PO PROSTU BABA, VADEMECUM BLOGERA

Idiotyzmy, które ludzie mają powypisywane na swoich podkoszulkach.

śmieszne koszulki, koszulki z nadrukiem

śmieszne koszulki, koszulki z nadrukiem

Idiotyzmy, które ludzie mają powypisywane na swoich podkoszulkach.

Po prostu ręce opadają. Tak ostatnio przeprowadzam takie zupełnie niezależne badania socjologiczne… Chodzę sobie tak sobie po ulicy i czytam miajające mnie po drodze podkoszulki.Tak, podłapałam takiego dziwnego bacykla. Zamiast przy pierwszym kontakcie patrzeć ludziom w oczy. Ja patrzę im na podkoszulek.

[Tweet “Pokaż mi swój podkoszulek, a powiem Ci kim jestem.”]

Jakie są wnioski z tych moich niezależnych badań socjologicznych.

Wniosek pierwszy: Ludzie dzielą się na 2 kategorie….

Tych, co noszą podkoszulki i nie.

Tych, co zupełnie nie czytają tego, co na siebie nakładają (no bo, jak inaczej to wyjaśnić). Tych, co uważnie to przeczytali, zanim na siebie założyli i jeszcze się tym szczycą…

Tam takie idiotyzmy, że głowa mała (tego, co to na siebie nakładał): Welcome to MARS. A ten, co z Marsa się urwał? Think Yellow….. I wiele innych. O tym za chwilkę. Same fakty autentyczne. Tak, takie koszulki rzeczywiście biegają sobie po mieście.

Wniosek drugi. Patrząc i analizując te migające mi podkoszulki wyróżniłam kilka typów ludzkich.

Pierwszeństwo dla pań:

Zdesperowana:

Single.

Koszulka z napisem SINGLE. Tylko Single. Samo Single. Gdzie podziała się legendarna kobieca gadatliwość. Ja się pytam….

Nie, że jest samotna, spragniona miłości, rozpaczliwie poszukuje swojej drugiej połówki… i takie tam bla bla bla bla bla bla…. A tu same robaczywki. A ona dalej szuka. Ale teraz już rozpaczliwie. To jest to słowo.

Prosto z mostu, krótko i konkretnie i w sedno: SINGLE. W małym miasteczku to w sumie nawet nie trzeba tego wypisywać sobie na podkoszulku. Wszyscy wiedzą. Tzn przyjedzdni jeszcze nie wiedzą.

A jeszcze żebyście tylko widzieli w jakim rozmiarze ja ten podkoszulek wypatrzyłam na mieście…

Na ulicy. Na kimś.

TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAKIM.

I tu wyobraźcie sobie jak wujek pokazywał Wam taaaaaakiego rekina (że niby złowił). A na kolację była malutka płotka. Ale mniejsza o to.

Nie, ja wcale nie żartuję. Tzn żartuję. I to żartuję tu od samego początku. Gdyby jeszcze ktoś się nie połapał i obraził się… Bo akurat ma taki podkoszulek i jeszcze nosi go na sobie. Po mieście.

Tak, żartuję. I to już nie pierwszy raz na tym blogu.

Recydywistka jestem.

Niemniej podkoszulek z napisem SINGLE był w takim rozmiarze, że żaden Abercombie and Fitch już dawno takich nie produkuje. Nie mają ich w katalogu. Nie chcą zbyt szerokiej gabarytowo, w biodrach grupy docelowej….

Ale to jest nisza do zagospodarowania… TAK, każda zmora ma swojego amatora. A tu jeszcze można by geolokalizację dołączyć w pakiecie. Sprzedawać takie koszulki z geolokalizacją. Koszulkowy Tinder.

Koszulka Single w rozmiarze XXXXXLLLL zlokalizowana w sektorze piątym.

Bo koszulki mają MOC. TAK mogą połączyć ludzi na całe życie. Tak ich sparują w pary, żeby nikt nie musiał się zastanawiać, jak oni to robią. Tylko jak się odnaleźli. Tak do siebie pasują …. gabarytowo, że świecą by szukać takiej pary. A tu przez ten podkoszulek.

Ale jedziemy dalej.

Jeszcze bardziej zdesperowana.

Room service.

Bo jak inaczej wyjaśnić taki napis na podkoszulku. W samym sercu miasta. Room service? Back Door? Dostarczone bezpośrednio do pokoju????? Prosto, konkretnie i do celu…. Tylnymi drzwiami. Z odrobiną działającej na wyobraźnię pikanetii.

Bo są takie co i bez tego. Oj są…. Bo widziałam też na mieście takie latające podkoszulki z napisem EASY.

Ale jak babeczka lata sobie po mieście w takim podkoszulku, zawsze znajdzie się ktoś, komu do głowy przyjdą kosmate myśli. Że co? Że taka jest łatwa? To już ten ROOM SERVICE bardziej subtelniej formułuje swój przekaz.

Zdesperowana i Zaborcza:

Sorry girls, I’m taken.

Sorry dziewczyny, jestem zajęty…

Podkoszulek na nim. Tzn na facecie…. Ale to przecież ona mu go założyła. Więc pójdzie na jej konto.

A facet taki…. trójwymiarowy. Jak to mówią Francuzi l’armoire à glace – szafa trzydzwiowa i to jeszcze z lustrami. A u jego ramienia rozkosznie dyndająca subltelna blondynka (1,50 m w kapeluszu, a ona bez kapelusza, za to on 2,00 m żywej wagi).

Nie pytajcie się, jak oni to robią… Przy takiej rozbieżności …. gabarytów….

Lepiej zapytajcie się, jak ona to zrobiła: jak wbiła takiego faceta w taki podkoszulek. Może nawet jeżeli jeszcze nie wbiła mu obrączki na palec. Ale to tylko jest kwestia czasu…..

Mała, niepozorna kobitka, a taaaaaaaaaki lodołamacz. Oj jak pozory mylą. W zarodku skruszyła opór (jego). No i jaki sympatyczny, bezinwazyjny lokalny dodatek do wiadomości: kto z kim i dlaczego…. Jak facet pochodzi tak jedno popołudnie po mieście, to wszyscy się dowiedzą.

Ona zdesperowana. On jeszcze bardziej.

Do take me a favor and stop talking.

Oddaj mi przysługę i przestań gadać.

Baba TAK nie dopuszcza go do głosu, że ON musi pisać na podkoszulku. Niech żyje KOSZULKOWA wolność słowa. Gazeta z drugiego obiegu.

HELP.

Też tak niektórzy mają wypisane…. Tyle, że ten się trochę rozgadał…

Beauty and the Beast

Takie zgodne stadło… Ona kupowała koszulki. Teraz oboje je noszą (zgodnie):

Beauty and the Beast. Piękna i bestia. Piękna – to ONA ma to wypisane na podkoszulku.

Bo ON idzie obok w podkoszulku z napisem the Beast – bestia. Tak go sobie ustawiła pod pantoflem.

Zdesperowana, ale Przedsiębiorcza:

Meet me in California. Ze wszystkimi się umawia tym podkoszulkiem. Spotkajmy się w Kalifornii….

Dobrze poinformowana.

Where is the party?

Gdzie jest party? Bibka, imprezka…

Ona już tam była i zostawiła swoje serce w malibu…. i teraz jest taka

Rozstrzepana

I left my heart in Malibu

Przewidująca:

Life is uncertain. Eat the dessert first.

Bo…. życie jest niepewne. Zacznij od jedzenia deseru.

Nie ma nic gorszego dla zdrowia, bo te wszystkie cukry bezpośrednio przechodzą do krwi na pusty żołądek. Ale co tam: żyje się raz.

śmieszne koszulki, koszulki z nadrukiem

Oszczędna:

I won’t kiss you. My lipstick is too expensive.

Nie pocałuję Cię. Moja szminka kosztowała mnie zbyt drogo.

Ciężko zapracowana, ale jasnowidząca.

Celebrity is a job. Czy to trzeba tłumaczyć?

Księżniczka na pełen etat: Princesse à plein temps (to po francusku). Albo Full Time Princess

Ugrzęzła pod toną pudru.

#NOFILTER

Bez filtru. A po co jej filtr? Skoro cała goła prawda jest pod taką toną pudru, że żaden filtr już nie jest potrzebny.

Zdesperowana mama. Dream team w ryk.

Kilkuletnia dwuosobowa drużyna piłkarska z temperamentem. W podkoszulkach Dream team. Dream Team taki, że jak przechodzę obok, to nawet własnych myśli nie słyszę. Taki ryk… Drą japę, każdy z osobna, za to jak jeden mąż. Taki dream team.

Perfekcyjna.

Do you think I’m perfect????

Czy myślisz, że jestem perfekcyjna? I tu trzy wymowne znaki zapytania. Nie sposób się wymigać od odpowiedzi. Trzeciej drogi nie ma. Jest tylko jedna poprawna odpowiedź. Gdyby jednak kogoś kusiło, by odpowiedzieć NOT.

śmieszne koszulki, koszulki z nadrukiem

Hot. Tzn ona jest hot….

Tropical summer na podkoszulku. Ja tylko cytuję. Przecież Tropical Summer na podkoszulku zobowiązuje…

Tropikalne Lato takie, że nawet jakbyście nie kumali angielskiego, a zobaczyli taki podkoszulek “w terenie”, latający z gołymi cyckami na wierzchu, to już nic więcej nie trzeba tłumaczyć…. Wszystko jest jasne. Wszystko jest na wierzchu. Takie to tropikalne lato….

Minimalistka…

Taki ma minimalistyczny podkoszulek, że pomyliła go z sukienką. Tzn nosi go jako sukienkę. A to tylko podkoszulek…. Nie schodzący poza pupę. Co tam. Tropikalne Lato jest… Już wcale nie trzeba na nim dopisywć MINIMALISM.

Manipulantka, czyli Gossip girl.

Je suis adorable, quand je veux. Jestem przeurocza, kiedy tylko chcę.

Good vibes only.

Takie te dobre fale rozsiewa, że całą ochronę w Carrefourze na nogi postawiła…. A jeszcze ta z sąsiedniego Oszołoma przyleciała do pomocy. Kobieta tak potrafi się rozedrzeć o swoje, że nie ma mocnych. Tylko same good vibes.

Mentalna blondynka

Today’s outfit.

Dzisiejszy stój. Czy to trzeba podpisywać? Blondynka, albo naczytała się komiksów?

I have nothing to wear…

Nie mam, co na siebie włożyć. Klasyka babskiego gatunku. Przecież każdy to wie (że tak mamy, my babaczki, szafa pełna, a w niej nic do ubrania). Wcale nie trzeba tego wypisywać na podkoszulku.

Rozważna i romantyczna.

Manners maketh the man.

Ona wyraźnie jeszcze wierzy, że jest jej pisany Henry Fonda. A Henriego już dawno między nami nie ma. Wszyscy przemijamy.

100 procentowa kobieta

Oui, mais non.

Po francusku ma to więcej uroku. TAK, Ale NIE.

Podręczny słowniczek rozmówek damsko-męskich. Jak ona mówi TAK to znaczy NIE. Tzn, że ma na myśli NIE.

To przecież takie oczywiste, że nie trzeba tego tłumaczyć. Po co? Komu? Tak, niektórym trzeba….

 

śmieszne koszulki, koszulki z nadrukiem

Baba w dechę:

Power to the girls.

Jak to kiedyś było napisane na Trybunie Ludu: Cała władza w ręce ludu. Tego pracującego, prasującego, gotującego, sprzątającego. Tzn nie ludu…. pracującego, tylko KOBIET. Ale w sumie wychodzi na to samo. YES, YES i jeszcze raz YES.

Koszulka dla NIEGO.

Prosty w obsłudze.

Jego filozofia życiowa jest prosta. Taki MINIMALISTA:

Eat, Sleep, Rugby, Repeat.

Jeść, spać, rugby i powtarzamy. Wołami ma wypisaną na podkoszulku instrukcję obsługi.

Starcony dla świata.

Gamers don’t die.

They respawn. Gracze nie umierają. Niektórym wydaje się, że odkryli receptę na nieśmiertelność.

W poprzedni życiu byłem Henrym Fondą.

A dzisiaj, już tylko jestem przewrażliwiony na tym punkcie.

Je suis poli, putain.

Francuska wersja językowa: Jestem dobrze wychowany, kurwa.

Manipulator.

Omijać szerokim łukiem. Bo on wie, jak podejść kobietę….

Danger of fusion of minds.

Ryzyko fuzji umysłów. Pokrewieństwo dusz i takie tam bla bla bla…. Kobiecie pod włos… Już zaczynając od podkoszulka. Manipulator. Omijać szerokim łukiem. Nogi za pas i w nogi.

śmieszne koszulki, koszulki z nadrukiem

Po prostu lizus

My favorite Disney Princess is my wife.

Moją ulubioną Disneyowską księżniczką jest moja żona.

A on nawet nie potrafi wymienić ani jednej Disnejowskiej księżniczki. Bo to lektura nie dla niego. A jak się podlizuje. Chce podejść babę pod włos…

Bardzo, bardzo nieśmiały….

Hello.

Dlatego wybrał sobie podkoszulek pierwszego kontaktu. Hello. Taki poliglota.

śmieszne koszulki, koszulki z nadrukiem

Taki dowcipny.

I’m with this thing… Jestem z tą … rzeczą.

I jeszcze… Strzałka wzkazująca w tę z stronę, z której ONA zwyczajowo uczepia się jego ramienia.

Taki okaz… Z poczuciem humoru

I’m not perfect. But I’m limited edition.

Nie jestem perfekcyjny. Ale w ograniczonej edycji (liczbie egzemplarzy).

śmieszne koszulki, koszulki z nadrukiem

Miłośnicy seriali.

Ci są najgorsi… Bo lata sobie taki miłośnik Dark Vadora po mieście w koszulce z napisem:

I’m your father.

A wtedy…. albo

Facet ma za dużo kasy i chce wszystkim płacić alimenty?

Bo jak to mawia mój kongolijski (tzn z afrykańskiego KONGO) kolega z pracy. Bo ja się go pytam:

A…, a ile Ty właściwie masz dzieci?

Bo wiem, że ma. A nie wiem ile. I odezwał się we mnie ten mój ścisły umysł i zachciało mu się uściślić:

A on mi na to:
Siostro, bo dla Afrykańczyków wszyscy jesteśmy albo braćmi i siostrami, albo kuzynami…

Nigdy do końca nie wiadomo, ile dzieci ma mężczyzna.

Czy on sam na pewno to wie?

Ten wyraźnie nie wie i szuka. I’m your father. Jestem Twoim ojcem.

Dopiero po chwili dostrzegam na tym podkoszulku głowę Dark Vadora zwracającego się w ten sposób do Luke SkyWalkera.  Miłośnik seriali, że ręce opadają.

Podkoszulki łączą ludzi…

Bo ja tak ostatnio zapatrzyłam się w czyjś podkoszulek. Bo jak widzę zbliżającą się do mnie lekturę na podkoszulku, to aż się cieszę… A ta jeszcze pcha prosto na mnie. Wtedy idę na całość i czytam…
A to …. mój mąż. W takim podkoszulku:

As handsome as Han Solo
As brave as Luke Skywalker
As wise as Yoda
As hairly as Chewbacca

No dobra, ten podkoszulek kupię połówkowi przy okazji.

Wypatrzyłam go na pewnym panu z takim sobie sadełkiem. Przechodzi obok mnie. Widzi, że czytam mu z podkoszulka i nie nadążam. Uprzejmie zatrzymuje się i czyta mi go na głos… Z nieukrywaną rozkoszą poklepując się po tym swoim włochatym sadełku….

A kiedy dochodzi do punktu kulminacyjnego podnosi podkoszulek i dumnie pręży swój włochaty tors….

śmieszne koszulki, koszulki z nadrukiem

Unisex

Wieczny optymista

Yes, we can…

Podobno kiedyś tym sloganem zbiła fortunę i zbudowała rękodzielnicze imperium pewna babeczka, produkując poduszki z napisem: YES, WE CAN.

Wyobraźcie sobie tylko. Cała kanapa wywalona poduszkami z napisem: Yes, we can. Po prostu nie ma gdzie usiąść.

Bo jak tu sobie spokojnie usiąść? Kiedy taka poduszka goni, żeby jeszcze coś zrobić.

Pranie, prasowanie, sprzątanie czeka. YES, WE CAN. No i jeszcze jogging…

TAK, YES, WE CAN. Powiedział sobie facet i został prezydentem. Chcesz być prezydentem – to wtedy tylko jogging.

Ale wtedy jedynym miejscem w domu, niewywalonym takimi poduszkami, gdzie spokojnie możesz sobie usiąść jest rowerek treningowy. UFFF, ale pedałuję dalej.

Mam Was wszystkich za półgłówków.

Open your mind.

Albo niby z króla lwa… Tzn na podkoszulku niby głowa Kajona otoczona przez hieny (z serialu Lwia straż) i napis:

I’m surrounded by idiots.

Jestem otoczony przez idiotów.

A nie mówiłam, że miłośnicy seriali są najgorsi? A my przecież my umiemy czytać między wierszami…. No właśnie…

Pracownik, jakich wielu.

Today, I do nothing at all.

Lepiej nie afiszować swojego stanu ducha i motywacji – wyborem podkoszulka….

Beach Life.

Inni to zabierają ze sobą do pracy takie podkoszulki i zupełnie demoralizują atmosferę…. Plażowe życie.

Dzisiaj nie robię NIC.

Ot, korpo-niepoprawny politycznie podkoszulek. Bo nawet jeżeli szef nie zna angielskiego. Bez obawy: życzliwi doniosą. Bo życzliwi zawsze się znajdą.

Tzn nie znajdują się wtedy, kiedy w autobusie trzeba ustąpić miejsce starszej pani. Wtedy wszyscy tacy zaczytani. Tacy zaczytani, takiego podkoszulka nie przeoczą. Wytropią nawet pod najbardziej dress codowym garniturem.

Bo podkoszulki są po to, by je czytać. I to jest tutaj największy ich smaczek…. 

Pozdrawiam serdecznie

Beata

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(26) Komentarzy

  1. Kiedy byłam w lipcu nad morzem na tydzień, to też rzucił mi się w oczy fenomen podkoszulków z napisami. Oscylują w tematyce piwno – związkowej. Wiesz np. podkoszulek XXXXL z rysunkiem piwa i tekst, że ciężko pracowałem na ten brzuch lub I’m too sexy for this T-Shirt, itd ;). Ja osobiście najbardziej lubię gładkie rzeczy, bez napisów, ewentualnie z delikatnym wzorkiem. A czasem jak się zdarzy jakiś napis np. na bluzie, to jest on całkowicie przypadkowy i nie zadecydował o kupnie danej rzeczy przeze mnie :).

    1. Aniu, rzeczywiście ten ciężko wypracowany brzuszek w tym kontekście nabiera innej wymowy. Pozdrawiam serdecznie Beata

  2. Dlatego wolę koszulki bez napisów 😉

  3. Hehe, idę o zakład, że dziewoje z koszulką “Easy A” na pewno nie wiedzą, o co chodzi. A jak wiedzą, to z pewnością mają niezłe poczucie humoru 😉 Powinno mi być smutno, że polskie napisy na koszulkach zostały wyparte przez język angielski, a nawet francuski, ale te polskie wersje też były nie najciekawsze. “Chodzi pogłoska, że jest boska”, “Całe życie z wariatami”, etc. to dla mnie nowy wytwór kiczu. Te po polsku i te po angielsku. Nie przeczę jednak, że czasami zdarzają się koszulkowe cudeńka, które sam bym sobie sprawił. Gra słów i ironia przyciągały mnie od zawsze. 🙂

    1. Nie, i w sumie prawdopodobnie nikt się tego w tym podkoszulku nie doczyta. Ja doczytałam się tego tylko dla funu. Pozdrawiam serdecznie Beata

  4. Zdecydowanie nie lubię podkoszulków z tak oczywistymi napisami, jakie przytoczyłaś. Jeśli już napis – to nie za duży, nie wprost, odlotowy, fajnym fontem napisany. Poza tym ja uważam, że podkoszulki z fajnymi napisami odchodzą w przeszłość. Kiedyś bawiły, niektórzy na nich majątek zrobili, teraz rzadko się zwraca uwagę na przekaz.

    1. Rzeczywiście kiedyś był koszulkowy boom. Ale myślę że i dzisiaj dobry napis, zabawne hasło potrafi sprzedać niejeden podkoszulek. Pozdrawiam serdecznie Beata

  5. Każda z wymienionych wyżej koszulek jest moim zdaniem mniej obciachowa od tych “patriotycznych”, z orłami, kotwicami, powstańcami..
    Również noszę koszulki bez napisów

    1. Bo najlepsze są podkoszulki z poczuciem humoru. Te zupełnie na poważnie, czasami zamiast poprawiać atmosferę, zagęszczają ją. Pozdrawiam serdecznie Beata

  6. Bardzo mi się podoba Twoja podróż przez krainę podkoszulków i napisów. Napisałaś świetny tekst. Ja bardzo często obserwuję napisy na koszulkach biegowych, też ludzie potrafią być bardzo dowcipni – ostatnio siłą woli się powstrzymałem od wykrzyknięcia “mam cię!” mijając w półmaratonie faceta, który miał wyzwanie: “dogoń mnie!”.
    Ja ostatnio na co dzień używam koszulek biegowych – to są takie t-shirty, które otrzymuje się w pakietach startowych biegów. Mam ich pół szafy – są lekkie, przewiewne, kolorowe i nie trzeba ich prasować 🙂 Do tego to taki “tajemny” znak przynależności do świata biegaczy – gdy mijamy się z innym biegaczem wymieniamy znaczące uśmiechy 😉

    1. Paweł, dziękuję. Wiesz, to Ty humorem, który bije z Twojego bloga zainspirowałes mnie do powrotu do pisania takich tekstów. Ten Twój tekst o cziuhaha, po prostu padłam. Pozdrawiam serdecznie Beata

  7. Cześć!
    Świetny tekst – poprawiłaś mi humor w pracy z samego rana 😉
    Kocham koszulki – kiedyś je sprzedawałam, dziś tylko kupuję. Najlepiej te z sucharami. Albo o Internecie.
    Mam 2 ulubione (tak w stylu twoich komentarzy):
    “Sleep is for PPL without access to the Internet” – nie śpię, kodzę. Ogólnie nie śpię, żywię się kawą, jestem nerdem, jeśli nie widzisz.
    “You were more interesting when you were online” – jestem nerdem, żyję z nerdami, moje życie jest w sieci, real men are not interesting 😉
    + wszystkie koszulki geeka/naukowe/programistyczne/o kawie – to tak jak dowcipy o studentach prawa. Tylko oni nie mają tiszertów, a koszule. TAK, WIEMY, PROGRAMUJESZ.
    Pozdrawiam, napisz drugą część 😉
    Olka

    1. Olu, dziękuję. Fajne te geekowskie hasła na podkoszulki. Pomyślę o napisaniu części drugiej. Dziękuję za pomysł. Pozdrawiam serdecznie Beata

  8. Czasami jakiś napis na koszulce mi się spodoba, ale na ogól wolę takie bez napisów. 🙂

    1. Takie bez napisów są bezpieczniejsze. Te z napisami mogą poprawić nastrój wkoło. Pozdrawiam serdecznie Beata

  9. Niektóre napisy potrafią sprawić, że się człowiek uśmiechnie. Tak jak na widok figurki Supermana przyklejonej na masce samochodu (tam gdzie w starych Mercach było logo)

    1. Bo to chyba właśnie o to chodzi, by rozsiewać wokół dobry humor i uśmiech. Bo samemu w końcu trudno swój podkoszulek poczytać już po jego założeniu. Pozdrawiam serdecznie Beata

  10. Karola says:

    A może tak zająć się samym sobą, zamiast ocenianiem wszystkich wokoło? 😉
    Niech sobie każdy robi, co chce, jak jemu się podoba, to co Tobie do tego? Krzywdy ci chyba nie zrobi takim napisem 😛 Temu, co przywdział na siebie taki napis, też może się nie podobać twój strój 🙂

    1. Karola, bardzo mi się to podoba. Tak bardzo, że przeprowadzam niezależne bezinteresowne badania socjologiczne z przymrużeniem oka. Pozdrawiam serdecznie Beata

  11. Sama mam bluzę “Girls Power” i zawsze w niej jeżdzę na jakieś wycieczki, bo jest wygodna do samochodu czy samolotu na dłuższe trasy. Była miła w dotyku, na przecenie, potrzebowałam jakieś bluzy i kupiłam.

    1. Girls Power, jak najbardziej tak. Jak najbardziej popieram. Dla mnie to jak najbardziej poprawny politycznie slogan. Pozdrawiam serdecznie Beata

  12. Lubię koszulki z nadrukami, jakimiś obrazkami. Z napisami już mniej, bo bo różne jak już zauważyłaś są. Ale jeśli napis już jest, a sama koszulka mi się podoba wizualnie, to po prostu o nim zapominam. I tak chodzę, aż się ktoś zapyta co tam jest napisane, a do mnie dociera, że napis nie do końca ma sens. 😀

  13. A ja tam nie mam nic przeciwko. Od razu widać z kim się ma do czynienia 😉

  14. Przyznaję, że niektóre teksty są całkiem niezłe, pod warunkiem że się rozumie kontekst i znaczenie. Widziałam parę babć paradujących w koszulkach z napisem, który zdecydowanie im nie pasował. Natomiast mój mąż osobisty bardzo się uśmiał, jak mu kupiłam na wigilię firmową koszulkę z napisem “Jingle my bells” 😀 Zaznaczam, że w jego firmie taki humor jest na porządku dziennym 😉 pozdrawiam

  15. Limited Edition jest cudne ;)) A ja kiedyś widziałam starszą panią w koszulce z napisem Hot Bitch i mam ogromną nadzieję, że ktoś jej powie co to znaczy i już nigdy jej nie założy ;))

  16. To ja jestem mixem wszystkich typów bo nie dość że kocham takie koszulki, to jeszcze mam coś w tym stylu wydziaranego na ręcę :D.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *