodzielnie je pisać. Czy testowałaś kiedyś taki model?

  2. Bardzo dobrze napisany artykuł. Trafiłem na Twojego bloga bo sam prowadzę bloga o dość niszowej tematyce (profesjonalne sprzątanie) i czasami zastanawiam się czy na tak niszowym temacie można coś zdziałać. Dzięki za artykuł 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *