EKOLOGIA, VADEMECUM BLOGERA

Gdy mężczyzna stara się o dziecko. I nie może.

męska bezpłodność

męska bezpłodność

Czuje się gorszy, sam, samotny. Niepełnowartościowy. Winny. Jakby to wina, a nie przyczyna, leżała po jego stronie. Ona może. On nie. Mogłaby mieć dziecko. Ale nie z nim (przynajmniej zdaniem lekarzy).

Tak robiono od wieków. W takich sytuacjach. Jeszcze w czasach kiedy nie było banków spermy. Bo czy tak na prawdę o tym, czy ktoś jest ojcem decyduje to czy spłodził? Czy jak wychował?

Tylko, że kiedyś takich sytuacji nie było aż tyle. Nie tyle co dziś. A będzie ich coraz więcej.

Bo on nie może … spłodzić potomka

Tylko, że to jest problem, o którym się nie mówi. A dopóki się nie mówi (a przynajmniej nie dość głośno) nie ma problemu. A nie mówi się, bo ten problem jest wstydliwy. Odbiera męskość. Dlatego mówi się o nim w zaciszu gabinetu. Jeżeli nie uda się go rozwiązać pozostaje osobistą tragedią. Przeżywaną w samotności, w poczuciu niższości, odmienności, niespełnienia. W poczuciu niemożności.

Bo mężczyzna musi wybudować dom, posadzić drzewo i spłodzić potomka. A jeżeli nie może?

A nie może coraz częściej.

Statystyki mówią same za siebie. Widać nie dość głośno.

Według badania przeprowadzonego kilka lat temu w Danii:

Co piąty młody mężczyzna ma problem z jakością nasienia.

W ciągu 50-ciu ostatnich lat odnotowano 50-cio procentowy spadek produkcji plemników (w populacji męskiej).

Co oznacza, że statystyczny mężczyzna produkuje o połowę nasienia mniej niż jego przodek.

męska bezpłodność

Czy jest czym się martwić? Jest.

W odległej wiosce urodziło się dziecko. Ot taki wybryk natury. Dawno nikt czegoś takiego nie widział. Najstarsi ludzie nie pamiętają. Zapomnieli. Na wszelki wypadek wojsko otoczyło wioskę, odcięło ją od świata. Urządziło kwarantannę. Podejrzana sprawa. Dawno nikt na ziemi nie słyszał dziecięcego śmiechu. Bo wszystkie dzieci już dawno dorosły. Wyrosły z dzieciństwa. A na ich miejsce nie urodziły się nowe dzieci. Po prostu. Dorośli nie mają dzieci. Nie mogą ich mieć. To się już nie przydarza. Dzieci się już na ziemi nie rodzą. A tu taki wybryk natury … w odległej wiosce.

Spokojnie. To tylko scenariusz hollywoodzkiego filmu. Futurystyczny, ale może ta przyszłość wcale nie jest taka odległa. Bo trudno przewidzieć zmiany. Ale te niestety pędzą … galopem.

Według profesora Jouannet w ciągu ostatnich 20 lat produkcja nasienia w populacji męskiej spadła o 40 %. Pamiętacie te 50 % w ciągu ostatnich 50 -ciu lat. Pisałam o tym na początku. Tyle, że przez ostatnie 20 lat … jak z bicza strzelił.

Może w przyszłości najcenniejszym klejnotem rodzinnym będą, nie zgadniecie … PLEMNIKI. Zamrożone. Przechowywane z namaszczeniem w jakimś dobrze strzeżonym banku spermy. Pieczołowicie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dla podtrzymania gatunku. Kolejny scenariusz science fiction? A może już dziś jesteśmy gatunkiem na wymarciu? Tylko jeszcze nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Dlaczego tak się dzieje? Bo żyjemy tak, jakby

Po nas choćby potop.

Jaki jest ten współczesny mężczyzna? Wiecznie przemęczony, wiecznie zestresowany. Bo żyje szybko, ambitnie (to syndrom i wymóg naszych czasów). Z laptopem na kolanach. Non stop kolor. W syntetycznych slipkach (pewnie jeszcze z dodatkiem jakiś tam nanomateriaów, które nie do końca wiemy, co nam robią). Bo w końcu to wygoda i postęp. Nie prawda.

To koktajl wybuchowy na niepłodność.

Ale najgorsze są te substancje o budowie zbliżonej do estrogenów, czyli hormonów kobiecych. Wszędzie ich pełno: tworzywa sztuczne, pestycydy, kosmetyki, pigułka antykoncepcyjna. Taki jest ten nasz postęp.

Bo w przyrodzie nic nie ginie, tylko zmienia właściciela.

Łykasz pigułkę antykoncepcyjną. Bo to nie czas na dziecko. Nie dziś. Nie teraz. Dopiero za 10 lat. Może. Nie ma problemu. W końcu po to ją wymyślono (jakieś 40 lat temu – jaka zbieżność z uprzednio cytowaną statystyką?). Ale problem jest. Pigułka jest wydalana z moczem. Jej pozostałości nie wyłapują współczesne stacje oczyszczania. Problem wraca. Tylko zmienia właściciela.

Ile par stara się o dziecko?

Coraz dłużej. Czasami bezskutecznie. Latami. Ile to kosztuje? Nie tylko kasy, ale nerwów, zdrowia, energii? Coraz częściej wina leży po stronie mężczyzny. Nie wina – PRZYCZYNA. Bo winni jesteśmy my wszyscy. Nasze skażone środowisko.

męska bezpłodność
Moja koleżanka z pracy latami starała się o dziecko. Ona mogła (według lekarzy). Nie mógł on. Nie zdecydowali się na bank spermy. Może kiedyś pomyślą o adopcji.

Kiedyś powiedziała mi –

jako osoba, która doświadczyła tego problemu od tej strony. Ja doświadczyłam go od tej drugiej – miałam problem z zajściem w ciążę, bo wcześnie wyczerpała się moja rezerwa jajeczkowa, ale mimo to dzieci urodziłam.

Bo gdy problem leży po stronie kobiety współczesna medycyna może wiele pomóc (in vitro, stymulacja …). Często pomaga, choć to droga przez mękę. Ale gdy przyczyna leży po stronie mężczyzny …

Kto pomoże mężczyźnie?

Mogłabym napisać radośnie i beztrosko, że my wszyscy: zmieniając nasz styl życia. Ale to byłby pusty frazes. Nierealistyczny. Nierealizowalny, bo wymagał by od nas cywilizacyjnego kroku wstecz. Jak tu żyć bez plastików, pigułki, laptopa na kolanach i innych udogodnień? Bez chemii. Nie da się. Choć każdy może sobie pomóc … troszeczkę, próbując żyć inaczej.

Ale …

Już dziś jesteśmy gatunkiem na wymarciu. Sami podcinamy sobie gałąź, na której siedzimy. Bezszelestnie. Nawet tego nie podejrzewamy.

A współczesny mężczyzna przeżywa ten problem (tę swoją niemożność) w samotności. To jego osobista tragedia. Czuje się taki samotny. A tymczasem nie jest sam. Choć jest samotny.

Pamiętacie tę statystykę: co 5-ty młody mężczyzna w Danii ma problem z jakością nasienia. Dlaczego u nas miało by być inaczej? To problem dotyczy nas wszystkich, całego naszego społeczeństwa. NIESTETY.

Podobne wpisy:

Naturalne metody na niepłodność.

Czy zdażyłabym?

Bezpłodność męska, problem o którym się nie mówi.

 

Zapisz się na newsletter i pobierz darmowy ebook: TWOJA MARKA NA INSTAGRAMIE

O AUTORZE

Jestem blogerką, emigrantką, poczwórną mamą. Kobietą, która nie jednego w życiu doświadczyła, z niejednego pieca jadła chleb.

Od prawie 20 lat mieszkam na emigracji we Francji, w Paryżu.

Uważam, że emigracja to dobra szkoła życia i wymagająca, choć bardzo skuteczna lekcja pokory. Ale też wewnętrznej siły i zdrowego dystansu do samego siebie i momentami wystawiającej nas na próby codzienności.

Jestem tu po to, by pomóc Ci lepiej pisać, skuteczniej docierać do czytelnika, wywołać większe zaangażowanie w social mediach. Czasami rozśmieszę lub zmotywuję.

Ale równolegle do Vademecum Blogera jestem autorem kilku niezależnych miejsc w sieci.

Ponieważ wiele osób pyta się mnie, jak mimo 4 ciąży i 40 - stki na karku udało mi się zachować linię nastolatki, uruchomiłam kanał na YouTube o zdrowym gotowaniu - bezglutenowo - bezmlecznie.

Znajdziesz mnie również na blogu BeataRed.com i powiązanym z nim Instagramie, gdzie piszę bardziej osobiście o Paryżu i mojej pasji, jaką jest nauka języka francuskiego.

A jeżeli interesują Cię praktyczne porady o tym, jak budować swoją obecność w sieci zapraszam na mój kanał na You Tube z blogowymi tutorialami.

(16) Komentarzy

  1. Jesteś cudowna, podejmujesz trudną tematykę, ale robisz to taki przystępny, subtelny sposób…Nie narzucasz własnego zdania, ale skłaniasz do myślenia. Blogosfera dzięki Tobie staje się lepsza…

    1. Wiesz Justyna podobno bloger powinien pokazywac swoje zdanie, wtedy jest influencerem i podobno o to tu chodzi. Mi bardziej chodzilo o to, by powiedziec, ze jest pewien problem, ktory zamiata sie pod wycieraczke, a stamtad juz straszy. pozdrawiam serdecznie Beata

      1. I udało Ci się to w 100%:)

  2. Trudny temat… wydawał mi się bardzo nierealny, odległy, ale niestety coraz częściej muszę powracać do niego myślami

  3. Bardzo niepokojące zjawisko. Mam pełną świadomość, że będzie dotyczyć ono moich dzieci, choć mam cichą nadzieję, że może ich nie dotknie. Boję się, że będą przeżywać taki dramat jak ja kiedyś, bo nie wiem czy wiesz, ale to że mam trójkę dzieci właściwie jest cudem. Teoretycznie nie powinnam mieć żadnego dziecka… na szczęście teorię wypiera czasem praktyka. No i jestem szczęściarą 🙂

  4. Pamiętam jeden z wykładów na jakich byłam, opowiadano nam o jakimś niemieckim mieście, w którym kobiety miały problem z bezpłodnością….okazało się, że stężenie hormonów w wodzie z KRANU była tak wysoka, ze przyjmowały antykoncjepcję wraz z nią…. nie pamietam co to za miasto, ale fakt, hormony sa w wodzie, nie znikają. Straszny scenariusz filmu, ale jakże możliwy do spełnienia.

    1. A to pewnie w NRD bo tam chyba w ogole za bardzo nie ogladano sie na srodowisko, a juz na pewno rozslynely po calym swiecie “hodowane” na hormonach tamtejsze czempionki sportu. Pozdrawiam serdecznie i dziekuje za komentarz. Beata

  5. Bardzo ważny temat, choć tak rzadko poruszany.

  6. mówi się o tym niewiele.. taki o , temat tabu. a szkoda.

  7. Moja teściowa opowiadała mi właśnie o takim przypadku w jej sasiedztwie, gdzie ON nie mógł spłodzić dziecka, więc jego żona skorzystała z czyjejś pomocy i dzieki temu mają swego jedynaka. Swoją drogą to musi być dziwne uczucie – prosić sąsiada, żeby zapłodnił… Takie… nieludzkie. Chyba już lepiej adoptować jakąś sierotkę, tych nie brakuje, cała rzesza tęskni za domem i przyszywanymi rodzicami. Ale nie mnie oceniać. Ponoć syty głodnego nie zrozumie. Pozdrawiam 🙂

    1. To rzeczywiscie trudna sytuacja, kiedy wszyscy wiedza, domyslaja sie, ale co bylo robic. Pozdrawiam serdecznie Beata

  8. Bardzo ważny temat poruszyłaś Beatko i niestety trudno się z tobą nie zgodzić – winni jesteśmy my sami. Kilka lat temu na początku związku mój mąż patrzył na mnie jak na wariatkę, gdy mówiłam: żadnego telefonu w kieszeni spodni, bokserki tylko bawełniane, zdrowo się odżywiamy i nie dław w sobie emocji tylko mów. Stres i chemia rujnują nam życie..

  9. Z tego też powodu należy się cieszyć, że coraz więcej powstaje książek z gatunku beletrystyki traktujących o niepłodności, problemach z zajściem w ciążę. Co ważne, nie są tam przedstawiane kobiety, jako te, które nie mogą, są winne, ale pokazany jest też mężczyzna, który sobie nie radzi, ma do tego prawo. Typowo chyba o problemach mężczyzn, którzy nie mogą dać kobiecie dziecka, jeszcze nie ma, ale to się pewnie zmieni za kilka lat.

  10. O tym estrogenie z pigułek, który krąży w przyrodzie, czytałam już dawno. Ja się na szczęście nie przyczyniam, bo ze względu na występowanie w mojej rodzinie raka piersi pigułek wolę nie używać, żeby nie podnosić ryzyka. Ale fakt jest faktem, mężczyźni to wcale nie taka silna płeć i na wiele rzeczy są podatni.

  11. Bardzo ciekawy wpis. Niestety statystyki(choć okrutne) są prawdziwe. Tylko jaki mamy to wpływ? Co mogę zrobić ja dla partnera? Być, wspierać i mówić wierząc, że jest dla mnie tak samo wartościowy bez względu na to czy da mi dziecko czy nie… A to naprawdę wiele.

  12. Niestety, ten tekst przedstawia nieprawdę. Ludzie nie są gatunkiem na wymarciu. Ludzi jest właśnie za dużo na tej planecie. Powoli wyczerpują się zasoby, a homo sapiens zamiast zmienić styl życia, jeszcze wyciągają z tej planety jak najwięcej. Codziennie na obiad góra mięsa, jeszcze większa góra śmieci po obiedzie. Rozumiem, że niektórzy chcieliby się otaczać gromadką dzieci i brak takiej możliwości jest dla nich życiową tragedią. Ale to ułamek. Większość ludzi płodzi dzieci, na których utrzymanie ich nie stać. To jest o wiele większa tragedia, na o wiele większą skalę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *