PO PROSTU BABA, VADEMECUM BLOGERA

Metoo – ja też, czyli czy jeden hasztag zmieni świat?

dziergam bo lubię

Hasztag #metoo czy #jateż.

Wywołał gorącą dyskusję. I sporo różnych interpretacji…. Dołożyłam swoją cegiełkę….

Hasztag, który od kilku dni zbiera spore żniwo dramatycznych wyznań. Przekonujemy się, że takie historie mogą zdarzyć się i zniszczyć życie każdej z nas. Dotyczy to tych zwyczajnych dziewczyn, które dobrze znamy. Ta ręka bez najmniejszego zażenowania wwślizgująca się między uda. Niby niechcący dotykająca naszych piersi czy pośladków. Niby pomyłkowo zatrzymujaca się w najmniej odpowiednim miejscu. Bo wzięła ja za coś innego. Bez zażenowania.

Zażenowana jest ona. On nie. W nim, niesiony testosteronem przebudza się zdobywca.

Czasami przez długie miesiące ona będzie przekonana o swojej winie. Ile razy to właśnie tak odczyta to społeczeństwo: Sama się o to prosiła. I nagle wyrzucają to z siebie. Moja koleżanka w dramatycznym wyznaniu na Facebooku. Zwyczajna dziewczyna, normalna, ani specjalnie ładna, a już na pewno nigdy prowokacyjnie ubrana. A przydarzyło jej się przechodzić przez taką upokarzającą sytuację.

I w tym momencie, bo zwyczajowo stukam sobie to w telefonie jadąc metrem, słyszę jak jakiś pijaczek stojący na środku wagonu, rozkraczony w iście szekspirowskiej pozie, krzyczy:

Femelle, czyli samica.

W kierunku młodziutkiej dziewczyny, która widocznie zignorowała jego niewybredne awanse. A ona coraz bardziej spina się w sobie.

Większość ludzi macha na to ręką. On przecież w tym stanie mocno wskazującym na spożycie jest zupełnie nieszkodliwy.

Niech sobie gada sprośności. Komu to szkodzi. Po pijaku…

To w sumie normalne.

Niektórych co najwyżej bawi. To sprowadzanie po pijaku tej młodej, nieśmiałej kobiety do pewnej roli.

W sumie też tak myślę i przypomina mi się, jak kilka tygodni temu wracałam z pracy mocnym autobusem (2 ga nad ranem), a przecież swoje lata mam. A tu dosiadł się do mnie pijaczek i gada sprośności. Przesiadłam się, a on znowu…

Pusty autobus, wymarłe ulice. On jest z bandą kumpli, którzy co prawda z pewnym takim pożałowaniem przyglądają się temu, co on wyrabia.

Wracam z pracy. To nie moja wina. Nie mam wyboru. Nie mam innej pracy. Szczęśliwie wysiadł kilka stacji przede mną.

On już o tym na pewno nie pamięta. Ja za każdym razem, kiedy wracam z późnej zmiany odczuwam podświadomy strach.

Zastanawiałam się, czy ten hasztag poza tym w ogóle mnie dotyczy.

Ale tak. Na swój sposób tak… Bo jeżeli biegam po mieszkaniu, zamiast biegać na dworze… To właśnie dlatego. Z obawy.

Tylko czy jeden hasztag #metoo zmieni świat na lepsze?

Co o tym hasztagu napisali inni.

#jateż – no nie koniecznie

Zupełnie inna interpretacja.

Wydaje mi się, że kobiety, które naprawdę doświadczyły przemocy seksualnej nie mają potrzeby pisania o tym wszem i wobec. A może się mylę, może jednak moda na ekshibicjonizm zatacza szersze kręgi niż mi się wydaje? Fajnie przecież być w jednym szeregu z celebrytkami – wystarczy napisać #ja też, #metoo i już jesteśmy członkiniami wielkiego „ruchu”. Przecież każda z nas miała kolegę co klepnął po zadku (a jak mi się podobał to molestował czy wyrażał zainteresowanie?), sąsiada co się dziwnie patrzył, albo szefa co robił seksistowskie komentarze. Ale czy to molestowanie? Czy każde głupie/chamskie zachowanie musi mieć odpowiednią etykietkę?

U Ani – Nie widzę nic złego w niewinnym macaniu fiuta #metoo

A gdyby tak odwrócić role?

Czy ty naprawdę zawsze musisz doszukiwać się drugiego dna? Pielęgniarka na SOR-ze na pewno nie miała nic złego na myśli każąc ci się rozebrać do naga, mimo że trafiłeś tam ze skręconą kostką. Pani internistka przy okazji rutynowych badań okresowych do pracy nie omieszkała wymacać twoich klejnotów? Na pewno wyolbrzymiasz, przecież to lekarz – lekarzowi trzeba bezgranicznie ufać. Masz zastrzeżenia do pani rejestratorki? Że niby nagabywała cię na szybki numerek na zapleczu? Ale co w tym złego?! Przecież była młoda, z dużym biustem i blondynka, a takie podobno lubisz. Powinieneś się cieszyć, że ktoś w ogóle na ciebie jeszcze zwraca uwagę. Co do babć w przychodni, tak masz rację – ścięły wzrokiem twój tyłek i bezwstydnie komentowały jego kształt. Powiem więcej, licytowały się, która dłużej by dała radę ciebie ujeżdżać, to takie zabawne, że stare baby, a nadal ślinią się na widok młodych mężczyzn. Ale co się dziwić, w końcu krew to nie woda, musi szumieć…

U Renaty: Pomyślałby ktoś, że niepełnosprawność chroni przed zachowaniami, które nazywamy molestującymi.

Niestety nic bardziej mylnego. Niepełnosprawność przez napastnika jest odbierana jako przyzwolenie. Z góry zakładają, że nam robią „przysługę” interesując się seksualnie kaleką. No bo przecież, kto na taką spojrzy?

Oprawcy podnoszą swoje molestowanie do rangi rycerskości, która według ich mniemania przez chwilę pozwoli poczuć nam się kobietą. Nie dociera do nich wypowiadane przez nas NIE. Uważają (nie wiem czemu), że się droczymy, żeby bardziej ich podkręcić.

U Asi z Wyrwane z Kontekstu: me too.

Celna puenta

– Takiej to bym nawet z workiem na głowie nie ruchał!

– Ja bym ruchał, ale jakby zdjęła worek.

– A ja tak i tak, albo na zmianę.

Na znanym portalu finansowym. Teoretycznie: dla bankierów, prezesów i innych biznesowych elit.

Myślicie, że to było najgorsze? Nie, bo zwykle sprawdza się powiedzenie: kozak w necie, pizda w świecie. Czyli większość tych forumowych frustratów najpewniej nie odważyłaby się powiedzieć tego nikomu na żywo. Ale wiecie, co – jak najbardziej na żywo – mówili mi później w pracy koledzy? Że przecież to było zabawne. Że przynajmniej wiem, że mam powodzenie. Że nie ma co się burzyć, że przecież jestem fajna, a to żadna ujma, jak facet chce Cię ruchać.

PODSUMOWANIE:

Z jednej strony mam mieszane uczucia, co do hasztagu metoo i swego rodzaju fali ekshibicjonizmu, którą wywołał.

Tu wolna amerykanka z cytowaniem nazwisk konkretnych osób, czy przynajmniej konkrentego kontekstu pozwalającego na zidentyfikowanie danej osoby (osoby sprawcy). Tak przynajmniej to wygląda na francuskim Twitterze.

I to prawda, że hasztag #metto w różnych wersjach językowych otworzył prawdziwą puszkę Pandory: #metoo, #jateż, #balancetonporc… .

Uświadomił, i to chyba nam wszystkim skalę tego “wstydliwego” problemu. Ilość reakcji, mniej lub bardziej dramatycznych świadectw mniej lub bardziej zniszczonych przez to doświadczenie kobiet – zalała sieć i social media.

Może i można mieć nadzieję, że ten hasztag:

  • Uświadomił niektórym osobom, że to co one rozumieją jako niewinny żart, czy przyjacielski gest (takie przyjacielskie przejechanie komuś ręką po pośladkach), przez tę drugą stronę może zostać zrozumiane inaczej. Może zranić tę drugą osobę, zniszczyć ją od środka. Tak, że jeszcze długo po będzie odbudowywać siebie i odbudowywać w sobie zaufanie do świata i radość życia.
  • Uświadomił winnym takiego molestowania, że takie “niewinne”, “niegorźne” zachowanie może przysporzyć im sporo kłopotów, nawet po czasie. Na francuskim Twitterze na fali hasztagu metoo padały konkretne nazwiska (konkretnych) decydentów. Nawet grube ryby przestały czuć się bezkarne….
  • Można mieć nadzieję, że pewne osoby uświadomią sobie, że takie zachowania nie zawsze udją im bezkarnie. Nawet jeżeli takie jest niepisane prawo, które panuje w danym środowisku np środowisku filmowym.

Z drugiej strony, jak to dobitnie stwierdziła jedna z ofiar molestowania:

Można dużo mówić na temat tego, co nas spotkało. Można złożyć doniesienie na policję. Ale na końcu i tak zostajemy z tym same….

To przede wszystkim powolne odbudowywanie siebie…. Nikt tego nie zrobi za ofiarę.

Niemniej jeżeli ten hasztag ustrzeże choć jedną potencjalną ofiarę, to pewnie ma on SENS.

Pozdrawiam serdecznie

Beata

PS.

W kwestii statystyk: sam francuski hasztag Balance ton porc, czyli zdemaskuj swoją świnę zebrał obfite żniwo: 400 000 świadectw, wyznań na Twitterze, Facebooku itd w ciągu pierwszego tygodnia od jego utworzenia.

Przy czym zauważyłam, że moje francuskie koleżanki na Facebooku raczej używają anglojęzycznego hasztagu.  Ciekawa jestem, jak to wygląda u nas w kraju.

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(4) Komentarze

  1. Mnie w tym hashtagu przede wszystkim zaskoczyła skala zjawiska. Z przerażeniem czytałam kolejne historie znajomych. Niektóre naprawdę dramatyczne.

  2. Przyznam, że nie jestem “fanką” takich akcji, bo z lekka przypomina mi to “łańcuszek”, który trzeba rozesłać… Mimo to dzięki temu hasztagowi, można było zobaczyć na jaką skalę sięga ten problem…

  3. Ja mam podobne wrażenia co do tej akcji – nie jestem pewna, czy taka forma ekshibicjonizmu w czymkolwiek pomoże. Ale jeśli pomoże, to dobrze ☺ Wydaje mi się, że bardziej pomogłaby jednak uświadomienie kobiet. Jeśli ktoś ją nagabuje, to jego wina, a nie jej. I ma prawo zareagować. Klepnął ją w tyłek? Niech też go klepnie – w twarz.

  4. […] Póki co, głupio się przyznać biegam po mieszkaniu. Bo boję się wieczorem samotnie wyjść do pobliskiego lasku na malutką przebieżke… Z wiadomych powodów. Hasztag #metoo. […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Fatal error: Uncaught wfWAFStorageFileException: Unable to verify temporary file contents for atomic writing. in /home/beatared/public_html/vademecumblogera.pl/wp-content/plugins/wordfence/vendor/wordfence/wf-waf/src/lib/storage/file.php:51 Stack trace: #0 /home/beatared/public_html/vademecumblogera.pl/wp-content/plugins/wordfence/vendor/wordfence/wf-waf/src/lib/storage/file.php(658): wfWAFStorageFile::atomicFilePutContents('/home/beatared/...', '<?php exit('Acc...') #1 [internal function]: wfWAFStorageFile->saveConfig('livewaf') #2 {main} thrown in /home/beatared/public_html/vademecumblogera.pl/wp-content/plugins/wordfence/vendor/wordfence/wf-waf/src/lib/storage/file.php on line 51